Mikołaj
Mdlałam w swoim życiu wielokrotnie. Najczęściej na matematyce, kiedy okazywało się, że moja obecność przy tablicy jest niezbędna. Co bardziej podejrzliwi twierdzili nawet, że na zawołanie. Pyk i traciłam przytomność, po czym jak tylko zagrożenie mijało, cudownie powracałam do świata żywych. Pierwsze i póki co ostatnie, prawdziwe omdlenie zaliczyłam w czasie sekcji zwłok. Żaby.
I stąd wiem, że medycyna nie dla mnie. Trudno się więc dziwić, że na dźwięk przeraźliwego "Ratunkuuuuuuuu!" - usłyszanego w słuchawce spanikowałam. Bahapowiec byłby zemnie wielce niedumny. W stresie nie zdołałam sobie nawet przypomnieć numeru na pogotowie. Inna sprawa, że pierwszej pomocy mogłam udzielić jedynie w przypadku skaleczenia. A i to pod warunkiem, że nie było zbyt rozległe.
Gdyby autorem tak dramatycznego wołania nie był Nadworny, pewnie bym się wymówiła brakiem czasu. Zawsze można powiedzieć, że ma się pilną wizytę w osiedlowym samie, albo jeszcze pilniejszy autobus do następnego przystanku.
- Co się stało? - zapytałam głosem drżącym i pełnym obaw. Drastyczne sceny przewinęły mi się przed oczyma w zawrotnym tempie.
- E tam... Nic takiego. Zaraz u ciebie będę - Nadworny odpowiedział jakby od niechcenia i odłożył słuchawkę. Uważnemu obserwatorowi nie umknęła jednak ledwie słyszalna nuta zrezygnowania. Ja jednak Nadwornego znam. Jak nikt inny! I wiem kiedy sprawa jest błaha, a kiedy wymaga natychmiastowej interwencji. W tym przypadku mojej. Dyżurny chirurg mógł odetchnąć z ulgą.
Sprawa wydawała się na tyle poważna, że oprócz zwyczajowej kawy niezbędne było podanie jakiegoś ciastka. Albo chociaż batonika. Z wybebeszonej w powyższej intencji szafki wydobyłam smętne resztki pokruszonych herbatników.
- Z braku laku i z herbatnika torcik - mruknęłam pod nosem i powzięłam mocne postanowienie udawania, że tak właśnie jest.
Nadworny zjawił się niebawem. Minę miał smętna. Adekwatną do owego"ratunkuuuuuuuu" które był łaskaw ryknąć w słuchawkę. Nawet mu się drzwiami pierdutnąć nie chciało.
- Co jest? - zapytałam troskliwie.
- Mikołaj - odpowiedział i westchnął. Ciężko.
- Gdzie? - zapytałam, a oczy mi się zaokrągliły. Wszystko ze zdziwienia.
- No właśnie chodzi o to że nigdzie. Albo jak wolisz w lesie - Nadworny mówił tak enigmatycznie, że zwątpiłam.
- Szuka rózgi? - zapytałam żeby go trochę rozładować napięcie. I zostałam ukarana.
- Jeśli już to dla ciebie - odpowiedział zadzierając nosa - Ja byłem grzeczny. Ula też.
Gość zignorował moje prychnięcie i na serio zajął się robieniem dziury w kubku za pomocą łyżeczki. Przy okazji krytycznie przyjrzał się ciastkom i poczęstował się. Największym okruchem.
- Więc? - zapytałam olewając jak przystało na niesubordynowanego nauczyciela, zasady gramatyczne.
- Więc nie mam prezentu... - odpowiedział powoli, starannie dozując napięcie - Dla Uli.
- Aha - powiedziałam niby że zrozumiałam i natychmiast udzieliłam porady - To idź i kup.
Nadworny popatrzył na mnie z politowaniem. Z wyższością nawet.
- Gdyby to było takie proste to nie kazałbym ci pomagać.
- Kazać Nadworny, to ty możesz oddać buty do...- zaczęłam ale mnie przystopował władczym ruchem ręki.
- Dobra wiem. Prosić o pomoc. Tak może być? - załagodził.
- Może. To w czym rzecz?
- Że nie wiem co. Nie mam pomysłu, a i czas nagli. Byłem wszędzie. I naprawdę nie wiem czego ona może potrzebować.
- Ty się lepiej zastanów Nadworny czego ona nie potrzebuje - powiedziałam spokojnie i obgryzłam paznokieć który wziął się i złamał. jak zwykle w najmniej pożądanym momencie.
- A po co jej coś czego nie potrzebuje? - mina świadczyła o tym, że facet jak zwykle nie nadąża.
- A po to, że jak jej kupisz żelazko, albo garnek do gotowania makaronu to masz przechlapane na całe święta. A kto wie czy nawet nie do Nowego Roku.
- Nie rozumiem.... - mruknął.
- Kobieta woli dostać spinkę do włosów niż tak zwany praktyczny prezent. Rozumiesz?
- Nie - odpowiedział. I nie kłamał. To że nie rozumie widoczne było na twarzy bardzo wyraźnie - Po pierwsze to myślałam o kuchence mikrofalowej, a po drugie to żelazko jest droższe od spinki. Że już o kuchence nie wspomnę.
Płetwy mi opadły do samych kolan. Typ niereformowalny czy jak? Nawet Książę Małżonek zrozumiał, że mikser nie jest szczytem moich marzeń. Nawet ten najbardziej wypasiony.
- Słuchaj no, Nadworny - zaczęłam mentorskim tonem. Dla lepszego efektu, wzorem krakowskich przekupek, wstałam i wzięłam się pod boczki. - Jak już koniecznie musi być drogo i z przepychem, to kup jej wycieczkę na Karaiby. Tylko nie zapomnij napisać na karteczce: "Od Świętego Mikołaja dla Uli, której oczy wabią lazurem ciepłych mórz ".
I stąd wiem, że medycyna nie dla mnie. Trudno się więc dziwić, że na dźwięk przeraźliwego "Ratunkuuuuuuuu!" - usłyszanego w słuchawce spanikowałam. Bahapowiec byłby zemnie wielce niedumny. W stresie nie zdołałam sobie nawet przypomnieć numeru na pogotowie. Inna sprawa, że pierwszej pomocy mogłam udzielić jedynie w przypadku skaleczenia. A i to pod warunkiem, że nie było zbyt rozległe.
Gdyby autorem tak dramatycznego wołania nie był Nadworny, pewnie bym się wymówiła brakiem czasu. Zawsze można powiedzieć, że ma się pilną wizytę w osiedlowym samie, albo jeszcze pilniejszy autobus do następnego przystanku.
- Co się stało? - zapytałam głosem drżącym i pełnym obaw. Drastyczne sceny przewinęły mi się przed oczyma w zawrotnym tempie.
- E tam... Nic takiego. Zaraz u ciebie będę - Nadworny odpowiedział jakby od niechcenia i odłożył słuchawkę. Uważnemu obserwatorowi nie umknęła jednak ledwie słyszalna nuta zrezygnowania. Ja jednak Nadwornego znam. Jak nikt inny! I wiem kiedy sprawa jest błaha, a kiedy wymaga natychmiastowej interwencji. W tym przypadku mojej. Dyżurny chirurg mógł odetchnąć z ulgą.
Sprawa wydawała się na tyle poważna, że oprócz zwyczajowej kawy niezbędne było podanie jakiegoś ciastka. Albo chociaż batonika. Z wybebeszonej w powyższej intencji szafki wydobyłam smętne resztki pokruszonych herbatników.
- Z braku laku i z herbatnika torcik - mruknęłam pod nosem i powzięłam mocne postanowienie udawania, że tak właśnie jest.
Nadworny zjawił się niebawem. Minę miał smętna. Adekwatną do owego"ratunkuuuuuuuu" które był łaskaw ryknąć w słuchawkę. Nawet mu się drzwiami pierdutnąć nie chciało.
- Co jest? - zapytałam troskliwie.
- Mikołaj - odpowiedział i westchnął. Ciężko.
- Gdzie? - zapytałam, a oczy mi się zaokrągliły. Wszystko ze zdziwienia.
- No właśnie chodzi o to że nigdzie. Albo jak wolisz w lesie - Nadworny mówił tak enigmatycznie, że zwątpiłam.
- Szuka rózgi? - zapytałam żeby go trochę rozładować napięcie. I zostałam ukarana.
- Jeśli już to dla ciebie - odpowiedział zadzierając nosa - Ja byłem grzeczny. Ula też.
Gość zignorował moje prychnięcie i na serio zajął się robieniem dziury w kubku za pomocą łyżeczki. Przy okazji krytycznie przyjrzał się ciastkom i poczęstował się. Największym okruchem.
- Więc? - zapytałam olewając jak przystało na niesubordynowanego nauczyciela, zasady gramatyczne.
- Więc nie mam prezentu... - odpowiedział powoli, starannie dozując napięcie - Dla Uli.
- Aha - powiedziałam niby że zrozumiałam i natychmiast udzieliłam porady - To idź i kup.
Nadworny popatrzył na mnie z politowaniem. Z wyższością nawet.
- Gdyby to było takie proste to nie kazałbym ci pomagać.
- Kazać Nadworny, to ty możesz oddać buty do...- zaczęłam ale mnie przystopował władczym ruchem ręki.
- Dobra wiem. Prosić o pomoc. Tak może być? - załagodził.
- Może. To w czym rzecz?
- Że nie wiem co. Nie mam pomysłu, a i czas nagli. Byłem wszędzie. I naprawdę nie wiem czego ona może potrzebować.
- Ty się lepiej zastanów Nadworny czego ona nie potrzebuje - powiedziałam spokojnie i obgryzłam paznokieć który wziął się i złamał. jak zwykle w najmniej pożądanym momencie.
- A po co jej coś czego nie potrzebuje? - mina świadczyła o tym, że facet jak zwykle nie nadąża.
- A po to, że jak jej kupisz żelazko, albo garnek do gotowania makaronu to masz przechlapane na całe święta. A kto wie czy nawet nie do Nowego Roku.
- Nie rozumiem.... - mruknął.
- Kobieta woli dostać spinkę do włosów niż tak zwany praktyczny prezent. Rozumiesz?
- Nie - odpowiedział. I nie kłamał. To że nie rozumie widoczne było na twarzy bardzo wyraźnie - Po pierwsze to myślałam o kuchence mikrofalowej, a po drugie to żelazko jest droższe od spinki. Że już o kuchence nie wspomnę.
Płetwy mi opadły do samych kolan. Typ niereformowalny czy jak? Nawet Książę Małżonek zrozumiał, że mikser nie jest szczytem moich marzeń. Nawet ten najbardziej wypasiony.
- Słuchaj no, Nadworny - zaczęłam mentorskim tonem. Dla lepszego efektu, wzorem krakowskich przekupek, wstałam i wzięłam się pod boczki. - Jak już koniecznie musi być drogo i z przepychem, to kup jej wycieczkę na Karaiby. Tylko nie zapomnij napisać na karteczce: "Od Świętego Mikołaja dla Uli, której oczy wabią lazurem ciepłych mórz ".
Wycieczki na Karaiby to i faceci lubią. Nawet bardziej od praktycznych skarpetek, wiertarki, płynu po goleniu czy paczki maszynek do golenia :)
OdpowiedzUsuńVoluś...
OdpowiedzUsuńDyżurne męskie prezenty to jeszcze; krawat i koszula. Względnie komplet ciepłych niewymownych;)
też bym chciała taką wycieczkę :)
OdpowiedzUsuńTo kiedy jedziemy na te Karaiby? :))
OdpowiedzUsuńbo najbardziej ciesza niepraktyczne rzeczy, bo kóry facet wykapuje, jaką natenaczas ja patelnie potrzebuje hmmm??? no i porażka gotowa.. a karaiby mrrrrrrr, chociaż ja osobiście ptreferuje nową zelandie;-) i tak troszkę bliżej, norwegie;-)
OdpowiedzUsuńA ja dostawałam płyty, które TŻ uważał za wyjatkowo warte posłuchania. I zawsze lądowały na jego półeczce, aż podniosłam damski bunt i tupnęłam skarlałą stopą. I wreszcie dostaję to co mnie cieszy:) /wysyłam mu liste książek, których pragnę/ :)
OdpowiedzUsuńO tych oczach to mi się podoba. Coś czuję, że jakby tak Mikołaj podchwycił, to pewnie dostałabym młotowiertarkę udarową Bosch...
OdpowiedzUsuń:D
Właśnie! :)))
OdpowiedzUsuńo tak, nie cierpię otrzymywać tzw. praktycznych prezentów, które praktycznymi u mnie nigdy się nie stają i nigdy takich nie daję, i na szczęście już dawno temu przestałam takie otrzymywać:)
OdpowiedzUsuńEuforka...
OdpowiedzUsuńJa tez. No może kiedyś;)
Magenta...
OdpowiedzUsuńNatychmiast jak wygram w totka;)
Jazz...
OdpowiedzUsuńA ja mimo ze jestem ciepłolubna bardzo to przede wszystkim chce na Alaskę. I do Kanady, zobaczyć sekwoje;)
Pieprzu...
OdpowiedzUsuńPo wypasionym robocie kuchennym (jak głosiła reklama , marzeniu każdej pani domu) tez tupnęłam nóżką w rozmiarze 38. I od tamtej pory Mikołaj bardziej się stara. Ja jestem zadowolona a Mikołaj znacznie mniej wydaje Za to w wybór prezentu wkłada serce:)
Akwarelia...
OdpowiedzUsuńczyżbyś przewiercała wzrokiem na wylot?;)
Aga_xy...
OdpowiedzUsuńPrawda?;)
Iva...
OdpowiedzUsuńJa na szczęście też już wyperswadowałam Mikołajowi praktyczne pomysły z głowy;)
A czy Nadworny nie słyszał, że najlepszym przyjacielem kobiety są brylanty? I ,,przepychowe'', i nie trzeba się tłuc na morza. A analogii do ócz lubej więcej niż dosyć....
OdpowiedzUsuńdar serca to dar serca ;DD ech Nadworny widać trzyma się dobrze. Jednak ciągle mam zastrzeżenia co do literówek. Popraw! :)
OdpowiedzUsuńp.s. Wesołych Świąt dla ciebie i całej rodziny. Dużo zdrowia, radości i spokojnego odpoczynku i jak przystało na katolika błogosławieństwa Bożego. Pozdrawiam Beatko. Miss you ;* :)
A szkoda, że Nadworny nie wpadł na pomysł, żeby zakupić Uli wałek... taki no, do prasowania ciasta. Mogłaby mu wtedy te makarony w mózgu trochę przeprasować (przez zewnętrzną warstwę ochronną, znaczy się czaszkową) to może lepszy prezent niż mikrofalówka by wymyślił ;)
OdpowiedzUsuńPS. Jak nie dolecę do Twojej Nadmorskiej Wsi przed świętami, to już dziś - udanych, spokojnych, bezkolizyjnych i nieprzejedzonych świąt życzę Tobie i całej rodzince i tej gromadce "nadwornej" też :))
Buziaki :)*
To ja już chyba wyrosłam z niepraktycznych prezentów :) teraz cenię sobie i to bardzo prezenty praktyczne! :)
OdpowiedzUsuńChociaż czasem oczywiście lubię dostać coś takiego kobiecego i zaskakującego, chociaż nie przeszkadzałoby mi gdyby to była rzecz praktyczna i rzecz niepraktyczna, czyli dwie rzeczy :))
pozdrowienia i udanych wyborów!
a mnie się i tak najbardziej spodobało "idź i kup" no boskie:)
OdpowiedzUsuńKobiecie trudno dogodzić, ponoć. ;-) A ja zawsze mam problem, gdy chcę przygotować prezent mężczyźnie (na gwiazdkę na przykład). Ostatnio kupuję książki, z wcześniej przygotowanej listy z wytycznymi.
OdpowiedzUsuńA tak na marginesie, Nivejko, znowu rozpoczyna się edycja Blog Roku. Czy Twój został zgłoszony?
Pozdrawiam.
:-)
Zgaga...
OdpowiedzUsuńJednak wolałabym wycieczkę niż brylanty:)
Kwaku...
OdpowiedzUsuńDary są różne. Drogie, nie zawsze znaczy przyjazne:)
Również wszystkiego dobrego:)
Jagoda...
OdpowiedzUsuńWałek to dobry pomysł. Zawsze się w domu przyda;) A ... podobno im bardziej pofałdowane tym lepiej....;)
Iv...
OdpowiedzUsuńGarnek, kuchenke czy iina pierdołę mogę sobie kupić sama. Zwłaszcza, że to jest rzecz powszechnego że tak powiem uzytku. A spinka, albo książka jest tylko moja:)
Kaś...
OdpowiedzUsuńNo fakt. Mogłam wcześniej zapytać czy ma kase na koncie;D
Jolu...
OdpowiedzUsuńKobieta to trochę dziwny stwór, ale przynajmniej wie czego chce. A raczej czego nie chce;)
PeeS. Bloga nie zgłosiłam i nie zgłoszę. Po pierwsze dlatego, że nie lubię przegrywać, a po drugie to nie ma takiej kategorii;)
A uchowaj Boże! Zielona jest... i praktyczna... :D
OdpowiedzUsuńMój " śwęty mikołaj' mnie od wczoraj molestuje, co ja bym hciała znaleźć pod drzewkiem. Ja juz nie mam siły, bo on jest taki praktyczny i oczywisty...najlepiej jakbym wybrała sobie sama, bo on nie wie (ja odczytuję - mnie nie zna! ) Kurka, ci faceci!! ech...
OdpowiedzUsuńMógłby chociaż spinkę sprezentować, ale taką niespodziankową, bez pytań i nagabywań, tak cos od siebie.
narzekam przed świętami...eee, nieładnie nieładnie
Pumuszcie mnie napisaci cos dla mikołaja
OdpowiedzUsuńProszę
OdpowiedzUsuń