Kibicka


Jeśli nawet słowo "kibicka" nie istnieje, tylko z powodu takiego, że żaden słownik go nie odnotował, to niniejszym je tworze i nie zastrzegam praw autorskich. Aczkolwiek w razie używania, proszę o podawanie źródła pochodzenia;)

Z nieba leje się żar. Wychylenie głowy z domu przed siedemnastą grozi udarem. Może też wskazywać na zanik zdrowego rozsądku. Turystom jednak upał nie straszny. Oni się byle 39 stopni w cieniu nie boją. Leżą naleśnikiem na plaży i przypiekają boczki.
Nadworny też jakby nieustraszony...
- Wszelki duch! – krzyknął u progu Książę Małżonek, wpuszczając zbłąkanego wędrowca. I zaniemówił.
Nadworny wyglądał jak z żurnala wycięty. Jakby dopieruchno co wyszedł z lodówki. Zero potu, włos świeżutki jak poranna bryza, kancik na bieluśkich spodniach idealnie zaprasowany, uśmiech promienny, zapach nienaganny. Spojrzeliśmy na siebie. Szerokie koszuliny do połowy uda z dekoltem do pępka, włosy w strączki niegustowne pozlepiane, wachlarze gazet w rekach. Przy Nadwornym wyglądaliśmy jak ubodzy krewni z prowincji.
- Łeee… zaraz duch - Ja po prostu. Przyszedłem sobie. Czyli przyjechałem. Na mecz – zaświergotał radośnie i nie czekając aż z nas zdziwienie spłynie wraz z potem, raźnym krokiem przemaszerował w stronę salonu zostawiając za sobą smugę ekskluzywnego zapachu.
- Gapicie się jak na kosmitę – dodał radośnie szczerząc kiełki – Ale upał, co? Aż miło!
- No – przytaknęłam ochoczo aczkolwiek z powodu rzeczonego upału dość niemrawo. Bo tu się akurat z szanownym Nadwornym zgadzam. Bardzo to miłe ze strony upału, że jest. Zima za bardzo dała mi popalić, żebym teraz miałczała na ciepło.
Rozpływający się pod jednowarstwowym ubraniem Książę Małżonek, absolutnie nie akceptując naszego zachwytu, wzruszył z dezaprobatą ramionami i rzuciwszy krótkie aczkolwiek wymowne - Wariaci! – odebrał z rak Nadwornego zgrzewę chmielowej zupki i poczłapał w kierunku lodówki, która nie nadążała w chłodzeniu „mokrego”
– Yfa? – zagulgotał z głową utkwioną między mokrościami kapslowanymi.
- Że co? – Nadworny raczył wyrazić zdziwienie.
- On się pyta – zaczęłam tłumaczyć, pokazując jednocześnie na migi o co chodzi – Czy Ty chcesz piwo?
- Aha! – załapał z opóźnieniem, ale nie odpowiedział. Książę Małżonek tymczasem nadal chłodził głowę i emocje w lodówce w oczekiwaniu aż gość raczy. Złożyć zamówienie.
- No? – zapytałam ponaglająco.
- Co no? – wzrok Nadwornego błądził nie tyle za rozumem co za pilotem od tevała. Nie ma to tamto. Sprzęt trzeba przygotować odpowiednio wcześniej. Bo a nuż okaże się, że niestety? Nie działa? Trzeba się będzie wtedy wraz z piwnym dobrodziejstwem ewakuować tam gdzie telewizor może mniejszy, ale działający bez zarzutu. Mecz albowiem rzeczą świętą jest. Zwłaszcza taki!
- Piwo. Chcesz czy nie? – powiedziałam spokojnie. Lata doświadczenia nauczyły mnie, że z kibicami kanapowymi nie ma żartów. Jak jest mecz, to siedź kobieto cicho i nie zadawaj głupich pytań.
- Aaaaa… piwo. No właśnie się zastanawiam – na dowód tego, że myśli podrapał się w czubek opalonego na kuszący brąz nosa. Normalnie to bym sobie fascynujący proces myślenia poobserwowała, ale w obliczu utraty zimna w mokrym, musiałam dobyć bata słownego i ponaglić.
- Hyzi niech myśli! To znaczy szybciej! – dodałam chcąc uniknąć zawiłości tłumaczenia pochodzenia słowa „hyzi” - Bo zimno ucieka.
- Głupie pytanie. Pewnie że chcę – powiedział i rozsiadając się w fotelu krzyknął w stronę kuchni – Chodź bo się dyrdymały zaczynają.
Drugi amator zimnego piwa i meczu przyczłapał w tempie ekspresowym. Dyrdymały są tak samo ważne jak mecz. Trzeba posłuchać co znawcy mają do powiedzenia, skrytykować i powiedzieć;
- Tak. Jak taki mądry jesteś to czemu jak byłeś w reprezentacji nie strzelałaś goli? Co?!

Kiedy zasiadłam w fotelu z zamiarem przyłączenia się do oglądania brawurowego meczu obaj zapaleni kibice spojrzeli najpierw na mnie, potem na siebie, a potem znowu utkwili wzrok w mojej skromnej osobie.
- Będziesz oglądać? – zapytał z pewna taką nieśmiałością Małżonek zwany Księciem
- No – odpowiedziałam.
- Chce ci się? - tym razem Nadworny próbował mnie zniechęcić. Bezskutecznie. Uparłam się, że w końcu i nareszcie musze się dowiedzieć co takiego fascynującego jest w gapieniu się na zielone, jak kilkudziesięciu facetów biega za jedną piłką. Dorosłych facetów!
- Chcę – skłamałam bez mrugnięcia okiem.
- Dobra – skapitulowali. W duchu pewnie pomyśleli, że zwieję po kwadransie.
- Ale w trakcie meczu żadnych pytań o spalone, dlaczego tak, a nie inaczej. Zrozumiałaś?
- Aha – pokiwałam głową na znak, że i owszem, przyjęłam do wiadomości – A teraz mogę?
Tylko dwa.
- Dawaj – łaskawie zgodziło się Książątko.
- No to ja bym chciała wiedzieć kto gra i za kim jesteśmy?
- Za Holandią!
- Za Hiszpanią! - krzyknęli jednocześnie.
Panowie popatrzyli na siebie wilkiem. Wojna o podłożu niderlandzko-iberyjskim wisiała w powietrzu. Szczęściem, nie byli uzbrojeni. Poczułam się trochę winna, ale patrząc na rzecz całą z drugiej strony, dobrze, że do wykrycia konfliktu interesów doszło wcześniej niż za późno.
- Trudno, jeden musi pójść na kompromis. Gracie w marynarza – zarządziłam.
W rezultacie byliśmy za Hiszpanią.
Jestem z siebie dumna. Prawie zawsze darłam się w strategicznych momentach. I tylko raz, zupełnie niechcący, wiwatowałam na cześć drużyny przeciwnej.

E viva España !Ole!

PeeS. Ośmiornica jak cyganka - prawdę ci powie;)

Źródło zdjęcia w sieci

Komentarze

  1. Łączę wyrazy szacunku- u nas kibice byli zmienni i za każdym razem w sytuacjach grożących bramką przypominali- dobrze,że nie grają Niemcy-to chyba jakieś pozostałości spod Grunwaldu, czy co:)

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas obóz kibicowski się podzielił na dwa. Żona i ja za tymi na H, a syn za tymi na H. On przegrał :)

    OdpowiedzUsuń
  3. OLQA...
    Pewnie ze dobrze. Zasada że wszyscy graja, a wygrywają Niemcy z reguły się sprawdza. Aczkolwiek wyjątki potwierdzające regułę się zdarzają;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Latarnik...
    W sumie to co za różnica? Grunt, że "H" wygrali;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Na gwałt szukam nowego mieszkania. Mieszkam na II piętrze. Od 2 lat pod oknami na trawniku, brat dyrektora spółdzielni mieszkaniowej otworzył ogródek piwny. W każde pogodne popołudnie aż do późnej nocy muszę wysłuchiwać pijackiego bełkotu + durnowate hi hi hi i ha ha ha. Teraz podczas MŚ szef wystawił na zewnątrz telewizor, który ryczy na całą dzielnicę. Piwo leje się beczkami. Pijani pseudo-kibice drą mordy bez najmniejszej żenady. Wezwana policja przyjeżdża i po wysłuchaniu argumentu, że taka impreza odbywa się tylko raz na 4 lata - odjeżdża.
    Reasumując - masz w domu Raj. Ja pod oknami piekło!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nawet podwójny ten raj. Dom po pierwsze, a po drugie nad morzem;)Tęsknota za gwarem warszawskiej ulicy dopada mnie zwykle długo po sezonie letnim, kiedy życie we Wsi Nadmorskiej zwalnia...
    Pozdrawiam, życząc owocnych poszukiwań:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy starsze dziecko latało wzrokiem za piłką, mnie przypadło w udzile latanie za młodszym. Tylem mecza widziała co kukułka, kukałam ukradkiem....Wizja nie była mi dana, ale fonia gardłowa była podkręcona na maksa, więc wiem, że sie niemiłosiernie kopali i dostawali takie żólte świstki (co by sie nimi wahlować i cucić pewnie;P)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale generalnie mecz był do kitu, nudny i bardzo nie elegancki- o ! i jakby to H przegrane wygrało to byłoby świństwo :) Miłego parówkowego dnia życzę !

    OdpowiedzUsuń
  9. Magda...
    Oglądałam z uporem maniaczki meczowej. I dostałam tylko jedną żółta kartkę;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Rybiooka...
    Wiesz co... nie wiem. Nie potrafię odróżnić dobrego kopania od złego;)
    Miłego:)

    OdpowiedzUsuń
  11. "I tylko raz, zupełnie niechcący, wiwatowałam na cześć drużyny przeciwnej"

    też mi się czasami zdarza.. ;)))

    OdpowiedzUsuń
  12. Euforka...
    A bo to wiadomo za kim krzyczeć? W kłębowisku nóg, każdy może się pomylić;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Zamiast słowa "kibicka", proponuję zaanektować staropolską "kibić".
    Komentator sportowy relacjonowałby na bieżąco:
    "Proszę państwa, koniec meczu!
    Tłumy kibiców i kibici na trybunach wiwatują na cześć zwycięskiej H."

    A przed telewizorami kibicie w dalszym ciągu starają się pojąć "którzy są nasi?" :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Cre(w)master...
    Zwłaszcza te "Kibicie" niezorientowane w sytuacji na murawie. Przynajmniej niektóre;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Wygrali ci na H, ale na samo H a nie na ch w końcu jak by nie było trochę musieli popracować w tym upale i to nie siedząc z browcem przed TiVi i narzekając na upał a zapitalając w tę i z powrotem. I tak sobie myślę ile to trzeba mieć samozaparcia albo możliwości zwiększenia objętości konta żeby tak się napracować :))) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. mój mąż na tym meczu...zasnął

    OdpowiedzUsuń
  17. haha A ja zadrwię. A to jakieś mistrzostwa były?? Telewizji nie oglądam wcale. Sąsiedzi widać też zainteresowani tak, jakby mowa była o zeszłorocznym śniegu. W domu, cicho, pusto, zero odgłosów zza ściany. Męża w domu nie ma z przyczyn różnorakich... Więc ominęło mnie to szaleństwo w ogóle! :) Ja to mam szczęście. :))

    OdpowiedzUsuń
  18. O tak! NIech żyje Hiszpania! Ależ tam musiała być w nocy Fiesta. Wobrażacie sobie, być tam dzisiaj w nocy na ulicach.. Gdziekolwiek tam i cieszyć się razem z nimi. Ale frajda.

    OdpowiedzUsuń
  19. Miałam to szczęście, że moi dwaj mężczyźni oglądali, a ja mogłam mieć komputer dla siebie i nadrabiać zaległości.Dziś - już bez zaległości - mogę swobodnie po Internecie tylko tyle - na ile trzynastolatek pozwoli.Pozdrawiam.
    Ps.Nie lubię takich gości.Zdecydowanie.

    OdpowiedzUsuń
  20. Sobotni mecz był ładniejszy, ale z wyniku wczorajszego byłam bardzo zadowolona.
    Ja nie wiem, jak to robią ci na plaży, ale dziś przy smażeniu jajka na śniadanie nie mogła się oprzeć myśli, że wszyscy się powinni pościnać.

    OdpowiedzUsuń
  21. Mój były, ulubiony dyrektor, piłkarz, trener i kibic w jednym, trafił na początek Mundialu do Niemiec. W ramach jakiejś wymiany uczniów. Niestety, zakwaterował się, o zgrozo!, w rodzinie kompletnie nieciekawej kopania. Wysyłał do bliskich rozpaczliwe maile. ,,Ratunku! Ja chcę do domu! Do mamusi, do telewizora!''...

    OdpowiedzUsuń
  22. Czarny ...
    Też kiedyś o tym myślałam... Może to jednak pasja? A nie tylko chęć zwiększenia konta?

    OdpowiedzUsuń
  23. Beata...
    Jaki mecz takie oglądanie;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Matylda...
    Kobieto szczęśliwa! Kibic w domu - przekichane sportowe środy, mundiale, olimpiady itp;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Butterfly...
    Ze mnie kibic jak z gawrona słowik. Niemniej fiesta na ulicach musiała być niezła;)

    OdpowiedzUsuń
  26. Tkaitka...
    Znając apetyty trzynastolatków na komputer nie na wiele pozwoli;)

    OdpowiedzUsuń
  27. Magenta...
    Ja tez się zastanawiam, jak można cały dzień przeleżeć na plaży. od czasu do czasu idą chłodzić się w lodowatej wodzie (17 stopni)i dalej leżakują. Z drugiej strony, jak ktoś jedzie taki kawał nad to morze, to nie po to żeby siedzieć na kwaterze;)

    OdpowiedzUsuń
  28. Zgaga...
    Nie ma jak u mamy. I z telewizorem gadającym po naszemu;)

    OdpowiedzUsuń
  29. Ja też trochę podglądam :))) Ale też zawsze wolę zapytać, za kim jesteśmy.
    A kibicka jest jak najbardziej adekwatnym terminem!

    OdpowiedzUsuń
  30. Tak jak zapowiedziałam ... Ośmiornicy to ja te macki poucinam ...... ale idąc za radą Pollyanny że w każdej złej rzeczy można znaleźć coś z czego można się cieszyć, oświadczam że znalazłam ..... CIESZĘ SIĘ ze puchar odbierał Casillas. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  31. Zastanawiam się jak Ty to robisz: każdemu sensowne dwa słowa...Toż to nie lada ćwiczenie! Podziwiam .

    OdpowiedzUsuń
  32. Iw...
    Mimo wszystko lepiej się upewnić. Bo a nóż podpadniemy?;D

    OdpowiedzUsuń
  33. Dobrusia...
    Daruj biednej istocie życie! Polyanna by darowała;)

    OdpowiedzUsuń
  34. Tkaitka...
    Po prostu czytam :)
    dzięki:)

    OdpowiedzUsuń
  35. no wlasnie trzeba bylo osmiornicy sluchac, dobrze by sie wyszlo na zakladach bukmacherskich;)

    OdpowiedzUsuń
  36. Iwa...
    Spiskowa teoria na temat ośmiornicy: Ośmiornica była przekupiona!;)

    OdpowiedzUsuń
  37. A ja po wczorajszym zadowolona bo kibicowałam Hiszpanom. Ale sobotni mecz o 3 miejsce był duuuużo ciekawszy.
    A obok bloku mam kawiarnię, w której jest ogródek piwny - i tam sobie chłopaki mecze dzień w dzień do nocy oglądali na full regulator. Spać nie sposób a właśnie po tej stronie mam sypialnię.
    W sumie szkoda, że kolejne MŚ za 4 lata... ME to dla mnie nie to samo, bo nie ma latynosów ;). Chociaż... najbliższe ME u nas ;). Przypuszczam że choć będą u nas - to bez nas :D.

    OdpowiedzUsuń
  38. Miłość do piłki nożnej wyniosłam z domu. Skutkuje to tym, że się znam lepiej niż niejeden taki, co spodnie nosi. Zresztą, ja też w spodniach... Tak, czy owak, dobry mecz nie jest zły;)

    OdpowiedzUsuń
  39. Przez cały turniej drużyna, za którą byłem odpadała. I tak w finale scenariusz się powtórzył xD Sympatyczny tekścik, po ciężkim dniu dodaje otuchy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  40. Zarąbisty jest neologizm: "tewał".
    A pod całym tekstem podpisuję sie obiema rękami.
    P.S. Ja byłam za Holandią. Eks chciał mnie zabić, nie wiedzieć czemu, przecież powinno mu to zwisać, za kim jestem, nie?

    OdpowiedzUsuń
  41. Byłam kompletnie "szwajcarska", czyli neutralna znaczy :)

    OdpowiedzUsuń
  42. Antares ...
    No tak... Latynosi przemawiają mi do wyobraźni. W takim razie tez będę tęsknić za MŚ;)

    OdpowiedzUsuń
  43. Lelevina...
    Ja z domu wyniosłam jedynie komplet sztućców. Pewnie dlatego jestem taka sportowa noga;)

    OdpowiedzUsuń
  44. Kwaku...
    Jeśli obstawiałeś zgodnie z sympatiami to ok, ale jeśli na chybił, to trzeba było ośmiornicy słuchać. Byłoby na trafił;)

    OdpowiedzUsuń
  45. Mamamarzynia...
    Jasne ze ciemne. Ja za nic nie rozumiem dlaczego my byliśmy za Hiszpanią. Ja tak lobię tulipany...;)

    OdpowiedzUsuń
  46. Beatta...
    To za kim wiwatowałaś?;)

    OdpowiedzUsuń
  47. Ciekawe, czy wielkim wstydem jest, przyznać się, że Mundial zwisał i powiewał, wiadomo czym?
    Jeżeli tak, to się wyprę wszystkiego, choć jedyne pojęcie jakie mam w temacie, to to, że chodzi o piłkę nożną;-)

    OdpowiedzUsuń
  48. Wstyd powiedzieć, ale nie oglądam Mundialu. I z braku telewizji, a głównie z braku zainteresowania i czasu, zwłaszcza ostatnio. Poza tym siedzieć przed telewizorem w taki upał... to chyba tylko Nadworny taki gorliwy. ;-)
    Nivejko, dzięki Tobie wiem, o co biega z tą piłką. ;-))
    Zabiłaś mnie słówkiem: "Hyzi". Zapamiętam to cudo.
    Pozdrawiam (Ciągle walcząca z chorobą nie-wiadomo-jaką-na-razie-niediagnozowalną).
    Papa!!!

    OdpowiedzUsuń
  49. wolę Arku, albo Arkadiuszu :)

    OdpowiedzUsuń
  50. A u mnie tylko ja bylam wytrwalym ogladaczem, bo ponoc robilam tyle popeliny, ze obydwaj panowie po pierwszych 20 minutach przesiedli sie na sluchanie transmisji radiowej, zostawiajac mnie sam na sam z telewizornia. Nie narzekalam, troche mi sie przysnelo w miedzyczasie, ale mialam caly telewizor, lozko i pokoj dla siebie:))

    OdpowiedzUsuń
  51. Akularnica...
    Wstyd to kraść. Po drugie lepiej się przyznać że się ma ten cały mundialowy cyrk w poważaniu niż udawać sztuczne zainteresowanie;)

    OdpowiedzUsuń
  52. Jolanta...
    Tez uważam, że nadgorliwość gorsza od faszyzmu;)
    Pozbądź się tej niezidentyfikowanej choroby hyzi;)))

    OdpowiedzUsuń
  53. Arku...
    Mówisz, masz - Arkadiuszu;)

    OdpowiedzUsuń
  54. Stardust...
    Doskonała strategia - narobić szumu, poprzeszkadzać i mieć dla siebie kawał wolnej przestrzeni;)

    OdpowiedzUsuń
  55. Heheeee dobre oj dobre.
    Wiesz ja jako owa kibicka byłam w opozycji do mojego chłopa. Bo ja otóż byłam za Holandią a on za Hiszpanią. I tak się darliśmy jakbyśmy za ich wygraną dostać złote kalesony ;)))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz