Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2010

Blues

Kołobrzeg blues łajba się kiwa, A na tej łajbie Zołza się kiwa;) Koncert, koncert, koncert! Jesienny i bluesowy! I absolutnie fantastyczny... W roli "chorego na bluesa" wystąpił, wiadomo - Sławek Wierzcholski. Ja i mnie podobni robiliśmy za publikę. Charakterystyczne brzmienie, niebagatelny dorobek (17 wydanych płyt) koncerty z największymi w tej branży (B.B. King, Blues Brothers) wszystko to świadczy o niebatelnośći "Nocjen Zmiany Bluesa". A jak się do tego doda fakt, że owszem korzystają ze wzmaczniaczy, ale grają tylko i wyłącznie na instrumentach akustycznych no to ... poezja! Proszę państwa, poezja i rozkosz dla uszu, w których nadal mi brzęczy...

Zombi

Obraz
Siedzę w domu i nie wyglądam. W przerwach drapię delikatnie, smaruję, podaję małe "conieco" i robię co tylko w mojej mocy żeby nie dopuścić do zwariowania. Larum pożarowe u drzwi przywitałam skrzywieniem wcale nie mimowolnym. Postanowiłam udawać, że mnie nie ma... - Nikogo nie ma w domu - wrzasnęłam żeby uwiarygodnić swoją wersję wydarzeń. - Jak nie ma jak jest? - odwrzasnął gość. Sądząc po głosie płci męskiej. - Jak mówię to pewnie wiem! Co? - odpowiedziałam zwrotnie. I nieco zaczepnie. Chyba lepiej wiem czy jestem czy mnie nie ma. A nawet jak jestem nie znaczy, że mogę się chwalić facjatą. - Tak? To z kim ja rozmawiam? - męski głos wydawał się coraz bardziej poirytowany. - Z Zombi - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Człowiek albowiem tak nie wygląda. Zwłaszcza płci babskiej. - Nie wygłupiaj się pani zombi tylko otwieraj - facet po drugiej stronie drzwi tracił resztki cierpliwości - Co ta ja baby w papilotach nie widziałem? Wyjrzałam bynajmniej nie dyskretnie przez szybkę (p

Dołek

Obraz
Doły, dołki, rowy i inne przypadłości natury psychicznej nie biorą się znikąd. Jak ktoś bardzo chce to zawsze znajdzie pretekst żeby owego doła załapać. I tylko od niego zależy czy będzie go w sobie pielęgnował czy z miejsca chwyci byka za rogi. Zasypywanie albowiem, najlepiej zacząć od zaraz. Z marszu. Recepta jest prosta; zadzwonić po pogotowie antydepresyjne. I zdać się na nie. W opcji full wypas można jeszcze rozpalić entuzjastyczny ogień w kominku. Zwłaszcza jak pogotowie ma naturę ciepłolubnego piecucha. Tak właśnie zrobiła Osobista. Chwyciła za telefon i zadzwoniła w chwili, kiedy zastanawiałam się co zrobić z tak uroczo zapowiadającym się wieczorem. Bo tak; lekcje odrobione, dzieci nakarmione, kuweta ogarnięta, a Książę Małżonek mocno zajęty analizą wyników trzeciej czy też jeszcze niższej ligi, ogania się ode mnie jak od natrętnej muchy. Nic więc dziwnego, że telefon od Osobistej oboje przyjęliśmy jak zbawienie. Zaopatrzona w butelkę greckiego antydepresanta, pognałam zasypyw

Bardziej

Obraz
Mężczyźni są bardziej. I zawsze wszystko wiedzą lepiej. Nawet jeśli tylko im się wydaje, to nie dają się przekonać, że jest inaczej. Głusi na racjonalne argumenty idą w zaparte... Nadworny wkroczył. Tak, właśnie wkroczył, nie wszedł. Dostojnie i nieco sztywno. Opcje jak zwykle są dwie; albo ma nowe spodnie i nie chce je wyeksponować, albo duma z powodu jeszcze nieznanego go rozpiera. - No to co tam panie w polityce? - zagaiłam kulturalnie rozmowę stawiając przed mości Nadwornym wyzwanie w postaci niezwykle interesującego kubka z najnowszej kolekcji Snoopiego. On, w przeciwieństwie do mnie wielbicielem psiaka nie jest i nazywa go "Filozofem od siedmiu boleści". Nadworny zaszczycił naczynie wzrokiem, ale sprowokować się nie dał. Jeden zero dla niego. - Nie mam pojęcia - odpowiedział krzywiąc się niemiłosiernie. Zapomniał zapamiętać, że słodzi kawę - Ja się polityką nie interesuję. - A to błąd, Nadworny. Wielki błąd! - wpadłam w mentorski ton. I się rozpaplałam - Nawet jeśli ty

Powtarzalność

Obraz
Za oknem jesień. Wszyscy mają, a ja ni mom! Jakieś smuty i melancholie z nią związane. Chyba jestem za mało uduchowiona, bo żadne takie się mnie nie imają. Albo zwyczajnie; nie mam czasu. Jak ktoś ma tyle obowiązków to nie może sobie pozwolić na depresję;) Jasień przyszła jak zwykle, powoli zwiastując się nieśmiało wonią i barwami. Jedni powiedzą niestety, inni się ucieszą. Tylu kolorów nie ma żadna pora roku. W barwach i w zapachu jesieni jest wspomnienie lata. Cudownych dni spędzonych na słodkim wakacyjnym leniuchowaniu, na wygrzewaniu się na słońcu. Na podglądaniu przyrody. Jej cudów. W moim ogrodzie jest jabłonka. Posadziłam ją dwa lata temu. Jak dziecko cieszyłam się kiedy zakwitła wiosną. Gotowa byłam naganiać pszczoły, żeby właśnie tam zbierały nektar... Właśnie przyniosłam do domu trzy małe jabłuszka. Pierwsze owoce z mojego"sadu". Że żal je jeść? E... Nie! Za rok będą następne i następne.... I to właśnie jest najwspanialsze w porach roku; POWTARZALNOŚĆ. To właśnie

Wariat cz.3

Obraz
Roman odliczył w myślach do dziesięciu, przypomniał sobie przelew na okrągłą sumkę, który rozgościł się na jego koncie i powtórzył mantrę; jeden, dwa, trzy... Podobno liczenie pomagało w koncentracji. Do spotkania z gościem przygotowywał się już co prawda od kilku dni, ale jak to mówią; początki zawsze są najgorsze. Najważniejsze to płynnie wejść w rolę i ją zagrać. Najlepiej jak się umie. - No i co taki brudny? Co? - Roman pokrzykiwał na gościa wysiadającego z auta. Lśniący czarny lakier przebłyskiwał gdzieniegdzie spod warstwy błota. - Umyć? - Wiktor zapytał niepewnie. - No a co? Takie brudne ścierwo chcesz mi wstawić do garażu? Niedoczekanie Twoje! - ryknął najgroźniej jak umiał. Odwrócił się i poszedł do domu. - No to się zaczęło - Hanka zapiszczała. Tym razem z kuchni. - No. Pierwsze koty za płoty - Roman rozsiadł się w kuchni i pociągnął łyczka wystygłej herbaty - Nie martw się. Te dziesięć dni przeleci i wrócimy do normalności. - Naszej czy jego? - Każdy do swojej. Było już po

Wariat cz.2

Obraz
Elwira swoim zwyczajem grała rolę pogniewanej na cały świat księżniczki. Na szczęście miała na tyle rozumu, żeby nie kłapać językiem. Doskonale wiedziała, że to i tak niczego nie zmieni, że te dziesięć dni są jego i tylko jego i że on pod żadnym pozorem nie zmieni zdania. Guzik go obchodził cieknący kran w kuchni i to że płytki w łazience należało wymienić. Przecież gdyby chciał to by został i przypilnował robotników. Ale nie! On musi jechać na tę śmierdzącą wieś i mrozić tyłek nad rzeką. - Ryby, sryby – mruknęła wściekle pod nosem - Ryby to sobie można w sklepie kupić. Nawet lepsze bo od razu wypatroszone i bez ości. Elwira wychodziła z założenia, że wszystko co można mieć za pieniądze powinno się tak zdobywać. Ryby były na szczycie. Po pierwsze ze względu na to że śmierdzą. Ryby jadali wyłącznie w restauracjach. pani Jadzia, dochodząca pomoc domowa, miała absolutny zakaz przygotowywania w domu potraw mogących zasmrodzić elegancką kuchnię. - Coś mówiłaś kochanie? – Wikto

Wariat

Obraz
"Może wariat to po prostu członek jednoosobowej mniejszości" - George Orwell Bardziej od szpinaku Wiktor nie lubił tylko ciepłej wódki, spoconych kobiet i dobrych manier. Awersja do szpinaku sięgała czasów przedszkolnych. Komunistyczna propaganda sukcesu głosiła, że masło jest be, a margaryna i szpinak cacy. Iza, długonoga przedszkolanka, święcie wierzyła we wszystko co przeczytała, usłyszała czy zobaczyła. Wykazywała się więc wyjątkową nadgorliwością. Zwłaszcza w temacie szpinaku. Rewelacyjne działanie bawarki na rozwój intelektu u młodzieży w wieku przedszkolnym znacznie mnie przemawiało do wyobraźni pani, o przepraszam, panny Izabeli. Na samo wspomnienie zielonej brei podawanej w towarzystwie sadzonego jajka i rozpaćkanych ziemniaków, Wiktorowi śniadanie buntowało się w żołądku i niebezpiecznie zbliżało do przełyku. Obraz przeszłości w krótkich spodenkach łagodziło wspomnienie panny Izy – pierwszego obiektu westchnień. Kto wie czy dziś, z perspektywy czasu i bogatych dośw

Dworzec

Obraz
Wchodząc na dworzec, pomyślała, że nie lubi wakacji. Wszyscy się gdzieś śpieszą, biegają, krzyczą i zajmują miejsca. Nawet nie ma gdzie usiąść. Kiedyś też się śpieszyła. A teraz nie. Pierwsze opamiętanie przyszło po czterdziestce. Mąż miał lekką zapaść. Postanowili wtedy, że zwolnią, że nie będą się tak zarzynać. Niestety nie wytrwali długo. Harowali jak robocze woły do kolejnego zawału. - Trzeciego raczej nie przeżyje - powiedział kardiolog o wyblakłym spojrzeniu. Nie było powodów żeby mu nie wierzyć. Ryszard poszedł na emeryturę. Dorota nadal pracowała, ale znacznie mniej. Bez szarżowania, bez nadgodzin, bez dodatkowych fuch. Metaliczny głos poprzedzony typowym dworcowym gongiem poprosił o uwagę, zapowiedział czterdziesto minutowe opóźnienie pociągu, zastrzegł, że może to ulec zmianie i przeprosił w imieniu linii kolejowych za utrudnienia. Ci podróżni, którzy już stali w blokach startowych ponownie klapnęli na twarde ławki. - Pan trzyma - jakaś kobiecina wstydliwie wcisnęła bułkę w r

Komedia?

Obraz
Byłam w kinie. Na czymś co w zamyśle miało być filmem i komedią na dodatek. Coś, delikatnie mówiąc, nie wyszło. A może taka była koncepcja? Trudno powiedzieć. Generalnie nie mam nic przeciwko adaptacjom o ile są dobrze zrobione. Zabiegi "uwspółcześniające" wypadły blado, żenująco wręcz. Jeśli to komedia była, to zagrana przez aktorów, sprawiających wrażenie wypranych z poczucia humoru. Proszek musiał być z górnej półki, bo wrażenie przeniosło się na pełną kinową salę. Nie było ani jednej salwy śmiechu. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że reżyser  się ściga, względnie cierpi na wjdoholizm. Ewentualnie chce z klasyki zrobić Shreka 5. Jednym zdaniem? "Śluby panieńskie" w reżyserii Filipa Bajona to kawał bardzo dobrze spieprzonej roboty! Coś pozytywnego? Więckiewicz. Robert Więckiewicz, który też się ścigał, tyle, że sam ze sobą...  Źródło zdjęcia: http://zloteprzeboje.tuba.pl/zloteprzeboje/0,0.html?tag=robert%20wi%EAckiewicz

Uwaga baba!

Obraz
Posiadanie psa, niesie za sobą ogromną odpowiedzialność. Takiego futrzaka albowiem trzeba bardzo często pocieszać. A posiadanie Nadwornego łączy się z tym, że nigdy nie wiadomo kiedy i z czym zadzwoni... Telefon zadzwonił po pierwszym piwie. Książę małżonek właśnie dostojnie wyciągnął nogi i udawał, że bardzo pochłania go ... reklama w telewizji. Nie przeczuwając niczego złego odebrałam. Tym bardziej, że dzwonił Nadworny. - Czego? - zapytałam jak zwykle uprzejmie. - Nie z tobą chciałem gadać. Czemu odbierasz nie swój telefon? - Nadworny zaczął od wyrzutów - Dawaj Żandarmerię. Bez słowa podałam znudzonemu kolejną reklamą mężowi telefon. - Zgłupłeś? - odpowiedział leniwie - Nie da rady piłem... Co? ... No dobra, sam tego chciałeś... - Do ciebie. Jednak - Książątko przekazało mi słuchawkę i ponownie zaległo z błogą miną na sofie. Zanim zdążyłam ponowić zapytanie, Nadworny zarzucił mnie gradem słów zbędnych. A wystarczyło powiedzieć; przyjeżdżaj, jestem w potrzebie. Ewentualnie pod

Cycki czyli Jabłkowe Bimbały

Obraz
Jesień sprzyja owocowym ciastom. Placek ze śliwkami, gruszkowa tarta, jabłkowe szaleństwa... Dziś ciasto, które kiedyś nazywało się po prostu CYCKI.  Specjalnie dla ZGAGI , taka troszkę powtórka z rozrywki. Niemniej, skoro obiecałam, a wyżej wymieniona weszła w posiadanie sporej ilości renety; szarej i złotej to... voila!, proszę szanownego blogowego towarzystwa; Cycki na bis;) Historia zmiany nazwy jest tutaj i tutaj . A teraz już przepis  na... JABŁKOWE  BIMBAŁY Do ciasta potrzebujemy : ok. 10 szt . jabłek (najlepiej jak jest to reneta), 3 szklanki mąki, cukier waniliowy, 2 łyżeczki proszku do pieczenia, margarynę, mały serek Danio waniliowy, 2-3 łyżki śmietany 18%, 1 szklankę cukru pudru, powidła lub marmoladę. Margarynę, mąkę, serek, cukier  waniliowy i proszek wrzucamy do miski i zagniatamy ciasto. W razie potrzeby trzeba podsypać trochę mąki. Ciasto dzielimy na dwie części. Jedną wykładamy formę. Jabłka obieramy, dzielimy na połówki, wybieramy gniazda n

Liczba

Obraz
Odkryłam tajemnicę życia: Trzeba się po prostu pałętać tu i tam, a po jakimś czasie się do tego przyzwyczaić." Ch. M. Schulz Snopy i porady życiowe. Niestety, nie dane mi się było dziś pałętać.Ani tu, ani tam. Ani gdziekolwiek. A jeżeli już mogłam się do czegoś przyzwyczaić to do stresu. Z zaskoczenia mnie wzięli. I kazali zastępować calutki boży dzień. A ja taka nieprzygotowana.... Pełna improwizacja. Po ośmiu godzinach tyrania i udawania, że doskonale wiem o czym mówię, mogłam wreszcie zdjąć maskę pewności siebie. I oklapnąć. W stanie na pół zdechłym i bezmyślnym doczekałam do kolacji. Pewnie bym sobie dalej dogorywał gdyby nie poczucie liczby mojego syna. Wszystko na świecie jest pojęciem względnym. Takie "jeden" na ten przykład. Względne jest bardzo. Grosz - no niby nic, ale pieniądz jest pieniądz. Złotówka - nadal niewiele, ale już coś. Tysiąc - całkiem sporo zważywszy, że to pół mojej pensji. Milion - od groma i ciut - ciut. Dla mnie rzecz jasna.Gdybym miała

Usiłowanie

Obraz
Zajęcia są różne; przyjemne, mniej przyjemne, takie do zrobienia i niewykonalne. A usiłowanie jest męczące. Chyba nawet bardziej niż udawanie. A jakiej cierpliwości wymaga! Niezwykle przydatna jest też umiejętność zagryzania języka, względnie mruczenia monosylabami. Zwłaszcza jak się usiłuje w obecności nieletnich.  Jeśli usiłowanie jest szczere, przygotowane odpowiednio od strony logistycznej i poparte wiedzą teoretyczną to nie powinno nastręczać większych kłopotów. A jednak... Gdyby komuś się zechciało kręcić film z moich żenujących wysiłków, byłby nudny jak przerobiona czytanka.  Panienka co wbiega na plan z tą śmieszną tabliczką powiedziałby  znudzonym głosem; -  Usiłowanie, scena pierwsza, ujęcie 105. I co z tego że robię wszystko według scenariusza? I że chcę dobrze? I tak wychodzi jak zwykle... - Co robisz? - głupio zapytał Książę Małżonek. A może mu się na wojnie wzrok uszkodził? Bardziej? No w każdym razie co robię, a raczej co usiłuję widoczne było gołym okiem. - Pomido

Zołzia muzyczka

Moje muzyczne gusta nie są jakieś szczególne. O po prostu. Po pierwsze; Codzienna, niemalże obowiązkowa, powtarzana niemal jak mantra, dająca kopa na cały trudny dzień piosenka która nie pozwala mi zapomnieć, że kocham życie. Uparcie, aczkolwiek wcale nie skrycie:) Po drugie; Mam kilka ulubionych płyt. Jedna z nich to "Krajobraz pełen nadziei". Wszystkie piosenki z tej płyty są mi bliskie... Po trzecie... Królowa! Jedyna w swoim rodzaju Maryla Rodowicz! Obecna w domu w pracy i w samochodzie;) Tutaj, pozwolę sobie umieścić piosenkę przesłanie dla wszystkich "nasto" i "dzieści" letnich kobiet.... Poszalejcie kobiety póki czas:) Po czwarte... (wiem, ze miało być trzy) "Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną", więc w duszy nieodmiennie  wiosna mi gra... Oraz wiele wiele innych.  Nie będę nadużywać waszej cierpliwości:) A do zabawy zapraszam wszystkich którzy mają na to ochotę:)

Na zawsze

Obraz
Czasami żałuję, że nie mogę wiedzieć o czym myślą ludzie. Nie to żeby wszyscy w czambuł. Nie interesuje mnie myślenie sąsiadki o tym co jutro na obiad, czy X zdradza Y albo czy ruda spod szóstki schudła czy tylko śmie tak dobrze wyglądać w nowych spodniach.. I  skąd w ogóle miała na nie pieniądze? W nosie mam myślenie pana listonosza, który nagminnie (chcę wierzyć że przez zamyślenie właśnie, a nie dla draki) wrzuca moje listy do skrzynki tego gbura co dzień dobry ledwie odpowiada.  Nic mi do myśli pani sekretarki,  która uparcie stawia kreseczkę nad "en" chociaż tyle razy jej tłumaczyłam, że mojego nazwiska   się nie zmiękcza. Czasami jednak chciałabym wiedzieć o czym myśli taki na ten przykład Krzyś... Zwłaszcza kiedy puszcza serie pytań; - Mamo, a ty zawsze będziesz moją mamą? - Oczywiście - zapewniłam. - A ja? Zawsze będę twoim synem? - dopytywał dalej - Jasna sprawa synu. - Wiedziałem! - odpowiedział, ziewnął i zasnął sobie. W najlepsze. Dobrej nocy:)

Przekręty

Obraz
Spotkałam się z rożnymi "przekrętami". Ktoś chciał książkę o księdzu (Mały książę). Był taki co koniecznie domagał się Pana Adama. Kiedyś uczennica  przyszła po "Zwierzęcą farmę". Często ktoś wpada i od progu wrzeszczy że chce coś o skałach (Kamienie na szaniec) albo o morzu (Stary człowiek i morze). Przyzwyczaiłam się I nawet naiwnie myślałam, że już nic mnie w tym temacie  nie zdziwi.... - Dobry! - wchodzący uczeń przywitał się kulturalnie. Nawet kaptur zdjął! - Dzień dobry - odpowiedziałam równie grzecznie i kulturalnie. - Ja chciałem książkę - oznajmił. - Tak? A ja myślałam ze kilo schabu - mruknęłam pod nosem tak żeby nie usłyszał, po czym przystroiłam się w uśmiech numer 2 i zapytałam - A konkretnie? - No nie wiem. Taką... - w powietrzu wyrysował rękoma dobrze mi znany kształt. - Rozumiem, że prostokątną. A coś więcej? - No koleżanki wypożyczały - usiłował mnie naprowadzić na trop. Z mizernym skutkiem. Lekceważenie we wzroku młodego człowiek było a

O dobrej Królowej bajka raczej dla dorosłych

Obraz
Moje dziecko, zostano pouczone przez polonistę, że jak się pisze opowiadanie to należy koniecznie zacząć od zwrotu: dawno, dawno temu... Na wszelki wypadek bajkę zacznę tak samo. Dawno, dawno, ze dwie, a może nawet trzy niedziele temu w pewnym królestwie żyła sobie Królowa ( dla ścisłości,  żyje po dziś dzień i ma się całkiem dobrze). W tle pętał się też Król. Oraz księżniczka i książątko. Królowa, korzystając z poobiedniej ciszy leżała sobie w łożu bez baldachimu i machała nóżką. I żeby nie było, że taki z niej leń totalny, dodam, że powyższym ćwiczeniom gimnastycznym towarzyszył  równie wyczerpujący wysiłek intelektualny. Królowa albowiem oddawała się z lubością czynności ulubionej. Czytała prasę kolorową, co raz to śmiejąc się, albo kręcąc z podziwu głową nad fantazją pań i panów "prasa". W połowie pasjonujący artykułu, kiedy to jakiś on umówiony z jakąś oną nie pojawił się w miejscu sekretnej schadzki, po całym pałacu  rozległo się natarczywe kołatanie. - Jutro, zar

Akcja ratunkowa

Obraz
Jesienno wonne powietrze przemieszcza się z prędkością początkową huraganu. Zwiewa liści z drzew, czapki z głów i trampoliny z podwórka. Oraz powoduje totalny chaos. W głowie, myśli i wymowie. - Nadworny! Ty się nie pytaj jak tylko kiedy! A właściwie to o to też nie pytaj tylko przyjeżdżaj! - ryknęłam w trybie ostrzegawczym dokonanym * i odłożyłam telefon. Przy czym odłożyłam, należałoby potraktować cudzysłowem. Bo najpierw wybrałam bezpieczne miejsce lądowania, a potem z furią cisnęłam rzeczonym aparatem. - Ja nie mam co na siebie włożyć - mruknęłam do siebie robiąc przegląd garderoby. To nudne i męczące tak zawsze mieć rację. Faktem jednak jest, że żaden z posiadanych łachów nie nadawał się do prowadzenia akcji ratunkowej! Ostatecznie stanęło na dresach nieobecnego (jak zwykle w momentach kryzysowych) Księcia Małżonka i trampkach. - Wybierasz się do... - Nadwornemu zabrakło słów na widok nędzy, rozpaczy i bezguścia, które otworzyło mu drzwi. Za duże spodnie majtały się po

Przychodzi baba do lekarza...

Obraz
... a lekarz gastrolog. Pewną babę, dajmy na to Annę, strzyka, kuje, piecze, swędzi. Oraz ma całą masę innych, bliżej nieokreślonych dolegliwości. Również psychosomatycznych. Idzie więc baba, rada nie rada do dohtora.... - Wiesz co, właściwie to mnie już nic nie boli - Anka na widok aparatury do gastroskopii okręciła się na wokół własnej osi i gdyby nie czujność siostry Joanny służbowo, a prywatnie Aśki, czwartej do brydża, pewnie by się jej udało czmychnąć. - O nie! Ja nie po to prosiłam doktora, żeby cię raczył zbadać w trybie awaryjnym, żeby ci teraz pozwolić uciec! - Aśka, bądź człowiekiem! - Anka pisnęła skomląco i z przerażeniem zerknęła na Bogu silnik winną maszynerię - Ty widzisz jak to wygląda? - Tak się składa, że co dzień, mam przyjemność to oglądać. I nawet używać. Spoko, będzie dobrze. Zrezygnowana pacjentka usiadła ciężko na zydelku. I nawet pozwoliła sobie bez jęknięcia wbić wenflon w nadgarstek. - Na wszelki wypadek, bo ty panikara jesteś - Aśka mruczała uspokajająco

Te ostatnie niedziele

Nie mogłam się oprzeć. Proszę państwa, bez oszukaństwa, kto tankuje ten biznes zaniedbuje. Nawet jeśli to tylko jeden kieliszek dla dobra kiszek. Niemniej dla odmiany, za zdrowie CaZika, człowieka-orkiestry, wybitnego specjalisty od "Tych Ostatnich Niedziel"... zrobię sobie kawę w kieliszku... do piwa;) PeeS. No to która? Dla mnie wszystkie. Niemniej gdybym miała wybrać jedną to zdecydowanie jazzowej niedzieli chcę:)

Cuda, cudeńka!

Obraz
Widziałam dowód na to, że cuda się zdarzają. Czarno na białym, drukowanym Timesem New Roman'em, względnie Arialem stało napisane, że coś było a nie jest. Gdybym nie to, to jako ten niewierny Tomasz... Za nico bym nie uwierzyła. Uczeń jeden, nazwisko nie ważne, uczęszczał do szkoły podstawowej w mieście„B”. Do placówki integracyjnej. Był bowiem ten uczeń upośledzony w stopniu lekkim, na co on, rodzice i szkoła mięli odpowiednio pieczątkami i podpisami rożnymi opatrzone papiery. Opinia z poradni psychologiczno pedagogicznej była jednoznaczna. Upośledzenie. Zaleceń do realizacji od groma i ciut ciut. Zarówno w sferze rozwoju intelektualnego jak i emocjonalnego. Zalecenia widać były realizowane niezwykle sumiennie i starannie. Oraz z wielkim zaangażowaniem. Bardzo możliwe, że przez cudotwórcę jakiego, albo pedagogicznego geniusza. Dlaczego? Bo było i znikło. Zdematerializować się nie mogło, bo jako takie jest niematerialne. Mimo, że w w opinii stało, że uraz okołoporodowy, że zani