Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2010

Szczęśliwej drogi

Obraz
Do sklepu wpadłam w ostatniej chwili. Niemalże. Zaraz za mną, ochroniarz zamknął przed nosem drzwi miejscowemu kloszardowi. Szybka rundka miedzy regałami. Bez większego zastanawiania się wrzucałam do kosza niezbędną do funkcjonowania rodziny paszę właściwą. Tej niewłaściwej też trochę. Ostatecznie nie samą krakowską suchą człowiek żyje. Odrobina luksusu w postaci batonika Kinder Bueno też konieczna. Przy kasie kolejka na dwa magazynki. Smętna pani z nastroszoną fryzurą siedząca przy leniwie poruszającej się taśmie patrzyła na mnie z wyraźną wrogością. Gdyby wzrok mógł zabijać, albo chociaż ranić niemal śmiertelnie, leżałabym sobie na podeptanej tysiącami ubłoconych butów podłodze i nuciła "U drzwi twoich stoję panie...". Przekomarzałyśmy się wzrokiem. Ona - kasjerka na mnie karcąco, ja na nią przepraszająco. No bo co ja temu winna, że jakieś durnowate rady szkoleniowe ślimaczą się jak działania sejmowych komisji śledczych? A ona? Też nie winna. Ona po prostu po kilkunastu god

Po imprezowo...

Obraz
Była sobie raz imprezka. Była i się skończyła.Niestety nic, co fajne, dobre i Johny Walkerem podlane nie trwa wiecznie. Kiedyś trzeba wrócić do rzeczywistości, umyć szkło, wyrzucić puste butelki i pozacierać ślady na powierzchniach płaskich. Oraz się wyspać. I o to spanie się rozchodzi… Właśnie miałam spełnić groźby i uderzyć w kimonko, kiedy zupełnie znienacka, bez ostrzeżenia wparowała jedna z uczestniczek biesiady… - Jakie spać? Pogięło cię? - No. Zgina mnie. W kierunku łóżka. - Łeee. Zdążysz. A poza tym, sama spać? Bez sensu. - Z kimś tym bardziej – mruknęłam - Fakt, ale póki co towarzystwo ci nie grozi. Żmija! I gadaj tu z taką? No nie przetłumaczysz. Tym bardziej, że już się rozgościła i myszkowała po kuchni w poszukiwaniu czegoś mokrego. - Zdjęcia przyniosłam – powiedziała i rzuciła we mnie płytką CD. No i się zaczęło. Oglądamy. Nic nie zapowiadało katastrofy, bo zdjęcia fajne, uchachane, miejscami dla dorosłych, ale co to kogo… - Ty zobacz… - powiedziała cichutko. Minę to przy

Blondynka

Obraz
Ella, w wersji pospolitej, po prostu Elka poczuła wiosnę. I ją wdycha pełną, ledwie zakrytą piersią. - Kobieto! Chcesz się przeziębić? - zawyłam teatralnie na widok dekoltu niepozostawiającego złudzeń, że reszta jest równie ponętna. - Phi - phikneła potrząsając grzywą. Rozsiadła się i z wdziękiem założyła nogę na nogę, prezentując przy tym eleganckie szpileczki w kolorze strażackiej czerwieni. - Nie phikaj mi tu, tylko bądź tak miła i zakryj nieco te wdzięki - rzuciłam jej babciny szal, którym z łaski na uciechę okręciła się, maskując nieco ponętności. - Szkoda ci? - zapytała patrząc pogardliwie - Że nie możesz nosić takich dekoltów? - Może ociupinkę. Ale spokojnie, dam sobie z tym radę. A na wypadek, gdyby umknęło to twojej uwadze to jesteśmy w placówce, bądź co bądź, oświatowej - odpowiedziałam na zaczepkę i nic nie mogąc poradzić na to że mnie natura znacznie mniej hojnie wyposażyła, poszłam sobie w regały. Porządki robić. A szanowna Elka, jak będzie miała ochotę to sama powie

Leniwa...

... niedziela w aucie;)

Słońce

Obraz
Jedno nieprzemyślane do końca słowo wypowiedziane w urzędzie stanu cywilnego i już człowiek uwiązany na smyczy. Inne, niechcący wymruczane przez sen i już jesteś po rozwodzie... - Tylko nie po oczach! Tylko nie po oczach! - zamruczałam przez sen. - Co? Śni ci się? - zapytał Książę Małżonek, wyrywając mnie tym samym z objęć Morfeusza. - No - mruknęłam, po czym otworzyłam oczy i wrzasnęłam - Nie! - No to tak czy nie? - Nie! Myślałam że tak, ale jednak nie. Bo mnie coś po oczach świeciło i myślałam że mnie przesłuchują i już się miałam przyznać, kiedy się okazało że to nie sen. - A co? - - Słońce! Matołku! Sieci prosto w py... w twarz znaczy! - odkrzyknęłam wesolutko i raźniej niż zazwyczaj bryknęłam w stronę łazienki. Ostatecznie, to pierwszy taki słoneczny poranek o baaaaaaaardzo dawna. I w ogóle to życie jest piękne, tylko czasami deczko skomplikowane. "Miliony monet" w telefonie zabrzęczały dobre dwie godziny później. Jak już zdążyłam zapomnieć o śnie, świeceniu w oczy i

Modelka w podomce

Obraz
W godzinach wczesnoporannych, przed pierwszą kawą, każda szanująca się Zołza jest wyprana z poczucia humoru. Się szanuję i to bardzo, więc za ludową Korę ani nawet za Kubę, wyspę jak wulkan gorącą nie mogę pozwolić, żeby mnie ktoś rozśmieszył. No w każdym razie, dokładam starań... Ptaki za oknem rżały radosny hymn ku czci słońca wstającego, Zołza przeciągała się leniwie w pościeli w zielone orchidee w oczekiwaniu na pianie budzika, kiedy to zupełnie nagle i niespodziewanie sąsiadka postanowiła obwieścić światu, że już wstała... I że ma potrzeby. Bynajmniej nie fizjologiczne. - Halooooooo! - wrzasnęła - Jest tam kto? - Jest - odwrzasnęłam - A gdzie niby ma być o tej porze? - A! Bo pukam i pukam i nic - powiedziała i wturlała się do środka. - Stało się coś? - zapytałam usiłując jednocześnie zlokalizować miejsce porzucenia paska od szlafroka. - Tak. Nie. To znaczy nie wiem - pani sąsiadka, wystrojona w wyjściowe dresy plątała się w zeznaniach. - Siadaj - rozkazałam - Ja idę do łazienki,

Teścik

Obraz
Wiosna! Panie sierżancie! Wiosna dookoła. Na światło dzienne wypełzły wszelkie niedociągnięcia estetyczne, śmieci porzucone i psie kupy. Nic to jednak. Wystarczy okulary, różowe najlepiej, na nos założyć i świat pięknieje. W blasku soczewek. Jednego tylko nie rozumiem. Od czasów niepamiętnych, byłam przekonana, że wiosna powera życiowego dostarcza, a nie odbiera. A tym czasem słońce świeci prosto w oczy i nie chce się nic. No może tylko bladości wystawić na działanie ultrafioletowych. Dzieciaki w szkole niemrawe jak budzące się muchy. Snują się smętnie i mają za złe. Że szkoła, że klasówka, że przerwa za krótka, że do wakacji jeszcze tyleeeeeeee... A może i dłużej. Wszelkie próby rozruszania towarzystwa spalają na panewce. - Proszę panią... - Panią, młody człowieku, to ty możesz... - zaczęłam, a klasa dokończyła chórem - Poprosić do tańca! - A zwracasz się do pani! - dodałam i na poważnie zaczęłam kombinować czym zastąpić wyświechtane powiedzonko. - Proszę pani - klasowy odważniak, zw

Wypadek

Obraz
Przysłowia mądrością narodu. Są! Takie na ten przykład "Nieszczęścia chodzą parami"... Razu pewnego, na przednówku to było, zebrały się dwa nieszczęścia. Do kupy. I natarły. Na niewinna Zołzę i Bogu ducha winnego Nadwornego. Telefon sobie, a ja sobie. Nie odbieram. I tak nikt mnie nie usłyszy, bo mnie choroba zawodowa dopadła. Więc próżny mój trud. Ktosia po drugiej stronie druta też próżny. Niestety ktoś jest uparty jak łosioł. Nacisnęłam zielony przyciski i mówię nic. - Halo! Jesteś tam? Halo! - Nadworny darł się do słuchawki. Natężenie darcia zwiększało się z każdym "halo". - Ehem - wyskrzypiałam resztką sił. - A! Rozumiem. To co zawsze? - zapytał Nadworny, a ja posłusznie pokiwałam głową na znak zgody. I dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to nie video telefon. - Słuchaj, to ja zaraz przylecę na kawę. To sobie pogadamy. To cześć. Rozłączył się i tyle go słyszeli. Ciekawe jak on sobie rozmowę wyobraża. Mam mu na kartce pisać? Czy ki czort? Nadworny pojawił

Dyrygent

Obraz
- Ty sobie nawet nie zdajesz sprawy, ile ty tracisz, przez ten swój katar! - Osobista wpadła z błyskiem w kocich oczach. Z miejsca rozsiadła się i zażądała. Herbaty i dostępu do komputera. - Okno na świat ci zamknęli? Za nadużycia? - Jakie nadużycia? Durna? Ja tam grzeczna dziewczynka jestem i się po stronach dla dorosłych nie szlajam. O! I mam coś ekstra - powiedziała z tajemniczą miną i żeby nie być gołosłowną pomachała mi przed nosem płytą CD. Z przejęciem godnym uruchamiania reaktora atomowego zaczęła majstrować. - Do dupy ten twój komputer. Zepsuty chyba. - narzekała -Komputer, moja droga, jest tak mądry jak osoba go obsługująca - powiedziałam spokojnie - Co właśnie mam zamiar ci udowodnić. I się zabrałam. Za kombinowanie. Po kilku próbach uruchomiłam płytę. - Proszzzzzzz - powiedziałam wyniośle - Możesz demonstrować. Osobista dobrała się do zawartości płyty. Znalazła odpowiedni plik i z dumą pokazała... - NO! Masz, patrz i podziwiaj! - Achaś - bąknęłam niepewnie - A co to? - No n

SKS

Obraz
Byłam właśnie w trakcie litanii przekleństw na aurę miłościwie nam panującą i wzbijajłam się na wyżyny pomysłowości, kiedy z uchachaną gębą wpadła Osobista. Ciut świt dziewiąta rano było. - Humorek jak widzę dopisuje - zapiała radośnie. - Milcz! Jak do mnie mówisz! - warknęłam i znowu miałam się oddać narzekaniom. Na aurę. Bo złośliwa małpa jest. I kropka. Z moich szeroko zakrojonych planów doprowadzenia okien do stanu widoczności wyszło wielkie nic. - To znaczy że masz wolne i możesz bez szukania pretekstów ze mną jechać - Osobista absolutnie bezceremonialnie zlekceważyła stan moich nerwów - Durna! Wiosna dookoła, a ty chcesz czas na mycie okien marnować? - To ty durna jesteś - odcięłam się i pokazałam język. W całej okazałości - Jak ta wiosna już raczy przyjść to ja jej nawet nie zobaczę. Zza tych szyb to tylko szaroburą ciemność widach. - No ale, wobec braku perspektywy, że jednak przestanie siąpić, możesz zrobić coś pożytecznego i pojechać ze mną - powiedziała nie bez racji Osobis

Ona

Obraz
Ona naprawdę nie ma wyczucia. Albo zegarka. Jeszcze tego nie ustaliłam, ale pewne jest, że czegoś jej brakuje. Może piątej klepki pt „Zdrowy rozsadek”? Ale do rzeczy. Niejaka Marta M. z zawodu ekonomista, prywatnie moja dziesiąta woda po kisielu, nie bacząc na konwenanse, poradnik dobrych manier i zwykłą ludzką przyzwoitość, zadzwoniła dzisiaj, w godzinach od przyzwoitości dalekich. Bo normalni ludzie to o godzinie 5 minut 36 to jeszcze śpią. I śnią im się różne fajne rzeczy.... Niestety nie dane mi było dośnić, i pewnie już nigdy się nie dowiem czy on... (nieważne;) Półprzytomna odebrałam po „-entym” dzwonku. - Ty wiesz co ona mi zrobiła? - wrzasnęła mi do słuchawki. Ni dzień dobry, ni cześć, ni pocałuj mnie w d... Tylko z marszu, z grubej rury. - Kto? Ci zrobił? Cześć. - No jak kto! Ty się jeszcze pytasz? ONA! …no cześć. Przejrzałam w myślach wszystkie nasze wspólne znajome „ONE” I wyszło, że tylko Kaśka i teściowa. Kaśka z przyczyn obiektywnych odpada. Jest w Stanach i nie odzywa si

Zasypianki

Obraz
Dzieciństwo ma smak oranżadki w proszku, pachnie racuszkami, niedojrzałymi jabłkami z sadu sąsiada i znienawidzoną (wtedy) marchewką z groszkiem. We wspomnieniach kołaczą się różne chwile. Czasami wesołe. Czasami mniej. Albo na przykład kłótnie z bratem. O byle nic. I skargi. - Mamooooooooo! A on się na mnie patrzy! Nie wiem czym będzie pachniało dzieciństwo moich dzieci. Może niedzielną drożdżówką? A może chipsami? I czy zapamiętają takie chwile... - Mamo, a pamiętasz jak ja do ciebie jutro mówiłem? - zapytał Krzyś podczas wieczornego rytuału zasypiania. - Dzisiaj synku. Dzisiaj mówiłeś. Jutro dopiero będzie. Jak się wyśpisz. - No. I mówiłem zebyś uwazała, bo Lulka słuknęła szklanke! I że jest pełno szkieła mówiłem. Całe mnóstwo! Faktycznie. Krzyś ostrzegł mnie przed wtargnięciem na teren skażony. - Ona była niegzeczna. Prawda? - Nie, no wiesz jak to jest, każdemu się może zdarzyć - uspakajałam - Ale to nie znaczy, że nie trzeba uważać. - No! A ona, jeszcze do mnie brzydkim

Napiecie

Obraz
Ludzie są różni. Jeden lubi teściową, inny jak mu skarpetki śmierdzą. Jeszcze inni lubią latać po sąsiadach. - Nie ma mnie! - dałam głos ostatkiem sił i nadal sobie leżałam. I się orientowałam. Na sytuację w trzecim świecie, na stan konta, poziom zużycia energii słonecznej i fakt, że pozycja horyzontalna jak żadna inna sprzyja machaniu odnóżami. Książę małżonek, ma doskonale rozwinięty organ słuchu. Wybiórczego. Poczłapał do drzwi i oczywiście wpuścił gościa zbłąkanego. - A co to sąsiadko? Leżycie sobie? - Pani Sąsiadka staranowała drzwi do świątyni dumania i zajęła miejsce obok. Na szczęście siedzące. - Leżymy. Ja i moje ego - odpowiedziałam i ostatnią siła woli podniosłam ziemską powłokę. Rozejrzała się w poszukiwaniu wspomnianego "Ega". - Jak zwykle sobie ze mnie żartujesz - zafuczała, założyła łapki na bujny biust i odwróciła się. Niby obrażona. Łypała przy tym okiem czy aby na pewno jej zabiegi przyniosły oczekiwany efekt i czy zacznę się kajać, przepraszać i obiecywać

Quiz

Obraz
Normalny człowiek, wieczorową porą to siedzi w domu, wcina pestki ze słonecznika i gapi się w telewizor. No chyba, że jest brunetem i nazywa się Nadworny. - Gość w dom... - Nadworny od progu chciał mnie zasypać ludowymi mądrościami. - ...chowaj wódkę - dokończyłam za niego. - Daruj sobie - powiedział ściągając czapeczkę - Ten sarkazm. Dziś jestem alkoholik obserwator. - Ojej! Książę Małżonek będzie niepocieszony - zakpiłam - Dbasz o cerę? - Nie! Poziom cholesterolu mi spadł gwałtownie. Muszę się podciągnąć, bo nie będę miał się na co leczyć - odszczeknął i uśmiechnął się szczerze pokazując przy tym wszystkie plomby. - Ty? A co ty taki radosny? Jakby ci wróbelek na kołnierz narobił? - zapytał Książę Małżonek werbalizując również moje myśli. - A bo... - zaczął i urwał gwałtownie - W życiu nie zgadniecie! - No ja to nawet nie mam zamiaru próbować - pan mąż wycofał się w przedbiegach - Ona jest lepsza w quizach. - Ona! - Nadworny zwrócił uchachaną michę w moją stronę - Zgaduj. - Jakaś podp

Depresja

Obraz
Są takie dni w tygodniu, i takim dniem jest właśnie poniedziałek, które powinny się zaczynać od 10. I ani minuty wcześniej. Ani to nieludzkie, ani zdrowe, żeby się po dwóch dniach wylegiwania zrywać ciut świt 6 rano, gnać na złamanie karku do pracy i wysłuchiwać... - No nareszcie! - powitał mnie kolega, specjalista od fikołków, ledwie przekroczyłam szkoły próg - Czekam i czekam! - Spać nie możesz? - wysapałam - I dzień dobry się mów. I mam ciężką torbę jakbyś nie zauważył. Doskoczył do siaty i się przegiął pod ciężarem tachanych przeze mnie kajetów. Niektóre chłopy to teraz jakieś wybrakowane robią. Lekka jak portfel przed pierwszym mogłam się zająć otwieraniem podwoi jaskini wiedzy zabezpieczonej jak sejf bankowy. Jeden klucz, drugi, trzeci. - Nie masz lekcji? - zapytałam, bo dzwonek sobie a on sobie. Siada i ma w nosie. - Od drugiej zaczynam - mruknął i zakręcił się nerwowo na krześle jakby miał owsiki. Wariat! Czterdzieści pięć minut spania sobie odpuścił!Przez chwilę zastanawiałam

Zgaga

Obraz
Gdzie kucharek sześć tam zero siedem zgłoś się, albo gość nagły i niespodziewany. - A ty jak zwykle w kuchni - Osobista wyskoczyła niczym diabeł z pudełka. I przestraszyła mnie ciężko. - A ty jak zwykle się szwendasz - powiedziałam, jak już nieco ochłonęłam - Naprawdę nie masz w sobotę wieczorem nic innego do roboty? I musisz mnie nachodzić? Osobista, robiła sobie z mojego gadania jedno wielkie nic. Klapnęła na krzesło i moszcząc się jak kwoka w poszukiwaniu najwygodniejszej pozycji zażądała herbaty. - Tylko w dużym kubku mi zrób, a nie w tym pizdryku co ostatnio. - Jak sobie paniusia życzy. Nawet w wiaderku - powiedziałam kłaniając się dwornie. Tak naprawdę to ja nie wiem czy to było dwornie i zgodnie z etykietą, ale ona też się chyba na takich niuansach nie wyznaje. W każdym razie nie zwróciła mi uwagi że za nisko, czy że za mało zamaszyście. - Co robisz? - zapytała pociągając nosem. - Kroję - odparłam zgodnie z prawdą. - Coś ty? - zakpiła Osobista - w Życiu Warszawy bym

(nie)Marzyciel

Obraz
Jak bardzo można mieć przechlapane w życiu to ja wiem od dawna. Nadworny właśnie zaczyna się o tym przekonywać. Przyczłapał z miną smętna i nadętą. Drzwiami nie pierdutnął i nie zapiał radośnie od progu "Heloł". Ot po prostu; przyszedł, klapnął i siedział. - Chory? - zapytałam wykazując zainteresowanie. - Chorszy - odpowiedział z wzrokiem utkwionym w okno. - Trup... - Co? Jaki trup? Zgłupłaś? - ożywił się nagle - Już byś mi marsza pogrzebowego zagrała? - Taaa... na grzebieniu chyba. Stopniowanie przymiotnika chory. Mówi ci to coś? Nic nie odpowiedział. Widocznie trawił to co usłyszał. Druga ewentualność: przypominał sobie za co miał dwóje z polaka. I wreszcie trzecia (ewentualność) mamtowdupizm mu się włączył właśnie i ma gdzieś, trupy, gramatykę oraz kawę którą właśnie usłużnie podałam. - Pogoda się zaczyna stabilizować - zagaiłam - No - odpowiedział niezwykle elokwentnie - I kurna w pracy ruch służbowy. Zielona trawka mi grozi... - Acha - ponownie wykazał się

Śrubokręt

Obraz
Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Planować to ja sobie mogę. Długo, namiętnie i ze szczegółami. I mogę nawet mieć szczere chęci wytrwania w realizacji zaplanowanych zamierzeń. Co z tego kiedy wpada taka Osobista z wizytą niezapowiedzianą i rujnuje tym samym wszystko? Niemniej jednak dobrze, że wpadła, bo bym się zanudziła. A jedno czego nie lubię bardziej od szpinaku to nudzić się. - Jestem, przybiegłam i się rozsiadam - świergotała od progu. Bezceremonialnie wturlała się do salonu i zajęła miejsce na z góry upatrzonej pozycji. Na moim fotelu bujanym. - No nie bądź Wiśnia. Daj się pobujać - powiedziała, kiedy zaczęłam ciskać błyskawice wzrokiem. - A bujaj się - zrezygnowałam. - Grzeczna dziewczynka - Osobista pochwaliła mój absolutny brak konsekwencji. Z czeluści walizki damskiej zwanej torebką wyciągnęła jakieś szpargały i wśród nich zaczęła poszukiwania. Niestety, wobec braku sukcesów na niwie poszukiwawczej, zmuszona była wstać. Rada nie rada pofatygowała się na środek sa

Tort

Obraz
Najlepsze kasztany rosną na placu Pigalle, a najsłodsze truskawki są w mojej zamrażarce. - Co ty znowu kombinujesz? - zapytał podejrzliwie Nadworny. Odkąd pożarł się z Zofią z Cybulina Cylupą, wieczory spędza w mojej kuchni. Dowodów nie mam, ale wszelkie znaki na niebie i na ziemi świadczą o tym, że Szanowny Nadworny ma jakiś radar. Albo RRS. Bo niby skąd wie, że kombinuję? I że w kuchni? I że słodkie robię? KaGieBe to przy nim mały pan Pikuś. - Torta kombinuję. To znaczy usiłuję kombinować - mruknęłam znad michy z czymś co, jeszcze niczym tortu nie przypominało. - Acha. Pomoc ci? - Nie. Poradzę sobie. - No to ci pomogę - Nadworny zakasał rękawki bluzy i stanął w pozycji "do biegu, gotowi, start" - Lepiej się nie mieszaj bo jak namieszasz w inną mańkę to wyjdzie zakalec.I będzie na ciebie - zagroziłam. - Trudno. Muszę się czymś zająć - odparł niezrażony - Poza tym, i tak na kogoś zwalisz, to mogę być to ja. Przyzwyczaiłem się. - Słusznie - przytaknęłam wręczając Nadwornemu m

Mobilki

Obraz
Dżipies, CB-radio i zestaw głośnomówiący. Full wypas, czyli nowoczesność w domu i w samochodzie. Jadę sobie, sprawy miejskie załatwiać. Po drodze, raczej się do CB-owców nie odzywam. Po prostu słucham i wiem. Gdzie Misiaki z suszarką, gdzie śmietnik, korek na drodze albo inna zawalidroga. Zwykle, będąc w mieście wyłączam ustrojstwo, bo za dużo tego słychać. Wczoraj mi się zapomniało wzięło, albo nie chciało? - Mobilki, Mobilki - usłyszałam  - Ja tu przejazdem jestem. Nie znam miasta zupełnie, a szukam jakieś sprawdzonej agencji. Reakcja kolegów "Mobilków" była natychmiastowa. Wszak solidarność posiadaczy radyjek zobowiązuje. Nie można zostawić kumpla w potrzebie. W eter poszły adresy łącznie z opisami co, gdzie i za ile. Tyle koledzy. Odezwała się też koleżanka. Mobilka. W jej głosie wyraźnie słychać było nutę solidarności jajników... - Do DOMU! - wydarła się. Wniosek: podróże kształcą. Teraz i ja mogę służyć adresami. - Mobilki, Mobilki, jak ścieżka w kierunku

Gucio

Obraz
- Proszę! Nie wchodzić! - wydarłam się na całe zdarte, nauczycielskie gardło. - Dobra - zamruczał pod nosem Nadworny i zaprzestał. Uporczywego walenia w drzwi i szarpania za klamkę. Diabli nadali, a wiatr przywiał. Trochę nie w porę, ale jak już jest, trzeba wpuścić. - Właź - uprzejmie zaprosiłam wędrowca, bynajmniej nie zbłąkanego, ale z całą pewnością mocno wściekłego. Mina z gatunku bagienno-grobowa, nie zapowiadała niczego przyjemnego. - Pytać? Czy nie pytać? - Pytaj. Oczywiście, że pytaj. A jak nie zapytasz to sam powiem. Ostatecznie po to tu przyszedłem. Tylko najpierw czegoś mokrego. Najlepiej kawy - Nadworny wyrzucał z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. I błyskawice oczami ciskał. Niemając pewności, czy to przypadkiem nie ja go do takiego stanu doprowadziłam, ewakuowałam się przezornie na zaplecze. Celem zrobienia kawy. Oraz przeprowadzenia szybkiego rachunku sumienia. - Nic nie przeskrobałam - pomyślałam, ale na wszelki wypadek dodałam do kawy kardamonu. W razie c
Obraz
Dawno, dawno temu, w marcu, byłam na koncercie Elżbiety Adamiak. Konferansjerkę prowadził niejaki Poniedzielski Andrzej. Wtedy to, po raz pierwszy usłyszałam wiersz... najfantastyczniej antyfeministyczny na świecie. Cudny:) Od tamtej pory wielbię pana Andrzeja uparcie i skrycie... Gdyby kobietę - abstrakcyjnie – przewiesić przez trzepaka ramę. I tak dokładnie i solidnie to zrobić co z dywanem. To uleciałaby razem z wiatrem obłuda, fałsz i pruderia zarozumialstwo i obżarstwo pycha, egoizm, kokieteria. Te wszystkie "Czemu, tyle palisz?" Te wszystkie "Znowu piłeś" Te wszystkie "Odłóż tę gazetę, I znowu masła nie kupiłeś". Te wszystkie spazmy, te migreny Te wszystkie "Ach!" i "Och!", "Mój Boże" "Jakże ja jestem nieszczęśliwa" "Cóż ja na siebie włożę". I ta niedobroć, brak zrozumienia Ta dusza nieliryczna, i ten despotyzm, brak litości Pustość, oziębłość erotyczna. Gdyby to wszystko razem z wiatrem Jak kurz i py

Bluszcz

Obraz
- W herbaciarni na rynku, za piętnaście minut? - Dobrze - rzuciłam w słuchawkę. Bratu się nie odmawia. Zwłaszcza jak ma głos ocierający się o rozpacz. Kiedy weszłam już tam był. Siedział pochylony nad stołem, obracając w ręku kieliszek koniaku. - Dla ciebie zamówiłem herbatę - powiedział wstając - Taką jak lubisz. Jaśminową. Mój brat. Porządny , zaradny i łebski facet. Mama zawsze powtarzała, że tej co go w końcu upoluje na męża, nawet ptasiego mleka nie zabraknie. Skończył porządne studia, porządnie zarabiał i w ogóle to porządny facet z niego. Jedno co mu w życiu nie bardzo wyszło to ona. Renata. Ale on się nie skarżył. Robił swoje. Zarabiał, budował, urządzał i kochał ją mimo wszystko. Była kobietą, która wybrał i matką jego synów. - Mam dość - powiedział i jeszcze bardziej się pochylił - Takie życie pół na pół, na dwa domy, jest nie dla mnie. Jeszcze rok temu pracował w Polsce, na miejscu. Od poniedziałku do soboty. Od siódmej rano do dwudziestej. Jak w kieracie. Do domu wracał zmę

Para Mieszana (wstęp)

Życie jest pełne niespodzianek. Ona panna bez przydziału. On kawaler z odzysku, po pierwszej przecenie. Poznali się bo tak chciał los, przeznaczenie, czy też przypadek tak zrządził. Nie ważne. Ważne, że są parą mieszaną i kochają się jak dwa wariaty. Ona. Ewa. Panna ładna, zgrabna i inteligentna. Bardzo długo szukała. Tego wymarzonego i wyśnionego. Rycerza na białym koniu, który zabierze ja od mamy, czekolady i życzliwych sąsiadek plotkujących za plecami, że taka to niby z niej wybredna paniusia co to na królewicza czeka, że pewnie ma jakiś feler i nikt jej nie chce. A ona po prostu nie chciała pierwszego lepszego z szeregu. Bo Ona się bylejakością nie zadawalała. Ona jest perfekcjonistką. I już. Za dużo napatrzyła się na nieudane mariaże. Przykład pierwszy z brzegu. Koleżanka z liceum – Bożena, brała ślub w lipcu. Zaraz po maturze. Ewa była zaproszona na ślub i na dwudniowe wesele. Nie pojechała, bo była w trakcie egzaminów na studia. Egzaminy zdała. Dostała się, a szczęśliwa męża

Barmanka

Obraz
Życie to niejebajka...- jak powiedziałby taki jeden mój znajomy. Piosenką też nie jest, a jednak, nie mogę się oprzeć. I zacytuję, piosneczkę, którą zachwycałam się kiedyś, na koloniach letnich będąc... W pewnym mieście Ohio żeby leczyć odciski Mery w szynku, przy barze podawała mu whisky.... Bar w którym pracowała Krycha, był mały, zapyziały i wiecznie zadymiony. Głównie podawała piwo. W kuflach. Czasami do piwa dolewała setkę czystej. Amatorzy wina zaglądali tu rzadko. Jeszcze rzadziej ktoś zamawiał whisky. Może właśnie dlatego, On tak bardzo zapadł jej w pamięci. - Macie tu koniak? Albo whisky? Pani... ? - Krysiu - podpowiedziała barmanka i posłała uśmiech numer 4. Ostatni, który jeszcze nie ociera się o jawne flirtowanie - Mamy. Podać? - Podać. Doła mam pani Krysiu. A może panno? - Można powiedzieć, że panno. Z odzysku - Krycha zaśmiała się uroczo, ukazując przy tym braki w uzębieniu górnym. - Taka ładna, a nie w ciąży - rzucił starym żartem wychylając szklaneczkę - Heniek jestem.B

Gwiazda

Obraz
- Co robisz? - zapytała wczoraj drogą telefoniczną Osobista. - Ryczę. A w przerwach siedzę w lodówce - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Będę za piętnaście minut. Wstawiaj wodę. Akurat! Piętnaście minut to ona kluczyków do auta szuka. Potem musi poskomleć żeby mężunio wyskoczył z kapci i wyjechał z garażu, bo tyłem nie potrafi. A jeszcze szminka, fryzura. Będzie najwcześniej za godzinę. Nie wiem jak to zrobiła, ale pojawiła się po kwadransie. - Chodź! - powiedziała i wyciągnęła mnie na balkon. Nie protestowałam, bo nie miałam siły. Ani ochoty. - Patrz! - Osobista wydała kolejny rozkaz, kiedy już mnie opatuliła kocem - Pamiętasz? Pokiwałam głową. Mówienie nie bardzo mi ostatnio wychodzi. - No to wybieraj. Tę która ci się najbardziej podoba. Długo gapiłam się w granatowe niebo. Wybrałam najładniejszą. Położona najbliżej innej najładniejszej, i w pobliżu tej jeszcze jednej równie pięknej, i bardzo blisko jeszcze kilku innych... Na tych gwiazdach mieszkają moi przyjaciele. Ci którzy odesz

Paweł

Obraz
Wspomnienia minionych lat są w naszej pamięci jak sceny z filmu. Kiedy myślę - Paweł, widzę... Pokój Nic nie było tak ważne jak aparat, obiektywy, rolki z kliszami i ... stary parasol oklejony folia aluminiową. Reszta po prostu była. - Przewróciło się? - E... no , niech leży! Rozmowy - Czy ty babo, spać nie możesz? Tylko się po radiach szlajasz? Po nocy? - zapytał żartem - Skąd wiedziałeś, że to ja? - Bo tylko ty masz na tyle tupetu, żeby takie bzdury mówić takim pewnym głosem! Marzenia Kalendarz wrzeszczy czerwcem, w sercu maj, w kieszeni zdana matura , a świat stoi otworem... Siedzimy na kładce, nad rwącą rzeczką, moczymy pięty i zajadamy czereśnie. - Kiedyś będę słynnym fotografem - powiedział wypluwając pestkę - Acha. Ja też będę sławna, ale jeszcze nie zdecydowałam w jakiej dziedzinie... - A ja, będę podróżował i będę robił najpiękniejsze zdjęcia na świecie! - Będziesz! Na to przyszedł taki jeden, z gatunku mocno stąpających po ziemi; - Wam to tylko siatkę na motyle i na łąkę. Mar

Inwentaryzacja

Obraz
Patrząc na Zofię z jednej strony i na Nadwornego z drugiej, mam wrażenie, że gram w jakiejś kretyńskiej telenoweli. No i cacy! Tylko proszę mi jeszcze z łaski na uciechę powiedzieć gdzie jest moja rola? Co ja do jasnej higienicznej mam mówić? Zofia przybyła w godzina porannych. Odstrojona jak kucharka na randkę z żołnierzem. Na głowie lakieru tona. Albo dwie nawet! Bo zważywszy na warunki atmosferyczne to powinno jej tę misterną konstrukcję zdmuchnąć, rozpirzyć i zakręcić w chiński paragraf. Nic z tych rzeczy. Zofia wygląda jakby dopiero co wyszła spod ręki podrzędnego fryzjera. - Co jest? - zapytała od progu, strzepując krople deszczu z eleganckiego płaszcza za pół mojej pensji. - Poniedziałek. - Ty no! Wzywasz mnie po to żeby mi oznajmić poniedziałek? - Zofia zaperzyła się jak przekupka. - Wzywać to ja sobie mogę hydraulika - powiedziałam spokojnie wskazując jej miejsce dokładnie na przeciwko - Ciebie poprosiłam o przybycie, a że akurat nie miałaś nic innego do roboty to prz