O małych chińskich rączkach...

Kiedyś, tak dawno, że niektórzy śmią poddawać w wątpliwość moje słowa, dziergałam. Może nie namiętnie, ale jednak. Jak tylko wracałam z przedszkola, w którym to zaczynałam swoja pedagogiczna karierę, natentychmiastowo, nie bacząc na obiad na stole, na pierwsze odcinki "mody na sukces" ani na insze inszości, łapałam szydełko, nić bawełnianą typu kordonek i dziergałam. serwetki, czapeczki, a nawet bluzeczki koronkowe i przewiewne. Miało to działanie czysto terapeutyczne. Szydełko śmigało wywijając hołubce, a ze mnie ulatywały wrzaski, płacze, marudzenia. Kilka rządków słupków, półsłupków i pętelek najróżniejszych pozwalało na pozbycie się stresu   nabytego podczas często nawet 10 godzin spędzonych z rozwrzeszczanymi małolatami.

Teraz nie dziergam. Obecnie zajmuje ręce klejeniem. Zamykam się na małą godzinkę z często dużym haczykiem, w której zgromadziłam wszystko co mi do owego klejenia niezbędne; papierki. wstążeczki, patyczki, śmieci zebrane z kwiatowych bukietów okolicznościowych... Oraz wszystko inne  co normalnym ludziom zbędne, a mnie oczywiście"przydasię".
Lepienie podobnie jak dzierganie, uspokaja. Im bardziej pracochłonne, im więcej mikroskopijnych detali, tym bardziej więcej złogów złości, frustracji codziennych ulatuje w przestrzeń.
Poza tym klejenie pozwala na zdobycie środków na zakup książek. Nie dla mnie. Do biblioteki. Bo trzeba wam wiedzieć, że jesli nawet owo "rękodzieło" nie jest idealne to moi koledzy po fachu a i uczniowie również mimo wszystko zasilają skarbonkę.
***
Jeden z małolatów szkolnych przybył wiedziony checią przemożną pożyczenia lektury i zamarł. stał tak sobie w pozycji żony Lotta i rozdziawiał twarz.
- Mucha ci wleci - powiedziałam i spokojnie doklejałam jakiś bardzo upierdliwy element. Nie odpowiedział. Nadal gapił się bezczelnie na mnie. Ściślej na moje ręce. Całe upaćkane klejem.
- Rozumiem, proteiny na wagę suplementów diety - kpiłam. Równie bezczelnie.
- A ja myślałem - powiedział w końcu przełykając ślinę - Że takie rzeczy to tylko Chińczycy robią...




Komentarze

  1. Echhh ja to skromna wyrobnica przy Tobie ;-)
    A karteczki cud - miód !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zołza jestem pod wielkim wrażeniem, prawie jak ten uczeń :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Też mi szczęka opadła na takie śliczności.
    Ja to leń skończony jestem.I pomyśleć,że kiedyś i szyłam,i haftem Richelieu się posługiwałam,i szydełko a nawet druty były w użyciu.
    To se ne vrati!
    Neskavka

    OdpowiedzUsuń
  4. Mój syn, miłośnik origami, pozachwycał się Twoimi kartkami, ja też:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Prawie wszystko robią Chińczycy, więc co się dziecku dziwić. Mleko też pochodzi z kartonu a jajka robi się na taśmie w fabryce jajek. Kolejne pokolenia już niczego nie "ulepią" same. Pięknie Pani się odstresowuje. Zwłaszcza to różane serduszko urocze - zwijania tyle, że aż się boję myśleć jaki stres nim zwalczałaś ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobra metoda odstresowywania, godna polecenia. Ale któż dzisiaj tego dzieci uczy... Ja też lubię takie robótki. A dzieła prześliczne. :)))

    OdpowiedzUsuń
  7. brawo kochana .takie robotki potafia odsresowywac wiem to bardzo dobrze.choc nie mam malych chnskich raczke tylko rube paluchy hahaha

    OdpowiedzUsuń
  8. No wiesz!!! jakie chińczycy. ja sobie wypraszam w Twym imieniu. Toż to małe arcydziełka są:) serio:)śliczności te karteluszki. Przesłodkie i gustowne, a nie jakiś kicz chiński.Od razu widać, że małe POLSKIE rsaczki je robiły.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten małolat to jeszcze mało widział;)

    swoja droga jaki ten swiat dziwny, a raczej ludzie na nim zyjący. Niektórych takie dzierganie, lepienie i dziubanie nozyczkami doprowadziłoby do furii i utraty zmysłów. Nie rozumiem takich ludzi;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kontrolerka...
    Najważniejsze, że lubimy to robić:)

    OdpowiedzUsuń
  11. aga_xy...
    Pod wrażeniem chińszczyzny?:D

    OdpowiedzUsuń
  12. Neskavka...
    Pewnikiem teraz nie musisz się odstresowywać :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Marya...
    to miłe, że młodemu człowiekowi się podobało:) I Tobie tez :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Mira...
    Różyczki powstawały na imieniny mojej mamy:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Magdalena...
    No właśnie ja uczę:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Majowababcia...
    Ja też nie mam małych. Nie znaczy to jednak że nie mogę dłubać :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Tkaitka...
    Też mi się to spodobało;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Nika...
    W imieniu polskich rączek - dzięki:D

    OdpowiedzUsuń
  19. Magdalena...
    Dokładnie to samo mówią moje koleżanki z pracy:D

    OdpowiedzUsuń
  20. popatrz, jaką to teraz dzieci maja wizję świata..
    wiadomo że wszelkie małe i precyzjne elementy to made in China. A mlodzież na komputerach chowana to wie..

    OdpowiedzUsuń
  21. Prace śliczne. Niestety ciągle mało osób wie, że takie prace wykonują np. nasze sąsiadki i znajome. Od kiedy "latam" po blogach napatrzyłam się różnych śliczności, czasem podpatruję. Szczególnie zapadła mi w pamięci kartka na walentynki przypominająca bieliznę. :))

    OdpowiedzUsuń
  22. Od dziergania do pisania - też dobrze :*

    OdpowiedzUsuń
  23. Śliczne!!!! też się kiedyś bawiłam w wolnym czasie.:))) Teraz wolnego czasu nie mam, a ta śmierdząca resztka, która posępnie zostaje koło pólnocy jest wykorzystywana na dojenie krów na Farmville ponieważ da się to robić całkowicie bezmózgowo i jednym palcem, reszta ciała spoczywa wtedy w agonii.

    Po ostatnich zajęciach z naszą drogocenną laoshi, jestem w stanie uwierzyć, że Chińczycy potrafią wszystko, wszystko wymyślili, a jeśli nie to i tak byli pierwsi na księzycu - nawet przed Twardowskim.

    OdpowiedzUsuń
  24. Ja kiedys tez dziergalam, drutowalam, haftowalam, a teraz?
    Ha teraz bloguje:))))
    A Twoje Zolziku wyroby sliczne sa!!!!

    OdpowiedzUsuń
  25. piękne:))))
    a wiesz,że mnie zaraziłaś kusudamą, karteczek u mnie dostatek, czekają na kule świąteczne:))

    i że tak powiem,mam podobnie:)i masz rację,to uspokaja!!!!
    ale gdzie mnie do miszczyni..eh...


    a robiłaś już różyczki z filtrów do ekspresu kawowego????
    cudne są i pasowne na kartki wszelakie:)

    OdpowiedzUsuń
  26. dziwisz się? Ja też tak myślałam;))
    Zbyt łatwo uogólniamy;(

    OdpowiedzUsuń
  27. oczywiście zachwyciłaś mnie i prawie mi mucha wleciała:)) To żart, bo much nie mam, ale gdyby były...
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  28. Oj Zołzo Zołzowata talentów Ci nie pożałowano :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Zołza, rozumiem, ale dlaczego z PGRu?

    OdpowiedzUsuń
  30. Chińskie rączki nie umywają się do twoich upaćkanych.
    Szacun moja droga.

    OdpowiedzUsuń
  31. No i następna wpędza mnie w kompleksy, bo ja matoł manualny... Owszem, karteczki świąteczne przez parę lar produkowałam, ale kudy im tam do Twoich caculków!

    OdpowiedzUsuń
  32. El...
    bo te komputery to tez malutkie chińskie rączki robią;)

    OdpowiedzUsuń
  33. Moja Alis...
    Też z zazdrością patrzę jak dziewczyny robią cuda z niczego. To znaczy z papieru, ale ... zupełnie nie mam pojęcia jak one to robią:)

    OdpowiedzUsuń
  34. Margo...
    Od dziergania do lepienia. Pisania się uczę :)

    OdpowiedzUsuń
  35. Pieprzu...
    Jakoś nigdy nie miałam zacięcia do rolnictwa. Dlatego moja farma zdechła;D

    OdpowiedzUsuń
  36. Stardust...
    Ale za to jak blogujesz! Wybornie:)

    OdpowiedzUsuń
  37. Mijka...
    Poproszę mi udzielić instruktaż w temacie kwiatków z filtra:)Ja w zasadzie sama zmyślam, po omacku niemalże:)

    OdpowiedzUsuń
  38. Iva...
    Stereotypy w myśleniu nie biorą się znikąd...

    OdpowiedzUsuń
  39. Anovi...
    Myślisz? Szkoda tylko że talentu na którym mi najbardziej zależy nie mam. No dobra, nie mam w wystarczającej ilości:)

    OdpowiedzUsuń
  40. Łojezuuu, ja bym to wszystko zapaćkała klejem i tyle z całej imprezy. Podziwiam rączki (nie tylko chińskie) potrafiące takie cuda wyczyniać. ;)

    OdpowiedzUsuń
  41. Gaja...
    Gdyż z Pegeeru. Po prostu pegeer lepiej brzmi niż eskaer;D

    OdpowiedzUsuń
  42. Gosia...
    Dzięki dobra kobieto:)

    OdpowiedzUsuń
  43. Zgaga...
    A jak Ty mnie dzień w dzień swoimi postami w kompleksy wpędzasz to dobrze?

    OdpowiedzUsuń
  44. Rebeka...
    Nie mów hop póki nie spróbujesz:)

    OdpowiedzUsuń
  45. To komplement był. Dla Twoich malutkich łapek :)

    OdpowiedzUsuń
  46. He, te różyczki to chyba rozmowę z dyrektorem odstresowywały ;)
    Dobrze pamiętam, że widziałam tu już takie fikuśne bombki? Po nich nic mnie nie zadziwi ;)

    OdpowiedzUsuń
  47. Cudne :):):) Nie piękniejszych rzeczy od tych , które czlowiek tworzy samodzielnie :):):):)

    OdpowiedzUsuń
  48. http://kuchnia-pelna-cudow.blogspot.com/2011/02/zapraszam-na-kawe.html

    o tutaj:))))

    OdpowiedzUsuń
  49. :))) Dobre! Widac mlodziez niewiele jeszcze wie o swiecie:)
    Ja kiedys namietnie szylam i to bylo moja terapia na stresy dnia codziennego:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  50. Iimajka...
    Różyczki robiłam chyba ze dwa dni. Stres gigant:D

    OdpowiedzUsuń
  51. Anaste...
    Hmmm... Śmiała teoria. Mój mąż kiedyś "stworzył" kwiatka. Nie był ładny. Nawet nie był podobny do kwiatka:D

    OdpowiedzUsuń
  52. Mijka...
    Dzięki dobra kobieto. Zaraz biorę się za produkcję. Masową!

    OdpowiedzUsuń
  53. Casablanka...
    Widocznie nie masz stresów teraz:)

    OdpowiedzUsuń
  54. i Ty te różyczki wszystkie sama zrobiłaś? w sumie to się nie dziwię :)) ja wiem, że Ty zdolna jesteś!!

    OdpowiedzUsuń
  55. A mleko rośnie w kartonowych pudełkach :)))

    OdpowiedzUsuń
  56. Beata...
    Powiedzmy, że się staram:D

    OdpowiedzUsuń
  57. Ewa...
    Pijąc to mleka, czasami mam wątpliwości czy aby na pewno nie jest to jakieś sztuczne świństwo:D

    OdpowiedzUsuń
  58. Nic tak nie koi nerwow i nie uskrzydla jak sztuka i mam tu namysli nie tylko sztuke kulinarna, rozne rzeczy sie robilo. A najlepiej w samotnosci i ciszy (w sensie bliznich bo ryczace stereo jak najbardziej)! Jak ja cie rozumiem!

    OdpowiedzUsuń
  59. Tych talentów to masz jak mrówków :)

    OdpowiedzUsuń
  60. Ha ha :) uśmiałam się :)))
    Ach ta dzisiejsza młodzież...bez wyobraźni :)
    A swoją drogą karteczki prześliczne :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz