Wczorajszy dzień...

... miał być od początku do końca szmaciany. Miałam szeroko zakrojone plany wysprzątania chałupki od parteru po piętro. Bez strychu, bo tam to chyba trzeba by ekipę zawezwać...
Plany planami, a życie życiem. Odebrałam maila. Od znajomej jednej co się tfffórczością para. A tam rozpacz w kratkę (w tym mailu)

Ratunkuuuuuuuuuuu!!! Nie wiem co dalej! Zmyślisz?
Jak nie ty to już nie wiem kto.
I nie zapominaj, że to ty mnie w to wrobiłaś.



No masz! A co to ja ? Zawód wykonywany : zmyślacz?
Niemniej jednak, poczułam się mile połechtana.
Weryfikacja planów była tylko częściowa. Po prostu; szwendałam się po domu z kajecikiem - kapownikiem i  laptop cały dzień  był włączony. Bo a nóż, widelec, łyżka się trafi i coś zmyślę?

Szorując kibelki doszłam do wniosku, że tak dalej być nie może, że baby sprzątają a faceci uprawiają sporty ekstremalne siedząc przed telewizorem. Z braku możliwości zemsty na osobniku ożywionym, zemściłam się na zmyślonym. Od dziś będzie pantoflarzem. I będzie tańczył jak ja, ze pośrednictwem tej znajomej zagram.
Błogi odpoczynek przy kolumbijskiej świeżo mielonej zaowocował romansem stulecia. A co! Oli też się coś od życia należy.
Monotonne mycie schodów natchnęło mnie do zmyślenia kolejnej postaci. Ale to, ta niewdzięcznica odrzuciła, bo stwierdziła, że koniec zabawy, pora kończyć to "dzieło". Nie to nie. Łaski bzzzz....
Za to przy produkcji obiadu, popłakałam się krojąc cebulę w drobniutka kosteczkę. No i wyszło mi, że nic tylko trzeba dołożyć dramatyzmu. Niech się dzieje! Tylko cholera... nie wiem jak ona z tego wybrnie, bo znajoma lekarka powiedziała, że te objawy to ni chu chu... do żadnej cywilizowanej choroby nie pasują.... (może House pomoże?)
Ale to już nie mój problem...

 Przy doprowadzaniu piekarnika do stanu używalności, po ostatnich kulinarnych szaleństwach, złamałam sobie paznokieć - zemszczę się na takiej jednej laluni Nadętej. Jeszcze nie wiem jak, ale co spojrzę na palucha to wymyślam  gorsze intrygi. Miałam ją wysłać w podróż zdemolowanym  rzęchem marki Tico. I to cudo techniki koreańskiej odmówiłoby jej posłuszeństwa w dzikiej głuszy. I nikt, nawet przechodzony playboy dla ubogich nie pomoże jej przy wymianie... No właśnie czego? To musi być absolutnie niewykonalne i cholernie brudzące...
Tylko nie wiem czy to dostateczna kara... za winy niepopełnione. Trudno. Winien, niewinien, sprawca musi być!
...wychodzi na to, że dzień na szmatce nie jest dniem straconym...

I jeszcze fotka. Bardzo a'propos...









Komentarze

  1. Brudna i niewykonalna praca przy Tico? Łatwizna... wymiana przedniej pozycyjnej żarówki! Odkręcić trzeba błotnik i nadkole i jeszcze robić to na kanale!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżby to "dzieło" miało się skończyć??????????
    Szkoda:(
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. BonaLisa... łatwizna. Zwłaszcza ten kanał znaleźć;))))

    West... Wszystko co dobre kiedyś się kończy. A na to miejsce pojawia się nowe. Może lepsze? ;)))

    OdpowiedzUsuń
  4. O kurczę, lepiej nie wchodzić ci w parade:) Taka zemsta, nawet jeśli tylko zmyślona musi być bolesna:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Każdemu przy czymś innym dobrze się myśli, mnie też czasem podczas sprzątania przychodzą do głowy najciekawsze pomysły :)!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie się najczęsciej "pomysła " legną przy prasowaniu ,z wyłączeniem zaprasowywania kantów. Wtedy to się we mnie rodzą myśli zbrodnicze lub samobójcze:)buziak:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wszystko wszystkim, ale tego paznokcia to bym Nadętej do końca życia ....

    OdpowiedzUsuń
  8. Lusia ... oj musi. I wcale nie dlatego że jest, ale właśnie dlatego że"musi" ;))))

    Iw ... nie mów głośno, bo zaczną specjalnie bałaganić;)))

    Nika ... Mordercze instynkty rodem z Kanta... Immanuela;)))

    Anna ... nie mam zamiaru jej darować:))))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz