Wyjec z szafy

- Uuuuuuu....! - zawyło coś. No bo przecież nie ktoś! Jestem dużą dziewczynką i w żadne strachy nie wierzę. Postanowiłam więc wycie zignorować. Nie będzie wyjec wył mi w twarz! - Uuuuuu.... ! - coś co wyło nie dawało za wygraną. Policzyłam domowników. Księciunio pochrapywał cichutko. Tuż przy mnie. Nie mógł być źródłem wycia. Podobnie dzieciarnie rozproszona po swoich kajutach. Pies typu Wena obraził się że nie chce mi się go/jej dopieszczać i z dumnie podniesionym ogonem poczłapał ku swemu legowisku. Kot, jak to kot szwendał się to tu to tam (istnieje uzasadnione przypuszczenie, że pojawi się bladym świtem i donośnym miauczeniem zażąda wpuszczenia go do domu). Co więc wyje? Lub kto? Zaczęłam się bać...