Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2014

Zima...

Obraz
...czyli ciężkie czasy nastały. Dla mnie. Zimę albowiem znoszę. Bo nie mam innego wyjścia. Najchętniej zniosłabym ją w ogóle. Jakąś ustawą. Albo zarządzeniem. Paragrafem? Takim z zakazem wstępu na terytorium, pod groźbą rozpuszczenia. Się w saunie. Wszystko jedno. Mam! Zabutelkować ją! Wszystko co związane ze słupkiem rtęci poniżej zera mnie wnerwia (żeby nie powiedzieć dosadniej) Nie lubię czapek, ciepłych majtek, puchowych kurtek, zmarzniętych mimo rękawic paluchów, kataru, ślizgawek, zwiększonego zużycia paliwa oraz tego, że mnie boli. A właśnie mnie boli. Nera względnie korzonki. Jeszcze się nie zdecydowałam co mi tak od kilku dni dokucza. Natychmiast jak tylko podejmę decyzje udam się do stosownego specjalisty celem zaradzenia. Póki co za radą M* okładam się plastrami. I wcinam żórawinę. Jak tylko zwlokę się z pracy składam obolałe nery lub korzonki w betach i tak wegetuję... I nic mi się nie chce. Tak więc sorry... że nie piszę ale... taki mamy klimat;) źródło zdjęcia

Kociarnia

Obraz
Koty lubię. Jednego kosmicznego choć  rasy dachowej, płci babskiej, maści czarnej nawet posiadam. Kosmitka, zwana Sonią chodzi własnymi drogami i jest absolutnie wyjątkowa. Zresztą, pisałam już o niej kiedyś ... ( klik ) więc nie będę się powtarzać. Jeden to jednak mało. Zdecydowanie. Zapragnęłam jednak mieć więcej.. I udało się!  Ba, wręcz się zakociło! Oto one! Koty wygrane w rozdawajce ogłoszonej przez właścicielkę bloga  Retro, Koty i Pies Koty dwa... trzy... i Kotów czterech;) Dzięki wielkie! Kotów ci u mnie dostatek. I słusznie, bo jako rzecze ludowe porzekadło kotów i dzieci nigdy za wiele;)

O nieszczęściach, które chodzą parami

Obraz
Zaprawdę powiadam Wam; w przysłowiach ludowych mądrość drzemie. Wielka. Dzień zaczął się normalnie. Budzik, który  śmiał brzęczeć przeleciał się na ścianę. Wylądował, jak się łatwo domyślić na podłodze.  Potem już było z górki. Prysznic,  uzdatnianie fryzury, naprawianie mankamentów facjaty, grzebanie w szafie, chwila marudzenia, trochę narzekania, dwa psiknięcia perfumami i... na śniadanie zabrakło czasu. Oraz na kawę. Złe przeczucia tknęły mnie w połowie drogi do pracy. Szły jedna za drugą. Z torbami wielkimi jak toboły handlarzy zza Buga. Wiatr usiłował podwiać im długie kiecki. Zdecydowanie lepiej szło mu z welonami. Targał nimi niemiłosiernie. Zamarłam. Niemal straciłam panowanie nad kierownicą! Zobaczyć zakonnicę z torbą w poniedziałkowy poranek to nieszczęście pewne jak drut! A dwie zakonnice to już chyba katastrofa jakaś!Co mnie podkusiło! Żeby patrzeć na pobocze! Na skutki spotkania nie trzeba było długo czekać... Ledwie przekroczyłam mojej pracy próg, zanim zdążyłam rozpiąć

O Kubusiu, zębach i pękaniu

Obraz
Od rana był jakiś nieswój. A może raczej nabzdyczony? Tak, zdecydowanie się nabzdyczył. Marudził, robił łaskę, odmówił nawet małego "co nieco"" na obiad. - Nie to nie - powiedziałam wzruszając ramionami. Że niby nie wiem o co chodzi i takie tam. Tak naprawdę to nie mogłam się doczekać kiedy w końcu sobie pójdzie na tą drzemkę i przestanie truć tyłek. - Idę sobie - mruknął wyniośle - Poleż trochę. Pomyślę... I tyle go widzieliśmy. - Jestem! - Kubuś wparował niczym czołg i zanim zdążyłam postawić wszystkich w pozycji baczność wtoczył się do jadalni. - A to co? - zapytał stając w pozycji żony Lota. Szklane oczka niemal wyskoczyły z orbit. Najbardziej chyba zachwyciły go kolorowe baloniki dyndające pod żyrandolem.  Puchatek rzecz jasna udawał. Albo był znakomitym aktorem. Przecież doskonale wiedział, że dziś jest jego dzień! Podobnie jak ja wiedziałam dlaczego się nabzdyczył.

Przypadek, czyli nie wszystko w życiu można przewidzieć cz3

Obraz
Wchodząc do biurowca Agata rozejrzała się w poszukiwaniu portiera. Jak na złość gdzieś zniknął. Nigdy go nie ma jak jest potrzebny! - No trudno - mruknęła - Pojedzie pani ze mną na górę? (Tam łatwiej mi będzie wezwać policję!) - Jasne - odpowiedziała blondynka uśmiechając się pod nosem.  Z podobnym uśmiechem patrzyła jak Agata drżącym palcem naciska przycisk przywołujący windę. Na szczęście była gdzieś wysoko. Zanim delikatnie stoczyła się na parter, dołączyło do nich kilkoro innych spóźnialskich. Nie musiała być sam na sam z mordercą i jego poćwiartowaną ofiarą. Brrr... - Dzień dobry pani Wando - recepcjonistka Elka, której biurko stała niemal naprzeciwko drzwi  do windy, z uśmiechem przywitała blondynę - Cześć Aga. - Dzień dobry - blondyna-Wanda odpowiedziała uśmiechając się promiennie - Poproszę kawę! Ten prysznic na końcu korytarza działa? Mam nadzieję. Miałam straszną noc... - dodała i zniknęła za drzwiami gabinetu szefa.

Przypadek czyli nie wszystko w życiu można przewidzieć cz. 2

Obraz
- Spokojnie -mruknęła  blondynka przestępując z nogi na nogę, zupełnie jakby chciała rozprostować zastygłe podczas stania w autobusie kości - Ja też wysiadam. Agata nawet nie starała się ukryć zniecierpliwienia patrząc jak  jej towarzyszka podróży niezdarnie gramoli się przez drzwi. Poszłoby jej może sprawniej gdyby nie wielka jutowa torba w czerwono niebieskie pasy, którą taszczyła. Prawie ciągnęła ją za sobą. Torba wyglądała na ciężką. I taką zapewne była. Na twarzy blondynki wykwitł za jej przyczyną rumieniec, który mimo, że naturalny nie dodawał jej uroku. Zresztą, może i dodawał. Agacie trudno było zdobyć się na obiektywizm. Śpieszyła się. No i była wściekła. Przede wszystkim na tę guzdrzącą się  kobietę, a mimo wszystko na siebie. Mogła szybciej się zastanawiać w co się ubrać. Nie mogła stracić tej pracy! Wciąż była na okresie próbnym i nie mogła pozwolić sobie na takie głupie wpadki! - Spokojnie - ponownie sapnęła blondynka kiedy tylko udało jej się wydostać z autobusu - P

Przypadek, czyli nie wszystko w życiu można przewidzieć cz.1

Obraz
Wszystko było dziełem przypadku. Wszystko. Począwszy od tłoku w autobusie, a na śmierdzącej tygodniowym potem tłustej blondynce, która ze zniechęconą miną stała tuż obok. Kiwała się niebezpiecznie przy byle zakręcie. Nie miała się czego uczepić. Każda ze zwisających  z biegnącej wzdłuż autobusu chromowanej rury rączka dyndająca na parcianych paskach była zajęta. W autobusie panował tłok. Jak zwykle. Oczywiście jak zwykle o tej porze. Przecież wystarczyło wstać wcześniej, nie zastanawiać się co założyć, nie guzdrać się w łazience, nie marudzić przy śniadaniu i sprawa autobusowego tłoku by nie zaistniała. Blondynka kiwałaby się przy kimś innym. I to ktoś inny byłby zagrożony że zwali mu się na plecy. Nagłe pojawienie się autobusowych kontrolerów Agata przyjęła z ulgą. A nawet z radością.

Nierządnica

Obraz
       Marianna była w wieku. w którym to podobno wypada już wszystko. Włosy, zęby, macica , dekolt do pępka i mini ledwie co zakrywające wciąż  zgrabny tyłek. A jeśli nawet, co poniektórzy złośliwcy uważali, że tak to się statecznej bądź co bądź pani nosić nie wypada to Marianna i tak miała to wiadomo gdzie. - A kto bogatemu zabroni? - odpowiadała zaczepnie na docinki odzianych w dostojne flausze, eleganckie żorżety i mało gustowne mohery sąsiadek, które to nawet nie starały się ukryć świętego ( a jakże!) oburzenia. Żegnana złym spojrzeniem, splunięciem oraz znakiem krzyża, że niby taka z niej  gniewu boskiego ani ludzkich języków się niebojąca antychrystka, odchodziła równym, na tyle ile pozwalało zapalenie stawów, zaniedbany w dzieciństwie  platfus i buty niewygodne jak jasny gwint krokiem. Rzecz jasna Marianna nie była tak zupełnie wyrzucona poza nawias. Dziwnym zbiegiem okoliczności drugie połowy flauszowo-żorżetowo-moherowych bigotek na widok przechadzającej się ulicą  Marii re

Zapaść

Obraz
Czas płynie, a rytuały pozostają. I bardzo dobrze. Oby jak najdłużej. Czasami wieczorne pogwarki  nieco się przeciągają. Dzięki temu wiem, że  zapaść można nie tylko pod ziemię. Się. - Jesteś moją... - zaczęłam, ale nie dane mi było skończyć. - Mamo, poczekaj - Krzyś przerwał nieco niecierpliwie - Powiedz mi ile masz dzieci? - No jak to ile? Ciebie i Julę. - Czyli dwoje? - Czyli tak... - A czemu? - młody nie dawał za wygraną. - Bo tak chciałam. Wiesz? Zawsze chciałam mieś synka i córeczkę. Czasami marzenia się spełniają.    A teraz śpimy. - miałam szczere chęci zakończyć ten dialog. - Ale, mamo, poczekaj... A gdybyś zapadła w ciążę to co byś urodziła? Dziewczynę czy chłopaka? Wpadłam w lekką panikę. Marzenie się spełniło i na tym koniec! - Szczęściem nie zapadałam. Więc nie ma o czym dyskutować - ucięłam dalsze dywagacje. Żadnego zapadania! - Dobranoc moja istoto jedyna kochana... Dobranoc.... Źródło zdjęcia w sieci: http://www.familie.pl/Forum-5-172/m79993-203,Dobran

Poczta

Obraz
Lubię. Leniwe poranki, kiedy to nie muszę nic za to mogę snuć się po domu w szlafroku do południa. Orzechy, lody, kawę, Pink Floy'dów, Dostojewskiego, suszone pomidory... I to, że są rzeczy, które się mimo upływu czasu nie zmieniają. Nadworny co prawda rzeczą nie jest ale się nie zmienia. Przybyła mu co prawda zmarszczka ostatnio, jakiś siwy włos by się zapewne znalazł, że już o (nad)kilogramach nie wspomnę. Za to w kwestii nawyków charakterystycznych dla wyżej wymienionego jest stały i niezmienny. Skała! Opoka!  Konkretnie? Wpada jak burza, baz zapowiedzi, zadeptuje świeżo umytą podłogę, wpuszcza na salony  wiatr nadmorski przenikliwy, trzaska drzwiami i żąda kawy niemalże od progu. - Kawusi! - powiedział wpadając jak powyżej i zamiast zgodnie z zasadami ogólnie przyjętymi przywitać się uprzejmie przytulił tyłek do kominka - Bo zimno! Nie bacząc na swój strój (szlafrok i przydeptane kapcie) mocno o godzinie 11 z minutami niestosowny poczłapałam do kuchni. W celu po pierwsze za

Żaby

Obraz
... czyli płazy na dobranoc:) Opcjonalnie  na dzień dobry. - Mamo! Bawimy się! Z Oskarem! Będziemy krzyżować. Żaby! A potem ty ocenisz kto lepiej dobrze!? - Krzyś wrzasnął mi tuż nad uchem i odleciał. No bo przecież nie odszedł z prędkością światła! - Dobrze... - odpowiedziałam nieco bezmyślnie znad michy z ciastem na pierogi. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że łapy miałam uklejone mąką, a myśli zajęte farszem. Pewnie dlatego nie zapytałam. Ani w co się bawią, ani co mam oceniać.  Mało tego! Nawet cień podejrzenia nie przemknął po mojej zajętej pierogami korze mózgowej. Poza tym krzyżowanie? Chyba się przejęzyczył. O ile wiem to nawet nie wie co to genetyka... - Kurde mol! - zaklęłam szpetnie. Właśnie sklejałam ostatniego. W sensie, że pieroga. I coś mi nie pykło. farsz zmieszał się z ciastem i zamiast zgrabnego pierożka wyszła rozlazła klucha. - Nic to! - w obliczu perfekcyjnej armii  ułożonej na stolnicy postanowiłam zignorować nieudacznika. I być ponad to! - No! Oceniaj! - zar