Para mieszana (25)

Następny dzień niestety nie był wolny. Trzeba było posłuchać złośliwego budzika i karnie wstać do pracy. Po nocy, prawie całej przegadanej ze starsza panią, Tomek wyglądał ja półtora nieszczęścia. Jedyne pragnienie dotyczyło kawy. Dużej ilości, mocnej, dobrze posłodzonej kawy.
Ula popatrzyła na Tomka podejrzliwie.
- Piło się co? Szefie? – zapytała.
- Milcz kobieto - odpowiedział niemrawo – I zaparz. Najlepiej szatana.
- Czyli piło – zadowolona z diagnozy Ula prześliznęła się na zaplecze – A magiczne słowo?
- Poproszę! I żadne piło – Tomek, wstał z zajmowanego krzesła i poszedł w ślad za Ulką - Chyba, że masz na myśli lurowatą herbatę. Po prostu przegadaliśmy z sąsiadką pół nocy. Ona odsypia w ciepłym łóżku, a ja oczy na zapałki i dogorywam.


Oparty o pożółkłą framugę drzwi prowadzących na zaplecze wglądał jak siódme nieszczęście.
- Tu, tu trzeba mieć - dziewczyna wskazującym palcem prawej ręki wskazała na czoło. W lewej trzymała ciężki, fajansowy dzbanek elektryczny. Relikt minionej epoki. Wielokrotnie zastanawiali się, skąd Boss bierze te ustrojstwa. W sklepach królują super nowoczesne, plastikowe, względnie chromowane czajniki,  w których klasyczną grzałkę dawno zastąpiła płyta grzewcza. Te z grzałkami jako absolutnie nie ekonomiczne, odeszły do lamusa. A on nieodmiennie, za każdym razem, jak „niechcący” ale trwale, któreś z pracowników uszkodził jeden, natychmiast przynosił drugi. Nówkę sztukę w oryginalnym opakowaniu. Gdyby nie data produkcji i estetyka opakowania charakterystyczna dla lat minionych można by przyjąć domniemanie, że kupuje je w sklepie za rogiem.
- Może tak uważaj co? Wcale nie mam zamiaru szukać nowego kumpla do roboty – Tomek przez chwilę wzniósł się na wyżyny dowcipu. Wyobraźnia podsuwała mu niezbyt wesoły obrazek Uli poparzonej wrzątkiem.
- A ja nie mam zamiaru się parzyć. Ani zmieniać pracy.
Z kubkami parującej kawy opuścili zaplecze. Lada moment powinni się pojawić pierwsi klienci.
- Chcesz powiedzieć, że robota w sklepie to szczyt twoich ambicji? – Tomek nawet nie usiłował ukryć sarkazmu.
- Chcę powiedzieć, że jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma – Ula zamieszała energicznie w kubku i nielizaną łyżeczkę wrzuciła do kubka Tomka – Jestem doskonale i zupełnie bezsensownie wykształconym socjologiem. Sama nie wiem jakie licho mnie podkusiło, żeby wybrać takie studia. Roboty po tym nie ma. Można robić w zasadzie wszystko, więc czemu nie podpierać ściany w sklepie. Ale szukam, szukam cały czas, tylko, że jakoś mnie nikt nie chce.
- To skąd ty się właściwie tak dobrze znasz na komputerach co?
- Serio? – Ula spojrzała na Tomka katem oka – Naprawdę chcesz wiedzieć? To ci powiem. Wcale się nie znam. To znaczy nie znałam się zanim tu przyszłam. Wiedziałam jak się włącza i jeszcze kilka innych rzeczy o których właściwie wie każdy kto miał z tym trochę do czynienie. Ot po prostu, nauczyłam się w trakcie.
Tomek zakrztusił się kawą.
- Chcesz powiedzieć że…
- Tak, jestem cholernie inteligentna i szybko się uczę.
- To zupełnie tak samo jak ja.


Koniec. Finito i szlus. Zamówiono, wykonano i co najważniejsze zapłacono. Nie był to może szczyt marzeń, ale konto firmy dekoratorskiej nie świeciło pustkami.
Jużyk z aprobatą przyglądał się końcowemu efektowi prac za które właśnie zrobił znaczący przelew.
Dom wyglądał nowocześnie, a jednocześnie przytulnie. Mimo, że absolutnie, z czego doskonale sobie zdawał sprawę, nie ułatwił Ewie zadania, ta sprawiła się doskonale. Kolory były dobrane idealnie. Dodatki również.
- Doskonale pani Ewo, doskonale! – Jużyk po raz kolejny ściskał dłoń dekoratorki – Efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania.
- Dziękuję – Ewa nie wdawała się w szczegóły. Doskonale wiedziała, że odwaliła kawał solidnej roboty niemniej radość zleceniodawcy zawsze, oprócz gratyfikacji finansowej naturalnie, jest mile widziana – Mogę zrobić kilka zdjęć? Do port folio. Wie pan o naszej pracy świadczą nie słowa tylko czyny. Najlepiej namacalne.
- Oczywiście. Proszę fotografować! – entuzjazm Jużyka był wielki.
Panna Nacałyświatobrażona również wyjechała z pokoju. Na kolanach miała laptopa z którym się praktycznie nie rozstawała.Cały czas coś tam klikała, pisała i sam naczelny internauta kraju raczy wiedzieć co jeszcze robiła.
Jej mina świadczyła o tym, że jest bardziej niż bardzo zadowolona. Może nie koniecznie z efektów pracy Ewy, bo te starała się ignorować, ale z tego, że nareszcie opuści ich dom, a ona będzie miała tatusia na wyłączność.
- Kawy zaparzyłam – nieoceniona ciocia – gosposia pojawiła się z tacą niczym dobry duch, którym de-facto była. Oczywiście duchem nie w sensie metafizycznym. Ciocia siódmym zmysłem wyczuwała gdzie należy się pojawić i natychmiast się tam stawiała. Z kawą, herbatą albo soczkiem dla Malwinki, łagodząc dobrym słowem i humorem wszelkie konflikty.

Ewa opuszczała dom na Jagodowej z poczuciem dobrze wykonanej pracy ale i z pewnym przeświadczeniem, że od dziś może być tylko lepiej. Jedno  co nie dawało jej spokoju to Wybawaca, który obiecał zadzwonić i na obietnicach skończył. Tłuczenie o zgubionej ponownie wizytówce, gdyby takowe usłyszała, uznałaby za totalne przegięcie. Podobnie jak nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki tak nie gubi się dwa razy tego samego.
Trudno się mówi i żyje dalej.
- Takich Tomków- wybawców to pół świata – myślała z impetem biorąc zakręt w jakiejś wsi po drodze. Mało brakowało, a wszystkie stereotypy krążące o babach kierowcach okazałyby się być prawdą.
Drobny pijaczek zataczający się na drodze ledwie uszedł z życiem. Gdyby na liczniku było o kilka kilometrów więcej pewnie zamiast stać teraz na poboczu i liczyć po raz kolejny do dziesięciu celem uspokojenia się, wystawiałaby ręce do kajdanek. Ostatecznie reanimowałaby pijaczynę w oczekiwaniu na karetkę i policję.
Dalsza droga upłynęła w całkowitej ciszy. Radio jako „główne winne” zamieszania zostało wyłączone, a Tomek–Wybawca usunięty z myśli. Przynajmniej na czas dopóki się nie przypałęta z powrotem pod wpływem jakiegoś niewinnego wspomnienia.

Sezon to coś co w miejscowościach typu Kołobrzeg służy do odmierzania czasu. Może nie w sensie oficjalnym, ale mentalnym na pewno. Od października do końca kwietnia czas płynie tu wolno i sennie. Z początkiem maja zaczyna się sezon a co za tym idzie korki na ulicach, absolutny brak miejsc parkingowych i drożyzna w sklepach. Ceny rosną wraz z pierwszą falą turystycznej braci. I najgorsze jest to, że po sezonie wcale nie spadają. Określenie przed i po sezonie jest tu używane częściej niż tradycyjne w tym czy w ubiegłym roku. Niektórzy mówią nawet , że coś się wydarzyło kilka sezonów temu.
Wjeżdżając do miasta w drugiej połowie czerwca należało się spodziewać korków. Dodatkowo, ktoś władny wymyślił przebudowę głównej arterii miasta, co dodatkowo utrudniało ruch.
- Niech to! – Ewa uderzyła pięścią w kierownicę. Przy takiej temperaturze stanie w korku wymagało niesamowitej cierpliwości, której zaczynało jej brakować. Kilka godzin w aucie robiło swoje.
Gdyby nie była samochodem, za pięć minut byłaby w domu mamy. Za sześć słuchałaby wykładu o braku odpowiedzialności, którego tytuł roboczy brzmiałby następująco: Kto mądry i przy zdrowych zmysłach podróżuje w taki upał nieklimatyzowanym autem?
Patrząc na sznur kolorowych aut przed sobą nie miała złudzeń, że postoi tu jeszcze co najmniej 15 minut.
Telefon zagrał kretyńska melodyjkę, której nie zdążyła zmienić w chwili kiedy kolumna ruszyła.
- Jak kocha to zadzwoni jeszcze raz – mruknęła wrzucając jedynkę. Drugi raz w tym samym dniu nie miała zamiaru ryzykować. A zestawu głośnomówiącego jeszcze się nie dorobiła.

- No nareszcie! – siedząca na ławce w cieniu wielkiej jabłonki Zofia Gajkowska wstała i  powitała córkę niezwykle wylewnie – Zaczynałam się bać, że coś się stało!
Ewa przyglądała się matce jakby jej nigdy wcześniej nie widziała. Jej ożywienie było nie tyle dziwne co podejrzane. Ostatnio w taki sposób zachowywała się kiedy miała zamiar ją wyswatać z synem swojej najlepszej przyjaciółki. Dla świętego spokoju, żeby uniknąć gadania, Ewa umówiła się z nim dokładnie dwa razy. I jak twierdziła o co najmniej o jeden za dużo. Facet nie był najgorszy, z wyglądu, ale przy bliższym poznaniu okazał się być nudnym jak przerobiona czytanka. Jedyne co było w nim oryginalne to imię – Apoloniusz, ale i tu fantazją wykazali się rodzice wyżej wspomnianego a nie on sam. Widocznie gusta matek nie zawsze idą w parze z upodobaniami córek.
- Coś się stało? – Ewa czujnie rozejrzała się po podwórku. Nie zauważyła jednak żadnych zmian, ani też potencjalnego kandydata do jej ręki. Nie licząc drzemiącej pod ławką kocicy, były same.
- Nic – matka odpowiedziała z wzruszając ramionami – To już się ucieszyć na widok jedynego dziecka nie można?
- Można. Wszystko można – Ewa z ulgą kłapnęła na ławce w ogrodzie – Głodna jestem. Masz coś?
- Mam. Gołąbki – odpowiedziała nadal wielce uradowana i pognała do domu. Na progu odwróciła się – A może byś tak łaskawie umyła ręce co? Nie tak cię wychowywałam!
Ewa posłusznie wstała i odetchnęła z ulgą idąc w ślad za matką. Może i była ożywiona i nieco nienaturalna, ale ostatnią uwagą o rękach jasno dała do zrozumienia, że pewne sprawy się nie zmieniają.

CeDeeN...

Komentarze

  1. Oj czeka się cierpliwie i czyta namiętnie :-)
    i znów czeka na "CeDeeN.."
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma jak dobrze zredagowane CV.
    Gołąbki w taki upał... blech :D

    OdpowiedzUsuń
  3. W zasadzie to znam politologów pracujących w kanalizacji , a znam i panią magister polonistyki pracującą jako portierka ... No i już nic mnie zdziwi :):):):) Kołobrzeg w sezonie ... jak ja to dobrze znam :):):):)

    OdpowiedzUsuń
  4. CzarnyKot...
    Już nawet nie obiecuję;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Iimajka...
    Tez sobie chyba jakieś CV zredaguję;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Anaste...
    Sezonowy Kołobrzeg mam na co dzień :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mam nic przeciwko gołąbkom nawet w największy upał, pod warunkiem, że ktoś je robi, a ja tylko jem...
    Kurcze, oni znów się będą szukać przez pół roku!
    Nie możesz im trochę odpuścić?

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakies 30 sezonow temu to sezonowowalam w Kolobrzegu co roku:))
    Powiesc czyta sie cudnie, tylko to czekanie od odcinka do odcinka daje sie we znaki, ale widac tak musi byc. A z musem nie bede walczyc:)))

    OdpowiedzUsuń
  9. no dobra..ja jednak hurtem muszę czytać:)))

    OdpowiedzUsuń
  10. A moja Mamusia też mi zrobiła na emigrację moją wewnętrzną gołąbki cudowne :) Mogę je jeść nawet w upał. I też szuka kandydata do mojej rąsi- ale na razie tylko biernie :)
    Czekam, czekam co też mama Ewy wymyśliła...

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem, byłam, przeczytałam :) Czekam na kolejny cedeen :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Przypomniałaś mi koleżankę, którą niedawno spotkałam jako sprzedającą w pizzerni, której nie widziałam z 10 lat. Pani inżynier długo przypominała sobie mnie, mimo, że 10 lat bardzo blisko ze sobą współpracowałyśmy i prywatnie odwiedzały. Straciłam apetyt i nic nie zamawiając wyszłam:(

    OdpowiedzUsuń
  13. Socjolog, filozof - zaiste piękne zawody wyuczone! A wykonywane? Kwiaciarz, recepcjonista, akwizytor... Samo życie!

    OdpowiedzUsuń
  14. Oj, toczy się historia, toczy i wciąga :)

    OdpowiedzUsuń
  15. nadal ciekawie, czekając na ciąg dalszy przekrzywiam głowę bo słońce wali jak głupie

    OdpowiedzUsuń
  16. Nivejko, w żadnym razie nie chcę ponaglać, jakkolwiek zaczytałam się w twojej powieści - jest doprawdy wyborna;) Czekam oczywiście na cedeen;-)

    Pozdrowienia tymczasem ślę z niezbyt pogodnego, wręcz burzowego - Mazowsza!

    OdpowiedzUsuń
  17. Tkaitka...
    Mogę. Nie wiem tylko czy chce;D

    OdpowiedzUsuń
  18. Stardust...
    A w tym sezonie prawie cała plaża będzie zamknięta...

    OdpowiedzUsuń
  19. Mijka...
    A wiesz, że ja też? Tyle że z pisaniem hurtowym mam problem:D

    OdpowiedzUsuń
  20. Verita...
    Mamuśki są w tym względzie "nieocenione":D

    OdpowiedzUsuń
  21. Anovi...
    Dziekuję, doceniam, piszę;D

    OdpowiedzUsuń
  22. Iva...
    Są ludzie i ludziska:)

    OdpowiedzUsuń
  23. Zgaga...
    Prawda? Za PRL-u nie od pomyślenia;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Ziemianin...
    A u mnie trochę popadało właśnie:)

    OdpowiedzUsuń
  25. Ladybird...
    Postaram się, ale... na 100% nie obiecuję :)
    I dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz