Akcja ratunkowa


Jesienno wonne powietrze przemieszcza się z prędkością początkową huraganu. Zwiewa liści z drzew, czapki z głów i trampoliny z podwórka. Oraz powoduje totalny chaos. W głowie, myśli i wymowie.

- Nadworny! Ty się nie pytaj jak tylko kiedy! A właściwie to o to też nie pytaj tylko przyjeżdżaj! - ryknęłam w trybie ostrzegawczym dokonanym * i odłożyłam telefon. Przy czym odłożyłam, należałoby potraktować cudzysłowem. Bo najpierw wybrałam bezpieczne miejsce lądowania, a potem z furią cisnęłam rzeczonym aparatem.

- Ja nie mam co na siebie włożyć - mruknęłam do siebie robiąc przegląd garderoby. To nudne i męczące tak zawsze mieć rację. Faktem jednak jest, że żaden z posiadanych łachów nie nadawał się do prowadzenia akcji ratunkowej! Ostatecznie stanęło na dresach nieobecnego (jak zwykle w momentach kryzysowych) Księcia Małżonka i trampkach.
- Wybierasz się do... - Nadwornemu zabrakło słów na widok nędzy, rozpaczy i bezguścia, które otworzyło mu drzwi. Za duże spodnie majtały się po podłodze. A do bluzy zmieściły by się dwie takie "ja". Ewentualnie instynkt samozachowawczy, zapalił mu ostrzegawczą żarówkę w głowie. I kazał zamilknąć przezornie.

Nadworny objął dowodzenie zaraz po wyjściu z domu. Stosując się do zadań przydzielonych przez głównodowodzącego akcją ; nie przeszkadzałam, stałam w bezpiecznej odległości, przynosiłam, przytrzymywałam. I byłam cicho.
- No! - szef ekipy ukoronował zwycięstwo nad przeważającymi siłami wrogiej natury - Udało się!
- Udało! - zapiszczałam radośnie. Było się z czego cieszyć. Dzięki ofiarnej pracy odnieśliśmy zwycięstwo. Trampolina została uratowana przed grożącą jej dewastacją pod wpływem działania czynników zewnętrznych pochodzenia naturalnego.
- Zasłużyliśmy na kawę! Do salonu marsz! - przejęłam dowodzenie. Nadworny nie protestował. Potulnie udał się na wskazane pozycje.

- O! Ciacho! - łasuchowała natura Nadwornego wypełzła w postaci rozmemłanego uśmiechu - To jest karpatka? - zapytał podejrzliwie przyglądając się zawartości talerza.
- Tak. Zasłużyłeś, śmy zasłużyliśmy - powiedziałam z dumą  i wzniosłam toast. Kawą.
- Ciekawe... - Nadworny jakby nie podzielał mojego entuzjazmu.
- Masz uczulenie? Nie lubisz? Karpatki? - dopytywałam. Pierwotny błysk w oku na widok słodkości nie zniknął. Skąd więc ten nagły brak zainteresowania konsumpcją? I tym czy jest dokładka?
- Co? Nie! Uwielbiam karpatkę tylko zastanawia mnie dlaczego karpatka - Nadworny nadal przyglądał się kawałkowi ciasta.
- A nie szarlotka? - zapytałam myśląc jednocześnie jaki ciąg przyczynowo skutkowy doprowadził go do takich wniosków.
- Nieeee - odpowiedział przeciągle - Ja tak lubię Bieszczady. Czy to ciastko nie mogłoby się nazywać "bieszczadka".

Pewnie by mogło. Tylko po co? Nawet szampon dwa w jednym się nie sprawdza;)

*) W mojej gramatyce taki tryb istnieje;)

Komentarze

  1. Bieszczadkę, karpatkę, tatratkę czy nawet himalajadkę zjadłabym tu i teraz w ilości hurtowej :DDDD

    OdpowiedzUsuń
  2. Ivon...
    Wszystko, tylko nie tatratke. Może niech będzie góralka?;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie mi przypomniałaś, że mam na zimę złożyć trampolinę. A tak się dziś rano gapiłem na nią i zastanawiałem czy aby w związku z nią Ciało nie wydało jakiś rozkazów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Voluś...
    Nawet jeśli nie wydało, to wyda. Uprzedź! A Ciało ci to wynagrodzi... karpatką, względnie bieszczadką;)

    OdpowiedzUsuń
  5. W sumie to prawda, Karpatka powinna mieć smak, zapach i wygląd wampira.
    Jak sprytnie przejmowaliście i zdawaliście dowodzenie :) Grunt to dobra strategia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, czy siak - szczytowanie jak w banku ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. jak to dobrze mieć takiego nadwornego do pomocy, ja mam takiego Rafała co mi dba o ogródek :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Magenta...
    Nie da rady. Ja jem również węchem i zapachem. Coś co wygląda, smakuje i pachnie ja Drakula na pewno by mi nie smakowało;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Voluś...
    A ty ciągle o jednym. Wycieczek wysokogórskich ci się zachciewa;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Fire.woman...
    Oj, taki Rafał ogródkowy by się przydał;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Dzień dobry,

    jestem tu nowy, ale i tak zacznę od uwagi, którą pewnie nie raz słyszałaś - Masz talent literacki. Fajnie napisane. I ostro (choć niby kończy się słodko). I wieloznacznie, bo ja na ten przykład analizując różnicę między karpatką a bieszczadką pomyślałem o... tatarze. Widać głodnemu chleb na myśli. :-)

    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  12. Coś zjada mi dziś komentarze. tak więc - podejście drugie: jakie fajne byłoby życie, gdyby każde wyzwanie kończyło się jakąś karpatką. Nadworny to ma szczęście ;-)

    OdpowiedzUsuń
  13. A ja dziś jestem przesłodzona obiadową zapiekanką i mogę się wypiąć na inne słodkości - co u mnie jest rzeczą niebywałą...Nie o tym jednak chciałam. Mam przepis na ciasto pt. "królewiec".Za każdym razem zastanawiam się od czego ta nazwa pochodzi.Miasto Królewiec - tam się urodził mój brat. A może od dziwnie przekręconego słowa królewicz?

    OdpowiedzUsuń
  14. w sumie to czemu... karpatka się nazywa?
    Lubię bardzo:)

    OdpowiedzUsuń
  15. W komiksie Tytus Romek i Atomek mieli wytłumaczony proces powstawania Karpat przez profesora T.Alenta na przykładzie ciasta. Sposób fałdowania z komiksu przypomina karpatkę :). Ale jestem prawie pewna, że to nie stąd wzięła się nazwa :p):):):)

    OdpowiedzUsuń
  16. Remus...
    Witaj:) Są ludzie którym wszystko się z tatarem kojarzy. Taki na ten przykład Nadworny. On tak lubi tatar, że mógłby krowę w tyłek ugryźć:)
    PeeS. Dzięki:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Zygza..
    Śmiem twierdzić, że on ma więcej szczęścia niż rozumu;) Wiem co mówię. Nikt nie zna nadwornego rak dobrze jak ja;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Tkaitka...
    A kto to tam może wiedzieć. Najwalniejsze że ciasto smaczne:)

    OdpowiedzUsuń
  19. Iva...
    Szczerze mówiąc to spotkałam się z alternatywna nazwą. W marketach można kupić ciasto w proszku pod tytułem "Góralka". Nazwa handlowa inna, a skład surowcowy ten sam:)

    OdpowiedzUsuń
  20. Mota...
    Pewnie nie. Chociaż może komiks był inspiracją? ostatecznie Karpatka nie jest znana od zawsze:)

    OdpowiedzUsuń
  21. No, ja tez nie rozumiem dlaczego Karpatka była na tym talerzu, a nie kotlet mielony na ten przykład?
    Kotlet mielony tez ma swoją ciekawsza nazwę - karminadel:) I w sklepach to ja widze karminadle, a w domu jem mielonego:)
    A mnie się wydaje, że nazwa Karpatka pochodzi dokładnie od Karpat, ale możemy zarządzić głębsze badania.

    OdpowiedzUsuń
  22. Z karpatką kojarzy mi się wyczyn Małża. Gdy po raz pierwszy ów wypiek się znalazł w naszym domu. Zostawiłam mu kawałek na talerzyku i gdzieś wyszłam. Po powrocie pytam, czy mu smakowało. A on na to: - Wiesz, ten środek był zupełnie nieupieczony, więc wsadziłem jeszcze na 5 minut do mikrofali!

    OdpowiedzUsuń
  23. Zgaga...
    Czyli nie smakowało. To znaczy za pierwszym razem smak karpatki go nie uwiódł;D

    OdpowiedzUsuń
  24. Pieprzu...
    Bo ty konkretna kobieta jesteś i lubisz konkretnie zjeść. Nie jakieś tam lelum polelum na słodko.

    OdpowiedzUsuń
  25. Miło znów poczytać o Nadwornym :) Pozdrawiam. "Bieszczadkę" na pewno da się stworzyć ;D

    OdpowiedzUsuń
  26. Oj tam oj tam:)Wszak nieważne jak się zwie, wazne jak smakuje:)

    OdpowiedzUsuń
  27. no i masz. nabrałam ochoty na ciacho...

    OdpowiedzUsuń
  28. Oj tam...jak zwał tak zwał, ważne, że smakowało;-)))

    OdpowiedzUsuń
  29. Kwaku...
    Pewnie tak. Wystarczy rozpisać konkurs, albo nazwać placek ze śliwkami bieszczadką i po krzyku:)

    OdpowiedzUsuń
  30. Nika & Akularnica...
    Zapewne. Ale nazwa, jak nieprzyjemna, potrafi skutecznie odstraszyć od jedzenia. Chyba muszę zacząć w związku z tym nazywać jakoś niemiło kotlety i inne taki. Trochę mi się przytyło;)

    OdpowiedzUsuń
  31. Maura...
    To do roboty. I smacznego:)

    OdpowiedzUsuń
  32. "Są ludzie którym wszystko się z tatarem kojarzy. Taki na ten przykład Nadworny. On tak lubi tatar, że mógłby krowę w tyłek ugryźć:)"

    No to ja już go trochę polubiłem, choć nie za bardzo jeszcze się orientuję kto zacz. Ale to chyba jakiś ważny gość (brat?), bo w etykietach często występuje (drugie miejsce po "balablablaniu" mówi samo za siebie... :-)).

    OdpowiedzUsuń
  33. ja też chcę takie ciacho :) w zamian mogę pokierować następną akcją ratowniczą jeśli zajdzie taka potrzeba ;)

    OdpowiedzUsuń
  34. Romeus...
    Nadworny, to Nadworny. Po prostu;)
    A o tatarze jest w zakładce nadworny, tyt; Tatarska fantazja:) (niestety nie wkleja mi sie link)

    OdpowiedzUsuń
  35. Euforka...
    To przybywaj. Tylko daj wcześniej znać, żebym zdążyła jakąś akcję zmontować;)

    OdpowiedzUsuń
  36. Tryb ostrzegawczy dokonany - bardzo mi się podoba:).
    A karpatka, bieszczadka, bezkidka - wszystko jedno - byle z kremem:))))

    OdpowiedzUsuń
  37. Mmm... moje ulubione ciacho. I z kawą. Mmm... aż się zrobiłem głodny :) Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
  38. Ida...
    ten tryb jest mój, ale możesz uzywac do woli;)

    OdpowiedzUsuń
  39. Jakub...
    Mam nadzieję, że tam, na obczyźnie, tez można kupić karpatkę:)

    OdpowiedzUsuń
  40. Stardust...
    Nie wiem dlaczego, ale pewnie masz swoje powody:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

O złamanej nodze

Sprawa się rypła

Bluszcz