Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2009

Idolka moja

Wczoraj miałam spotkanie z bardzo miłą i mądrą kobietą. Pierwsze twarzą w twarz. Wcześniej przemawiała do mnie z kartek swoich książek. - I coś ty mi tu przyniósł? Żadnej Bridget Jones nie będę czytała. Oryginał mi się nie podoba, to tym bardziej jakaś marna podróba. - zrzędziłam. Jako osoba cierpiąca na katar miałam prawo. Książka jednak została. Z nudów, no bo co robić, skoro wszystko przeczytane, a w telewizji same gnioty, zaczęłam jednak ją czytać. I nie żałuję. Od tamtej pory przeczytałam wszystko co ta pani popełniła. I dla dzieci, i dla młodzieży i dla dorosłych. Śmiała się jak jej to wczoraj opowiadałam. Mam z nią jeszcze jedną wspólna cechę. Obie nauczyłyśmy się czytać książki na "Dzieciach z Bullerbyn". Niestety to wszystko co nas łączy... a chciałoby się więcej :) Oto Ona. Autorka przezabawnej Buby , fantastycznej Puszki , cudnych Myślinek , rewelacyjnego Terenu prywatnego , głębokiego Gobelinu , ... BARBARA KOSMOWSKA PeeS. Jeszcze taka mała anegdot

O skromności...

         Dawno, dawno temu, w epoce kamienia łupanego mojego życia… Siedzę sobie wygodnie w fotelu. Albo na jakimś innym meblu. Nie jest to wszak istotne… Wtem... Zupełnie znienacka, bo pora była bardzo nieprzyzwoita, zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu…Ona. Koleżanka z piaskownicy. No to odbieram. Ufna, że ma sprawę niecierpiącą zwłoki. Wszak, i potwierdzi to każdy podręcznik dobrych manier, telefonowanie w godzinach późno-wieczornych usprawiedliwia tylko pożar, ważna sprawa wagi państwowej lub brak zmywacza do paznokci. Syreny nie wyją, w telewizji cisza, no to tylko ten nieszczęsny zmywac z wchodzi w rachubę….   - No czego tam? – pytam grzecznie   - Znowu nałgałaś. Tym razem do prasy!   - Ja?????????????????????????   - No a kto. Wyraźnie, drukowanym Arialem napisane. Jak byk.!   - Ale że co?   - Proszę cię bardzo. Cytuję „ Nigdy wcześniej nie podejmowałam tego typu prób. Chociaż zawsze o tym marzyłam  – dodała skromnie”     - No zgadza się. Tak właśnie powiedziałam. No i

O płciach...

Tak sobie myślę, być może całkiem naiwnie, że mój anioł stróż to raczej jest płci męskiej.  Baba to by psychicznie nie wytrzymała. To znaczy anioł-baba. Bo do mnie to trzeba cierpliwości, że olaboga. Albo jeszcze większej. I jeszcze  takiej męskiej, olewatorskiej siły spokoju.  Bo jak ja mam pomysł, szalony jakiś, to oczywiście natychmiast z fazy myślenia  „ nad” przechodzę do realizacji "go". Baba dostała by palpitacji serca, pióra ze skrzydeł by rwała, że co niby ta wariatka wyczynia, że to się nawet w anielskiej głowie nie mieści, że jak ona będzie wyglądać, bo że sobie tyłek stłucze, albo przynajmniej guza nabije to pewne.  I by rozpaczą swoją czarno-anielską w kratkę, każdy mój durny pomysł hamowała…  A facet ze spokojem poczeka, pójdzie sobie na papieroska. Aż mi przejdzie szaleństwo i zdrowy rozsadek się uaktywni… W najgorszym wypadku plaster na posiniaczona dumę  przyklei, żebym nie wyła za mocno nad nędznym żywotem i już… Siniaki na dumie z czasem zbledną... a w
Siedzę sobie grzecznie w domku. W domowych łapciach, w cieplutkim szlafroczku w kwiatki i w turbanie na głowie... No to już wiadomo, że pora na wizyty raczej mało odpowiednia. Tylko desperat albo ktoś z potrzebą pilną może zadzwonić do drzwi. No i dzwoni. Kumpela. Znamy się od piaskownicy, a  jeszcze jej w stanie takiej euforii nie widziałam. - Co jest? - pytam mało zachęcająco do wchodzenia poza obręb przedpokoju. - Czerwone wytrawne. Twoje ulubione - odpowiedziała. Skapitulowałam. Jestem wyjątkowo mało odporna na czerwone wytrawne...Zawsze ulegnę. - A co świętujemy? - Masz sklerozę? Przecież ci mówiłam. Byłam na randce. - No wiem. Ale to było wczoraj. - Tak? No patrz jak ten czas szybko leci... - I jak było? - musiałam zapytać. Żeby zarobić na to wino, muszę swoje odsłuchać. - Cudoooownie, odlotowo, fantastycznie, bosko, super, ekstra, nieziemsko, rewelacyjnie...- trajkotała z błogą minką kota któremu ktoś podłączył kroplówkę ze śmietanką. Oooo! Nie jest dobrze. Jest gorze

Brrrrrrrr!!!!

Zimno! A ja jestem cholernie ciepłolubna. W takie dni jak dziś przestaję być patriotką. I jedyne o czym marzę, to jakaś przytulna, ciepła wyspa.Wcale nie musi być duża. I zdecydowanie nie powinna być bezludna. Marzę dalej.... Wyspa już jest, a na niej: ja. Bez kurtki, czapki i szalika. Boso.W oddali słychać szum ciepłego morza. Moje małolaty, w samych majtkach grzebią się w piachu... I nawet się nie kłócą! Mimo, że foremka w kształcie rybki występuje w liczbie pojedyńczej... I tak przez pół roku. W maju mogę wrócić w surowy środkowoeuropejski. I być tu do końca września. W związku z powyższym biorę się do pracy. No ktoś na te ciepłe morza, palmy, kokosy, drinki z parasolką i wachlującego Latynosa musi zapracować...
Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie i wcale niekoniecznie trzeba z nimi zjeść beczkę soli... Post sponsorują Nocne Polaków Rozmowy... Przyjaciel to ktoś,  kogo można obudzić telefonem o porze barbarzyńskiej, powiedzieć; - stoję w lesie, załapałam gumę, nie wiem co robić, - potwornie boli mnie głowa, - właściwie to nic się nie stało, po prostu potrzebuje pogadać... Od przyjaciela nie usłyszycie: - jestem zarobiony, - nie mogę rozmawiać - e... tego, właśnie coś mi wypadło, - zadzwonię jutro. Przyjaciel powie - spoko, zaraz tam będę, - przywieźć ci tabletkę? - mów, ja słucham... Ilu statystyczny Kowalski może mieć przyjaciół? Jak ma szczęście to nawet dwóch. Reszta to zwyczajnie, znajomi. Niestety... Dzięki ci W, że byłeś kiedy potrzebowałam. Za to, że nie zadawałeś pytań, też dziękuje. I że rozmawiałeś, mimo, że nie wiedziałeś o co chodzi...

Jestem chora...

. ... samotna, opuszczona ... To nieprawda. Ale jak brzmi! Melodramatycznie. To nie do końca takie łgarstwo bo chora jestem faktycznie. W dniu wczorajszym zapadłam na katar. I cierpię. To dziadostwo wysysa ze mnie życie. Perfidnie i podstępnie bo przez otwory nosowe. Wszystko przez pogodę z gatunku nie-wiadomo-jak-się-ubrać. Deszcz, wiatr i inne kataklizmy przyrodnicze. Wszystko i wszystkich, którzy przyczynili się do takiego stanu rzeczy, że cierpię, niniejszym wysyłam w kosmos. No i co z tego, że marudzę i narzekam? To jest mój kawałek wirtualnej przestrzeni. I mogę tu robić co mi się podoba! Jestem marudą, hipochondryczką i ogólnie do niczego. Ale tylko tu i teraz mogę sobie pozwolić na luksus rozczulania się nad sobą. Bo do pracy nikt za mnie nie pójdzie i dzieci nie porozwozi. Gary się same nie pomyją, a obiad sam się nie ugotuje. No... teraz to dopiero dramatycznie się zrobiło. I nawet nieco romantycznie.... A-psik! (na zdrowie, dziękuję, nie ma za co) Z powodu nagłego a
Obraz
Kiedyś byłem murzynem...

Cholerny biomet...

No jakiś drań dziś niekorzystny. Wieje, dmucha, siąpi. Jest zimno. Głodno, chłodno i do domu 14 kilometrów. Z hakiem. Padam ze zmęczenia na zbitą twarz. Enter wciskam nosem. I to też wyłącznie siłą woli, albo jakąś inną nadprzyrodzoną. Mam dosyć. Wszystkiego. A najbardziej szkoły!!!!!!!!! Ja po prostu nie potrafię mieć szefa nad sobą. Sama sobie lubię być szefem. I pracować wtedy kiedy chcę. Tak jak dziś... Wstałam  o godzinie 4 minut trzydzieści pięć i zrobiłam w dwie godziny to z czym nie mogłam sobie poradzić przez ostatnie dwa dni.   Teoretycznie więc teraz powinnam spać. To znaczy odsypiać. No ale jak tu spać. Położyć się na "Posłaniu z trawy", przykryć "Płaszczem" i przytulić do "Lalki"?????? No nie da rady. Na dodatek jeszcze jedna lekcja przede mną.  I próba, przed godziną "W". Może mnie wywalą? Za to co nawymyślałam na jutro? PeeS. A może tak?   Tata pyta się Michałka:  - Co robiliście w szkole na chemii? Michałek odpowiada:

Kupię sobie termofor...

Małżeństwo siedzi przy obiedzie. Żona do męża: - Wiesz Stasiu, kiedy pomyślę, że nasze małżeństwo trwa już 25 lat, to ciepło mi się robi przy sercu. Mąż odpowiada: - Daj spokój Helena, po prostu cycek wpadł Ci do zupy... Wymiękłam…. Bo ja tego nie dożyję. Buuuuuuuuuuuu….. Nie to żebym była za stara. Za  lat 25 będę dokładnie w tym samym wieku co dziś. Albowiem w dniu trzydziestych piątych urodzin, podjęłam mocne postanowienie się nie starzeć. Mało tego od owego pamiętnego dnia mam już dożywotnio 25 lat.. Pewna natomiast jestem tego, że mi się ciepło przy sercu nie zrobi. Powody są dwa. pierwszy: - zakontraktowany „Stasiek” , ni to myślą, czy też uczynkiem, a nawet zaniedbaniem nie jest w stanie wywołać mrowienia w małym palcu u nogi. Że o gorączce zmysłów nie wspomnę. i drugi: - Bozia mnie nie wyposażyła. W biust wielkości odpowiedniej do wpadania do talerza. Pozostaje, więc silikon. Ewentualnie termofor… też się robi cieplej;)))
Obraz
Ja ne rozumem. Ja jestem Cieszkom ;)))

Kryminalnie...

"Nasz klient nasz per pan..." Na życzenie  per pana klienta, stffforzyłam takiemu jednemu gościowi historię żywota. Absolutnie wyssaną z palca, aczkolwiek wiarygodną. Świadczą o tym chociażby liczne komentarze, w których to jedni mi współczują tragedii, inni biorą mnie za niego wręcz, a jeszcze inni opowiadają swoje własne życiowe dramaty. Jedna taka, to nawet wystąpiła z petycją do blogosfery żeby za zmyślanie rzewnych wyciskaczy łez przełożyć mnie przez kolano i sprać w tyłek (publicznie?) W każdym razie w blablaniu trup się ścielił gęsto. I ... no wstyd się przyznać, że do czterech zliczyć nie umiem. Trupy były trzy. I pół. Bo ten ostatni to był taki na wpół żywy. Sam nie wiedział,  to znaczy nie umiał się zdeklarować, więc mu darowałam ... W wyniku totalnego roztrzepania napisałam, że były dwa....(cały czas mowa o trupach... brrrr) Jestem humanistą. Z zawodu, z wykształcenia i z zamiłowania. Można więc mi to drobne niedopatrzenie matematyczne, jakby nie było wybacz

Nasercowy...

… i niezwykle uczuciowy! Jaja, ogóry … i maść na szczury! Komu, komu, bo idę do domu!!! Proszę państwa! Bez oszukaństwa! Oto oferta jedyna i niepowtarzalna. Dla pani, pana, panny i kawalera. Dla tego pana w okularach po drugiej stronie monitora też. Dla wszystkich poszukujących drugiej połowy. Wystarczy zawierzyć i omówić z nim swoja sytuacją, opracować strategię, zawiesić na szyi i …. Działać! Tak jest psze Państwa Szanownego! Działać! Mały, ale jary! Niezwykle uczuciowy entuzjasta życia partnerskiego. Uwaga!!! Na okazjonalne kontakty damsko-męskie nie działa! Pomocny zwłaszcza w chwilach trudnych (wtedy, sprawy trudne, należy omawiać w towarzystwie Nasercowego). Nie toleruje kłamstwa, hipokryzji i jeszcze kilku paskudnych cech. Komu!? Komu!? Słoń nasercowy za jedyna 2 złote polskie! Taki tani a taki przydatny. ….I tak sobie, dla odmiany, jak towar sprzedany, To pójdziemy w tany! ….Oranżada na araku, spirytusie, koniaku!!!!! PeeS. W stałej sprzedaży są też żół

Moja mama...

... miała na mnie sposób. Niezawodny. Sprawdzał się zawsze i wszędzie. I w każdym momencie. Wystarczyło, że mnie podpuściła. - No wiesz, ewentualnie to mogłabym ci tę książkę pożyczyć – mówiła – tylko, ty i tak tego nie przeczytasz. Za gruba dla ciebie… Czekała na reakcję. A reakcja wcale nie była natychmiastowa. Najpierw myślałam. Następnie jeszcze trochę myślałam. Potem jeszcze odrobinkę pomyślałam... (wszak myślenie procesem bolesnym jest;) Aż wymyślałam. Zawsze to samo. Co?????????????????????  Ja nie dam rady??????????? To kaszka z mlekiem dla mnie takiego Dostojewskiego machnąć.  Albo  - No jak to? Ja nie uszyje spódnicy? Pewnie, że uszyję. I jeszcze na dodatek będę w niej chodzić! (o ile nie będzie krzywa) - Też mi coś.  Pielenie ogródka to dziecinna zabawa, ale poradzę sobie z tym doskonale… Itd. Itp… To się nazywało włażenie na ambicję. Mama praktyk zaniechała, ale są tacy co tę moją słabość bezczelnie – tak, właśnie, bezczelnie, wykorzystują. Najgorsze, że

Koordynatorem być...

... czyli łolaboga co robić. Się narobiło. A mama mówiła. Nie wychylaj  się! Siedź na tyłku i rób dobre wrażenie. Dzietam. Znowu musiałam pokazać jaka to ja mądra jestem i ile rozumów spożyłam. Znajome PIERDUT drzwiami, świadczy o tym, że przybył ni mniej ni więcej tylko Nadworny. Tak się przezywa taki jeden co też zjadł wszystkie rozumy. Tyle, że on inną dziedziną się opychał. Jak zwykle nie powiedział ni dzień dobry ni cześć ni pocałuj mnie chociażby w nos, tylko od progu wycelował w moja niewinną wszakże i skromną wielce osobę oskarżycielskiego palucha. Wskazującego.  - Nie było Cię! Przez tydzień !  - Nie tydzień, tylko pięć dni. I nie pokazuje się paluchem. I jeszcze dzień dobry się mówi.  - Komu dobry temu dobry. I nie kłóć się ze mną. Kawy.  - Co kawy?  - Poproszę.  - A, no skoro prosisz. Ale mógłbyś jeszcze ewentualnie ponalegać trochę.  - Idź bo cię ... nie zatrudnię. Nożeszzzzz, mało mi musztardówki z rąk nie wypadły. Jakie zatrudnię? Przecież jak Nadworny będz

Bardziej

Faceci twierdzą, że  twierdzimy, że my  bardziej. Wszystko. Nie pamiętam gdzie, ale coś takiego niedawno czytałam. Że niby jak kochamy to bardziej, jak nienawidzimy też.  Bardziej chorujemy, bardziej tyjemy, bardziej się martwimy i tak dalej. Z jednym się nie zgodzę. To oni bardziej łysieją. Pewnie znalazło by się jeszcze kilka rożnych męskich "bardziej", choćby na ten przykład...Ta   chęć przodowania w stadzie. Zaczyna się od krótkich spodenek i nie kończy nigdy. Najszybciej biegać na całym podwórku, najdalej pluć, najgłośniej gwizdać, mieć najlepszy samochód, najwięcej zarabiać, mieć taką laskę, na widok której wszyscy pozostali będą dostawać ślinotoku, itepe itede. - Mamo, a jak myślisz, kto szybciej beka? - Ale jak to beka? - Po jedzeniu. No Ja czy Damian? Zgaduj. - Pewnie ty...- z pewną taką ostrożnością odpowiedziałam. - No! Zgadłaś. Ja pierwszy - odparł z dumą - Ale Damian za to dłużnej.

Bywało też tak...

... że Aszraf itd... Mahomet zwany Makumbą uczył mnie. No, przynajmniej się starał. Oraz usiłował.  Fakt,  że trafił mu się wybitnie odporny na wiedzę materiał ludzki, nie oznacza braku  pedagogicznych talentów. No co to to nie...  Nauka odbywała się metodą poznawczo-poglądową. Pokazywał mi na ten przykład jabłko i nazywał to jabłko w swoim narzeczu.  - Josumijes?  - No masz, co mam nie rozumieć. Tylko, że wiesz, wolę truskawki.  - Josumijem. A so to jest trjuskawki?  - Takie małe czerwone. Pyszota. Najlepsze są z szampanem.  - O! Szampan to ja wiedziem so to. A skoro już o jedzeniu mowa... Zapytał mnie kiedyś Makumba co ja jadam na śniadanie. Zaprawdę powiadam wam, że absolutnie nie rozumiem po co mu taka wiedza, bo żadnego śniadania nie miałam w planach, a już na pewno nie z nim, ale odpowiedziałam zgodnie z prawdą;  - Płatki.  - O, platki! A so to są?  - Jest. .  - Josumijem. To so to jest?  - No takie śniadaniowe. Na przykład kukurydziane.  - Kukurykane? To takie od

T jak totolotek

Za testem goni test... Dzisiaj cześć matematyczno - przyrodnicza. To się nazywa test na "wejście" czyli sprawdzamy jaki materiał dostaliśmy z podstawówki. Że nie jest najlepszy to wiemy i bez tony zadrukowanych papierów, ale trzeba to mieć udokumentowane. Jestem w komisji. Klasa najgorsza z możliwych. Postrach woźnych, nauczycieli i okolicznych kotów. Wszystko odbywa się jak Bozia, pani minister oraz pan kurator przykazali. Losowanie numerków, sprawdzanie legitymacji i cała masa innych pierduł. Rozdaję. Najpierw arkusze odpowiedzi. Później dopiero testy. Podchodzę do takiego jednego, Grzesia. Test to dla niego nie pierwszyzna. Trzeci rok w pierwszej klasie, to doskonale wie co i jak.  - Co ty robisz?-  pytam. Popatrzył jak na niedorozwoja jakiegoś i ze stoickim spokojem oświadczył;  - Rozwiązuję.  - No ale jeszcze nie masz testu. Musisz najpierw przeczytać.  - Tak? - zapytał. Chyba retorycznie, bo dalej robił swoje... Po naradzie, komisja w składzie: ja oraz mój