Para mieszana (22)


- Tomek? To ty?-  Ewa patrzyła na wyłaniającego się z czeluści zaplecza mężczyznę ze zdziwieniem -  Myślałam, że nie pracujesz. To znaczy mówiłeś, że szukasz pracy i, że nie możesz znaleźć, a tu proszę. Taka niespodzianka.
- Wygląda na to że ja - Tomek był nie mniej zdziwiony - Świat jest mały. Nadal zatrzaskujesz kluczyki?
Ewa zaśmiała się. Reszta towarzystwa patrzyła ze zdziwieniem.
- To ten?- zapytała Anka, kierując palucha w stronę Tomka- Wybawca?
- No. Ten sam. We własnej osobie. Państwo pozwolą, że przedstawię. Specjalista od otwierania auta palcem wskazującym. 

Załatwianie formalności nie trwało długo. Gwarancja, paragon, karta kredytowa, terminal i wszystko. Towar spakowany.
- No to idziemy- zarządził kierownik wycieczki- Proszę pozdrowić Waldka. Do widzenia.
- Zadowolenia ze sprzęty życzymy. Do widzenia- Tomek nie wychodził z roli sprzedawcy doskonałego.
- No! Goń za nią!-  Ula powiedziała głośno to, o czym Tomek tylko myślał - Nie cykorz się, tylko leć. Bo odjedzie.
Wybiegając ze sklepu, Tomek puścił oko do Ulki. Dobra z niej dziewczyna. I domyślna.
- Ewa! Poczekaj! - krzyknął do wsiadającej do auta dziewczyny.
- Coś się stało?- zapytała.
- Tak. To znaczy nie. Po prostu pomyślałem sobie, że ...
- Że?
- Że może moglibyśmy się spotkać. Miło nam się rozmawiało wtedy. Chyba?
- Oczywiście, że miło. I chętnie to powtórzę. Tylko, wiesz…
- Nie masz czasu? - zapytał zimno Tomek
- No. Dziś nie mam. Ale jutro? - zapytała spoglądając na jużykowe auto - Zadzwoń. Ok?
- Zgubiłem wizytówkę. To znaczy, pewnie gdzieś jest. Leży i się śmieje ze mnie, ale chwilowo nie mogę jej zlokalizować.
- Taki problem, to nie problem - powiedziała Ewa grzebiąc w torbie - Dam ci drugą. Jak tylko uda mi się znaleźć. W tym bałaganie.
- Proszę - Anka podeszła do Tomka i wręczyła mu wizytówkę Ewy, po czym zwróciła się do przyjaciółki  – Oddasz mi przy okazji. A teraz przeproś  pana i chodź już, bo się Bond wpienia. Że niby córeczka sama. I głodna coś jestem.
- Muszę lecieć, do usłyszenia w takim razie – Ewa uśmiechnęła się równie naturalnie co Ula-Umberto i pobiegła za Anką do auta.

***
„Jestem pępkiem świata”- taki tytuł mógłby mieć portret zrobiony w tej chwili pannie Malwinie Jużyk.
- Nie potrzebuję żadnego komputera. Nie mam zamiaru z nikim rozmawiać, ani pisać jakiegoś głupiego bloga. To pewnie ona wymyśliła!- Malwina skierowała oskarżycielskiego palucha w stronę Ewy.
- Mylisz się - ze stoickim spokojem powiedziała Anka wychodząc najwyraźniej z założenia, że kłamstwo w dobrej wierze jest wybaczalne - Jak już musisz kogoś oskarżać to mnie. Ale wcześniej powiedz, co masz przeciwko komputerom?
- Nic nie mam. Ale ona - znowu spojrzała na Ewę - Cały czas coś knuje za moimi plecami.
- Jesteś w błędzie. To nie ona. To ja. Nadal uważasz, że to głupi pomysł?
Malwina nie odpowiedziała. Za to z uwagą zaczęła przyglądać się świeżutko nabytemu komputerowi, leżącemu na jej kolanach.
- No dobra. Mogę spróbować - powiedziała szorstko - Ale! Niczego nie obiecuję.
- Córcia, a może pani Ania ci pomoże?
- No co ty! Tata. Ja może nie wiem ile giga ma bajtów, ale jak się włącza laptopa i co dalej z nim zrobić to wiem. Zresztą, jadę do siebie, bo tu nie ma warunków do czytania.
Malwina odjechała poruszając rytmicznie kołami wózka.
Po chwili z pokoju dobiegł dźwięk uruchamianego programu operacyjnego.
- Myśli pani że sobie poradzi?
- Ja nie myślę, ja wiem. Dzisiejsza młodzież rodzi się z takimi umiejętnościami - Anka uśmiechnęła się do Jużyka, po czym zwróciła się do przyjaciółki
- Idziemy?
- Idziemy - Ewa wstała  z kanapy - Mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko, że wrócę później? Idziemy na babskie ploty.
- A co to? Już w domu poplotkować nie można? Się musi Ewunia z panią Anią po mieście włóczyć? - zapytała ciocio-gosposia - No już dobrze, dobrze. Tak sobie tylko gadam. Stara jestem, to mi wolno. Tylko uważajcie na siebie, bo to teraz tyle tego się kręci, tej łobuzerii.

***
- Gdzie idziemy? Masz jakiś pomysł?
Ewa zmarszczyła nos. Zawsze tak robiła jak o czymś myślała.
- Tu niedaleko jest galeria handlowa. Może tam?
- Galeria? No, co ty? Nie ma nic innego?
- Nie marudź. Tam są małe knajpki. Poza tym muszę kupić rajstopy. Połączymy przyjemne z pożytecznym.
- Rajstopy? Rajstopy to ty sobie możesz w kiosku na rogu kupić - Anka zrzędziła - I nie bierz kluczyków. Jak się zasiedzimy to wrócimy taksówką. Mam ochotę na lampkę wina.

***
Galeria tętniła życiem. Kolorowy tłum szalał miedzy równie kolorowymi regałami. Kupujący, przymierzający, zwiedzający i zwykli szwendacze. Zmęczone zakupami panie w modnych toaletach, uprawiają pogodne ploteczki nad filiżanką aromatycznej kawy. Młodzież gapiąca się na wystawy i dzieci proszące rodziców o kolejną zabawkę.
Dziewczyny siedziały w malutkiej przytulnej kawiarence. Małymi łyczkami popijały kawusię z maleńkich filiżanek.
- Zadzwonił?
- Nie
- Zadzwoni. Ja ci to mówię!
- Skąd wiesz?
- Bo wiem. Po prostu. Nos mi mówi.
- Aha - Ewa popatrzyła na niespiesznie spacerujący tłum - To wiesz więcej od mnie.
- A chcesz żeby zadzwonił?
- Sama nie wiem. Jeśli nawet się z nim spotkam to co? No wiesz. Odległość, te sprawy.
- Raczej te sprawy, bo odległość to teraz mały Pikuś. Globalna wioska i tak dalej. No co ci zresztą będę tłumaczyć.
- Dobra, dobra mądralo. A co z twoim Draniem? Mówiłaś, że się odzywa?
- Odzywa. Na zasadzie jestem, żyję, istnieję. I tyle - Anka zamyśliła się, tak jakby zastanawiała się czy powiedzieć to o czym właśnie myślała.
- No?
- Skrzywdził mnie, wiesz?- szepnęła cicho
- O rany! Co ci zrobił? Uderzył?- Ewa gwałtownie uniosła się z fotela wylewając przy tym kawę na obrus i śnieżnobiałe spodnie przyjaciółki. Na szczęście kawy nie było dużo więc straty moralne i fizyczne też do przeżycia.
- Siadaj wariatko!- syknęła Anka , nawet nie próbując ratować spodni. Stało się i się nie odstanie. Plama na spodniach jest faktem dokonanym, ale nie jest to tragedia.
- Mentalnie mnie skrzywdził. Rozumiesz?
- Powiedzmy.
-
Czyli nie rozumiesz. To ja ci to wytłumaczę, ale najpierw idź do baru i zamów nam po kieliszku czegoś. Wszystko jedno czego, byleby nie było słodkie.
- A dlaczego ja?
- Bo ja jestem unieruchomiona z powodu twojej nadpobudliwości psycho-ruchowej.
- A no tak. Czerwone wytrawne? Może być?
- Może.
CeDeeN...

Komentarze

  1. O! Nadrobiłam hurtem :) Ale się cieszę, że Para znowu w publikacji :)
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Od tego czerwonego to dopiero będzie plama i to taka, co nie zejdzie!Na razie jest OK.

    OdpowiedzUsuń
  3. Para nieźle zamieszana :))))
    Oczywiście czytam od 1-go odcinka.
    Pozdrowienia dla komentujących,oczywiście dla autorki również;)

    OdpowiedzUsuń
  4. o, cieszę się, że tempo nowych odcinków znów się poprawiło :) bo jak za długo to zainteresowanie zdych wraz z napięciem i pamięcią ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wpadłam, przeczytałam zaległości i pozdrawiam :)
    Mam nadzieję, że za jakiś miesiąc będę miała więcej czasu i głowy do kontemplowania!

    OdpowiedzUsuń
  6. Chwilowo działa ;)
    Za dużo ich się tutaj interesuje tym szczęściem. Doświadczenie mówi mi, że to nic dobrego ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. aj
    dobrze, że publikowałaś w piątek
    dziś już poniedziałek czyli jest szansa, że długo czekać nie będę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nivejko! Dopieszczałaś nas swymi odpowiedziami, już czwarty raz wpadam poczytać - a odpowiedzi brak. Tęskno mi za Twoim dowcipem. Ale zajrzę raz piąty. Co mi tam.

    OdpowiedzUsuń
  9. No i trywialny zakup komputera może okazać się bramą do raju :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Elu! Jestem, a może raczej byłam zarobiona. Masowo produkowałam kartki na festyn szkolny (robota ręczna i absolutnie niepowtarzalna:D)A jako że artystka ze mnie żadna to i urobiłam się po pachy. Obiecuję poprawę:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Po mojemu - coś przesadzasz ze skromnością - zapomniałaś, że mam na to dowody rzeczowe? No dobra - jeden dowód.Ale za to jaki!!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Ciekawe jak Malwinka zaprzyjaźni się z laptopem ..:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

O złamanej nodze

Sprawa się rypła

Bluszcz