Koordynatorem być...

... czyli łolaboga co robić.

Się narobiło. A mama mówiła. Nie wychylaj  się! Siedź na tyłku i rób dobre wrażenie.
Dzietam. Znowu musiałam pokazać jaka to ja mądra jestem i ile rozumów spożyłam.

Znajome PIERDUT drzwiami, świadczy o tym, że przybył ni mniej ni więcej tylko Nadworny. Tak się przezywa taki jeden co też zjadł wszystkie rozumy. Tyle, że on inną dziedziną się opychał.
Jak zwykle nie powiedział ni dzień dobry ni cześć ni pocałuj mnie chociażby w nos, tylko od progu wycelował w moja niewinną wszakże i skromną wielce osobę oskarżycielskiego palucha. Wskazującego.
 - Nie było Cię! Przez tydzień !
 - Nie tydzień, tylko pięć dni. I nie pokazuje się paluchem. I jeszcze dzień dobry się mówi.
 - Komu dobry temu dobry. I nie kłóć się ze mną. Kawy.
 - Co kawy?
 - Poproszę.
 - A, no skoro prosisz. Ale mógłbyś jeszcze ewentualnie ponalegać trochę.
 - Idź bo cię ... nie zatrudnię.

Nożeszzzzz, mało mi musztardówki z rąk nie wypadły. Jakie zatrudnię? Przecież jak Nadworny będzie miał wpływ na moje być albo nie być to leżę i popiskuję. Za te wszystkie docinki, złośliwości i inne takie, to on mi co najwyżej wygodne miejsce na zielonej trawce wskaże, a i to pod warunkiem, że będzie miał dobry humor.
"... z niepokoju drżę" czy jak to tam leciało...Więc pytam niezwykle inteligentnie;
 - Ale że co?
 - No koordynatorka nam odeszła i nowa potrzebna. Od wczoraj. No i tylko ty się nadajesz.

 - Odeszła, odeszła... Tak to się teraz nazywa? Wykończyłeś kobietę. No nie samodzielnie. Przyznaję.  Jeszcze ja i mnie podobne.- powiedziałam. 
Cisza. Nadworny myśli, że ja myślę. I dobrze myśli.

 - Nie.
 - Co nie?
 - Nie dam się zajeździć jak pani Mariolka.
 - Pani Mariolka zajeździła Się. Sama. Porwała się z motyką na księżyc.
 

Faktycznie, nie umiała za wiele. Jak któraś miała problem z systemem to waliła do Nadwornego. Albo do mnie. I teraz jest szansa, że mogę robić za pieniądze to co do tej pory robiłam za zupełną darmochę. Tylko... że na nic już nie będę miała czasu... Nawet na pieprzenie głupot na blogu...

Komentarze

  1. To ja się na ten awans nie godzę!!! I nawet nie wymierzam paluchem wskazującym!!! Wzrokiem piorunuję, oraz mimiką daję do zrozumienia, no!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. O żesz Ty ... czyli co? Mogłabyś to nam blogoludkom zrobić. Kiedyśmy się do Was przywiązały ,kiedyście nas oswoiły ? okrutna perspektywa...płakam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra dziewczyny! Powiem Nadwornemu żeby spadał. Oraz się wypchał. A wy się natentychmiastowo na moją podwyżkę złóżcie;))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Mogę Ci zaproponować ekwiwalent w miętówkach.idziesz na to?

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak dorzucisz słoik majonezu na miesiąc to zgoda;)))

    OdpowiedzUsuń
  6. To sie nazywa złoty interes:) z ukontentowania dorzucę oprócz majonezu algidę śmietanowo-śmieitanową w litrowym pudełeczku. Jako gratisik:)

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja do tego majonezu i miętówek, laxigen dorzucam i piszesz dalej!!No!!

    OdpowiedzUsuń
  8. To po ile składka? Dokładam się w razie czego:D

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobra! Ja to sobie mogę zostać nawet. Tylko przekonajcie jeszcze Clio i resztę;)))

    OdpowiedzUsuń
  10. No nieeee, Nivejka ma pisać bloga! A może się uda jakoś tak scedować część zadań na kogoś, żebyś w tym czasie mogła pisać? :) Taka nieśmiała propozycja!

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam pomysła. Sceduj zołzo na Cliośkę:)mła!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz