Kompromis
Koniec roku jest fajny. Fajerwerki, szampan, brokat wszechobecny. I wszystko by było cacy gdyby nie te bilanse różne, podsumowania, zestawienia. I to że procenty trzeba policzyć. Bo księgowa czeka...
Pora była mocno po kolacyjna. Ogień w kominku dogorywał i przypominał o tym co nieuniknione. Laba się skończyła. Jutro mus wracać do pracy, szkoły i przedszkola. Niestety. Bolesna świadomośc tego faktu ciazyła na wszystkich zgromadzonych. Tylko kot mógł się czuc bezpiecznie. Jemu eksmisja nie groziła.
- Przestaniesz w końcu czy nie? - książę Małżonek groźnie zmarszczył brwi.
Na postawione w ten sposób pytanie można odpowiedzieć na bardzo wiele sposobów. Przede wszystkim można zignorować i dalej robić swoje. Tyle, że to trochę niegrzeczne i świadczy o braku szacunku. Lepiej więc dać głos. Krótko; tak, albo nie. Jak ktoś bardziej wylewny dodać uzasadnienie dlaczego, w tym przypadku przestanę względnie czemuż to przestać nie mogę.
- Nieeeeeee... - odpowiedziałam na melodie "Lulaj że Jezuniu" (a przynajmniej tak mi się wydawało) i dalej robiłam swoje nie przejmując się konsekwencjami. Bo co mi zrobi jak mnie złapie? A poza tym kto by go dźwignął z kanapy po kilku dniach robienia nic? Poza tym śpiewać każdy może. A że nie każdy może tego słuchać to już jego sprawa.
- Przestań co? - zaatakował z innej mańki, tonem błagalnym. Tym razem nawet nie zareagowałam.
- Słuchaj, jak się zamkniesz, dam ci 5 zł - próba przekupstwa rozsierdziła mnie na dobre.
- Coooooo? - zapiszczałam żałośnie niemalże falsetem. A przecież maiło być groźnie, władczo i stanowczo. No to jeszcze raz. Chrząknęłam i teraz to już ryk przeszedł najśmielsze oczekiwania. Wszystkich.
Książątko wtuliło się w fotel. Dzieciarnia przestała się kłócić o to ile kto zjadł przydziałowych żelków. Nawet kot leniuch zaszczycił mnie spojrzeniem spod zaspanych czarnych powiek.
- To ja tu dbam, żeby tradycja nie zaginęła i duch w narodzie i rodzinie trwał i trwał i ... żeby go obca siła nie zmogła! Żeby dzieci wiedziały że nie tylko dzigobelsy i merychristmasy, ale i nasze polskie, maluśkie co w żłobie leżały ! A ty mnie chcesz przekupić! Nigdy! - w planie miałam jeszcze teatralne rozrywanie szat, ale bluzka wydała mi się jeszcze zbyt dobra. Zrezygnowałam więc ze spektakularnych pokazów i spokojnie, jak gdyby nigdy nic usiadłam. Skromnie złożyłam łapki na kolanach i się obraziłam. Nie zaprzestając oczywiście.
- No dobra - Książę Małżonek raczej się nie przestraszył i wychodząc założenia, że wszystko jest kwestią ceny zapytał - To czego chcesz?
No tak już lepiej- pomyślałam i nadal obrażonym tonem przedstawiłam listę żądań;
- Kawy. To po pierwsze. Poza tym, wprowadzisz mój samochód do garażu, wyniesiesz śmieci i ... zrobisz za mnie bilans.
- A jak nie? - próbował się targować
- To do Trzech Króli masz przegwizdane...
Skapitulował. Tym bardziej, że gwizdanie wychodzi mi znacznie gorzej niż śpiewanie;)
Można śmiało powiedzieć, że poszliśmy na kompromis Ja mam bilans, on święty spokój. A kolędy śpiewa Natalia...
Pora była mocno po kolacyjna. Ogień w kominku dogorywał i przypominał o tym co nieuniknione. Laba się skończyła. Jutro mus wracać do pracy, szkoły i przedszkola. Niestety. Bolesna świadomośc tego faktu ciazyła na wszystkich zgromadzonych. Tylko kot mógł się czuc bezpiecznie. Jemu eksmisja nie groziła.
- Przestaniesz w końcu czy nie? - książę Małżonek groźnie zmarszczył brwi.
Na postawione w ten sposób pytanie można odpowiedzieć na bardzo wiele sposobów. Przede wszystkim można zignorować i dalej robić swoje. Tyle, że to trochę niegrzeczne i świadczy o braku szacunku. Lepiej więc dać głos. Krótko; tak, albo nie. Jak ktoś bardziej wylewny dodać uzasadnienie dlaczego, w tym przypadku przestanę względnie czemuż to przestać nie mogę.
- Nieeeeeee... - odpowiedziałam na melodie "Lulaj że Jezuniu" (a przynajmniej tak mi się wydawało) i dalej robiłam swoje nie przejmując się konsekwencjami. Bo co mi zrobi jak mnie złapie? A poza tym kto by go dźwignął z kanapy po kilku dniach robienia nic? Poza tym śpiewać każdy może. A że nie każdy może tego słuchać to już jego sprawa.
- Przestań co? - zaatakował z innej mańki, tonem błagalnym. Tym razem nawet nie zareagowałam.
- Słuchaj, jak się zamkniesz, dam ci 5 zł - próba przekupstwa rozsierdziła mnie na dobre.
- Coooooo? - zapiszczałam żałośnie niemalże falsetem. A przecież maiło być groźnie, władczo i stanowczo. No to jeszcze raz. Chrząknęłam i teraz to już ryk przeszedł najśmielsze oczekiwania. Wszystkich.
Książątko wtuliło się w fotel. Dzieciarnia przestała się kłócić o to ile kto zjadł przydziałowych żelków. Nawet kot leniuch zaszczycił mnie spojrzeniem spod zaspanych czarnych powiek.
- To ja tu dbam, żeby tradycja nie zaginęła i duch w narodzie i rodzinie trwał i trwał i ... żeby go obca siła nie zmogła! Żeby dzieci wiedziały że nie tylko dzigobelsy i merychristmasy, ale i nasze polskie, maluśkie co w żłobie leżały ! A ty mnie chcesz przekupić! Nigdy! - w planie miałam jeszcze teatralne rozrywanie szat, ale bluzka wydała mi się jeszcze zbyt dobra. Zrezygnowałam więc ze spektakularnych pokazów i spokojnie, jak gdyby nigdy nic usiadłam. Skromnie złożyłam łapki na kolanach i się obraziłam. Nie zaprzestając oczywiście.
- No dobra - Książę Małżonek raczej się nie przestraszył i wychodząc założenia, że wszystko jest kwestią ceny zapytał - To czego chcesz?
No tak już lepiej- pomyślałam i nadal obrażonym tonem przedstawiłam listę żądań;
- Kawy. To po pierwsze. Poza tym, wprowadzisz mój samochód do garażu, wyniesiesz śmieci i ... zrobisz za mnie bilans.
- A jak nie? - próbował się targować
- To do Trzech Króli masz przegwizdane...
Skapitulował. Tym bardziej, że gwizdanie wychodzi mi znacznie gorzej niż śpiewanie;)
Można śmiało powiedzieć, że poszliśmy na kompromis Ja mam bilans, on święty spokój. A kolędy śpiewa Natalia...
Z tym bilansem, to świetny pomysł - nawet arię można spróbować, a co! Ale u nas to nie przejdzie, bo śpiewają wszyscy - od najstarszego Pana Domu, do najmłodszej Kasieńki. I niczym nas nie przekupisz, o nie. Kolędować Małemu czas... :-)
OdpowiedzUsuńale przecież śpiewać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej, ale nie o to chodzi jak co komu wychodzi;-) lalalalalal
OdpowiedzUsuńAnulka...
OdpowiedzUsuńRodzina Tralalińskich? Zazdroszczę:)
Jazz...
OdpowiedzUsuńOwszem. Tylko nie każdy jest w stanie znieść takie doświadczenie;)
Może i ja zacznę śpiewać kolędy. I wtedy ktoś odwali za mnie czarną robotę ;)
OdpowiedzUsuńNie ma lekko, poza tym ileż można nic nie robić? Toż to strasznie męczące na dłuższą metę.Dlatego już przed ósmą pognałam rodzinkę na posterunki a sama z mozołem, żeby nie było, że nie pracuję, przedzieram się przez blogowe zaległości :)))) Miłego poczatku!
OdpowiedzUsuńja oprócz śpiewu "zagrażam" rozrostem polipa na strunach i "wtedy dopiero zobaczycie!"-zazwyczaj nie chcą:)
OdpowiedzUsuńButterfly...
OdpowiedzUsuńSpróbuj. Tylko ostrzegam, nie każdy ma do tego odpowiednie predyspozycje. Najpierw sprawdź czy faktycznie nie umiesz;)
Mira...
OdpowiedzUsuńNo nie ... to ja musiałam wstac ckoro szósta na zegarze, a ty sobie w domku z kawusia blogi przeglądasz? Ech sprawiedliwość...;)
OlQA...
OdpowiedzUsuńCzyzby widok polipa był tak przerażający?;)
:-))))Najlepszego w Nowym Roku, żeby szczęście i dobry humor i zdrowie zawsze dopisywało!
OdpowiedzUsuńGrunt to umieć wykorzystać swoje talenty :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Śpiewem w małżonka? Gorzej jak za okupacji ;)
OdpowiedzUsuńBardzo inspirujące metody perswazji. ;-) Ale czego się nie robi, żeby nie musieć robić bilansu. Brrr... :)
OdpowiedzUsuńBestyjeczka...
OdpowiedzUsuńDziękuję. I wzajemnie:)
Gosia...
OdpowiedzUsuńNawet jeśli to antytalenty;)
Voluś...
OdpowiedzUsuńMyślisz że to gorsze niż granat?;)
Jolu...
OdpowiedzUsuńTo są skutki spania na matematyce. Liczenie to moja zmora. Nawet z kalkulatorem mi nie wychodzi;D
cel uświeca środki:)
OdpowiedzUsuńBilans....pamiętam coś takiego na jakimś zaliczeniu- nawet papier w kratkę mi nie pomógł, bo kolumny były niczym wijący się wąż.Przy ocenie była notatka- "ciekawe jak to pani wyliczyła, bo gdy podliczyć wszystko zgodnie z pionem, wynik jest zupełnie inny". Bilans to zawsze trudna rzecz, czasem nawet pod względem technicznym.
OdpowiedzUsuńMiłego,;)
Bilans... proszę nie wspominać tego słowa... Ja co chwilę dostaję tabele do bilansowania czegośtam bardzoważnego :( I Książe Małżonek za mnie nie zrobi choćby nie wiem co ;(
OdpowiedzUsuńMa się te sposobiki na małżonków, nie? A z wiekiem pomysłowość rośnie. Voluś, nie czytaj!
OdpowiedzUsuńo radosci... przydzialowe zelki,
OdpowiedzUsuńchlopa masz marudnego, z kanapa na moroz wystaw niech sie przemrozi.
niewinny podstęp zakończony kompromisem ;))
OdpowiedzUsuńwszelkie bilansy wywołują we mnie potrzebę ucieczki. jeśli nie per pedes to przynajmniej w sen :-))
OdpowiedzUsuńIva...
OdpowiedzUsuńDokładnie ta. Bo czego się nie robi żeby nie musieć?;)
Anabell....
OdpowiedzUsuńNo właśnie o to chodzi, że mnie zawsze wychodzi inaczej niż wszystkim. I co ciekawsze to za każdym razem wychodzi inaczej;)
Anovi...
OdpowiedzUsuńJakie szczęście że rok kończy się tylko raz w roku co?;)
Zgaga...
OdpowiedzUsuńpo kilku latach repertuar i tak trzeba zmienić, może sobie czytać;D
Eliza...
OdpowiedzUsuńDo kota się człowiek przyzwyczai a co dopiero do chłopa;) I szkoda kanapy...;)
Euforka...
OdpowiedzUsuńNiewinny, ale póki co skuteczny. Muszę tylko uważać żeby nie dość do wprawy w kolędowaniu;)
Emma...
OdpowiedzUsuńA się właśnie zastanawiałam co ja taka senne ostatnio. A to bilans zawinił;)
hm...spróbowałam tak samo, ale Paweł powiedział, że może mi codziennie wprowadzać i wyprowadzać samochód z garazu pod warunkiem, że go odkopie:(
OdpowiedzUsuńMnie też jeszcze czeka bilans :( brrrr!
OdpowiedzUsuńJa nawet nie umiem prawidłowo wypowiedziec słowa "BILANS", więc też potrzebowałabym zastępstwa. Tyle, że ja mam nieco inną taktykę - siadam, zaczajam się i SIĘ MARTWIĘ - pierwszy podchodzący - współczujący to trafiony - zatopiony.
OdpowiedzUsuńGratuluję pomysłowości:)
Pieprzu...
OdpowiedzUsuńNo dzięki. Wypróbuję przy kolejnej okazji;)
Sara uciekaj, pani będzie śpiewać- powiedział Paweł. A ja tak ładnie śpiewam :p :)))))
OdpowiedzUsuńMy śpiewamy w duecie, kawę podajemy na zmianę ;)
OdpowiedzUsuń