Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2010

Kontrolka

Obraz
Niniejszym dementuję krążące pogłoski, jakoby złośliwość była przymiotem płci babskiej. Dowód? Proszzzzzzzzz Samochód - rzeczownik, liczba pojedyncza, rodzaj męski. Odmówił współpracy definitywnie, w momencie absolutnie nieprzewidywalnym i nieodpowiednim. Na skrzyżowaniu. Zacharczał, zabrzęczał i zatrząsł się jakby konwulsyjnie wydając ostatnie tchnienie. W odwecie pokazałam mu język, a kierowcom nieczułym na nieszczęścia bliźnich i odwdzięczyłam się gestem Kozakiewicza. Nadworny zgwizdany w trybie awaryjnym pilnym, przybył z odsieczą na czerwonym rumaku, zakasał rękawki i się wziął. Do udrażniania ruchu ulicznego. Kiedy zawalidroga stanęła z wdziękiem na poboczu, wybawca w osobie dostojnego Nadwornego, przyjrzał mi się uważnie. Bardzo uważnie. - Ubrudziłam się? - zapytałam niepewnie. Nie odpowiedział, tylko dalej zaszczycał mnie spojrzeniem. Oczu błękitnych. - Kokarda mi się przekrzywiła? - spróbowałam jeszcze raz. - Co? jaka kokarda? - Nadworny "przebudził się" i poprosił u

Alergia

Obraz
- Ty - dyrygent wskazał na mnie palcem. Długim i starannie wypielęgnowanym. - Ja? - nie dowierzałam własnemu nieszczęściu - Ale dlaczego ja? - Nie dyskutować! Grać! - takim stwierdzeniem uciął wszelkie dalsze rozmowy. Druga sekcja skrzypiec. Gdzieś na szarym końcu, szara myszka, z szarymi włosami, z szarą twarzą, w szarej sukience. Zaraz! Wszystko przez tę nieszczęsną sukienkę... Zawsze starłam się być szara. Niewidoczna. Siedziałam sobie unurzana w szarości i robiłam swoje. To znaczy grałam swoje. - Koniecznie musisz założyć dziś tą sukienkę - matka wyciągnęła z szafy szmaragdowe cudo - Twój ojciec, słynął z elegancji. I ona na pewno też będzie miała piękną kreację . - Z pewnością - odpowiedziałam z przekąsem - Bo to ją będą podziwiać, nie mnie. Matka popatrzyła na mnie z wyrzutem. - Żeby córka takiego ojca... - powiedziała i odeszła dostojnie. Zawsze, odkąd pamiętam stawiała mi go za wzór. A ja nic, tylko gram. Bo lubię. I wcale nie chcę stać z przodu. Nie muszę być koncertmistrzem,

Przystanek Alaska

Obraz
Lepszy wróbel w garści niż skrzypek na dachu. Nie to żebym coś przeciwko skrzypkom nadachowym miała... Jeśli jednak mogę wybierać, to wolę szarlotkę... Radosny jak wróbelek Nadworny, przyczłapał w porze okołobiadowej. I nie był sam. Przybył w towarzystwie pudełeczka przewiązanego czerwonym sznureczkiem... - Co tak pachnie? - zapytał od progu i natychmiast sam sobie udzielił odpowiedzi - Mielone? Z buraczkami? - Ty się chyba Nadworny z powołaniem minąłeś. Kontrwywiad miałby z ciebie pociechę - powiedziałam i uprzejmie zaprosiłam gościa do stołu. Gość, co było do przewidzenia, skwapliwie z zaproszenia skorzystał. Ani się obejrzałam, a już się samoobsługiwał. - Nie krępuj się Nadworny - zakpiłam - Czym chata bogata. - Dzięki. Dobra kobieto - odpowiedział niezrażony, wpychając sobie do ust pół kotleta. - Ten to ma apetycik - Książę Małżonek z podziwem pokręcił głową. - Pychaaaaa! - Nadworny zapiał hymn pochwalny na cześć mielonego kotleta. I buraczków. Pakuneczek ze sznureczkiem bardzo mn

Herbatka

Obraz
Dzieci myślą niezwykle logicznie. I jest to logika najwyższego sortu... - Nie będę jadł takich kanapeczek - Krzyś naburmuszył się na widok przygotowanej kolacji. - Jedz! I nie marudź. - Ale ja nie lubię! - zawziął się wyraźnie - No dobra! To czego tak konkretnie nie lubisz? - zapytałam. Krzyś podszedł łaskawie do stołu i podejrzliwie przyglądał się kanapkom. - Bo to nie jest wędlinka brzez kubaski - stwierdził autorytatywnie i kategorycznie odmówił spożycia. To się nazywa charakterek! Po mamusi. jak powie tak zrobi... - To co będziesz jadł? - próbowałam jeszcze, bo a nóż się skusi. - Już mówiłem. HER-BAT-KĘ - przesylabizował, żebym na pewno zrozumiała. - Aha. A z czym? - Z cukrem... Dobrej nocki. Niech Wam się cudnie śni...:) Źródło zdjęcia w sieci

Obrączka

Na podstawie wspomnień pani Wandy... - Mamo! Wywożą ich! - sześcioletnia dziewczynka z krzykiem wbiegła do kuchni. Siedząca na kuchennym taborecie matka tępym wzrokiem wpatrywała się w brudne okno. Od kilku tygodni obowiązki domowe ograniczała do minimum. Zaoszczędzony czas przeznaczała na rozmyślanie o tym jak będzie wyglądało jej życie bez niego. Jak sobie poradzi? Co z nią będzie? Co z dziećmi? - Mamo! Słyszysz mnie? Wywożą ich! - powtórzyła nie doczekawszy się reakcji ze strony matki - Sąsiadka mi mówiła. I kazała żebym szybko przyszła ci powiedzieć. Są na dworcu. Kobieta nagle ożyła. Szybkimi, sprawnymi ruchami wrzucała do prostego lnianego worka potrzebne rzeczy. Chleb. Dużo chleba. I miętówki, bo on pali. Jakaś bielizna na zmianę i zeszyt, żeby miał, na czym pisać listy. Chwyciła małą za rękę i biegiem ruszyła w stronę dworca. Wszystko może się teraz zmienić. Nie wiadomo, czy na lepsze, czy na gorsze, ale się zmieni. Do tej pory był blisko. W koszarach, zaledwie kilka przecznic

O wiośnie i proletariuszach

Obraz
A może by tak przerwa na wiosnę? Kalendarz wrzeszczy, że czas. I pora najwyższa. Na porządki i inne takie okołowiosenne przyjemności. W radio już dawno obwieścili radosną nowinę, że oto bociany nas znowu nawiedziły. Że jakieś żurawie lecą, jakimiś kluczami. I że przebiśniegi, zawilce, a może i nawet fiołki się właśnie łaskawie pojawiły. Niedowiarkom to telewizja nawet pokazała te wiosenne cuda, żeby na własne zmęczone zimą oczy zobaczyli owe bociany, żurawie i pośniegowe kwiatki. Nie dalej jak w niedzielę, osobiście obserwowałam zmiany zachodzące w okolicznym świecie przyrodniczym. Zabrałam dzieci płci obojga, sztuk dwa, oraz męża, sztuk raz, na wyprawę poszukiwawczą. Celem było znalezienie wiosny, odetchnięcie od telewizyjnej szmiry i zaczerpnięcie w płuca powietrza. Świeżego, nadmorskiego, przesiąkniętego jodem. Zamierzenia zostały osiągnięte i fotograficznie udokumentowane. Najbardziej lubię ten moment kiedy wszystko dopiero zaczyna się budzić. Takie nieśmia

Angina

Obraz
W siedmiomilowych butach spaceruje sobie Staruszek Świat... Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że dzieci rozwijają się w takim zastraszającym tempie? Oczywiście można przyjmować różne hipotezy i snuć najdziwniejsze teorie spiskowe, niemniej jednak obuwie z napędem na siedem mil na sekundę brzmi może i niewiarygodnie, ale za to bajkowo... - Cześć! - radośnie, ile sił w zrujnowanych strunach głosowych, zaskrzeczała moja dziewięcioletnia córka - Mam anginę! Ropną! - No jak co z tego? - zapytała z niekłamanym zdziwieniem rozmówcę ukrytego po drugiej stronie - Szkoła mnie ominie! Wyskrzeczawszy chorym gardłem radosny pean ku czci anginy ropnej, odłożyła słuchawkę i z miną sprawiedliwego słodziutko zasnęła... Ja chorobotwórczo zaczęłam kombinować dopiero w piątej klasie... Sposób był prosty: - łyżeczka proszku do pieczenia na podniesienie ciepłoty ciała, - i taka sama porcyjka kisielu o smaku obojętnym, ale koniecznie w czerwonym kolorze. PeeS. ... i to wcale nie jest tak, że podsłuchiwałam!

Wizyta

Obraz
- A teraz wybierz sobie żonę - powiedział Pan Bóg do Adama... Tak oto wyglądały pierwsze demokratyczne wybory. Jakby nie patrzeć wolne, mimo że ograniczone... - No? I jak? - Zapytał Nadworny kręcąc Zochą pirueta. Kiecka zawirowała wokół niej niczym zwiewna szatka elfa. - O żeszty! Z koła cięta! - wykrzyknęłam. Byłabym jeszcze zagwizdała z podziwu "nad" ale niestety nigdy nie posiadłam tej umiejętności. - Odlotowo! - Czyli ludzko? - Zocha zapytała na wszelki wypadek (nigdy nie wie, kiedy żartuję) - Czyli dokładnie tak jak powiedziałam. Od-Lo-To-Wo! - wyrecytowałam głośno, wyraźnie, ze świeżo nabytą dykcją i na wszelki wypadek sylabami. - A ja? - teraz Nadworny okręcił się dookoła osi. Własnej. - Hmmmmm... - mruknęłam i udałam, że się zastanawiam. Widocznie zrobiłam to perfekcyjnie, bo Zocha rzuciła się do swego towarzysza z pazurami. - A widzisz?! Widzisz?! - wrzeszczała - Mówiłam ci, że trzeba ten drugi. Ale Ty nie! Zawsze musisz postawić na swoim! To teraz masz!

Trawka

Obraz
- Jak wyglądam? - wrzasko-pytaniem powitała mnie urocza koleżanka z pracy, wybitna specjalistka od fikołków. - Jak przez okno - pozwoliłam sobie na żarcik. Mogłam, bo na zdesperowaną nie wyglądała. Wręcz przeciwnie. Promienna cera, włos prosto od fryzjera, a i ciuch nie najgorszy. Pani wuefistka klapnęła z wrodzonym wdziękiem na twarde szkolne krzesełko. - Ech...- westchnęła uroczo i zamilkła. - Randka stulecia? - zapytałam. I wcale nie od niechcenia, tylko z prawdziwym zainteresowaniem. Ostatecznie nie zawsze widzi się fikającą koziołki w eleganckim gajerku damskim. - Stulecia tak, ale nie randka - odrzekła i zrobiła tajemniczą minę. Ciekawość może i jest pierwszym stopniem do piekła, ale że tak się kolokwialnie wyrażę, guzik mnie to. Wolę się tam, w tym że piekle za ciekawość znaleźć niż za inne przewinienia. - Czyli? - drążyłam temat. - No rozmowę mam. Bardzo ważną... - Ja rozumiem, że chcesz być tajemnicza , ale na litość bobrzą! Jak zaczęłaś to dokończ! - zawyłam dramatycznie. Jes

Łuk

Obraz
W łososiowym szlafroczku z falbanką, w domowych łapciach, z włosem nieskalanym szczotką i bez makijażu, siedziałam sobie w pokoiku na foteliku. Na stoliku stała butla przedniego czerwonego wytrawnego, którym to nabożnie i metodycznie się upadłam. Bo jak się upadlać to tylko przednim trunkiem... - Brakuje Ci tylko papierosa w zębach, papilotów na głowie i ogórków na twarzy - powiedział Nadworny wkraczając raźnie do salonu. Normalny człowiek powiedziałby "dzień dobry", "ładny mamy dzień" czy jakiś inny utarty zwrot. No ale to Nadworny. Tylko i aż. - Brakuje do czego? Bo chyba nie do szczęścia - zapytałam obronno-zaczepnie. - Do pełnego obrazu - odburknął, rozsiadł się w fotelu obok i miał w nosie. Konwenanse wszelakie. Oraz to, że wzbudził moją ciekawość. - Ty! Mów no po ludzku, bo... - Bo co? - wpadł mi niemrawo w słowo. - Bo nie mam ochoty na zgadywanki! Jakiego obrazu? - A... Dulskiej - stwierdził wzruszając ramionami na znak, że taka ze mnie ciemnota, co to podsta

Dwoistość

Obraz
...a wszystko przez Margo i jej "Dwoistość" Tłum powoli się przerzedzał. Ostatni maruderzy niespiesznie przeglądali zawartość sklepowych półek. Kaśka mówiła, że tu na pewno znajdę kogoś, kto zechce odpowiedzieć na parę pytań. - Chłopie, nie ma lepszego miejsca niż galeria handlowa! Przekrój społeczeństwa - trajkotała. Wszystko po to żebym się zgodził odwalić za nią czarną robotę - Od gosposi domowej do ministra. Zakupy robi każdy. Na pewno kogoś znajdziesz. Tyle zaczepionych osób, w tym niby raju dla reporterów, a on nadal nie miał materiału na artykuł. Jakiś dupek z redakcji, wymyślił sobie, że trzeba z prasą wejść pod strzechy. Bo niby ludzie najchętniej czytają o samych sobie. Taki historie z życia wzięte. Krzysztof zaproponował, że wymyśli cycuś historyjkę, ale nie! Ma być autentyczna. Ostatnia szansa siedziała samotnie przy kawiarnianym stoliku, przekładała bezmyślnie paczkę papierosów z ręki do ręki i gapiła się w szklankę po soku. Szansa była brunetką. Na oko trzydzies

Hipokryzja

Obraz
Nie jest lekko. A będzie jeszcze gorzej. Tak przynajmniej twierdzą spece od finansów i gospodarki. Tacy co się znają i nie kłamią. Nie tak jak ci z telewizji, co to patrzą na wykresy i tabele, z których jasno wynika, że wdepnęliśmy w gówno, a oni z uśmiechem na wypudrowanych gębach twierdzą, że jest super, fantastycznie, odlotowo, i że oto kolejny milowy krok na drodze ku drugiej Japonii za nami. - Twuuuu! - Grzegorz splunął z niesmakiem - I na dodatek piwo jest ciepłe. Z zadumy nad zawiłościami rodzimej ekonomii wyrwał go skrzekliwy głos żony, dobiegający z kuchni. - Przełącz no na dwójkę. Serial będzie! - Serial, serial - przedrzeźniał Jolkę, ale posłusznie sięgnął po pilota. Jedyny pożytek z tych seriali, że jak oglądała to nie gadała. Dziób w monitor i cisza była. Na "dwójce" leciały reklamy. Przełączając z kanału na kanał, cedził przez zęby ; - Dupek. - Idiota! - O! Ten to dopiero fantasta. - Zdzira, - Ścierwo jedno! Jolka, uzbrojona w pilniczek do paznokci, przydreptała

Farba

Obraz
Syf, malaria i guziki. Oraz drobiazgu pięcioro. Miał być mały biały domek, ogródek, pies bernardyn, huśtawka i różowe ściany w salonie. Różowe,jak ich życie, które skwapliwie planowali. Coś nie wyszło. Życie zweryfikowało marzenia. Skończyło się na M4 w mrówkowcu, doniczce na parapecie i chomiku. Kolor ścian przypominał brudną ścierkę. Takiej samej barwy była codzienność. Szarobura. I pozbawiona perspektyw na lepsze jutro. - Dość tego! - krzyknęła i żeby bardziej podkreślić prawdziwość swojego protestu, tupnęła nogą. Nawet na nią spojrzał, unosząc powoli wzrok znad wczorajszej gazety. Dzieci też oderwały głowy od japońskiej kreskówki. Wyglądała bojowo. Stała w dziwnej pozie. Coś jakby połączenie Statuy Wolności z Supermenem. Mimo papilotów na głowie, przydeptanych kapci i poplamionego szlafroka wyglądała na zdecydowaną i pewną tego co mówi. Nikt z domowników nie wiedział dokładnie czego ma dość i na jak długo, ale postawa kazała wierzyć, że mówi serio. Bardzo serio. - Idę spać - zako

Dżipies na polskich dróżkach

Obraz
„...Jeśli nie chcesz mojej zguby.... dżipiesa kup mi luby" Luby, najwyraźniej nie chciał zguby, co udowodnił dżipiesa kupując. No! I teraz jeździmy razem. Ja i mój dżipies. Po drogach dróżkach i bezdrożach. Częściej po bezdrożach. Ten dzipies to mądre urządzenie. Bardzo. Lepiej ode mnie wie gdzie chcę jechać. I mnie o tym informuje głosem męskim. Na ucho biorąc, dość przystojnym. A co! Jak już mam samotnie podróżować, to niech mi chociaż facet drogę wskazuje.Szkoda tylko, ze uwodzicielski głos nie idzie w parze z ... ponętną obudową. Trudno. Nikt, ani nic nie jest idealne:) Nastawiłam sobie tego dzipiesa. Wpisałam adres. Że Warszawa, że Rzymowskiego i jeszcze numer. I kazałam się prowadzić. - Jadziem, Panie Zielonka - wrzasnęłam bojowo wciskając pedał gazu. Urządząnko chwilę pomyślało. Coś tam zaszumiało, zatrzeszczało. I oto jest. Mapka, kilometry, i czas w jakim powinnam te kilometry pokonać. I sobie jedziemy - wespół zespół, ku szerokim ulicom Łorsoł city. Już w pierwszym mija

Czupiradło

Obraz
Na prawo most, na lewo most, a dołem Parsęta płynie... Na jednym z tych mostów stoi sobie Zołza Zołzowata. I wcale nie ma zamiaru skakać w otchłań wezbranej rzeki. Co to to nie! Jeśli ktoś tak choćby przez chwilę pomyślał, to był w błędzie. Mylnym! Ona, ta Zołza, po prostu wychodzi. Z podziwu... - No cześć! - dogoniło mnie jakieś czupiradło i z miejsca rzuciło się do całowania. - Czeeeść - wybąkałam nieśmiało, między jednym a drugim czułym cmokiem w policzek. - No co tam u ciebie? Jak święta? A dzieci? Już zdrowe? - czupiradło zasypywało mnie gradem pytań. I nie dawało nawet cienia szansy na udzielenie choćby zdawkowej odpowiedzi - No patrz! co za przypadek! Idę sobie idę, spokojniutko, a tu nagle! - Wilk? - wtrąciłam - Co? Jaki wilk? O ty! Jak zwykle żartujesz - odpowiedziała z uśmiechem szerokim jak ulice Nowego yorku - Ty! Ty nagle wyskoczyłaś! Jak królik z kapelusza. Nie widziałam cię już... Zaraz, ile to już minęło? - zastanawiała się. - eeeeee...- mruknęłam wymijająco, aczkolwie

Dyngus

Obraz
- Święta, święta i po świętach - stwierdził filozoficznie Książę Małżonek szorując garnek po bigosie. Minę miał przy tym jakby właśnie posprzątał na błysk cały świat i dziwił się dlaczego nikt mu nie gratuluje. - I dobrze! Ile można się lenić - mruknęłam znad książki, która właśnie nabożnie posilałam szare komórki. - Oj można... - rozmarzył się. - pewnie, ze można. I ja wcale nie twierdzę, że nie lubię, ale zdecydowanie wolę się lenić w wytartych dżinsach czy w dresach. Wcale nie potrzebuje sobie do tego dorabiać ideologii w postaci eleganckiej garsonki - wygłosiłam mowę z pełnym przekonaniem o słuszności swoich poglądów i z mina sprawiedliwego udałam się do salony na zasłużony poświąteczny odpoczynek. Leżąc na sofie i machając prawym odnóżem dolnym , przypomniałam sobie, że właśnie mija poniedziałek, nie bez przyczyny zwany lanym. A ja nic! Od rana zapominałam zlać Księcia Małżonka. Za winy popełnione i ku chwale tradycji. Jeden leniwy rzut leniwym okiem na salon i zrezygnowałam z bit

Wytrzeszcze

Obraz
Zofia Cylupa z Cybulina może rzucać oszczepem, piłką lekarską, kulą w płot, czy czymkolwiek. Nie rzuca natomiast słów na wiatr. Jeśli powiedziała, że da Nadwornemu jeszcze jedną szansę to tak też i zrobiła. Na proszony, świąteczny obiadek przybyła w towarzystwie wyżej wspomnianego przystojniaka, bukietu tulipanów i skowronków widocznych na roześmianym obliczu. - Ptactwo możesz zostawić na zewnętrznym - zażartowałam. Nadworny załapał natychmiastowo. Zofii zajęło to znacznie więcej czasu. Zasiadła w fotelu i kontemplowała o jakie ptaszyny biega. Nadworny tymczasem odprawił z małoletnimi rytualne żółwiki i poczłapał za mną do kuchni. - Co na obiad? - zapytał zaglądając do garów. - Poznaj Stachu po zapachu - warknęłam i zdzieliłam go ściera po łapach. Nie będzie mi tu byle Nadworny po garach bezkarnie myszkował! - Tak po zapachu, to obstawiam marcepany z wytrzeszczami - odpowiedział nic a nic niezmieszany. Ani nawet nie wstrząśnięty. - Bingo. Wygrałeś zmywanie po obiedzie. Nadworn

Wielkanocna tradycja:)

Obraz
- Baby upieczone, - Szynki uwędzone - Mazurki udekorowane, - Pisanki wymalowane, - Lodówka się nie domyka, - Durnostojki wyeksponowane, - W całym domu śmierdzi bukszpanem... Skoro wszystko zrobione to - Święta ogłaszam za rozpoczęte. A jeśli nawet nie zrobione to i tak sama siebie nie przeskoczę. W związku z tym, że wszystko i że fajrant i że Wielkanoc, przypomniała mi się taka oto rodzinna anegdotka.... Dawno, dawno temu, kiedy byłam dziewczęciem i nosiłam mysie ogonki za uszami, mieszkaliśmy w pewnej wsi, mój ojciec wybrał się na rezurekcję (dla niezorientowanych, to to taka msza jest odprawiana o nieludzko wczesnej godzinie). Rowerem pojechał. Wrócił radosny jak wielkanocny kurczaczek, szczęśliwy po czubek włóczkowego berecika z antenką. - Byłem pierwszy! - wrzasnął od progu i z lubością pociągnął nosem. - Pierwszy gdzie? - zapytałam. - No jak gdzie? We wsi oczywiście! - odpowiedział i uznawszy, że udzielił wystarczająco konkretnej odpowiedzi poszedł za zapachem. Tyl