Wątpliwości
Zazdroszczę ludziom, którzy nie miewają wątpliwości. Ja mam je ciągle. Białe? No fajnie, ale w zasadzie to dlaczego nie czerwone, albo nie czarne, albo w entuzjastyczne kropeczki, albo... jeszcze coś innego. I tak dookoła Wojtek mu było...
Wojciech J. w szerokich kręgach znajomych bardziej znany jako Ciacho, miał wiele wad (któż ich nie ma) Ale, żeby było sprawiedliwie i symetrycznie w miarę, miał też zalety. Primo po pierwsze i najważniejsze był nieziemsko przystojny. Po drugie primo, trenował karate, co wcale nie jest bez znaczenia dla mięśni i wyglądu. Skończył sobie medycynę. Oraz zrobił specjalizację z ginekologii, to po trzecie. A po czwarte , fortuna się do niego śmiała pełną gębą, czyniąc go do tego wszystkiego spadkobiercą pokaźnego konta. Walutowego.
Reasumując, mógłby śmialutko zainstalować sobie w komórce taki dzwonek:
Przystojny, inteligentny, elegancki , wysportowany i dobrze zarabiający mężczyzna proszony do telefonu. Powtarzam, przystojny...
Na widok takiego ciacha mdlały dojrzałe kobiety, małolaty sikały po piętach, a stateczne matki córek w wieku okołoślubnym dostawały kociokwiku, ignorując przy tym prawowitą małżonkę Jolantę, która to olewała całe to babskie towarzystwo. Wiedziała bowiem to o czym inne nie miały najbledszego pojęcia.
Podobnie jak prawowita właścicielka, Wojtek robił sobie z tego wielkiego wokół jego wcale nieskromnej osoby zamieszania " nic ". Gwizdał koncertowo na mariaże i miał w nosie. Polipa i całą resztę. Jedyne czego pilnował to, żeby stwarzać pozory. Względem Jolanty. Bo nade wszystko cenił sobie spokój niedzielnych poranków, smak jajecznicy na boczku i świadomość, że wszędzie dobrze ale w domu najlepiej.
Wątpliwości Wojtek nie miał w ogóle. No może czasami nie mógł się zdecydować czy bardziej mu się chce pracować czy leniuchować, albo czy wielką profanacją będzie wypicie czerwonego wina do ryby. Moralnie uważał się za usprawiedliwionego. Bo tak; zapewniał swojej żonie, pięknej pani stomatolog, wikt, opierunek i wysoką pozycję społeczną w lokalnym światku, na wywiadówki chodził (bo było też dwoje dzieci) i o pozory dbał.
A na gościnne występy to on sobie wyjeżdżał na różne sympozja i zjazdy lekarskiej braci.
Amatorów jego wdzięków nie brakowało nigdzie.
I tak by to sobie trwało, i trwało i trwało.... gdyby nie strzała Amora, która ugodziła w tym samym czasie pana doktora naszego i .... miejscowego artystę plastyka Grzegorza Z.
Sprawa się rypła. Od plotek i domysłów huczało w całej okolicy. A oni, zakochani znaczy, robili swoje, czyli kochali się jak dwa wariaty.
Konsekwencje rypniętej sprawy były następujące:
- Żona, do tej pory cierpliwie znosząca psoty i wybryki Ciacha, odpłynęła do innego miasta, zostawiając mu dom, samochód i puste konto.
- Kientki-pacjetki, które pchały się do niego drzwiami i oknami, nagle cudownie ozdrowiały. Poczekalnia świeciła pustkami.
- Lokalni notable stwierdzili, że tak naprawdę to Wojciech wcale taki towarzysko atrakcyjny nie jest. Nudny jest i politycznie niepoprawny.
Sprzedał więc Wojciech - Ciacho dom na prowincji, za jakieś marne pieniądze, wypasionego mercedesa zamienił na zdezelowanego opelka i wspólnie z miłością swego życia, Grzegorzem Z. odpłynął w kierunku bliżej nieznanym lokalnej społeczności, rozpoczynając tym samy nowe. Mieszkają, pracują i na życie zarabiają w dużym mieście, które chroni ich uczucie pod płaszczykiem anonimowości.
Tak właśnie wygląda nasza tolerancja. Odmienność nam absolutnie nie przeszkadza, pod warunkiem że jest gdzieś daleko i nie dotyczy nas bezpośrednio...
PeeS. Personalia zmienione... ale to chyba jasne;)
Źródło zdjecia w sieci
Wojciech J. w szerokich kręgach znajomych bardziej znany jako Ciacho, miał wiele wad (któż ich nie ma) Ale, żeby było sprawiedliwie i symetrycznie w miarę, miał też zalety. Primo po pierwsze i najważniejsze był nieziemsko przystojny. Po drugie primo, trenował karate, co wcale nie jest bez znaczenia dla mięśni i wyglądu. Skończył sobie medycynę. Oraz zrobił specjalizację z ginekologii, to po trzecie. A po czwarte , fortuna się do niego śmiała pełną gębą, czyniąc go do tego wszystkiego spadkobiercą pokaźnego konta. Walutowego.
Reasumując, mógłby śmialutko zainstalować sobie w komórce taki dzwonek:
Przystojny, inteligentny, elegancki , wysportowany i dobrze zarabiający mężczyzna proszony do telefonu. Powtarzam, przystojny...
Na widok takiego ciacha mdlały dojrzałe kobiety, małolaty sikały po piętach, a stateczne matki córek w wieku okołoślubnym dostawały kociokwiku, ignorując przy tym prawowitą małżonkę Jolantę, która to olewała całe to babskie towarzystwo. Wiedziała bowiem to o czym inne nie miały najbledszego pojęcia.
Podobnie jak prawowita właścicielka, Wojtek robił sobie z tego wielkiego wokół jego wcale nieskromnej osoby zamieszania " nic ". Gwizdał koncertowo na mariaże i miał w nosie. Polipa i całą resztę. Jedyne czego pilnował to, żeby stwarzać pozory. Względem Jolanty. Bo nade wszystko cenił sobie spokój niedzielnych poranków, smak jajecznicy na boczku i świadomość, że wszędzie dobrze ale w domu najlepiej.
Wątpliwości Wojtek nie miał w ogóle. No może czasami nie mógł się zdecydować czy bardziej mu się chce pracować czy leniuchować, albo czy wielką profanacją będzie wypicie czerwonego wina do ryby. Moralnie uważał się za usprawiedliwionego. Bo tak; zapewniał swojej żonie, pięknej pani stomatolog, wikt, opierunek i wysoką pozycję społeczną w lokalnym światku, na wywiadówki chodził (bo było też dwoje dzieci) i o pozory dbał.
A na gościnne występy to on sobie wyjeżdżał na różne sympozja i zjazdy lekarskiej braci.
Amatorów jego wdzięków nie brakowało nigdzie.
I tak by to sobie trwało, i trwało i trwało.... gdyby nie strzała Amora, która ugodziła w tym samym czasie pana doktora naszego i .... miejscowego artystę plastyka Grzegorza Z.
Sprawa się rypła. Od plotek i domysłów huczało w całej okolicy. A oni, zakochani znaczy, robili swoje, czyli kochali się jak dwa wariaty.
Konsekwencje rypniętej sprawy były następujące:
- Żona, do tej pory cierpliwie znosząca psoty i wybryki Ciacha, odpłynęła do innego miasta, zostawiając mu dom, samochód i puste konto.
- Kientki-pacjetki, które pchały się do niego drzwiami i oknami, nagle cudownie ozdrowiały. Poczekalnia świeciła pustkami.
- Lokalni notable stwierdzili, że tak naprawdę to Wojciech wcale taki towarzysko atrakcyjny nie jest. Nudny jest i politycznie niepoprawny.
Sprzedał więc Wojciech - Ciacho dom na prowincji, za jakieś marne pieniądze, wypasionego mercedesa zamienił na zdezelowanego opelka i wspólnie z miłością swego życia, Grzegorzem Z. odpłynął w kierunku bliżej nieznanym lokalnej społeczności, rozpoczynając tym samy nowe. Mieszkają, pracują i na życie zarabiają w dużym mieście, które chroni ich uczucie pod płaszczykiem anonimowości.
Tak właśnie wygląda nasza tolerancja. Odmienność nam absolutnie nie przeszkadza, pod warunkiem że jest gdzieś daleko i nie dotyczy nas bezpośrednio...
PeeS. Personalia zmienione... ale to chyba jasne;)
Źródło zdjecia w sieci
Zasmuciła mnie ta opowieść... A miłość nie jedno ma imię. Mój Pradziad był brzydszy od diabła i łatwiej go było przeskoczyć niż obejść, a swą ostatnią małżonkę 20letnią poślubił, gdy sam już spoglądał na księżą oborę. W wieku 73 lub 75 lat... I jeszcze mieli razem dziecko... A ona była naprawdę atrakcyjną kobietą... Jedną z wielu w jego życiu... Bo żon i konkubin miał 13... Obłęd.
OdpowiedzUsuńMaura...
OdpowiedzUsuńNie miałam zamiaru nikogo zasmucać:( Ot tak po prostu wyszło...
Pozazdrościć pradziadkowi wigoru;) Ja mu nie wróg, podobnie jak Łapickiemu. Psy na facecie wieszają, a on się po prostu zakochał :)
Przeca ja nie z reklamacją do Pani w sprawie zasmucania, Pani Kochana!
OdpowiedzUsuńTo ludziska, co to Dohtora nie zrozumiały, przyczyną smutku mojego...
Uffffffff... to kamień z serca. Co ja gadam, głaz potężny;)
OdpowiedzUsuńBo ja się mocno, bardzo mocno staram, żeby nikomu nie dokładać smutków. Wręcz przeciwnie:)
znaczy sie o tolerancji ma byc??? no to z tego co wiem to marniuchno u nas w Polsce, i nie chodzi tutaj tylko o kwestie miłosci.. wystarczy kobieta za kierownicą;-);-);-)
OdpowiedzUsuńJazz... I tu się zgadzam;) Mam nawet taką mini tablice rejestracyjna"UWAGA BABA";)
OdpowiedzUsuńI jeżdżę z nią z dumą;)))
Wiesz Ty co? Jak dla mnie to kanalia jest ten Wojciech J.Nie kanalia bo homo, o nie:) Nie mam nic przeciwko i gucio mnie obchodzi czyjakolwiek orientacja seksualna.Menda on wredna ,bo okłamywał zonę i dzieci. Bo jak to tak? skoro miał rodzinę i dzieci ,to chyba żona mogła uważać ,że jednakowoż jest heterykiem ,tylko libido ma malutkie.Bo jednak te dziatki spłodził był.Czyż nie? Narobił babie koło pióra tak ,że mnie wsciekłość ogarnia. Paskudnie postąpił ,ot co. Trzeba było normalnie ,bez tych pozorów.Jak się obawiał wyrywać ze swoją odmiennością seksualną to jego wybór , mógł milczeć,ale żeby rodzinę zakładać? Na pokaz ,w charakterze parawanu i dymnej zasłony? A fe. a Tobie buziak siarczysty zołzik:)
OdpowiedzUsuńi tu popieram Nike w całej rozciągłosci, jeżeli nie jestem pewien siebie, nie podejmuje decyzji na całe zycie.. zwłaszcza ze te decyzje zazwyczaj dotykają nie tylko mnie..to egozim.. jeżeli ja cieprie to cierpie, ale teraz cierpi conajmniej 5 osób, bo nie wierzę, że mimo zmiany życia facet totalnie olał dzieci.. też zapewne tęskni za nimi.. Nikus buziol
OdpowiedzUsuńTolerancja jest trudna ...bo przecież to jednak wciąż ten sam człowiek, wcześniej szanowany i lubiany ;-))))
OdpowiedzUsuńRysunek przepiękny i mówi wszystko o naszej tolerancji :)
OdpowiedzUsuńNo cóż, muszę się przyznać do tego, że po pierwsze byłoby mi przykro, gdyby mnie moje Ciacho tak zdradzało na prawo i lewo i mogłabym chcieć wydrapać oczy już wcześniej. Co być może przyczyniłoby się do tego, że byłoby mi mniej przykro, gdyby na koniec odpłynął z pięknym nieznajomym. Wtedy jednak pewnie czuła bym się nieswojo :)
Mieszkałam kiedyś w gościnie, w pięknej posiadłości pod Londynem u dwóch panów artystów gruchających jak gołąbki. Było mi u nich jak w raju, czułam się jak królewna: przystojni, wykształceni, zdolni, świetnie sobie radzący, z poczuciem humoru... dwa ideały, tyle, że z mojego punktu widzenia mało męskie. Ale za to bardzo tolerancyjni :)
Ja nie zaglądam innym do łóżka, a własnego strzegę pilnie przed wścibskimi, ale myślę, że można się poczuć dziwnie, kiedy mężczyzna odchodzi z innym mężczyzną.
Ujeju... a nie przyszło wam kobity do głowy, że ona z nim sobie była, żyła i mieszkała, bo tak jej było dobrze? Dla wygody, prestiżu i pieniazków?
OdpowiedzUsuńKażdy kij ma dwa końce;)))
Zapewne, przyszło... :) Tylko tak od siebie mówię, że ja jednak wolę żyć z takim, który żyje ze mną, a nie ze wszystkimi dookoła.
OdpowiedzUsuńMagenta, każdy woli. Ale jak widać, życie zna takie przypadki o których nie śniło się nawet filozofom;)
OdpowiedzUsuńNo chyba nie każdy, bo przed chwilą tłumaczyłaś, że pani stomatolog było wygodnie i nie protestowała, kiedy się jej mąż bzykał na prawo i lewo, bo fajniejsze były prestiż i pieniądze, a poczuła się urażona, kiedy gość odszedł z facetem, a uraz się przełożył na oskubanie.
OdpowiedzUsuńA że życie zna różne przypadki, które przerastają nasze najdziksze wymysły, to życie pokazało już nie raz.
Po prostu w tym konkretnym przypadku uważam, że oboje zawalili sprawę :)
Ona nie poczuła się urażona tym że odszedł, tylko tym ze sprawa się rypła;) Nie zmienia to oczywiście faktu, że oboje maja za uszami;)
OdpowiedzUsuń...To znaczy, że niezbyt dobrze (czyt. jasno) to ujęłam :/
Nic takiego, bardzo dobrze ujęłaś całą opowieść. Tylko historia jest przecież piętrowa, nikt z nas nie zna całej prawdy obu stron, a każdy dokłada jeszcze to, co wie, albo mu się wydaje, że wie, własne obserwacje, doświadczenia, ba! nawet pewnie i pragnienia albo co tam jeszcze :)
OdpowiedzUsuńHistoria z życia i wcale nie prosta. Czasem jest naprawdę trudno się utożsamić z bohaterami i...no właśnie wtedy mogą się zacząć jazdy, które się kończą takim marszem, jak na obrazku :)... dobra historia i trudna tak cała sprawa tolerancji... chyba łatwiej nam w ogóle o tolerancję, kiedy sprawa nas nie dotyczy bezpośrednio... chyba ;)
..nie lubię ściemniania i zasłon dymnych....znam wielu gejów....lubię ich...świetnie się czuję w ich towarzystwie...
OdpowiedzUsuń...pięknie opisałaś historyjkę niełatwej miłości..:):)....szkoda dzideci trochę...bo poza tym każdy ma co chciał.....
..pozdrawiam....
dałaś mi iskierkę..do napisania o sprawie pododbnej.ale musze to przemysleć..pozdrowienia.a wiadomo na 100%, ze zona nic nie wiedziała? moze tylko nie chciala by sie to ujawniło..
OdpowiedzUsuńNa temat konkretnego przypadku opisanego tutaj nie bede sie wypowiadac, za malo danych. Nie dlatego, ze Ty tych danych nie przedstawiasz, tylko dlatego, ze to trzeba by pogadac z kazda z zainteresowanych osob.
OdpowiedzUsuńNatomiast chetnie sie wypowiem na temat tolerancji:)
Otoz bardzo nie lubie slowa "tolerancja" bo dla mnie to taka tylko przykrywka do bycia politycznie poprawnym. No jak koniecznie trzeba, to ja moge tolerowac.
Zdecydowanie wole slowo "akceptacja" bo akceptacja to juz sie wiaze nie tylko z mysleniem i mowieniem, ale dochodza do tego jeszcze czyny, czyli wyrazna postawa akceptujaca. I chyba wlasnie z akceptacja ludzkosc ma najwiecej problemow.
To on był biseksualistą? Nivejko, w naszym kraju nie ma za 5 groszy tolerancji, dla nikogo.Chociaż....dla tych, którzy powinni świecić przykładem, bo uczą innych moralności, zawsze znajdą usprawiedliwienie, zwłaszcza ich przełożeni.Ciągle nie rozumiem co komu do tego kto kogo darzy miłością.Miłość należy do pozytywnych uczuć, więc dlaczego ją potępiać.Czy dlatego jest gorsza,że dotyczy osobnika tej samej płci?
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
no najwyraźneij to był układ między nimi a nie związek z miłości takiej co to - ślubuję ci miłość, wierność i że cię nie opuszczę aż do śmierci! skoro kobitka "olewała całe to babskie towarzystwo, bo wiedziała to o czym inne nie miały najbledzsego pojęcia" to jasno znaczy, ze ... wiedziała!!! I pewnie gdyby się jej małżonek w tym artyście nie zakochał, to do tej pory byliby razem stwarzając pozory. czasem ludzie życie na pozorach budują :(
OdpowiedzUsuńKolejna nasza narodowa przywara daje dupy - TOLERANCJA. Cholera a czy nie mamy prawa być szczęśliwymi?
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o tolerancję w naszym pięknym kraju to rzeczywiśce ciężko... Niby tyle się opowiada że to wszystko już akceptujemy a tu proszę... Nawet sam pan Wojciech miał z tym problem: nie akceptował swoich upodobań i dlatego cały ten cyrk. Chyba że nagle go olśniło że jest Bi...
OdpowiedzUsuńAle to sprawy i tak nie rozwiązuje...
:)
MajaK...
OdpowiedzUsuńTak to już jest, że zawsze najbardziej szkoda dzieci:)
Elfka ...
Właśnie w tym rzecz, że wiedziała:)
Stardust...
Akceptacja mówisz? Czasami trudno coś czy kogoś zaakceptować, a tolerować można:)
Anabell...
Prawda, chciałoby się powiedzieć święta prawda, ale do świętości to jej daleko:)
Mada...
Dokładnie tak. To był układ. Ona udawała, że wszystko jest ok, ale do czasu... aż się nie wydało:)
Rybiooka...
Możemy. Nikt nam nie zabrania, ale też gwarancji na bycie szczęśliwym nie daje;)
Pozdrawiam :)
TOLERANCJA nie jest ani polska, ani ruska, ani angielska.
OdpowiedzUsuńTOLERANCJA jest człowiecza, ludzka. I jej brak i jej objawienie.
Cała Ja...
OdpowiedzUsuńMyślisz że gdzie indziej jest inaczej? Ludzie wszędzie są tacy sami. Jeśli tolerują homoseksualizm to nie tolerują, że ktoś lubi chleb z szynką...
Holden...
Przede wszystkim to Cie przepraszam. Bo ty przychodzisz tu się pośmiać, a dziś...No sorry NO!;)
A poza tym, to masz rację. Tolerancja nie ma narodowości....
Przepraszam za umiejscowienie... :(
OdpowiedzUsuńTolerancja - OCZYWIŚCIE
OdpowiedzUsuńAkceptacja homoseksualizmu i innego koloru skóry - JAK NAJBARDZIEJ.
BYLE NIE W SĄSIEDZTWIE I U MNIE W RODZINIE.
Mniej więcej tak to wygląda. Ech!
lubię widok zakochanych ludzi. zakochanych zwierząt też. ogólnie lubię jak się ludzie kochają. najpierw widzę uczucie, a potem dopiero może mi przemkną te insze rzeczy. jestem tolerancyjna? :)
OdpowiedzUsuńżycie :)
OdpowiedzUsuńcóż... bywa!
Szkoda, że nadal tak trudno w naszym społeczeństwie o akceptację wszystkim znanej mniejszości.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w innym miejscu panowie znaleźli szczęście! :)
nie mam nic przeciw tylko po co sam stwarzał pozory i miał zonę? dzieci?
OdpowiedzUsuńnie lepiej od razu uczciwie mieć partnera?
Cała Ja...
OdpowiedzUsuńSorry, nie miałam zamiaru cię urazić :)
Ida...
Tolerancja jest utopią. Niestety...
Lelevina...
Na swój sposób...;)))
Margo...
:))) Dokładnie:)
Iw...
A ja mam nadzieję, że wszyscy je odnaleźli. Nie tylko panowie:)
Nivejko--> Zasadnicza roznica w/g mnie, bo ja sie nie lubie podpierac definicjami, miedzy tolerancja a akceptacja to, to ze tolerancja zawsze zostawia niedomkniete drzwi na ewnetualne zmiany. Jak w tej chwili:) Toleruje, ze myslisz inaczej, ale moze moje argumenty Cie przekonaja:)) Natomiast od momentu kiedy zaakceptuje, ze myslisz inaczej to juz nie ma potrzeby bawic sie w przedstawianie argumentow.
OdpowiedzUsuńI stad moje stanowisko, wole akceptacje;))
Akceptacja jest ostatnio w modzie. Możliwe dlatego, że tolerancja nie zdała egzaminu;) Ale masz racje, chociażby dlatego, że z tą tolerancja nasza to jest jak wyżej opisałam :)
OdpowiedzUsuń