Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2013

Będzie Żyła

Obraz
Niedziela zaczęła się jak zwykle. Jajecznicą. Leniwą kawę piłam leniwie. W łóżku. Zakąszając lekturą lekką, łatwą i przyjemną co wcale nie znaczy, że grafomańską. Wręcz przeciwnie. Książka była swego rodzaju ucztą; świetne dialogi, niebanalna fabuła, przemyślana narracja. - Mamo! - Najmłodszy w rodzinie wydarł się tuż nad moim uchem. mało brakowało a rozlałabym kawę na pościel w magnolie - Chodź! Będzie żyła kot! I pognał. Równie szybko jak się pojawił. Absurdalność zdania dotarła do mnie dopiero po chwili. To, że dość długiej składam na karb rekonwalescencji którą nadal celebruję. Sobie. A co?! Po dwóch tygodniach należy mi się. Jak psu miska a kotu drapanie za uchem. Składnią postanowiłam się zając w drugiej kolejności. Bardziej bowiem leżało mi na sercu zdrowie, a nawet życie biednego kota. Wystrzeliłam z łóżka jak gumka z majtek. - Co się stało kotu? - zapytałam skoro tylko dotarłam (z prędkością światła) do salonu. Wyraźnie słyszalna zadyszka świadczyła o tym, że gnałam jak

O rajusiu!

Obraz
- O rajusiu... - Nadworny jęknął. I usiadł z wrażenia. Albo z przerażenia. - I tak co dziennie? - Aha - odpowiedziałam nie bez dumy. No bo dumna z siebie byłam i jestem. Wręcz, jak by to powiedziała moja pani od plastyki z podstawówki, niesłychanie. Przede wszystkim dlatego, że pamiętałam. A poza tym dlatego, że dawałam radę. - Powiem więcej. Trzy razy dziennie. - Fiu - fiu... - zagwizdał patrząc na baterię buteleczek i pudełeczek. - A coś poza tym jeszcze ci się mieści? - Z trudem - przyznałam. I się zamyśliłam. Bo faktycznie jakby tak to policzyć, a jeszcze lepiej zważyć i zmierzyć, dodać jedno do drugiego i pomnożyć przez wodę to  porcja wyciągnięta z tych wszystkich pudełeczek i buteleczek ustawionych w równym rządku na kuchennym blacie jest na tyle duża, że na upartego może robić za  drugi obiad w południe, śniadanie rano i kolację wieczorową porą.- Ale cerber mnie pilnuje. Nadworny tłumaczenie przyjął i litościwie spojrzał na cerbera który właśnie zmierzał w naszym kierunku

Szampan! Dla wszystkich!

Obraz
"A wtedy padał deszcz..." Ze śniegiem. Pamietam dokładnie; zachmurzenie umiarkowane z licznymi przejaśnieniami, raz nawet zagrzmiało. Misz-masz jednym słowem. Dokładnie tak jak  w życiu bywa. Różnie. Raz dobrze, czasami gorzej, a innym razem wręcz do dupy. Licznie zgromadzone ciocie wróżyły z pogody jak z ręki. Przepowiadały; lekko to nie będzie, ale się nie martwcie, bo słońce tu i ówdzie sie przebija, ogólnie będzie dobrze. - Czyli, że spoko? - zapytało kuzyniątko płci męskiej odstrojone z racji uroczystości w koszulę, krawacik w paseczki i kościołowe spodnie na kant. Ciotki, licznie zgromadzone miały rację. Było, jest i zapewne będzie różnie. Lepiej, gorzej, a czasami do dupy. I dobrze. - Bo jak jest tylko dobrze to też nie dobrze.- dodała tonem niezwykle autorytatywnym jedna z ciotek i dla pewności, na wszelki wypadek, żeby wspomóc pogodową wróżbę nakazała sypanie ryżem. I groszem. Słusznie. Od przybytku wszak głowa nie boli.  Dziś od tej wiekopomnej chwili kiedy to pan

Poczekalnia

Obraz
I oto nastał. Pierwszy dzień trzeciego miesiąca roku pańskiego dwa tysiące trzynastego. Zaczął się nieśmiało. Z wahaniem. A może walczył? Z ostatnim dniem miesiąca drugiego? Zimowego jak by nie było. W każdym razie jak już się na dobre zaczął to pokazał na co go stać. ten pierwszy dzień. Rozbłysł. Rozpromienił. Rozświetlił. I rozburmuszył. Nabzdyczoną Zołzę. Czyli mnie. Nie to żebym od razu, niejako z urzędu pierwszy dzień miesiąca czciła podskokami trzema czy choćby dwoma. Ba, nawet jednym.  Nie pozwala mi na to wrodzone lenistwo. Ot, po prostu siedziałam sobie i rozmyślałam jakoś tak mniej pesymistycznie. A wręcz z nutką optymizmu. Jak to pierwszego dnia trzeciego miesiąca. - Co tak dumasz? - zapytała Kubuś, który jak zwykle pojawił się nie wiadomo skąd czyli znikąd. - No właśnie; co tak dumasz? - niczym echo powtórzył Tygrysek brykając przy tym w pod sufit. Hooooop!