Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2010

Symulacja

Obraz
Cudowność cieplutkiego wczesnego wieczoru przerwała nagle Osobista wpadając w towarzystwie michy młodych, ugotowanych ziemniaczków. Malutkich jak orzeszki. - Co to? - zapytałam głupawo. - Kolacja - rzuciła lakonicznie. Zaszeleściła letnią, leciutką jak mgiełka, entuzjastycznie różową spódnicą w wesolutkie stokrotki, rozsiadła się obok i z dumą dodała - Sama obierałam. - Jestem pod wrażeniem - mruknęłam - No ja myślę! Że jesteś! Godzinę starczałam przy tym obieraniu! - Osobista najwyraźniej domagała się hołdów za odwagę i poświecenie. Ostatecznie cała godzina cennego życia poświęcona na coś tak przyziemnego jak nomen omen ziemniaki to nie w kij dmuchał. - A kto ci kazał? Mogłaś usiąść - odpowiedziałam wzruszając ramionami. Wątpliwej jakości ozdoba pod tytułem "jestem obrażona" tylko na chwilę zagościła na twarzy Osobistej. Chyba zrozumiała, że takie poświecenie to nic wobec wieczności i głodu w Etiopii. - Zrobisz coś z tym? - zapytała wskazując ufryzowaną modnie główką na mich

Biznesłomenka

Obraz
Zofia de domo Cylupa, zamieszkała w Cybulinie, słowa pewnego premiera żeby brać sprawy we własne ręce potraktowała serio. Bardzo bardzo serio. I do serca sobie wzięła. Stojąc przeto w obliczu finansowej katastrofy postanowiła zostać biznesłomenką. Na razie sezonową. Później się zobaczy. Zofia robi w nie byle czym. Nie jakieś tam mydło powidło i maść na szczury tylko książki, panie panowie. Najprawdziwsze papierowe. Nawet pracownika nieletniego i niewykwalifikowanego zatrudnia! Pracownik pracownikiem, ale zawsze lepiej samemu dopilnować. Wszak oko pańskie konia tuczy. A kto wie, może i splendoru kramikowi przydaje. Do rozkręcania interesu zaangażowała każdego kto dał się wrobić. I tak Nadworny został zaszczycony nominacją na dostarczyciela towaru w postaci książki taniej sortowanej, zamawianej przez Zofie w jakiś tajemniczych okolicznościach. Ponadto dla strudzonej rozkręcaniem właścicielki przedsiębiorstwa handlowego przynosi strawę w plastikowych pojemnikach z pobliskich barów szybki

Kleszcz

Obraz
Wygląda na to, że klawe życie to ma tylko cysorz. Bo tak; cesarzowo ma fajno i musi nic. Cała reszta ma przechlapane. Taki Nadworny na ten przykład... - Choryś? - zapytałam troskliwie widząc zielony deseń na twarzy stojącego w drzwiach Nadwornego. Przy czym stojącego to chyba za dużo jednak powiedziane-napisane. Powinno być "słaniającego się na ostatnich nogach". Spojrzał na mnie karcąco. W wolnym tłumaczeniu miało to oznaczać ni mniej ni więcej, tylko tyle, że pytania, na które odpowiedź jest widoczna gołym okiem są zbędne i świadczą o kompletnym braku inteligencji. Miał absolutną rację. Moja inteligencja w sobotę, w pierwszy dzień wakacji śpi sobie w najlepsze i ma w nosie to co o niej myśli Nadworny i reszta świata z cysorzem włącznie. - To co się szwendasz po porządnych ludziach? I zarazę siejesz!- zaatakowałam sposobem pieska pokojowego. Kwoka domowa wzięła górę nad miłością bliźniego zbłąkanego wcale nie przypadkowo w progi domostwa. Pisklęta należy chronić! - Gupia!

W wersji light...

Obraz
Normalni ludzie, w niedzielę, to siedzą w domu, z rodziną. Wcinają rosół i schabowego z kapustą. Widać Jolka, normalna nie jest. Przyczłapała w porze obiadowej. Patrząc pożądliwie na mojego kotleta rozbierała go wzrokiem, ale stanowczo odmówiła zjedzenia czegokolwiek. Korzystając z okazji, że mam gościa, obdarzyłam rodzinę zaszczytnym obowiązkiem doprowadzenia jadalni po biesiadzie do stanu jako takiej używalności. Sama udałam się w miejsce zaciszne. Tak zwana kobieca intuicja mówiła mi, że zanosi się na spowiedź. Może nie tyle życia co ostatniego jego fragmentu. Moja koleżanka bowiem, zaszczyca mnie swą obecnością, w przełomowych, że tak powiem momentach. No i nie myliłam się… - Jestem na zakręcie – powiedziała i zamilkła wymownie, czekając na moją reakcję. Pełny żołądek chyba nie sprzyja efektywnemu myśleniu, bo zaskoczyłam z opóźnieniem. - Aha… A tak bardziej precyzyjnie? - Tak bardziej precyzyjnie to chyba sobie muszę operację zrobić. - Gadasz! Co się stał? Dolega ci coś? – pr

Strategia

Obraz
Prawdą nieobjawioną, ale powszechnie znaną jest, że nikt nie lubi jak nim manipulują. Co innego jeśli sami manipulujemy. Wtedy raz, dwa i trzy stuknięcia w cokolwiek i grzeszek odpuszczony;) Tym bardziej, że czasami bez tego trudno osiągnąć obrany cel. Każdy chce być panem sytuacji, a tymczasem, życie czasami robi nam psikusa… Faceci często nie mają bladego pojęcia, że myślą dokładnie tak jak my chcemy żeby myśleli. Jestem święcie przekonana, że każda kobieta, żyjąca w związku ma na „sumieniu” co najmniej kilka manipulacji... Przykład pierwszy On: Nowa? Ona: Co? On: No nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi. Bluzka? Ona: No wiesz! Mam ja już z rok, a ty dopiero teraz zobaczyłeś? Takie zachowanie, może wzbudzić jakieś podejrzenia. Foch też niewiele pomoże. Ale wystarczy odwrócić nieco sytuację… Ona: Zobacz kochanie, nic się nie zmieniam. Mam tę bluzkę od roku, a ona nadal dobrze leży. Prawda? On: No….. (Uwaga! Koniecznie sprawdź czy z tyłu nie dynda metka!) Żaden chłop, któremu życ

Ale kino!

Obraz
Niniejszym chciałam zdementować doniesienia światowych agencji informacyjnych, jakoby w Polsce PeeReL ponownie nastał. Ta kolejka, proszę światowych agencji to nie po papier toaletowy szary, nie po wodę brzozową, nie po podwawelską! To do urn wyborczych, kupą mości turyści ruszyli! I ludność okoliczna! A jakby agencje nie wiedziały, to ja agencjom powiem; czas oczekiwania w ogonku wynosił ok 45 (słownie; czterdziestu pięciu) minut! I co? zatkało kakało? ;)))

Dokumentacja ...

Obraz
.... fotograficzna do teorii ewolucji...;)

Świat jest mały

Obraz
Są takie dni w tygodniu, że czego się człowiek nie dotknie to nie wychodzi. Mamtowdupizm, w wersji bardziej dostojnej dyferentyzm się włącza. I skutecznie utrudnia działanie wszelakie. Na przykład sprzątanie absolutnie nie wychodzi. Lepiej też nie brać się za gotowanie. Nawet pielenie ogródka grozi utratą wszystkich upraw... W takiej sytuacji osoba dotknięta wyżej wymienioną przypadłością, powinna zaprzestać. Tak też zrobiłam. Wzięłam za łapę Krzysztofa mojego i pognałam popatrzeć na turystyczną gawiedź. Przy okazji, w nadziei, że w książkach znajdę ukojenie dla skołatanych nerwów, zahaczyłam o bibliotekę... - Ja to proszem paniom ostatnio prawie wcale książek nie czytam - powiedziała ukryta za bibliotecznym regałem Pani Turystka, nazwijmy ją Pierwszą, w wieku nieodgadnionym. - Aha - odpowiedziała jej koleżanka Turystka Druga nie wykazując większego zainteresowania tym co ewentualnie miałaby jeszcze do powiedzenia rozmówczyni. Pierwsza jednak nie dawała za wygraną. - Bo ja, proszem pan

Turystyczne story

Obraz
” Owszem, to prawda, że pada deszcz, Ale pozwolę sobie zauważyć, że tylko z góry” Tym to cytatem, z radosnej twórczości naczelnego optymisty kraju, niejakiego Poniedzielskiego Andrzeja, pozwolę sobie nawiązać do… A nie! Wcale nie do optymizmu. Do turystów. Turystów albowiem (!) ci u nas dostatek. Zaczęło się. Przez Wiś Nadmorską porozjeżdża się z trudem. Znalezienie miejsca do zaparkowania auta graniczy z cudem. Wszędzie pełno straganów z badziewiem. Jaja, ogóry, mydło, powidło i maść na szczury. To się nazywa SEZON. A jeszcze nie ma pełni. Pełni sezonu znaczy. Jadę sobie przez moją Wieś Nadmorską, turystyczną wyścigowym autkiem w kolorze bliżej nieokreślonym 20 na godzinę. W porywach! Szybciej się nie da. Turysty łażą. Dosłownie. Niczym święte indyjskie (nie powiem co) Każdy kij ma dwa końce. Z jednej strony trudności w poruszaniu, ceny pod sufit i wszechobecny tłum, a z drugiej ... wszyscy z tych turystów żyjemy. Niektórzy tylko z tego. Turyści tak jak wszyscy inni dzielą się; - n

Panta Rei

Obraz
- Mam problem - zakomunikowała Osobista telefonicznie po czym bezczelnie odmówiła dalszych zeznań. Zapowiedziała się za to z wizytą. Do czasu jej przybycia siedziałam jak na szpilach. Nie dość, ogródek zarasta zielskiem, paznokieć mi się złamał, dziecko ma strupa na kolanie, to jeszcze Osobista dorzuca kamyczek w postaci problemu. Żeby tylko nie okazało się, że jej lakieru do paznokci w kolorze wściekłej pomarańczy zabrakło! Bo tak się składa, że ja też nie mam takiego, a ona latem innego nie używa. Mało ją to interesuje czy pasuje, czy wypada i czy w ogóle to jest trendy. Taka jej uroda. Oraz przekonania. Lato równa się pomarańczowe szpony.I kropka. Kiedy spóźniona o całe 7 minut stanęła w drzwiach uśmiechnięta od ucha do ucha i zamachała łapką przyozdobioną tipsami w kolorze wyżej wspomnianym, odetchnęłam z ulgą. - Też się cieszę że cię widzę - powiedziała wyniośle, zadarła nos wyżej niż zwykle i mijając mnie w drzwiach prychnęła jak kotka. - No co? Przecież się ucieszyłam - za

Zwrot

Obraz
Odświętnie wystrojony Nadworny, odświętnie pierdutnął drzwiami, zupełnie ignorując fakt, że szyby w oknach swingowały w rytmie rudego rydza, puszczanego w lokalnym radio. Stał sobie na środku i cały, od czubka modnie ściętej grzywki, po sandałek skórzany w kolorze brąz, był jedną wielką zachętą. Do podziwiana. Na pewno nie chodziło mu o reklamującą wolne związki koszulkę. Klasyczne w kroju i kolorze dżinsy też nie były jakimś szczególnym nowum. Ot po prostu. Nadworny jak zawsze. Tyle, że jakiś taki uchachany wewnętrznie. Na zewnętrznym niby nic, niby wszystko pod kontrolą ale w środku aż kipiał radochą. I to chyba tę radochę miałam podziwiać. - Wygrałeś w totka? – zapytałam nawet nie siląc się na uprzejmość. Smak i zapach truskawkowego lata wyzwala we mnie przyjazne instynkty. - Nie, ale jesteś blisko – odpowiedział Nadworny i zaprzestał. Reklamowania się. Rozsiadł się i zażądał. Kawy, cukru i zainteresowania. - Jak nie totka, i jak blisko to nic tylko zrobiłeś odwiert w ogródku przy

Nie tylko dla kobiet; rzecz o kobiecie świadomej

Obraz
Ponieważ tak zwana Wena, poszła w tak zwane ... dziś będzie recenzja. Albo coś podobnie wyglądającego;) Niekrwawa "Wojna żeńsko-męska i przeciwko światu" Hanny Samson to powieść o kobiecie świadomej własnych potrzeb. Z całą pewnością bohaterka nie jest ani purytanką ani dewotką. To kobieta, która nie wstydzi się powiedzieć światu prosto w nos; - Mam lat między czterdzieści a piećdzieści, freski na twarzy przykrywam tapetą, lubię seks i co mi zrobicie? Powieść może szokować, może zaskakiwać, bulwersować, a nawet gorszyć. Z całą pewnością jest jednak autentyczna. Bez owijania wełny w bawełnę, bez blichtru, fałszywego wstydu i krzywego zwierciadła pokazuje to co wszyscy wiedzą, a do czego nie każdy ma odwagę się przyznać. Hanna Samson, postacią stworzonej bohaterki przyznaje się, burząc tym samym stereotyp, że szokowanie to męska specjalność. Baśka - to kobieta po przejściach (żoną już była), z przeszłością (dziennikarską), ale i z przyszłością. Bariera wiekowa, fałdki na b

Cukier

Obraz
Dla Arka . Bo jest słodki...:) Nadworny nie koń, wody nie pije. On ma mechanizm bardziej skomplikowany i działa na kawę. Wystarczy zaparzyć i podać z uprzejmym; - Proszzzzzz - Dzięki - mruknął i zajął się precyzyjnym odmierzaniem cukru. Robił to z iście aptekarska dokładnością. Krytycznie przyglądał się każdemu kryształkowi i jak mu któryś podpadł nieregularnością kształtów to go sru - z łyżeczki. Słusznie! Co mu się będzie jakiś nieestetyczny kryształek w kawie rozpuszczał! Obserwowanie poczynań siedzącego nieopodal Nadwornego było być może i zajmujące, ale na krótką metę. Ile można patrzeć jak ktoś robi z siebie detalistę. Bo ja to hurtem! Hurtem mości kryształki do filiżanki. - Odchudzasz się? - zapytałam w końcu i nareszcie. Spojrzał na mnie wzrokiem wyrażającym nie tyle zdziwienie co zdziwienie do kwadratu i odpowiedział pytaniem na pytanie; - A powinienem? - Teoretycznie nie. Wizualnie też nie najgorzej się prezentujesz. Nie wiem tylko co na to twój cholesterol i wątroba. Oraz

Kiedy się dziwić przestanę...

Jak nie wiadomo co poeta chciał powiedzieć, ale nie powiedział, to zawsze można za niego dopowiedzieć. Z Nadwornym problem w zasadzie nie istnieje. Nie trzeba zamyślać o czym myśli, tylko go najnormalniej w świecie zapytać. Uprzejmie. - Te, Nadworny, a co ty taki zamyślony co? Jak nie odpowiada zbyt długo z powodu zapatrzenia w cumulusa pierzastego to można go ewentualnie kopnąć w kostkę. Tu trzeba jednakowoż bardzo uważać, żeby śladów nie zostawić i żeby się szanownemu Nadwornemu alarm dźwiękowy nie włączył. Co jak co, ale ryczeć to on potrafi. Wzięłam zamach i kopnęłam. Przy czym „kopnęłam” to spore nadużycie jest – musnęłam ledwie. Zareagował syknięciem graniczącym w rykiem. I nawet mnie spojrzeniem zaszczycił, przerywając tym samym na chwilę kontemplowanie obłoczka. - Czego? – warknął miło rozcierając obolała kostkę. - Się pytam uprzejmie w jakiej intencji to zapatrzenie. - Czepiasz się – mruknął i zadarł łepek w celu kontynuowania niezwykle interesującego zajęcia. - Taka rzepia na

Uwertura

Obraz
Weekendowa uwertura wyszła naturze doskonale. Na wszelki wypadek, gdyby zechciało się wiośnie marudzić napisałam własne libretto. Ta jednak stanęła na wysokości zadania i zagrała koncertowo. Zaryzykuję, że dała z siebie wszystko, żeby weekend można było zapisać złotymi zgłoskami w historii nie tylko mojej rodziny ale również calutkiej Wsi Nadmorskiej. Niestety nic co dobre nie trwa wiecznie. Kiedyś trzeba zeskrobać z dzieci resztki "fajowej" zabawy, pozaklejać podrapane kolana i wrócić do drastycznej rzeczywistości. Rzeczywistość będzie nieprzyjazna jeszcze przez trzy bite tygodnie. A potem to juz tylko wakacje, wakacje wakacje... Zupełnie jak w tym brodatym dowcipie... Rozmawiają dwaj obywatele byłego już Zawiązku Radzieckiego; - No i szto, tam u was? Na tej Syberii? - No szto? Niszto. 10 miesięcy zima, a patom to uże tylko lieta, lieta, lieta... Wracając do weeendowego szaleństwa, to na skutki tarzania się od rana do wieczora po trawie nie trzeba było długo

Wykład

Obraz
Słowo się rzekło, Nadworny u stołu. Siedzi sobie i odnóżem macha.Jest kawa, jest zagrycha. W roli kawy, oczywiście świeżo mielona, za zagrychę robią ciasteczka domowego przemysłu. W deszczowe wieczory naprodukowałam tego z potomstwem ilości hurtowe, a że żal wyrzucić to pasę Nadwornego kaloriami. Siedzimy na tarasie, bo pogoda ku temu sprzyjająca. I sobie obserwujemy, dzieci hasające po bratkowych rabatkach, Księcia Małżonka latającego za kosiarką, żuczki majowe (w czerwcu!)i inne takie cuda przyrody rodzimej. - Ładne co nie? - zaczęłam rozmowę w obawie, że mi narząd nieużywany zaniknie. - Noooo - odpowiedział Nadworny z miną świadcząca o tym, że jedyne co ładne i co mu się teraz podoba to to że absolutnie odpłynął i nie ma najmniejszego pojęcia o czym ja do niego rozmawiam - Ale co? Takie ładne? - zreflektował się - No te chrząszcze, glisty , bratki i to że mi jabłonka w końcu zakwitła. - A! No tak, oczywiście! Bezwzględnie wszystko to piękne - każdemu wykrzyknikowi towarzyszyło su

Ufo

Obraz
Maj się zdecydowanie matce Naturze nie udał. Jest nadzieja, że z czerwcem postara się bardziej. Na razie idzie jej ciężko, ale nie zapeszajmy. Niech usiłuje;) Wczorajszy dzień dziecka upłynął pod znakiem chmurki, parasola i hazardu. Jaskinią tego ostatniego był z powodów złośliwości Aury salon, a ściślej dywanik przed kominkiem. Przeważające siły drużyny przeciwnej rozłożyły mnie na łopatki. Dosłownie i w przenośni. Zrobiły też napad na mój portfel. Z powodu potrójnej przegranej w "Piotrka" jestem do tyłu o 6 lizaków! Równie niepokojąco przerżnęłam w chińczyka i z tego powodu jestem zobligowana odtańczyć na cześć drużyny przeciwnej kankana z lodami owocowymi! Terror dziecięcy poszedł znacznie dalej. Najmłodszy w rodzinie uparł się mułowato (po mamie to mam), że będzie grał w scrabble. No dobra... - To czytaj co tam ułożyłeś - powiedziałam małpio złośliwie - Jak przeczytasz, stawiam pizzę. - Mama - przeczytał i o dziwo dobrze! Przełknęłam żabę, bo mogłabym przysiąc że jest j