Uffff...
Nie tylko dzień ale i wieczór miał się ku końcowi. W kominku wesoło z polana na polano przeskakiwały pomarańczowe ogniki. W oknach odbijały się światełka choinki. Z kubkiem herbaty z imbirem siedziałam w fotelu i delektowałam się ciszą. Nawet rozmyślałam sobie o tym i owym żeby tak zupełnie po próżnicy nie siedzieć. Sielanka jednym słowem. Aż tu nagle... Bach! Bum! Sruuuu! - Ufffffff ... - usłyszałam mocno sugestywne, poprzedzone sapnięciem westchnienie. Że nie można głośno wzdychać? Można... Nastrój prysł, a chwilę samotności diabli pod postacią pluszowego misia wzięli. A niech to! Przez chwile miałam ochotę się ukryć. Potem postanowiłam udawać że ja to nie ja i że wcale mnie tam nie ma. - Co robisz? - Kubuś ani myślał dać się nabrać. - W zasadzie nic... - Znaczy się, że kombinujesz.