Żmija


Razu pewnego, pewna Zołza wybrała się na wycieczkę. Żeby było śmieszniej nie sama tylko z grupą rozwrzeszczanych nastolatków płci obojga. Oto wrażeń powycieczkowych cześć pierwsza.

Kto był na pustyni? Proszę nie odpowiadać. Pytanie było z gatunku; retorycznych i miało na celu tylko i wyłącznie wprowadzenie w nastrój. Pustynny.


Pogoda dawała się we znaki dosłownie wszystkim. Ognista kula zwana słońcem wyrabiała 200% normy. Efektem były stróżki potu płynące wzdłuż rozgrzanych ciał... zarówno pedagogicznych jak i uczniowskich.
Z przyczyn natury geograficzno-ekonomicznych za pustynię robiły wydmy pełzające w Słowińskim Parku Narodowym. Radziły sobie, owe wydmy, doskonale. Nic a nic nie ułatwiały zadania. Wręcz przeciwnie. Gdyby umiały mówić, powitały by nas gromkim;
- Tadammmmmmmmmmm! Chcieliście pustyni to ja macie!
Umęczeni beduini, bez wielbłądów ale za to z plecakowymi garbami snuli się wzdłuż wyznaczonego szlaku i dogorywali. Woda dawno wyschła, kanapki się zjadły a końca trasy jakoś nie było widać. Jeden z wędrowców, którego dopadło zwątpienie i  chyba zaczęło mu być wszystko jedno (takie przynajmniej sprawiał wrażenie) nieopatrznie zboczył ze szlaku....
- Stop! - pan przewodnik wrzasnął ile sił w suchym gardle. Zbłąkany spojrzał niemrawo w kierunku skąd dochodził ostrzegawczy sygnał i posłusznie stanął w miejscu. I nawet nie padł.
- Żmije! Uwaga na żmije! - przewodnik wyglądał na mocno zaniepokojonego.
- Gdzie? - słowo "żmija" podziałało na uczniowską brać jak wiaderko zimnej, no powiedzmy letniej wody. panienki zapiszczały donosnie skutecznie odstraszając nie tylko żmije ale i każdego innego zwierza. Meska część populacji wydęła piersi gotowa bronić siebie i panien. Wszyscy, jak jeden, ożywili się i z zainteresowaniem zaczęli spoglądać w stronę domniemanego legowiska żmij.
- Zygzakowata? - zapytał ten najciekawszy.
- Noooo... - przeciągle odpowiedział przewodnik i otarł pot z czoła, rękawem zwisającej przy pasie bluzy
- To ja ją siekierką załatwię! - odezwał się rezolutnie najodważniejszy i zamachał łapkami.
- No wiesz?! - wyraziłam niezadowolenie resztką sił - Trzeba szanować wszystkie formy życia!
- Tak - przewodnik poparł mnie - Tu jest pełno żmij i kleszczy. Oraz innych stworzeń. Nie można ich zabijać tak po prostu. Nigdy nie możecie mieć pewności kiedy wam się taka żmija może przydać.
- A po co nam żmija? - pytanie zadane z lekceważeniem nie pozostało jednak bez odpowiedzi. Pan przewodnik najwyraźniej dobrze odrobił lekcję.
- Bo z jadu żmij robi się lekarstwa. I to takie ratujące życie! Ich jad jest wykorzystywany jako surowica jak cię inna dziabnie. A jak będziesz miał stare gnaty to się będziesz maścią z jej jadu smarować. I krwotoki wewnętrzne się tym leczy. A nawet na silne bóle przy nowotworach pomaga. Taka żmija.
- Aha... - westchnienie wyrwało się z całego szeregu młodych piersi. Chyba dotarło. Takie przynajmniej sprawiali wrażenie.
- A proszę pana, a do czego nam kleszcze? - zapytało nieśmiało mikrego wzrostu dziewczę z warkoczykiem.
Pan przewodnik na chwilę zaniemówił. Jednakowoż on nie z tych co to języka w gębie zapomnieli. Już miałam mu przyjść ku pomocy, kiedy odpowiedział gładko i zgodnie z naszą narodowa tradycją;
- Kleszcz jest nam potrzebny po to żeby ugryzł sąsiada...

Komentarze

  1. :))))))TEŻ TAM BYŁAM -MOŻE YO O MNIE OPOWIADAŁ PRZEWODNIK?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze świetne pióro i ciekawa historia. Pozdrawiam ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. No popatrz- w życiu bym nie wpadła na taką przydatność kleszcza. Faktycznie, to bardzo polskie:))). Dotąd myślałam,że są głównie po to by weterynarze mieli dochód ze sprzedaży preparatów p.kleszczowych dla psów i kotów, a lekarze interniście zagwozdkę co pacjentowi tak naprawdę jest , gdy są zarażeni boreliozą.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Stardust...
    Owszem.Całkiem udana;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Anabell...
    A mój pies jest po to żeby sikać na działce sąsiadów;D

    OdpowiedzUsuń
  6. He,he-kochaj bliżniego i kleszcza swego!

    OdpowiedzUsuń
  7. hahhahahahah:))))))

    na to bym nie wpadła:)))

    OdpowiedzUsuń
  8. DOBREEE!!! A jakie pedagogiczne... :)))))

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak mniemam Łeba. Byliśmy z Bubunią. Wszystko sprawdzała - żmij nie było ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kleszcz nie jest formą życia, to zakała :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobry przewodnik na wszystkie pytania odpowie....

    OdpowiedzUsuń
  12. odpowiedź błyskotliwa tylko, że my sami czasem sąsiadem jesteśmy;(

    OdpowiedzUsuń
  13. boje się kleszczy, żmij też :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Kasia...
    Kochaj kleszcza swego, możesz mieć gorszego:D

    OdpowiedzUsuń
  15. Mijka...
    A pan przewodnik wpadł:D

    OdpowiedzUsuń
  16. Magdalena...
    No wiesz... Wady narodowe trzeba znać;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Beatta...
    Aczkolwiek wystepują. Pan przewodnik wie co mówi. Chyba...;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Voluś...
    Azali to nie jest stworzenie boże?;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Zgaga...
    Znakiem tego ten był mistrzem świata;D

    OdpowiedzUsuń
  20. Iva...
    Człowiek człowiekowi sąsiadem...;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Beata...
    A ja jeszcze bardziej niż ty. Się boję;D

    OdpowiedzUsuń
  22. też wędrowałam tymi wydmami, tylko zboczyło nas ze szlaku mocno na piaszczyste szczyty. Gdyby nas wtedy jakiś strażnik dopadł, albo żmija, lub pięć żmij, ojoj, byłoby niewesoło.

    OdpowiedzUsuń
  23. Magda...
    Z pięcioma byście sobie poradzili. Az strach pomyśleć gdyby napatoczyła się szósta...;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz