Będzie Żyła

Niedziela zaczęła się jak zwykle. Jajecznicą. Leniwą kawę piłam leniwie. W łóżku. Zakąszając lekturą lekką, łatwą i przyjemną co wcale nie znaczy, że grafomańską. Wręcz przeciwnie. Książka była swego rodzaju ucztą; świetne dialogi, niebanalna fabuła, przemyślana narracja. - Mamo! - Najmłodszy w rodzinie wydarł się tuż nad moim uchem. mało brakowało a rozlałabym kawę na pościel w magnolie - Chodź! Będzie żyła kot! I pognał. Równie szybko jak się pojawił. Absurdalność zdania dotarła do mnie dopiero po chwili. To, że dość długiej składam na karb rekonwalescencji którą nadal celebruję. Sobie. A co?! Po dwóch tygodniach należy mi się. Jak psu miska a kotu drapanie za uchem. Składnią postanowiłam się zając w drugiej kolejności. Bardziej bowiem leżało mi na sercu zdrowie, a nawet życie biednego kota. Wystrzeliłam z łóżka jak gumka z majtek. - Co się stało kotu? - zapytałam skoro tylko dotarłam (z prędkością światła) do salonu. Wyraźnie słyszalna zadyszka świadczyła o tym, że gnałam jak...