Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2009

M jak Matura

Dzisiejszy post sponsoruje literka M jak Matura . W ramach wynagrodzenia otrzymałam solidną porcję śmiechu, którą to skonsumowałam na miejscu w dniu wczorajszym. Na dziś zostały ino okruchy...;) Zgadałam się na gadulcu z kumplem z liceum. Facet wypił troszkę za dużo i mu się oprócz analizatorka, otworzyła szufladka ze wspomnieniami pod tytułem "matura". Trzeba przyznać, że wspomnienia ma gościu poukładane dokładnie. Każde skatalogowane i podpisane jak w najlepszym archiwum państwowym. IPN to przy nim tyci Pan Pikuś. Nawet pomroczność jasna, wywołana czystą wyborową nie była w stanie zrobić bałaganu w tych szufladkach. - A pamiętasz jak...- zapytał. Oczywiście, że pamiętam. Czego jak czego, ale pamięci to mi zazdrościli wszyscy! Powspominaliśmy sobie jak to razem egzamin maturalny zadawaliśmy. Pisemny... Tematy jak wiadomo trzy. Do wyboru. Szanowny kolega, Artur mu było, siedzi za mną. Twarzą w plecy. - Ty - szepnął teatralnie i na wszelki wypadek sprzedał mi kuksańca w

Jedenaste, nie używaj wyrazów!

No i skończyło się.  Sponsorowanie... teraz muszę za darmochę pisać To za karę napiszę o Makumbie. Mój prywatny Makumba miał na imię Aszraf. Po Aszrafie następowało jeszcze kilka imion, których nawet nie starałam się zapamiętać. Litania kończyła się standardowo czyli Mahometem. Makumba przyturlał się jakoś tak zupełnie przypadkowo, na trzecim roku studiów i pałętał się pewnie z rok. Łaził za mną z rozmówkami polsko arabskimi i kazał czytać. To co po polsku mogłam przeczytać, a znaczki niech sobie sam rozszyfrowuje. Nie dość, że jakimiś hieroglifami to jeszcze od d...y strony się trzeba było do tego zabierać. Aszraf kilku imion Mahomet, nie przyjmował do wiadomości odmowy. Pewnie dlatego, że był bardzo pewny siebie, oraz swojego osobistego uroku. Ponadto nie do końca rozumiał co do niego mówię. Robienie go w łosła było więc dziecinnie łatwe. ... Zapragnął kiedyś, Makumba nauczyć się podwórkowego polskiego. Trochę już umiał, ale chciał więcej. No ambitny był, po prostu. No to mu p

Cudne...

... niedzielne  popołudnie. Sobie leżę, nic nie muszę. Jedyne co to książkę przeczytać, ale to też  tak bardziej z wewnętrznej chęci niż jakiegokolwiek przymusu. Jako rekonwalescentka mam prawo leżeć i machać nóżką. Skwapliwie więc z tego  korzystam. Z letargu wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Otwieram. Na progu stoi sąsiad. - Bawili się razem. Ale no,... przewrócił się. - Kto? - No jak kto. Twój młody. - To nie mój. - Nie? A czyj niby? - Nie wiem. Mój był rasy białej. Zdecydowanie. I miał niebieską bluzę. Sąsiad nie był przekonany do wytaczanych przeze mnie argumentów. No to kontynuowałam ; - Ten - tu wskazałam na przyprowadzone dziecko - jest maści bliżej nieokreślonej. No i kurtkę ma w kolorze brudnej ścierki. Z całą stanowczością twierdzę, że to nie mój. Ty go lepiej odprowadź do właścicieli prawowitych. Mina sąsiada pt. "Zwariowała baba" nie wróżyła niczego dobrego. Popatrzył jeszcze i poleciał. Podrzutka zostawił. Mam dobre serce z natury i zastanawiałam się wła

Padłam...

... Nie na pysk, i nie na zbitą twarz, tylko na plecy padłam. Złożona chorobą wirusową, wszech obecnie panującą. Takie padanie nie ma w sobie niestety nic z czynów chwalebnych i bohaterskich. Ani romantycznych. Bohatersko to może by i było gdybym się snuła do pracy, gotowała i sprzątała, prała i prasowała. A potem by było chwalebnie… zmarła na posterunku. Jako matka Polka . A romantycznie też by mogło być gdyby jakiś On, bliżej nie znany i nie określony, przychodził codziennie z kwiatami i mnie w tej chorobie pielęgnował. Leżenie w łóżku czynem bohaterskim jednak nie jest, tym bardziej, że zadzwoniłam do sąsiadki i zawezwałam ją w trybie natychmiastowym. Musiałam brzmieć bardzo dramatycznie, gdyż zjawiła się naprawdę w tempie ekspresowym...

ZoRRo

Post sponsoruje tri miętówek , oraz literka "Z" jak ZORRO Ponieważ nie jestem pewna kim tak naprawdę, jest tajemniczy Z z kropeczką, przyjmuję, za Niką, że to Zorro, choć jest to nader swobodna interpretacja....;))) Ja bym miała taką jedną sprawę panie Zorro (bo jak rozumiem działa pan w ramach założonych przez protoplastę gatunku, schematów czyli broni uciśnionych, biednym daje to co zabierze bogatym i ogólnie jest spoko facet). No to ja bym chciała, żeby mi pan priorytetem najlepiej, albo przez kuriera jakiegoś dostarczył małą złotą rybkę. Może być używana, byle by sprawna jeszcze. Jak widać mam bardzo niewygórowane żądania względem pana Zorra. Wszystko po to, żeby się pan tymi bardziej potrzebującymi mógł zająć.  Ja sobie resztę ze Złota załatwię. Obiecuje jej zbytnio nie wyeksploatować. Ot standardowo, trzy małe życzonka i oddaję w stanie nienaruszonym kolejnemu potrzebującemu. Lub potrzebującej. A zadania dla Złotej mam takie:  1. Sobie bym życzyła zdrowego rozsą

i...jak tłumaczka

Dzisiejszy post sponsoruje literka "I" jak Tłumacz(ka) (faktura na miętówki, poszła mailem) W temacie języki tak zwane obce mam tak samo jak Mistrz Jeremi Przybora " Osobiście nie znam, ale dużo dobrego słyszałam" ;) Dawno dawno temu, kiedy byłam piękna, młoda i niecałowana, zarabiałam na życie i studia zbierając szparagi. Kto nigdy tego nie robił nie ma bladego pojęcia jaki to ciężki kawałek bułki z szynką. W owych dawnych czasach szparagi w Polsce to tylko na Dynastii można było pooglądać sobie. No a ja jadłam to to nawet. Fuj... jak sobie przypomnę;) Nie to żeby nie były dobre, ale śniadanie, obiad i kolacja ... No nie ważne... Szparagów nie było, bo i nie rosły u nas (chyba że na dziko). W celach zarobkowo-smako-poznawczych należało się więc udać za granicę. Bo bauera. Jakieś wolne popołudnie. Spacerujemy sobie i zwiedzamy okolice. Nie bardzo było co zwiedzać, ale fotki można strzelać. Najlepiej przy  obcojęzycznych napisach. Żeby nie było wątpliw

"A" jak Okularnica

Dzisiejszy post sponsoruje literka "A" jak Okularnica. Okularnico - to dla Ciebie . Oraz Twojej czapki z daszkiem;))) Pierwszy był Nadworny Informatyk. Wpadł był, jak zwykle. Jak zwykle czyli: Z głośnym hukiem otwierają się drzwi. Po czym następuje, jeszcze głośniejsze PIERDUT, oznaczające, że właśnie raczył owe drzwi zamknąć. Jestem na zapleczu ale i tak wiem kto i po co... - Przyszedłem na... - Wiem, kawa ci się skończyła, cukier wyszedł, a śmietanka skwaśniała. I bliżej ci było do mnie niż do spożywczego na rogu. Dzień dobry. - Cześć...ooooo... (ooooo w tym wypadku oznacza konsternację i coś w rodzaju zakłopotania czego niestety jako osoba niezbyt biegła w sztuce pisanie nie potrafię wyrazić inaczej). - Co? - Już wiem! No tak! Masz imieniny? - Miałam. 2 tygodnie temu. Zeżarłeś mi pół szarlotki. - A, no tak...- tu Nadworny się zamyślił - Urodziny!!! Zgadłem? - Nie! - zaczęłam warczeć. Chyba dotarło do niego, że przegiął. Potem przyleciał konserwator. - D

Dla NIKI

Dzisiejszy post sponsoruje literka "N" jak Nika ... Nikuś to dla Ciebie i twoich obtartych pięt;))) Robotnicza brać pracuje w pocie czoła. W pocie nóg też, co się szczególnie ujawnia jak przychodzą sprawdzić czy rowery stoją. Otoczyli mnie. Aktualnie, a fakt ten nie ulegnie zmianie przez najbliższe 10 dni, oglądam świat zza krat ... rusztowania. Wczoraj nie mogłam wyjść z domu. Zabarykadowali mnie. Zapomnieli tylko zostawić liściku; "Wyjście ewakuacyjne przez garaż. Pozdrawiamy. Bracia Robotnicy" Jeden z braci przyszedł do mnie z samego rańca. Akurat byłam niesłychanie zajęta lokalizowaniem różowego buta na prawą nogę. Ten z lewej już tkwił na właściwym miejscu. Skakałam wiec jak kozica. Udałam, że mnie potwornie , ale to niemiłosiernie łydka swędzi (głupio tak stać w jednym bucie przed przygodnie bądź co bądź poznanym facetem). Pan miast pośpieszyć na ratunek i podrapać, popatrzył podejrzliwie czy to nie egzema oby jaka i oświadczył; - Pani, klucza 17

O Kasdepce...

Czytałam sobie wczoraj. No wiem, że to nie nowość, ale nadrabiałam blogowe zaległości. Dotarłam do Piekarskiej, dwojga imion Małgorzaty Karoliny. Lubię sobie ją poczytać, bo kobita mądrze pisze. I dowcipnie (czasami). Kiedyś sobie mile o qpie po korespondowałyśmy. Temat trochę brzydko pachnący, ale ile na ten temat literatury!!! Wracając do meritum, Piekarska pisze o swoich spotkaniach w ramach programu "Pomorskich spotkań z książką na walizkach". I że zazdrościła Kasdepce (Grzegorzowi) pytania od czytelników. Pytanie owo brzmiało: "Kiedy będzie pan przystojny?" Ja mu chyba nie zazdroszczę. No bo co bym miała odpowiedzieć na pytanie: Kiedy będziesz ładna? Tylko tyle, że więcej nie potrafię. Wzbiłam się na wyżyny swoich możliwości. Ewentualnie jakiś chirurg plastyczny by mógł pomóc. Chirurga, jednakowoż, przynajmniej chwilowo, mam w nosie. Ale o Kasdepce miało być... Wyguglowałam sobie gościa. Nigdy wcześniej nie przyszło mi to do głowy, żeby faceta sprawd

Zaraz, zaraz...

... To nie tak miało być! Zgłaszam oficjalny protest! Przeciwko zakłócaniu sobotniego spokoju. Jest sobota , tak?! Spanie przynajmniej do ósmej należy się jak kotu whiskas, tak? No to dlaczego ja musiałam się dziś o 6 minut 42 obudzić? Jawna niesprawiedliwość. Oraz totalny brak zrozumienia dla Matki Polki, która codziennie wstaje ciut świt, żeby zdążyć; z własną urodą się uporać, fryzurę okiełznać, dzieci po trzecim wołaniu z wyrek ściągnąć, koty nakarmić, porozwozić ferajnę po placówkach oświatowo - wychowawczych różnych i jeszcze się do pracy nie spóźnić! Nie bacząc na powyższe zbudziły mnie wzmiankowane koty, które z zapałem godnym bardziej pasjonującego zajęcia urządziły zbiorową demolkę w doniczkowych uprawach w salonie. Oraz robotnicza brać... która właśnie dobiera się do moich okien i bezczelnie udaje, że zasłania je jakąś folią... To ja im za to zasłonię rolety. Podglądaczom jednym. Mały nieotynkowany, powoli zmienia się w kolorowy! Będzie cudny. Jak już skończą. Tylko

Jest taki jeden....

...facet, którego uwielbiam... za profesjonalizm, za cudne poczucie humoru, za intelekt i za ironię, za niezwykłą swobodę wiązania myśli w dosadną prawdę, za nieosiągalny dla mnie poziom cynizmu, za antybohaterstwo, za to, że jest tak brzydki, że aż piękny, za miny, za to że jest, za cudne dialogi... Przykład? Proszzzzzzzz.... Ktoś: Rozmawiam z pacjentką ON: Umiera? Ktoś: Nie. ON: Więc może poczekać Pytanie konkursowe: - Kto to taki? Do wygrania tym razem smalec domowego przemysłu z sekretnym składnikiem;)))

Wiadomość z ostatniej chwili.

Jak donoszą, źródła dobrze poinformowane, depresja niejakiej Zołzy została tymczasowo zażegnana. Na chwilową poprawę nastroju bezpośredni wpływ miały bliżej nieznane źródłom wydarzenia wieczorne. Oraz: - kilogram śliwek węgierek, - pierogi ruskie szt. 4, - kiełbaski wiedeńskie szt. 2, - lody orzechowe 0,25 ml. - wafelki familijne kawowe 250 gr. - czekolada mleczna z orzechami 200 gr. - papryka czerwona szt.1 - makrela wędzona - ptasie mleczko śmietankowe - 10 szt. - zakupy w sklepie z bielizną, - łaszenie się kota juniora, - ogórki korniszony - i...raphacholin.... Specjalny informator ostrzega jednak, że epicentrum depresjogene jest stale w stanie zaognionym i jakakolwiek przeszkoda może wywołać ponowne zapadnięcie w stan otępienia. Wszystkie osoby mające wpływ na samopoczucie wspomnianej Zołzy proszone są o szczególne zwrócenie uwagi na fakt jej istnienia. A najbardziej proszony jest kot domowy pręgowany rasy dachowej oraz Krasnoludek, też domowy zamieszkały w saloni

No!!!

Agatha Christie, Krzysztof Kamil Baczyński, William Faulkner, Leonardo da Vinci, Jack London, Adam Mickiewicz, Eliza Orzeszkowa, Bolesław Prus, Jean Paul Sartre, Henryk Sienkiewicz, Julian Tuwim, Mark Twain, Emil Zola, Żeromski Stefan, i ... JA!!! W związku z powyższym uknułam taką oto myśl pozłacaną; Dysleksja cechą ludzi wielkich...;) Autografy przez telefon:) PeeS. Jeszcze Picasso, Edison, Faraday, Kuronie oba...

Krater nie dół!

W ubiegłym roku przejęłam , tymczasowo opiekę nad kołem. Teatralnym, jasna biedronka. I wcale mnie to jakoś nie ucieszyło za bardzo, bo po pierwsze tymczasowo, a po drugie to nie umiem, nie znam się i nie mam predyspozycji. Wczoraj były takie małe szkolne przeglądy i... Dyrekcja cała Happy. Od czubka trwałej ondulacji po kapcie. No!!! Chodzi w pracy w kapciach. Serio! Dyrekcja ponadto ma nadzieję, że to nie end, tylko początek, Naszych i Naszego zespołu sukcesów na teatralnej niwie. Naszych… no tak – sukces ma wielu ojców. Dyplomy uznania już oprawione (superexpress), wiszą dumnie na ścianie. Czciliśmy. Kawą i ciastkami z cukierni pani Jadzi. Z mocniejszych trunków było pepsi. Wyłącznie. Żeby nie było, że my tu w oświatowej, jakby nie było, placówce alkoholem czcimy. Tymczasem konsekwentnie i metodycznie łapie doła giganta. To nie jesień... to brak perspektyw. Mam w rękach tonę. A może nawet dwie tony. Nie wiem, nie liczyłam, ale na pewno dużo. Przerzucam, układam, przekłada

Doprawdy nie rozumiem...

...tego zainteresowania zawartością mojego nosa... Tym bardziej dziwi mnie ciekawość względem gwizdania, zwłaszcza, że fałszuję niemiłosiernie. Ale proszę bardzo. Skoro chcecie to napiszę;) W nosie mam moi mili: wszelkie nieudane mariaże, witraże, kolagenowe wypełniacze, fakty alternatywne, wstępne aprobaty tendencji, nieadekwatności alienacji oraz kazusy percepcji, zarówno minorowe jak i symptomatyczne. O! To mam w nosie. I jeszcze parę innych rzeczy, o których nie napiszę, bo nie jestem blogową ekshibicjonistką. To teraz o gwizdaniu. Skoro nalegacie, to się przyznam. Ostatnio gwizdnęłam z pubu podkładkę do piwa z podobizną Karela Gotta. Na pytanie organów ścigania dlaczego to zrobiłam, odpowiedziałam że - Od dziecka byłam fanką jego talentu. Na co organa, stuliły uszy po sobie i powiedziały że; - Od dziecka to nic. Bo my nie pedofile. I się zmyły. Te organa. Takim to sposobem, za pomocą gwizdania stałam się dumną posiadaczką podkładki do piwa... Zadowoleni? .

Powietrze...

...jakieś jesiennowonne się zrobiło. I na dodatek jabłko mi z drzewa spadło. Były trzy. Dokładnie policzone i zaewidencjonowane. Jedno postanowiło spaść. Szkoda. I to podwójna. Raz, że tego niedojrzałego żal, a dwa to to, że się akurat pod tym drzewem nie usadowiłam. By mi może na głowę spadło. I bym sobie była drugim Newtonem Izaakiem... I może bym jakieś prawo albo inne twierdzenie wymyśliła. Mogłabym wtedy mieć w nosie i gwizdać koncertowo... A tak, trzeba rękawki zakasać i do kuchni. Kucharz & company już wyjechany. Ostał się po nich ino w kuchni zapach, ręcznik porzucony i but z gatunku trampki w kolorze wściekłej pomarańczy. But niestety sztuk raz. Wobec powyższego się zamykam i zmykam. Wracam do przyziemności krokiem statecznej matrony. Dzieciom trzeba strawy jakowejś nagotować...

Katastrofy przedsmak....

To bałaganiarstwo, zapominalstwo i roztrzepanie to mnie kiedyś zgubi. A kiedyś nastąpi szybciej niż się spodziewam. Przedsmak , albo przedskoczek katastrofy już był... - Gdzie też on może być? Cholera... Tylko się nie denerwuj, babo. Pomyśl spokojnie, bez nerwacji... No to tak. Najbardziej prawdopodobne miejsce, czyli torebka zostało przeszukane. Wielokrotnie. Przy okazji znalazło się kilka rzeczy "zaginionych" i opłakanych już dawno. Kieszenie kurtki, jako drugie równie prawdopodobne miejsce również przeszukane bezskutecznie. W lodówce sprawdzałam, w koszu na bieliznę też (no bo kto to może wiedzieć gadzie ja coś wtrynię, skoro sama tego nie wiem?) Mam! Pod poduszką! E... też nie ma. No to może... O, rzesz ty orzeszku jeden, że też wcześniej na to nie wpadłam. W samochodzie zostawiłam! No przecież! Gonię do garażu, na bosaka... I pudło! Nie ma! Nigdzie nie ma. To znaczy na pewno gdzieś jest, przecież się biedaczek nie zdematerializował. Co najwyżej właściciela mógł z

W sprawie wiadra... podanie;)

Ależ proszę, Nika....Specjalnie dla Ciebie jestem poważna. Zołza Zołzowa Wieś Nadmorska ul. Szarej Gęsi 1 Do Dyrektorki Pani Zwracam się z uprzejmą prośbą o anulowanie kary Mojemu Facetowi. Uważam, że został dostatecznie ukarany tym, że musi mi się ciągle meldować. I zdawać relację z każdej minuty swojego życiorysu. Ja też zostałam ukarana dostatecznie dotkliwie, gdyż co czas jakiś (ściśle określony) muszę się z tym, Mym Facetem meldować w miejscu, którego w normalnych okolicznościach za Ludowe Chiny i Koreę Ludową bym nie odwiedziła. Nadmieniam, że w ramach resocjalizacji i wychowania przez pracę, Mój Facet, pracuje w prywatnym laboratorium dr. Kubłowskiego. Wspomniany dr. aktualnie opracowuje technologię produkcji wiader odpornych na wskakiwanie. Wynalazek, na razie jest w fazie prób laboratoryjnych, polegających na badaniu odporności na szkodliwe bodźce zewnętrzne. Jestem w posiadaniu pisemnego zobowiązania dr. Kubłowskiego, do

Sztukmistrz z Kołobrzegu ...

...się znalazł. Psia mać! Mojego Faceta mam na myśli. Przydziałowego. Jasna higieniczna! W regularną pyskówkę się wdał. Z woźną. I w szkodę wlazł. Na dywaniku wylądowaliśmy oboje. Audytorium wysokie w składzie: - Dyrektorka Pani, Dyrektorka Sfrustrowana czyli Wice, oraz pretendująca do urzędu dyrektorskiego osoba nicnierobiącaalewieczniezapracowana – Pani Pedagog. I to właśnie audytorium w składzie w/w rozliczało nas – mnie i Mojego Faceta z ... no właściwie to nie wiem z czego. Nie ustaliły wcześniej ostatecznej wersji wydarzeń i przez to myliły się w zeznaniach. I jeszcze jakieś domysły snuły. Oraz insynuacje podłe i podstępne. I teraz JA, mam napisać program naprawczy. I tym programem, przepraszam, że się pytać śmiem, ale mam zreperować wiadro? To, które zupełnie niechcący i przez przypadek zepsuł Mój Facet? To może ja odkupię? Ostatecznie podwyżkę dostałam w kwocie niebagatelnej – 74. 39 PLN (słownie: siedemdziesiąt cztery zł i trzydzieści dziewięć groszy). Stać mnie! Na wi

Pokonkursowo... i konkursowo!

Obraz
Nika! Słowo sie rzekło... Kobyłka (z rzędem ) u płotu! Odbiór własny! Fundatorem nagrody jest osoba prywatna, która zastrzegła sobie anonimowość. A teraz ogłaszam konkurs następny. Proszę rozszyfrować co to znaczy: Izoker od zolu do pucu a nie tyko gipsdyki. Do wygrania super atrakcyjna nagroda. Piesza wycieczka do trójmiasta(Kukinka, Kukinia, Rusowo) Sponsor Główny Sołtys Wsi Nadmorskiej Patroni medialni: - portal www.różowy-berecik-z-antenką.com.pl - Wydawnictwo ZołzaPress - Lokalna telewizja Od ASa Do Sasa Na prawidłowe odpowiedzi czekam do Środy 09.09.09 do godziny 09.09.

Facet mnie bije....

Dorobiłam się kucharza... Kucharz jest jak najbardziej autentyczny. Prawdziwy mistrz patelni. Z dyplomem poświadczającym zawodowe umiejętności. Nie znalazł się u mnie przypadkowo. Przyturlał się za moja koleżanką,zacną, prawowitą właścicielką wyżej wymienionego. Przybyli na czas bliżej (jeszcze) nieokreślony. No i on z miejsca zainstalował się w kuchni. Mojej kuchni! Już sama doprawdy nie wiem, czy mnie ta sytuacja bawi. Bo jak to mówią - kij ma dwa końce. Na jednym końcu tego kija to jest to, że wracam sobie do domu, a obiadem pachnie już od furtki. Kalorie? A , w nosie mam kalorie! W życiu swoim żadnej kalorii na oczy nie widziałam. Wobec tego nie będę się przejmować czymś co jest niewidoczne i tak naprawdę to nie wiadomo czy istnieje. Może to tylko jakaś naukowy mit, który niedługo obalą? No! A na drugim końcu owego kija to jest moje cierpiące ego. Sosna rozdarta to mały pikuś przy tym. Zawsze jak do mnie goście przybywali to ja za kuchenną gwiazdę robiłam. Popisywałam się

Bajki cz.2

Obraz
Oto obiecana bajki cześć druga. I ostatnia. Adela powolutku rozpakowała zawiniątko i … Co to? Dziewczynka nie umiała ukryć rozczarowania. Nasiona? Babcia podarowała jej nasiona? Różnego koloru, kształtu i wielkości. - Czy one są zaczarowane? - z nadzieją w głosie zapytała Adela. - Oczywiście! Wszystkie nasiona są zaczarowane i kryją w sobie magię. – odpowiedziała babcia. Poleciła Adeli, żeby posiała nasionka w przydomowym ogrodzie. Nasionka długo leżały w ziemi. Tak jakby były uśpione. Adela codziennie chodziła sprawdzać czy może już coś widać. Po kilku tygodniach z nasionek zaczęły wyrastać malutkie zielone kiełki . Dziewczynka jeszcze kilka razy poszła zobaczyć co też dzieje się z jej roślinkami ale w końcu zapomniała o niech… Przypomniała sobie dopiero, kiedy przyszła babcia. - Witaj Adelko. Przyszłam sprawdzić jak tam twoje nasionka. Adela, pomyślała, że roślinki pewnie już uschły, bo ona zupełnie o nich zapomniała. Nie troszczyła się, nie wyrywała chwastów, nie

Słowotok...

Obraz
- Cześć mamo! Lekcje odrobiłam, ale prawie nic nie było zadane, A dzisiaj w szkole pani powiedziała, że będziemy pisać w zeszytach w jedną linię, ale jeszcze nie wiadomo od kiedy. A Łukasz to się dzisiaj śmiał z Zuzi, że ona nie urosła przez wakacje. O! Kotki przyszły. Kicikici malutkie. Mamo kupisz mi taki długopis z gumką? Bo wszyscy mają. Kanapki zjadłam tylko, że nie wszystkie bo chyba mnie brzuszek bolał. Pani Dyrektor się dzisiaj na korytarzu potknęła. A na dużej przerwie przyszłą do nas Marysia i powiedziała, że będą tańce. Tylko, że ja chyba nie mam już butów, bo mi się baletki rozleciały. Pamiętasz? - Pamię... - No właśnie. A jak się jutro do szkoły ubiorę? Bo Julka to ma nowe dżinsy. Takie z dziurami. Pizzerkę dzisiaj jadłam, w sklepiku sobie kupiłam. Te dżinsy to ona kupiła chyba w Forum, ale nie pamiętam dokładnie. To może i my tam pojedziemy. Temperówka mi się zepsuła, ta co wiesz od wujka dostałam. A wujek to kiedy do nas przyjedzie? Bo wiesz co zaraz chyba będ

Gierojka

Zupełnie nieopatrznie wtargnęłam dziś tam gdzie kiedyś było miejsce mojej pracy. Zrobiłam to nie słuchając dobrych rad Dyrektorki Pani. Pani szefowej sekretariatu też nie posłuchałam. Zupełną ignorancją wykazałam się nie słuchając ostrzeżeń pani woźnej (nie od dziś wiadomo, że woźne są najlepiej poinformowane)...A ostrzegali. Nawet meliskę chcieli zaparzyć. Wszystko w celu złagodzenia szoku. Bo ONI już wiedzieli to czego ja się miałam dopiero dowiedzieć. I na własne oczy zobaczyć. Gierojka, wlazła! I siad plaski na częściach dolno tylnych tejże gierojki był niemalże nieunikniony... gdyby nie pomocna dłoń konserwatora... Wszystkiego mi się odechciało. Kawy, bułki i nawet miętówek. Że o takiej jednej sprawie, co to Anka wie i ja też wiem, a reszta świata nie musi nie wspomnę. Krajobraz po bitwie to mało powiedziane... Po wojnie stuletniej połączonej z trzęsieniem ziemi i tsunami oraz każdym innym kataklizmem i klęską żywiołową dostępna na tym łez padole.... No to już bardziej adekwa

Dumanie

"Dumanie jako metoda zapobiegania przelewania (się) wody w wannie, absolutnie się nie sprawdza." Zołza Zołzowata Dzieła Zebrane, tom pierwszy, rozdział pierwszy, strona pierwsza. Wiem co piszę, bo to organoleptyczne, na własnym organizmie sprawdziłam. I mój nadwyrężony ostatnimi doświadczeniami remontowo-budowlanymi pracami kręgosłup odczuł to boleśnie. Bo ktoś (w domyśle ja) musiał to posprzątać. A dumałam nad tym co tu zrobić, żeby zarobić ale się nie narobić. Jakimś dziwnym, niezrozumiałym dla większości zbiegiem okoliczności przestało mi się moje CV podobać. Wymyśliłam jak na razie, dwie opcje: - Zwolnić się w diabły i na serio zająć się wąchaniem kwiatków i podziwianiem cudów przyrody nie koniecznie okolicznej. Powinno się udać, bo w dziedzinie nicnierobienia jestem szczególnie utalentowana. I opcja druga... - Zdetronizować dotychczas miłościwie nam panującą Dyrektorkę Panią i koronować siebie. Następnie zasiąść w derektorskim fotelu i rządzić. Oraz robić innym