Helooooł!

Stan atmosfery w danej chwili potocznie zwany pogodą był taki że nic tylko siedzieć w domu i oglądać świat zza szyb. Psa z kulawą nogą człowiek by sumienia nie miał na tę zawieruchę wypuścić, a co dopiero pluszaka. Że już o całej zgrai nie wspomnę. Siedzieliśmy więc i oglądaliśmy. Po pierwsze wiadomości. A po drugie deszcz ze śniegiem wymieszany w proporcjach mniej więcej równych oblewający i oblepiający widoczny z okien okoliczny krajobraz. – Puchatku? – Tak Prosiaczku? – Nic, tylko chciałem się upewnić, że jesteś. - Heloooooł! Ja tu jestem! - Poczułam się jak powietrze. I pewnie dlatego prawie krzyknęłam. Prawie, bo w sumie to wieczorna cisza była tak przejmująca że dla jej podkreślenia wyłączyliśmy dźwięk w telewizorze. Dzięki temu mieliśmy na monitorze takie może trochę dziwne akwarium. Albo coś w podobie. Gadające głowy machały rękoma, gniewnie marszczyły czoła albo wręcz przeciwnie, uśmiechały się promiennie. Ich usta co chwila zamykały się albo otwiera...