O sole mio!
W ramach służbowych podróży, Nadworny wybył. Zostawił mnie w samym epicentrum zimnego maja, ledwie bzacych bzów i z górą naczyń do zmywania. Oczywiście, że Nadwornemu nic do moich garów, ale tak jakoś się zebrało, a że nie obecni nie mają racji…
- Morze i góry – trajkotał tuż przed wyjazdem. Rozmarzona gęba śmiała się z problemów nie tyle egzystencjalnych co atmosferycznych – O sole mio! Wyobrażasz sobie? Trzy w jednym!
- Dwa – rzuciłam sucho. Bo mnie wnerwił. On, maj i to siąpienie za oknem.
- Trzy odszczeknął natychmiast – Morze, góry i ciepełko.
Przy „ciepełku” wypiął język. Co prawda na ułamek sekundy, ale to nie zmienia faktu, że nie dworne to to nie było. No to się obraziłam! W ramach pogniewania wsadziłam nos w prasę kolorową i udawałam, że szalenie interesuje mnie wpływ klimatu na rozwój fabryki oranżady w proszku.
- Muszę lecieć. Napiszę meila – rzucił w przestrzeń, cmoknął powietrze w coś i poleciał.
- A leć sobie – mruknęłam – Tylko na la druty uważaj. Oraz na la ptaki.
Nadworny poleciał. Tanimi liniami. A wirtualny gołąbek przyniósł list. Taki…
No cześć!
Słuchaj, czy ty nie wiesz przypadkiem w jakim języku się mówi we Włoszech? Bo zgłupiałem. Całą drogę, proszę ja ciebie, uczyłem się po temu włoskiemu, mini rozmówki mam w małym paluszku, a oni nic! Nie rozumieją! Na migi trzeba. Od tego gadania to mnie już ręce bolą.
Mówię do takiej jednej w sklepie, żeby mi to w la torbę zapakowała, a ta się gapi i nie kuma. Nic a nic. Recepcjonistka w hotelu wcale nie była lepsza. Zadzwoniłem i zapytałem uprzejmie czy ja z tego telefonu to mogę do Polski zadzwonić. A tam (po drugiej stronie kabla znaczy) coś zaszumiało, zatrzeszczało, rzuciło Ciao! Oraz słuchawkę. I za chwilę przygnało. Z suszarką do włosów. Dasz wiarę?
Miałem się zapytać jaki ciąg przyczynowo skutkowy doprowadził ją od telefonu do suszarki, ale nie wiedziałem jak jest „ciąg” po włosku. A na migi to jakoś tak głupio. Co nie?
Co u ciebie? Napisz, a ja lecę. Bo mi zamówiona la tariffa podjechała.
Paaaaaaaaaa
Nadworny
Oczywiście odpisałam. I to w te pędy…
Drogi Nadworny!
Sprawdziłam w Googolach. Z cała pewnością włosi mówią po włosku. Ewentualne problemy komunikacyjne mogą wynikać więc z powodów czterech
- Po pierwsze, niezbyt dobrze się naumiałeś.
- Po drugie coś ci się pokiełbasiło i nie jesteś tam gdzie myślisz, że jesteś.
- Po trzecie, może za wolno mówiłeś? Oni tam podobno jak katarynki nadają.
- Po czwartego jeszcze nie zmyśliłam, ale jestem na dobrej drodze.
W sprawie wspomnianego „ciągu” to sobie może jednak daruj co? Za nieobyczajność Cię zapuszkują. Kawy zrobiłam zapas na pół roku z górkę. Szkoda żeby się zmarnowała.
W odpowiedzi na uprzejme zapytanie odpowiadam, żem zdrowa. Uprzedzając kolejne dodam, że dzieci również, a Książę Małżonek nadal pod wpływem. Uroku osobistego kosiarki samojezdnej.
Bywaj i przybywaj.
A! I garść piachu mi przywieź, meduzę w słoiku i ciepełko w puszce.
No to pa!
la Beatta;)
Źródło zdjęcia w sieci
La podróże kształcą.
OdpowiedzUsuńJeszcze migowego się wielmożny Nadworny nauczy:)
A i z tobą ciepełkiem z puszki się podzieli ...
O la la... A przepraszam, to nie po włoskiemu :)
OdpowiedzUsuńSignore Nadworny nie może samym urokiem osobistym działać? Nie wiem, jak jest obecnie, ale Tatuś zapewnia, że w latach ostatniej wojny Włoszki szalały za ,,Polacco''! Niech wyrzuci rozmówki i roztoczy wdzięki!
OdpowiedzUsuńNadworny nadal jakiś taki do kobiet nie kumaty. Ta suszarka to był pewnie pretekst, żeby do drzwi Jego numeru zapukać. Reszta nie wymagałaby już znajomości języka... włoskiego, znaczy.
OdpowiedzUsuńOni tam przyzwyczajeni do nadmiernego gestykulowania, więc się z mówieniem na migi całkiem nieźle wstrzelił. Jak by nie było to język uniwersalny ;) Po co komu jakieś rozmówki? ;P
OdpowiedzUsuńGosia...
OdpowiedzUsuńMyślisz, że się języka nauczy? ::D
Latarnik...
Swoją drogą, jak jest lalalala po włosku?;D
Zgaga...
Polacco to w budrello bum bum ;D
Mira...
OdpowiedzUsuńTo może ja do niego napiszę? Co... bo wróci niedopieszczony :D
Athena...
Taa... bo u nich to nie ból istnienia tylko mówienia :)
Języka obcego najlepiej, najszybciej i najskuteczniej się uczy przebywając w towarzystwie autochtona płci przeciwnej :)
OdpowiedzUsuńSugerujesz, że ta suszarka była rekwizytem naukowym? ;)
OdpowiedzUsuńRozmówki włosko-polskie w małym paluszku :)
OdpowiedzUsuńA u mnie dziś rano la internet wysiadł i musiałam la restart przeprowadzić :)
Dobrze, żem już jest znowu online!
Bardzo serdeczne uściski i pozdrowienia!
Jak Nadworny jest blondasem, oj to będzie miał branie wśród nauczycielek ;-P
OdpowiedzUsuńIw...
OdpowiedzUsuńResseto bumbum:D
Najważniejsze że okno na świat się otworzyło ;D
Bestyjeczka...
Nadworny jest brunetem. I to nie tylko wieczorową porą;)
Ciekawa jestem co też jeszcze spotka Nadwornego ;D
OdpowiedzUsuńSugeruję, że Zofia raczej nie nauczy Nadwornego języka włoskiego :D
OdpowiedzUsuń....ciekawam co Zofia na tę suszareczkę....:):)......i dalszych przygód makaroniarskich też ciekawam...:)....
OdpowiedzUsuńNadworny to jednak è un grande uomo;-)))
OdpowiedzUsuńI da sobie radę w każdej sytuacji, jak nie werbalnie to migi ;-))
Oraz ciekawa jestem do wypęku, kolejności skojarzeń, od telefonu do suszarki;-)))
hmmm...Akularnico...tak myślę,że skoro się dzwoni do fryzjera to czego się spodziewać??....:):)....
OdpowiedzUsuńAleś sobie wymyśliła upominki z podróży:) Piasku masz pod dostatkiem całkiem niedaleczko, ciepełko i tak byś trzymała w lodówce by się nie zepsuło, więc będzie po ciepełku, a meduzy w słoiku to zupełnie nie rozumiem:)Ma być zamiast rybek w akwarium? buziak:)
OdpowiedzUsuńla torbina... u nas chłopcy, w czasie podróży po archipelagu usilnie przekonywali, że chcą la torbinę... wyobraźnia Pani w recepcji do pozazdroszczenia :)
OdpowiedzUsuńEuforka...
OdpowiedzUsuńTego nie wie nikt. Nawet On sam;D
Magenta...
Rozumiem. Angielskiego Zocha raczej nie zna...To co nam zostaje? ;)
MajaK...
Zapytam co ona na takie suszarkowe dictum... I opowiem ;)
Akularnica...
OdpowiedzUsuńNadworny jest debesciak;)
W sprawie włoskiej (trylogii?) odezwę się. Przygotuj coś;)
Nika...
To dla sprawdzenia:D Zobaczymy co przywiezie;)
Margo...
Nie rozumiem całego zamieszania. Torbina służy do pakowania, a Torbina ze sklepu powinna wiedzieć, ze się klienta z garderoba wierzchnia samopas nie puszcza;)
A we Włoszech też ponoć leje... - moja siostra wróciła w sobotę i potwierdza prognozę. A "la języki la znać" przydaje się, choć Włosi o tym jeszcze nie wiedzą i posługują się tylko "la italiańskim" ;-)
OdpowiedzUsuńAnulko, niektórzy wyznają zasadę Starszych panów...
OdpowiedzUsuń- Języki obce? Osobiście nie znam, ale dużo dobrego słyszałem;)
Podróże kształcą! A Nadworny listy pisze niczym Wuj Matt z podróży! :))
OdpowiedzUsuńLa uśmiech czyt. smajl :)
OdpowiedzUsuńMaura...
OdpowiedzUsuńNo to wpadłam. jak sliweczka w listy Wuja Mata.
czytam i nie moge wyjść. Nie tyle z sieci co z podziwu. nad inwencja i niezwykłą lekkością:)
Ja to ci dziękuję normalnie, z serca, bom szczerze zachwycona Matem, ale mojemu Zaobrączkowanemu to ty się lepiej na oczy nie pokazuj... nie jest zachwycony nowa fascynacją;)
Kwaku...
La buźka;D
nogdzie nie jadę, nie mam problemów z językiem:) ale Mojego Nadwornego bym wysłała, tylko, że on jakiś taki domator, czy cóś? za diabła nie lubi wyjeżdżać...:(
OdpowiedzUsuń