Artysta jeden...
Jedyna twórczość na jaką mnie stać, to fizyczna, dająca wymierne efekty w postaci czegoś namacalnego. I właśnie wczoraj caluchny dzień takiej to twórczości się oddawałam. Namacalnej. Dziś w związku z powyższym boli mnie każdy mięsień. Ale efekty są widoczne . Gołym okiem. Wytapetowałam wczoraj przedpokój. Sama. Calutki. Od podłogi do sufitu. A że przedpokój mam niebagatelny w sensie powierzchniowym, no to się zeszło. Bezpośrednią przyczyną tapetowania był mój domowy Picasso, który się artystycznie wyżywa na wszelkich powierzchniach płaskich. Ostatnio tworzył przy użyciu konturówki do ust… Freski „ozdobiły” tapetę w dziecięcym pokoju, oraz ów nieszczęsny przedpokój… W związku z działalnością remontową przypomniała mi się pewna historyjka... Mam takiego znajomego warszawiaka. Absolutnie fantastyczny facet. Z gatunku takich co to śmialutko mogą mieć w komórce taki sygnał; „ Przystojny, inteligentny, wysportowany, dobrze zarabiający mężczyzna proszony do telefonu. Powta...