Posty

Rowerek

Obraz
Dzieciaki mają swoje prawa. I wymagania. Taki Krzyś na ten przykład, z zawodu przedszkolak, z zamiłowania rozrabiaka, a prywatnie mój syn, koniecznie che mieć rower. Swój własny. Jeden ma, odziedziczony, ale ten, jak się okazało nie spełnia podstawowych wymogów natury estetycznej. - Mamooooooooo! Umiem jeździć na rlowerlku! Na dwóch kółkach! - Najmłodszy w rodzinie wpadł do kuchni z radosnym wrzaskiem na zaróżowionej buzi. - Umie! - z dumą potwierdził rewelacyjne wieści Książę Małżonek. - Mamoooooooo! Choć zobaczyć! Jak ja przepenknie umiem jeździć! No to poszłam. Z aparatem, bo takie wydarzenie należy upamiętnić. Bezwzględnie! Faktycznie, naumiał się w tempie błyskawicznym. Sukces sportowy syna uczciliśmy makowcem domowego przemysłu. Ale na tym nie koniec... - Bo ja to bym chciał inny rlowerlek mnieć - ze smutkiem powiedział bohater dnia. - No oczywiście! - Książę małżonek wyrwał się jak gumka z majtek. - Jak wyrośniesz z tego - dodałam szybciutko, wpadając mu w słowo. - Ale ten jest...

Asertywność?

Obraz
Będąc młodą, piękną i niecałowaną miałam ambicje nauczyć się : francuskiego, jazdy na deskorolce i asertywności. Wyszło tak jak wyszło. Znam rosyjski, niemiecki jako tako po japońsku. Jedyne deski z którymi zawarłam bliższą znajomość to ta do prasowania, ewentualnie do siekania cebulki. O asertywności lepiej nie mówić... Sobota wczesne rano...Telefon zawył skoczne "Szła dzieweczka" w chwili kiedy coś mi się kończyło śnić. I jasna haftowana! Cedeen pozostał w sferze sennych marzeń... - Czego? - warknęłam do słuchawki nie patrząc nawet na wyświetlacz. - Cóż za miluchne powitanie - zaświergotała Osobista - Nie mów, że jeszcze spałaś! - Dobra. Nie powiem - burknęłam przeciągając się. - Jest sprawa - kontynuowała niczym nie zrażona - a nawet dwie sprawy. - Acha... - No to tak. Po pierwsze, masz zepsuty domofon, stoję pod bramą,a ona nie chce mnie wpuścić. No to zwlecz się i otwórz! Z łaski swojej! No to się zwlokłam. Podniosłam cielesną powłokę, i otworzyłam. Z łaski swojej. Osob...

Specjalistka

Obraz
W dawnych czasach kiedy byłam małą dziewczynką i miałam mysie ogonki, rajstopki w truskawki i sweterek z kotkiem, co bardziej wstydliwych rodziców w uświadamianiu wyręczało podwórko. Wiedza rodem z piaskownicy i trzepaka, była rzetelna i poparta przykładami. I co najważniejsze konkretna. Bez owijania w bawełnę że niby pszczółki, kwiatki, pyłki i tak dalej. No ale to było kiedyś, w epoce kamienia łupanego mojego życia. Teraz świat idzie z postępem, a dzieci z jeszcze większym. W przedszkolu są specjaliści od długiego bekania, od sikania na kolegę i od... - Mamo a ty wiesz skąd się biorą dzieci? - zapytało mnie wczoraj moje czteroletnie pacholę wyżerając paluchem nutellę. - Oczywiście, że wiem - odrapałam i byłam święcie przekonana, że zaraz będę musiała odpowiadać na całą masę przeróżnych pytań. Od tych dzieci począwszy, a na budowie promu kosmicznego kończąc. - Ja też wiem - powiedział oblizując palucha - Blanka mi powiedziała. - A ona wie? - No pewnie. Dzieci się biorą z gwiazdki. Tr...

Klata

Obraz
Dla Margo ... ona wie dlaczego;) Jeśli Nadworny sobie myśli, że ja będę wysłuchiwać jego żali na nędzny żywot to, lepiej niech czynności myślenia zaprzestanie w trybie natychmiastowym. Bo życie, proszę szanownego Nadwornego, to nie jest koncert życzeń. Już bardziej rosyjską ruletkę przypomina. Cylupa Zofia z Cybulina miauczała, miauczała, aż wymiauczała. Randkę stulecia. Z facetem jej marzeń i snów. Sporym nadużyciem byłoby twierdzić, że Nadworny tak strasznie się opierał. Bo nie opierał się wcale. Poszedł z własnej i nieprzymuszonej, do kawiarni mojej ulubionej zresztą. Z różą w garści, chociaż zapewne bardziej oryginalnie wyglądałby z kwiatkiem w zębach albo za uchem. W butonierce nie byłoby oryginalnie tym bardziej, że trudno szukać butonierki w bluzie sportowej. Niech więc sobie teraz ideologii nie dorabia do chronicznego braku zdrowego rozsądku. - Ty sobie Nadworny zakonotuj w tym łbie rycerskim, że Zocha to Zocha i choćbyś się skichał, Zochą pozostanie. To raz. A dwa, to p...

Książkożerca

Obraz
I to ma być piesek? Łachudra psia jego mać, to jest! Żarłoczna na datek, a nie pies porządny! Chociaż... gust trzeba przyznać ma. Całkiem niezły. Osobista wydedukowała i w pierwszym momencie można by domniemywać, że całkiem słusznie, że skoro pies jest od zawsze przyjacielem człowieka, to i w potrzebie pomoże. Potrzeba jest wielka, żeby nie powiedzieć ogromna i nosi tytuł "Pożegnanie z zimowym obrastaniem w tłuszczyk". Według oficjalnej wersji piesek miał być pretekstem do wychodzenia na dłuuuugie spacery, a co za tym idzie pomagać gubić zbędne kilogramy. I wszystko by było cacy, gdyby te grube setki złotych w pocie czoła zarabiane przez Osobistego Osobistej nie poszły na zakup psa obronnego pod tytułem York. Piesek zaczął od kałuży w przedpokoju. Darowane mu zostało, bo mały i mordę ma sympatyczną. Wtulił się w różowy papuć z pomponikiem i udawał że śpi. Wszystko po to żeby zmylić czujność. Moją przede wszystkim. Osobista albowiem zakochana w psinie po uszy i wybacza mu dos...

Dieta-cud

Obraz
Każdy ma coś do ukrycia. Ja też. Przed ciekawskich wzrokiem skrzętnie ukrywam cellulit i oponki. Jedno i drugie powstało w wyniku odwiecznej miłości do kinder bueno, michałków, lodów i krówek, miętówek, majonezu, makaronu... Wiadomo jak to jest. Dwie minuty w ustach, całe życie w biodrach. A tu? Zima ma się ku końcowi i sezon się zbliża wielkimi krokami. Należy się za siebie zabrać. W tym celu zakupiłam książeczkę pod wiele mówiącym tytułem "Nie potrafię schudnąć", autorstwa francuskiego lekarza Pierra Dukana. Przeczytałam i mam zamiar. Póki co na zamiarach się kończy bo ja się jakoś tak dziwnym zbiegiem okoliczności niekoniecznie potrafię oprzeć. Jest jednak światełko w tunelu, pod tytułem Osobista, która to też stwierdziła że powinna. Bo tu i ówdzie jej przybyło. I że bezwzględnie przechodzi na dietę. Świetnie. We dwie raźniej. A i wsparcie jakieś jest. Oraz motywacja... - Skoro ona potrafi, to ja też wytrzymam. Calutki dzień na jogurcie i ogórku szklarniowym świeżym. Niest...

Relacja

Obraz
Śniegu dookoła po kolana, a niejaka Cylupa Zofia szczęśliwa jak prosię w błocie. I pryska-tryska tym szczęściem.  W oczy kole i kły radośnie szczerzy. - No! - Co no? - odpowiedziała wgapiając się tęsknym wzrokiem w niesioną przeze mnie salaterkę. - Nie ze mną te numery Kloss... to znaczy Cylupa. Ty mi tu idiotki nie zgrywaj tylko relację zdawaj. Jak było? - Na giełdzie? - zapytała niewinnie. - Nie! Kurde-blaszka. Na Giewoncie! - Nie wściekaj się, bo ci to na puder źle robi - dostojnie odpowiedziała Zofia Błękitnoooka,  zatrzepotała nieutuszowanymi rzęsami i dodała - Normalnie. Tylko zimno jak jasny Giew... to znaczy gwint. - Nie chcesz gadać to nie! Ja bez tej wiedzy przeżyję, ale...- tu uciekłam się do maleńkiego, tyciusieńkiego szantażu. Szantażyku właściwie - Masz szlaban na miętówki!. Są moje i nie zawaham się ich ukryć. Dla lepszego efektu, przeleciałam cylupowej córce  pod nosem miseczką z przecudnie pachnącymi miętowymi czekoladkami i schowałam je za siebie. - Nee ...