Sok

Jeśli człowiek typu dziecko przychodzi do was z miną niewinnego anioła z pierwszego rzędu chóru niebiańskiego, składa rączki, mruży zalotnie oczęta i przemawia głosem słodkim jak ulepek, to nic tyko należy natychmiast sprawdzić czy aby na pewno jeszcze macie dach nad głową... Zapodziałam się po głowę. Niestety nie w malinowym chrośniaku. Ten, może i kiedyś będzie schronieniem, dla mnie i dla bąków złośników huczących basem. Póki co niestety. Smętnie sterczące kikuty w niczym nie przypominają leśmianowskiego raju dla zatraconych. Toteż, z braku przysłowiowego laku, zapodziałam się w lekturze odprężająco -ogłupiającego pisma niebranżowego. Z zamyślenia nad losem nieporwanie idealistycznej panny Krysi, która wierzy w bociana, babci Anieli, której nikt nie powiedziała że nie ma wnuczka imieniem Adaś i Jana, ojca dzieciom który bimbał sobie w najlepsze zapominając, że z kranu chleb z masłem nie płynie wyrwał mnie ociekający słodyczą głos syna. Jedynego choć nie pierworodnego.