Wszędzie dobrze....

Wróciłam. Bo i czas po temu był najwyższy. Ferie się kończą. Kasa skończyła się trochę wcześniej (przecież nie będę sobie na urlopie żałować!) Zastałam stęsknionego kota, doniczkową roślinność ledwie dyszącą, skrzynkę pełną reklam i innych takich niegodnych uwagi oraz niedomkniętą lodówkę. Wszystko zamarznięte na kość. A ja, psia kość, boję się teraz odczytu liczników. Rachunek może mnie zabić, a w najlepszym przypadku przyprawić o palpitację lub roztrój żołądka. Nic to jednak. Wszak nie samym chlebem i tak dalej... Ponadto uprzejmie donoszę, że nera, względnie korzonki zostały zneutralizowane. Aktualnie cierpię z powodu złamanego paznokcia. Dolegliwość, może nie jest zbyt dotkliwa ale za to widoczna. Zwłaszcza jak się ktoś dobrze przyjrzy;D Co jednakowoż snu z powiek mi nie spędza. Wręcz przeciwnie. Idę odespać. Juto sterta prania, kurze do ścierania, kawa do wypicia i zaległości na blogach do nadrobienia. Dobrej nocy. PeeS. Wszędzie dobrze ale , wiadomo, w domu naj...