Czyn
Są takie czyny, których się nie zapomina. Mimo upływu czasu, zmiany ustroju, upodobań kulinarnych i seksualnych oraz zmiany powierzchni kwadratowej czoła. One, te czyny tkwią w zakamarkach pamięci i przypominają się w najmniej oczekiwanym momencie. Albo pod wpływem chwili, telewizyjnego trajkotania czy też po prostu za sprawą kalendarza.
Czyny jak powszechnie wiadomo dzielą się na dobre i z gruntu złe. To oczywiście tylko podstawowy podział. Takie konary. Do każdej z nich można domalować gałęzie, a do nich gałązki.
Jako że o czynach złych nalezy zapominać i raczej ich w pamięci nie przechowywać, mnie przypomniał się taki który z założenia miał być chwalebny. Może nie w sensie doniosłości od razu, ale przydatności. Społecznej.
Zwykle czynić dobro należało w niedzielę, w dzień wolny od obowiązków. Nie ma dziwne. Przecież będąc w pracy, w szkole czy na uczelni należało skupić się na rzetelnym wypełnianiu obowiązków ku chwale i rozwojowi ojczyzny (w pewnym sensie) niepodległej. Byli tacy co się migali, za nic sobie mając wszystko i wszystkich. A zwłaszcza wszelkie społeczne inicjatywy. I prowadzili pasożytniczy żywot, szukając tak zwanego murzyna do czarnej roboty.
Wielu jednak, po wezwaniu ojca narodu szło. Do łopat, do mioteł, do taczek... Wielu też wracało w stanie wskazującym na zmęczenie. Bo to wiadomo; człowiek jak się narobi, w słusznej sprawie łopatą namacha to i pić się chce. A że społecznik nie koń, wody nie pije to i nic dziwnego, że często po powrocie styranego czynem człowieka do domu, z ust stroskanej małżonki padało sakramentalne pytanie;
- Gdzie byłeś?! Pijaku jeden!
- Naczynie - odpowiadał nieco bełkotliwie stojąc na chwiejnych nogach
- Ta! Na czynie! - pani żona czy też inna, mniej prawowita właścicielka wyciągała zza pazuchy kuchennego fartuszka w kwiatki narzędzie mordu w postaci wałka do ciasta.
- Naczynie, bo będę rzygał! - dodawał społecznik i padał. Na twarz.
Źródło zdjęcia w sieci: http://www.film.org.pl/prace/alternatywy/alternatywy3.html
Czyny jak powszechnie wiadomo dzielą się na dobre i z gruntu złe. To oczywiście tylko podstawowy podział. Takie konary. Do każdej z nich można domalować gałęzie, a do nich gałązki.
Jako że o czynach złych nalezy zapominać i raczej ich w pamięci nie przechowywać, mnie przypomniał się taki który z założenia miał być chwalebny. Może nie w sensie doniosłości od razu, ale przydatności. Społecznej.
Zwykle czynić dobro należało w niedzielę, w dzień wolny od obowiązków. Nie ma dziwne. Przecież będąc w pracy, w szkole czy na uczelni należało skupić się na rzetelnym wypełnianiu obowiązków ku chwale i rozwojowi ojczyzny (w pewnym sensie) niepodległej. Byli tacy co się migali, za nic sobie mając wszystko i wszystkich. A zwłaszcza wszelkie społeczne inicjatywy. I prowadzili pasożytniczy żywot, szukając tak zwanego murzyna do czarnej roboty.
Wielu jednak, po wezwaniu ojca narodu szło. Do łopat, do mioteł, do taczek... Wielu też wracało w stanie wskazującym na zmęczenie. Bo to wiadomo; człowiek jak się narobi, w słusznej sprawie łopatą namacha to i pić się chce. A że społecznik nie koń, wody nie pije to i nic dziwnego, że często po powrocie styranego czynem człowieka do domu, z ust stroskanej małżonki padało sakramentalne pytanie;
- Gdzie byłeś?! Pijaku jeden!
- Naczynie - odpowiadał nieco bełkotliwie stojąc na chwiejnych nogach
- Ta! Na czynie! - pani żona czy też inna, mniej prawowita właścicielka wyciągała zza pazuchy kuchennego fartuszka w kwiatki narzędzie mordu w postaci wałka do ciasta.
- Naczynie, bo będę rzygał! - dodawał społecznik i padał. Na twarz.
Źródło zdjęcia w sieci: http://www.film.org.pl/prace/alternatywy/alternatywy3.html
dobre powiem nawet wiecej swietne.znczy sie dobry poczatek dnia. oj maz zawsze mowi do mnie jak cos mu sie niepodoba No Hala a ja odpowiadam nochala to masz ty
OdpowiedzUsuńBo to zła kobieta była :P
OdpowiedzUsuńMajowababcia...
OdpowiedzUsuńZ mężami to tak zawsze! I koniecznie trzeba ich na właściwe miejsce usadzić. Najlepiej ciętą ripostą:)
Margo...
OdpowiedzUsuńAntyspołeczna! Na dodatek;)
ihhihihi na czynie ;)
OdpowiedzUsuńNa czynie zbyteczne było naczynie;)
OdpowiedzUsuńZ wielu efektów czynów do dziś korzystamy.
Naczynie, to ja bym takiemu na lbie rozbila:)) Najlepiej zeby naczynie bylo kamionkowe, takie do kiszenia ogorkow czy tez inszej kapusty:))) Nie cierpie pijakow, a oni mnie swego czasu tak kochali:)) Jak tylko gdzies (zwykle w autobusie) trafil sie jeden pijany, to zaraz sie do mnie przyczepil, magnez jakis mialam czy co? Na szczescie teraz jestem wolna:))
OdpowiedzUsuńPamiętam taki czyn społeczny w Sulęcinie w połowie lat siedemdziesiątych. Urządzaliśmy skwer. Bardzo się przy tym napracowaliśmy i to bez napojów wyskokowych. A dokładnie na drugi dzień wjechały tam koparki, zryły wszystko, jakaś poprawka w kanalizacji i to wcześniej zaplanowana... I nikogo na odstrzał nie wzięli...
OdpowiedzUsuńhehe, tak w zwiazku z pochodem majowym Cie naszlo? ;)
OdpowiedzUsuńW liceum braliśmy udział w wykopkach "w czynie społecznym". Żadne naczynia nie brały w nim udziału, ale i tak dobrze się bawiłam. Do dziś podziwiam nasze czarno-białe zdjęcie w stylu "kobiety na traktory" ;)
OdpowiedzUsuńmój chłop jak wiesz to poteflon, ciągle skrobie po teflonowej patelni
OdpowiedzUsuńNa czynie był i naczynie potrzebował wszystko w świecie ma swoje miejsce i każda czynność ma swoje ukryte połączenie :))) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńładne rozwinięcie :)
OdpowiedzUsuńNaczynie :D Rozwaliłaś mnie!
OdpowiedzUsuńAle fakt, kiedyś to nawet dzieci zaprzęgali i wozili na wykopki! Tak było!
Chwilka...
OdpowiedzUsuńWzględnie naczynie;)
Iva...
OdpowiedzUsuńWiele "czynów" poszło tez na tak zwane marne;)
Stardust...
OdpowiedzUsuńPijaki są różne. permanentne i okazjonalne. Pijak czynowy był raczej okazjonalny:D
Tkaitka...
OdpowiedzUsuńA powinni! Chętniej się "czyni" jak efekty zostają na długo:)
Mama Soni...
OdpowiedzUsuńBingo!
Beatta...
OdpowiedzUsuńTez jeździłam na takie wykopki. Fajne kanapki dawali;)
Dzidka...
OdpowiedzUsuńA nie wygląda... Widać pozory mylą;)
Czarny Ptak...
OdpowiedzUsuńJasne! To dokładnie tak jak spacer z Twoim psem. jak śpi to nie musisz. Przecież możesz w domu:D
Iimajka...
OdpowiedzUsuńDziękować;)
Aga_xy...
OdpowiedzUsuńJa to nawet stonkę kiedyś do słoika zbierałam!
też bym wałka użyła ;))
OdpowiedzUsuńhahaha, co za bezduszna kobieta, naczynia dać nie chciała! :)))
OdpowiedzUsuńJa pamiętam jak kiedyś wyjechaliśmy cała klasą zbierać kapustę. Na miejscu każdy dostał nóż rzeźnicki ogromniasty i puścili nas w zagony kapuchy. Cud jakiś, żeśmy sobie nic nie zrobili. Dziś nie do pomyślenia, żeby tak uzbroić całą klasę :))
To pisałam ja magenta, nadal nieprzelogowana ;)
Pyszna historyjka!:), też nas kiedyś w szkole średniej zapędzili do zbierania ziemniaków.
OdpowiedzUsuńMagenta...
OdpowiedzUsuńKapuchy nie zbierałam. Ino ziemniaki oraz ziemniaczaną stonkę. Bez broni;)
Kachna...
OdpowiedzUsuńnasze pokolenia tak miały. Ale to fajne "czyny" były. Takie wesołe:D
Raz na czynie pomalowałem kawałek płotu. Z wałkiem nikt nie czekał.
OdpowiedzUsuńMy w liceum byliśmy gonieni do parku celem pielenia klombów i ogrodu botanicznego... :))) Koledzy zabawiali się rzucaniem w nas dżdżownicami. Ze mną mieli problem, bo ja je lubiłam oglądać... :)))) Już się przyszły zawód ujawniał. :)))
OdpowiedzUsuńA !!! przypomniałaś mi .Obudzona z narkozy po zabiegu na mojej biednej nerce poprosiłam pielęgniarkę "..siostro nerkę.." a ona biedna nie rozumiejąc o co mi kaman , opowiada co przed chwila robił mi chirurg , więc wydarłam się SIOSTRO NERKĘ BO BĘDĘ RZYGAĆ ( nerka to taki metalowy pojemnik w szpital a mnie po narkozie zawsze muli)
OdpowiedzUsuńTeż zbierałam stonkę, zupełnie nie rozumiem, dlaczego akurat na plaży w Gdyni. Nijakich ziemniaków tam nie było, a stonki mrowie a mrowie... Prawie uwierzyłam, że hamerykańskie statki ją przywiozły!
OdpowiedzUsuńVoluś...
OdpowiedzUsuńTy to masz szczęście;)
Magdalena...
OdpowiedzUsuńDżdżownice można polubić?
Dzidka...
OdpowiedzUsuńWłaśnie mi przypomniałaś że bardzo się śmiałam z tej historyjki:D
Zgaga...
OdpowiedzUsuńNa plaży? Może dlatego że to rodzaj biedronki?:D