Para mieszana (21)

- W takim razie, obu paniom padamy do nóżek. A pani – Jużyk zwrócił się do Anki – podobno jest wybitną specjalistką od komputerów?
- Ani wybitną, ani specjalistką. Tyle, że lepiej się znam od tej tutaj – Anka wskazała głowa w kierunku Ewy – bo ona, to proszę pana, wie gdzie się włącza. I, że ma działać. A dlaczego działa, to już na zawsze dla niej pozostanie tajemnicą. Wielką i nieodgadnioną.
- Mądrala. Się znalazła. Od znania się, to ja mam ludzi!
Oraz ciebie. Mnie może co najwyżej, palec boleć. Od pokazywania co i jak.
Jużyk z przyjemnością patrzył na droczące się kobiety.
Miały w sobie tyle życiowej radości.


- To co? Po kawie jedziemy po ten sprzęcik? – zapytał.
- No myślę, że tak. Ma pan jakiś sklepik obcykany?
- Znajomy ma. To znaczy jest właścicielem. Taki mały. Zaczniemy od niego.
- Ej, no to jak on jest znajomy i spec od komputerów, to po co my tam? Sami sobie poradzicie.
Adam Jużyk zaczął się śmiać na wspomnienie Waldka. Kumpla, który o sprzętach nowoczesnych, wiedział dokładnie tyle, co Ewa i on. Sprzęt jest od działania. A jak nie działa, to się kupuje nowy. To jakaś perfidia losu, który bezczelnie wrobił go w handel komputerami.
- Ciocia by powiedziała, że on, to znaczy Waldek to się zna na tym, jak kura na pieprzu. Teście go wrobili w sklep i wyjechali na jakąś wieś, w Bieszczady głębokie. A on biedny nic. Zero totalne z tych komputerów. Ale od czego ma ludzi? Też go pewnie palec od pokazywania boli

***
- To tu. Tylko jak zwykle nie ma gdzie zaparkować. I właśnie dlatego takie bździła nie maja racji bytu w  nowoczesnych miastach. Nie ma to, jak duże i przestronne, centrum handlowe. Z parkingami i innymi atrakcjami-Jużyk zrzędził szukając miejsca dla auta.
- Pozwolę sobie mieć, inne zdanie - powiedziała Anka wysiadając z auta - Wszystko to kwestia organizacji i samochodu. Dla takiego czołgu, to faktycznie ciężko znaleźć miejsce.
- Może i czołg. Ale teraz ja  pozwolę sobie zauważyć, że moja córka jeździ na wózku. I gdzieś ten wózek muszę schować, jak Malwinka podróżuje ze mną. 
- Bez przesady! - Anka nie dała się zbić z tropu - widziałam ten wózek. Składa się! 
- Nie ma w tym przesady -  teraz z kolei Adam nie chciał być dłużny - Wszak wygoda też  się liczy!
- O! Zapewne. Czołg niezaprzeczalnie jest wygodny. Tylko trzeba było tak od razu. A nie wyjeżdżać z tymi głodnymi kawałkami. 
Jużyk popatrzył na Ankę. Miał się obruszyć, ale zdał sobie sprawę, że w zasadzie, to go ta wymiana zdań bawi. I, że to całkiem przyjemne, że ktoś, w tym przypadku ta pyskata smarkula, nie boi się mieć innego zdania. I jeszcze to zdanie głośno wyraża. Spojrzenie nabrało znaczenia podziwu, a ten jak wiadomo wzmaga zainteresowanie. A zainteresowanie może przerodzić się w coś  innego. Tego jednak lepiej nie rozstrzygać teraz. Na ulicy, w obliczu perspektywy zakupu diabelskiego urządzenia, które to, jakoby ma pomóc Malwinie w odnalezieniu samej siebie.
- Panie pozwolą przodem- Adam-Bond-Jużyk, przepuścił towarzyszące mu kobiety w drzwiach.
- A jak tam straszy? Albo jakiś zbir grasuje? - Anka znowu ośmieliła się mieć inne zdanie na temat utartych w cywilizowanym świecie standardów zachowań.
- Nie bardzo rozumiem?- niepewnie odezwał się Adam
- Ojej, ona żartuje- Ewa uśmiechnęła się do Jużyka promiennie i pewnym krokiem weszła do sklepu.
- Żadne żartuj. Mam po prostu swoje zdanie na temat takich szarmanckich gestów. 
- Ciekaw  jestem jakie. To znaczy jakie jest to zdanie - kpiąco odpowiedział Bond?- Jużyk 
- Bardzo chętnie się tym zdaniem z panem, podzielę. Później. Teraz, pozwoli pan, że zajmiemy się tym, po co zorganizowaliśmy tę wycieczkę. 

- No młoda. Pokaż co potrafisz! Klient czeka- Tomek wyprawił Ulkę na bój.
- Trzymaj kciuki- szepnęła, po czym pewnym głosem zwróciła się do przybyłych- Witam państwa. Mogę w czymś pomóc?
- Dzień dobry. Rozejrzymy się najpierw, jeśli pani pozwoli- Jużyk wystąpił w roli kierownika wycieczki. 
- Oczywiście. Gdybyście państwo mieli jakieś wątpliwości, to jesteśmy do dyspozycji.
Ula usunęła się w cień. Nie można nachalnie rzucać się na klienta. Jak będą czegoś potrzebowali, to się zgłoszą.

Tomek, przyczajony w zakamarkach zaplecza, obserwował wszystko i wszystkich. Dziewczyna z długimi kasztanowymi włosami, wydała się jakaś znajoma. Tego gościa, też już chyba kiedyś widział. No cóż. Świat jest mały, a Szczecin to nie Nowy Jork. Nawet nie jego przedmieścia.
- Przepraszam!- odezwała się drobna brunetka z ładna buzią- Mogę panią na chwilę prosić?
- Oczywiście- Ula podeszła do klientów
- Bo widzi pani, Oni-  tu wskazała na Jużyka i Ankę- upierają się przy tradycyjnym komputerze. A ja twierdzę, że dla dziewczyny, to lepszy będzie nieduży laptopik. 
Wzięli mnie tu za eksperta, a teraz się mądrzą. Pani powie, co lepsze.
- To zależy- Ula dyplomatycznie nie chciała stawać po żadnej ze stron-  jak do pracy, takiej codziennej, to chyba taki stacjonarny lepszy. 
Jużyk triumfalnie, aczkolwiek bezgłośnie wykonał gest Marcinkiewicza.
- Ale, jak do takiego użytku mniej profesjonalnego- kontynuowała Ula- to jednak proponowałabym laptopa. Mobilny jest. Można się z nim przemieszczać, nie tylko w obrębie domu. A ile lat ma dziecko?
- Czternaście- odpowiedzieli wszyscy troje jednocześnie.
- A, no to już nie dziecko! To pannica- Ula uśmiechnęła się promiennie- Tym bardziej proponuję laptopa. Małego, żeby był poręczny.
- He! I co!-  zadziornie wykrzyknęła Anka- Chodźcie tu. Tu jest coś akurat odpowiedniego dla naszej Gwiazdy. 
- Ten?- zapytał Jużyk patrząc z powątpiewaniem na wskazany przez Ankę komputer- No nie wiem. Mały jakiś. Jak zabawka wygląda. 
- Mężczyźni, to się zawsze wyglądem sugerują. To jest maszyna! Ma wszystko to, co Malwinie potrzebne do szczęścia i do łączenia się ze światem zewnętrznym. 
- A pamięć?
- Się pan nie martwi. Jest wystarczająca. A jak zabraknie, to zainwestujesz, to znaczy pan zainwestuje, chciałam powiedzieć, w pamięć przenośną . I po krzyku. Bierzemy?
- No skoro taki super, to bierzemy. 
- Słusznie. Szybka, męska decyzja!- rzuciła Anka.
- No. Mam nadzieję, że nie będę żałował - mruknął  i zwrócił się do Uli - Kupiony-Zatopiony. Ekspertka twierdzi, że ten i żaden inny. Jest Waldek?
- Przykro mi, szefa nie ma. Ale jest Tomek. Poprosić?
- Tomek? Nie znam. Proszę zapakować. Kartą można płacić?
- Oczywiście. Ale jednak poproszę. Nie umiem jeszcze obsługiwać terminalu.

CeDeeN...

Komentarze

  1. haha, przypomniala mi sie paca w call center na obsludze klienta :D
    - nie działa mi
    - prosze sprawdzic czy ma pani wlaczony dekoder i jest w nim karta
    - hmm... jest wlaczony... ale karty nie widze... o, o, o, lezy na stoliku, pewnie syn sie bawil, dziekuje
    - bardzo prosze ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. i W TAKIM MOMENCIE ZAKOŃCZYĆ CEDEENEM!!!?niczego się nie boisz:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Znaczy - DZIEJE SIĘ.

    Ja już wiem, że tak trzeba kończyć, by czytelnik chciał wrócić. Nie ma obawy - wrócę.
    A u mnie właśnie odcinek taki bardziej do łez...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ty prawdziwa Zolza jestes:)) Skonczyc w takim momencie... ech;))

    OdpowiedzUsuń
  5. no i wrócę, no pewnie, że wrócę :)
    tylko nie karz długo czekać :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ha, ciekawabyłam jak się w końcu spotkają ;)... i sę nie spotkali ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Może wreszcie doczekam się jakiegoś seksu ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie po mojej myśli wprawdzie, ale robi się coraz ciekawiej...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

O złamanej nodze

Sprawa się rypła

Bluszcz