Dołek


Doły, dołki, rowy i inne przypadłości natury psychicznej nie biorą się znikąd. Jak ktoś bardzo chce to zawsze znajdzie pretekst żeby owego doła załapać. I tylko od niego zależy czy będzie go w sobie pielęgnował czy z miejsca chwyci byka za rogi. Zasypywanie albowiem, najlepiej zacząć od zaraz. Z marszu.
Recepta jest prosta; zadzwonić po pogotowie antydepresyjne. I zdać się na nie. W opcji full wypas można jeszcze rozpalić entuzjastyczny ogień w kominku. Zwłaszcza jak pogotowie ma naturę ciepłolubnego piecucha.

Tak właśnie zrobiła Osobista. Chwyciła za telefon i zadzwoniła w chwili, kiedy zastanawiałam się co zrobić z tak uroczo zapowiadającym się wieczorem. Bo tak; lekcje odrobione, dzieci nakarmione, kuweta ogarnięta, a Książę Małżonek mocno zajęty analizą wyników trzeciej czy też jeszcze niższej ligi, ogania się ode mnie jak od natrętnej muchy. Nic więc dziwnego, że telefon od Osobistej oboje przyjęliśmy jak zbawienie.
Zaopatrzona w butelkę greckiego antydepresanta, pognałam zasypywać dołek natury bliżej nieokreślonej. Domniemanie jakoby przyczyną była szaro-burość zaokienna należy włożyć między bajki. Osobista w nosie ma pogodę i jej kaprysy. Dołek musiał mieć przyczynę głębszą. Na przykład "nie mieszczę się w nowe spodnie", albo "idiota który wymyślił pieniądze powinien jeszcze wymyślić maszynki do ich produkcji".
Po rytualnej wymianie uścisków, uprzejmości i uszczypliwości, rozsiadłyśmy się na przygotowanych uprzednio poduchach. Gapiąc się bezmyślnie w płomienie liżące bezwstydnie dębowe polana pozwoliłyśmy się szczypać. W język. Wino okazało się być lekko, naprawdę delikatnie musującym.
- Próbowałaś kiedyś trzymać język w kieliszku? - zapytała Osobista i natychmiast, nie czekając na odpowiedź zademonstrowała sztuczkę i zabełkotała uroczo z odmętów naczynia - Nesamofite uszczuście.
Tym samym wywoła. Ducha Wspomnień...

***
- Co tu się dzieje? - podejrzliwie zapytała babcia wchodząc do salonu odnowy biologicznej. Z przyczyn natury oczywistej na wspomniany salon została zaadoptowana łazienka. Nie odpowiedziałam, bo przecież widać było, nawet bez okularów, że obracałam resztki miesięcznego kieszonkowego w namiastkę luksusu.
- Zadałam ci pytanie, moja panno - babcia nie dawała za wygraną. Dowartościowała mnie tą "panną". Nie mogłam tylko zrozumieć co ona właściwie robiła w salonie, to znaczy w łazience. Na czas akcji wybrałam godziny lekko popołudniowe, kiedy to wedle wszelkich znaków na niebie, ziemi i zegarku wszyscy powinni być w pracy.
- Nic się nie dzieje. Kąpię się - odpowiedziała przybrawszy wcześniej pozę i minę kobiety światowej. Rząd butelek po luksusie produkcji krajowej stał karnie wzdłuż wanny. Dla efektu do kąpieli, z braku płynu, dodałam szamponów (różnych) i profesjonalnie rozbełtałam wszystko ręką do uzyskania piany pachnącej pomarańczowym piwem z nutą jajka i tataraku. Gdzieś na świecie podobno bywały szampony o zapachu zielonego jabłuszka albo róży. U nas był piwny, jajeczny, tataro-chmielowy i znienawidzony pokrzywowy.
- W wannie? - głupio (sorry babciu;) zapytała. Znaki zapytania widoczne w oczach mieszały się z rozbawieniem. Zupełnie dla mnie niezrozumiałym.
- No a gdzie? - zapytałam myśląc jednocześnie o tym, że muszę wyglądać bajecznie. Innej opcji nie brałam pod uwagę. Z kucyków zrobiłam sobie gustowny koczek (panienka na gazetowej fotce tak miała) Trochę mi tylko kokardy przeszkadzały, ale nic to, jak mawiał mój ówczesny idol, mężczyzna mały wzrostem ale wielki duchem. W gazecie napisali, że kąpiel w bąbelkach działa regenerująco i pobudza zmysły. Regenerację sprawdziłam w słowniku więc byłam mniej więcej zorientowana. Kwestia zmysłów pozostała zagadką. Niezwykle tajemniczą. Niemniej czymkolwiek te zmysły by były, właśnie ich jako kobieta światowa, pławiąca się w luksusie doświadczałam.
No to dlaczego babcia się śmiała? Coraz głośniej? Może też nie wiedziała co to zmysły?

***
- Zmyślasz?! - Osobista ni to zapytała ni stwierdziła fakt.
- No co ty?! Nie wierzysz mi?! - oburzyłam się niemal święcie i gotowa byłam się obrazić, na śmierć, życie i na greckie musujące. Oraz na Osobistą naturale, że śmie poddawać w wątpliwość moje zeznania z przeszłości durnej i bynajmniej nie chmurnej.
- Powiedzmy, że mam wątpliwości - odpowiedziała i wybuchnęła śmiechem. I znowu nie wiem dlaczego. Czyżby nie znała pojęcia zmysły? Bo raczej nie chodzi o; kąpiel, bąbelki, regenerację, wannę i szampon.
- Jak sobie chcesz - stwierdziłam wyniośle, odnotowując jednocześnie fakt, że dołek poszedł w zapomnienie - Powiem ci tylko, że kąpiel w bąbelkach to rozkosz. Nawet jeśli z konieczności jest to tylko "Ptyś"*)

*) W czasach głębokiego PeeReLu, "Ptyś" był bardzo ekskluzywnym napojem gazowanym;)

Z góry przepraszam, ale nie wiem skąd mam zdjęcie. Ładne prawda?:)

Komentarze

  1. nieee, w ptysiu? nie wierzę...takie marnotrawstwo

    OdpowiedzUsuń
  2. No kochana... Luksus MUSI kosztować;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, te zmysły... :D
    Jako dziesięciolatka, marzyłam o posiadaniu własnej toaletki zaopatrzonej w rozmaite damskie, "dorosłe" kosmetyki. Nie jadłam więc lodów, tylko ciułałam grosiki z kieszonkowego, aby kupić sobie choć jeden...
    No i w końcu przyszedł ten dzień, że zebrałam potrzebną sumę. Niecierpliwie przedreptywałam z nogi na nogę, stojąc w kolejce do kiosku.

    I kupiłam...

    Wodę brzozową. Marzenie każdej eleganckiej damy.

    :D

    OdpowiedzUsuń
  4. No to miałaś Ptysia i Balbinkę :)
    Z tego, co pamiętam, to on cokolwiek słodki był... I to pewnie dlatego kobiety takie słodkie są :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Akwarelio! NIvejko! Kocham Was!...

    OdpowiedzUsuń
  6. Akwarelia...
    Tez ciułałam. I sobie szminkę kupiłam. W komisie! Zielona w złoty etui. Malowała niby bezbarwnie, a potem utleniała na wściekły róż;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Voluś...
    Nie wiem. Nie próbowałam. W sensie, że kobiet;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgaga...
    To miłe:) My Ciebie też:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie wiem o czym ty mi pisałaś ostatnio ale teksty "klecisz" znakomite. Semantyka na najwyższym poziomie więc nie rozumiem o co całe larum.
    Mówię ci pisz. A jak nie wiesz o czym to pisz o tym, że nie wiesz o czym pisać. I tak będzie ciekawie.
    pozdrawiam moja droga - ser-decznie albo szynko-decznie.

    OdpowiedzUsuń
  10. BareYa...
    Pochwała od mistrza bardzo wiele znaczy:)
    I możesz mnie nawet baleronowo czy pasztetowo pozdrawiać, byleby nie używać do tego owoców morza;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak cudne są wspomnienia ... ja z kosmetyki PRL-owskiej pamiętam tylko tatę, który ganiał mnie po domu,plując przy okazji, bo sobie umył żeby Fornitem do czyszczenia mebli...etykiety zastępcze po odklejeniu ukazywały takie właśnie niespodzianki...

    OdpowiedzUsuń
  12. cudne!!!!!!


    ja pamiętam szyszki do kąpieli...
    piany nie dawały, w tyłek okruchy z niej drapały..

    ja też ciułałam kasę oj ciułałam,a potem rajd po komisach w Katowicach i mydełka, dezodoranty , szampony...
    tam było wszystko, w Toruniu bida...


    i wiesz co?

    teraz te same specyfiki inaczej pachną..

    może dlatego,że stały się codziennością, a nie tym wymarzonym luksusem?

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie no Ptyś wywołał fale wspomnień, ale nie powiem jakich bo to nie wypada :))), ale swoją drogą do kąpieli nigdy nie próbowałem, wolałem wewnętrznie :))) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. U nas w "owych czasach" w pewnym sklepie o wdzięcznej nazwie Malwina były takie wody toaletowe z nalepionymi na butelce znakami zodiaku. Zdobycie takiej z byczkiem było moim marzeniem i celem - zupełnie nieważne, że wszystkie śmierdziały tak samo :D
    A na doła - popieram, najlepiej się spotkać z kimś bliski i gadać do skutku :). Są ludzie co jak mają doła to się zamykają na świat - i to jest wieeelki błąd!

    OdpowiedzUsuń
  15. Bąbelki to świetna rzecz;-)
    I to bez względu czy użytek wewnętrzny, czy zewnętrzny zastosujemy;-)))

    OdpowiedzUsuń
  16. 'chiński piórnik' i gumka 'pachnąca'...co ja piszę??:)) lubię Twoje teksty..przeraża mnie czasem ich 'ogrom' i czytam wtedy gdy mogę je przerobić w całości..p.s. co z tą pasją?:)buziak

    OdpowiedzUsuń
  17. OLQA...
    Oparty na luksusowym Ptysiu;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Euforka...
    Rozmawiałaś z moim mężem? Przyznaj się? On tez tak twierdzi. Tyle że w innym kontekście
    "-Jesteś niesamowicie zdrowo rąbnięta!" - tak mówi;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Mira...
    Etykiety zastepcze to było coś absolutnie niesamowitego. Pewnie między innymi dlatego tak bardzo smakowała niemiecka czekolada w ślicznym opakowaniu:)

    OdpowiedzUsuń
  20. Mijka...
    Pewnie tak. Zielone jabłuszko jiedys było cudne. Dziś pewnie nawet młodziez nie wie, że taki zapach istnieje;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Czarny...
    Bo mężczyźni luksusowi to palili cygara... z poziomkowych liści a nie babrali się w pachnidłąch;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Antares...
    Serio? A myślałam że tylko ta ze skorpionem śmierdziała;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Akularnica...
    Jak będę duża to sobie luksus w najprawdziwszym sowieckim szampanie zafunduję;)

    OdpowiedzUsuń
  24. I pomyśleć, że niektórzy na dołkach robią majątki, taki Tiger Woods na ten przykład ... ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Magenta...
    Niby cos innego a jednak to samo. Mocne i co wazniejsze celne udeżenie w przypadku dołków sprawdza się zawsze;)

    OdpowiedzUsuń
  26. Pchełka...
    Czasami nie da się krócej. Zwłaszcza jak się słowotok klawiaturowy włączy;)
    Pees. pasja jest, czasu brak. Oraz możliwości rozwijania:)

    OdpowiedzUsuń
  27. :D prze chwila mialam jeszcze dolek z wczorajjjj... ale juz nie mam dzieki!! :D
    a KUKURUKU i lody w papierku i TURBOSY...:)

    OdpowiedzUsuń
  28. Krakowianka...
    Kukurukuku kojaże, lody w papierku też, ale za chińskiego Boga nie wiem co to TURBOSY. Są;)

    OdpowiedzUsuń
  29. :O no nie!!gumy turbo i zbieranie papierkow...!!!

    OdpowiedzUsuń
  30. a ja z Ptysiem nie miałam nigdy przyjemności...:)

    OdpowiedzUsuń
  31. Nie rozumiem co Wy z tym Ptysiem, ale ja mialam przygode z Badusanem i chyba ja opisze, jak sie zbiore na odwage;))))

    OdpowiedzUsuń
  32. Wspomnienia kosmetyków z czasów PRL-u budzą we mnie mieszane uczucia. Choć czasem w Modzie Polskiej wydawałem połowę stypendium na kupno najlepszej wody po goleniu, nie miało to wpływu na oczekiwane (ewentualne) podniesienie własnej atrakcyjności w oczach koleżanek studentek. Drogo mnie to kosztowało zanim pojąłem, że nie samym zapachem człowiek żyje.
    Później kiedy już podjąłem pracę zawodową, na rynku pojawił się przebój w postaci duszących damskich perfum o nazwie Masumi. Która tylko była w stanie wysupłać odpowiedni banknot, natychmiast zamieniała go na ową ambrozję.
    Do dzisiaj pamiętam obrzydliwą mieszankę zapachową, skłdającą się z damskiego potu, występującego skutkiem rozgrzania alkoholem i tych nieśmiertelnych (na owe czasy) perfum.
    Najbardziej dawało się to we znaki, kiedy orkiestra grała białe tango :-)

    OdpowiedzUsuń
  33. wiesz,postanowilam zagladac do Ciebie tylko z rana...mam potem takie zapasy usmiechu na caly dzien,ze jestem w stanie pokonac kazdy dolek;)
    ach,czar wspomnien hahahahahah

    OdpowiedzUsuń
  34. Krakowianka...
    Papierki zbierałam, oczywiście! Od "Donaldów";)

    OdpowiedzUsuń
  35. Iva...
    Chcesz powiedzieć że nigdy nie piłaś ptysia? O kąpieli nie wspominam, bo takie durne pomysły to nie każdy ma;)

    OdpowiedzUsuń
  36. Stardust...
    To ja czekam. I nie lękaj się, ostatecznie to tylko wspomnienia;)

    OdpowiedzUsuń
  37. Kawiarenka...
    Mnie bardziej Currara przerażała. Może dlatego, że była bardziej dostępna, a jej zapach był zaiste "duszący"

    OdpowiedzUsuń
  38. Emocje...
    Cieszę się, że mogę jakoś pomóc:)

    OdpowiedzUsuń
  39. I spadłam z krzesła ze śmiechu :):):)
    Naprawdę bardzo dziękuję za wywrócenie mi humoru na właściwą stronę ;D
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  40. no właśnie, nigdy nie piłam ptysia!:)

    OdpowiedzUsuń
  41. O tak Currara miała super buteleczkę ale broń boże ją otworzyć. U nas w domu stała nienaruszona "dla ozdoby" :D
    Masumi lubię, ale ponoć się nuta zapachowa zmieniła ;). Lubię ciężkie zapachy a nadmiar wylewanej na siebie wody toaletowej to raczej domena nastolatków tak że otoczenie jest bezpieczne ;).
    Nivejka: to u Ciebie też te śmierdzące zodiaki były dostępne? :)))))

    OdpowiedzUsuń
  42. Dorotis...
    Zawsze widziałam, że na chmurki i humorki najlepsze są śmieszne opowieści:)

    OdpowiedzUsuń
  43. Iwa...
    Obawiam się, że już tego nie nadrobisz;)

    OdpowiedzUsuń
  44. Antares...
    Pewnie że były! Całe stado zodiakalne;)

    OdpowiedzUsuń
  45. a tam luksus...skleją mi sie uda i nic mi sie nie uda...

    OdpowiedzUsuń
  46. Boskie! Kąpiel w bąbelkach z ptysia :) I te zmysły :)
    Ja we wczesnej młodości oszczędzałam na lokówkę, uroczyście zakupiłam w komisie i nadal ją mam :)W dodatku nadal działa :)

    OdpowiedzUsuń
  47. :)) Ktoś tu mówił, że u mnie jest wszystko na głowie postawione i nie po ludzku...:)
    A ja pamiętam szampony :Orfeusz i Eurydyka:)
    A w dzieciństwie uszczęśliwiało mnie wyjadanie nadzienia z ciastek o nazwie Markizy, resztę dawałam psu (po coś ma się psy!).
    Jesli chodzi o perfumy to pobiję wszystkich - miałam te produkcji radzieckiej - DUCHI(nie schodziły z ciuchów nawet po wypraniu) - jedno chlapnięcie zabijało zapachy w całym bloku i okolicy, wiem bo w piwnicy śmierdziało kocimi odchodami i postanowiłam sprawdzić czy DUCHI sobie poradzą - miały siłę rażenia bomby atomowej, było je czuć nawet w mieszkaniu na 4 pietrze. Ale w sumie nie wiem czy było to polepszenie sytuacji mieszkańców bloku.

    OdpowiedzUsuń
  48. Beata...
    A tam,... zawsze można spłukać uda. I wtedy się uda;)

    OdpowiedzUsuń
  49. Iva...
    No pewnie! Niepowtarzalny smak, podrabianej mirindy;D

    OdpowiedzUsuń
  50. Monia...
    No patrz jak to się wszystko zmienia. Loki niemodne, a lokówka z komisu nadal działa;)

    OdpowiedzUsuń
  51. Pieprzu...
    Na głowie to ja tylko kucyki z kokardami czerwonymi miałam;)
    Orfeusza i Eurydyki nie pamiętam, ale pewnie miały zapach pokrzywowy albo rumiankowy :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

O złamanej nodze

Sprawa się rypła

Bluszcz