Zimna (1)
Zyta piła wino, machała nóżką i malowała paznokcie na niebiesko. Wino miało pomóc w zapomnieniu, machanie było działaniem czczym i bezcelowym, a na niebiesko bo tak.
Ten dzień nie był wcale taki jak zwykle. Z jednej strony to dobrze, bo rutyna zabija wszystko. Sprawia, że spontaniczność z wielkiej staje się dużą, potem małą, a w rezultacie zanika. A z drugiej? To proste; brak bodźców zewnętrznych powodujących tak zwany wkurw przedłuża życie o kila sekund. Sekunda do sekundy i już mamy minutę. A potem godzinę, dobę, tydzień miesiąc. I tak dalej. Zyta uznała że warto. Ostatecznie to za darmo można tylko w mordę dostać. Godziny życia nikt, ot tak sobie nie podaruje. Nawet te cwaniaczki co twierdzą że mają dość, nie oddadzą. W ostatniej chwili stwierdzą, że te 60 minut jest im niezbędnie potrzebne na załatwienie sprawy w spółdzielni mieszkaniowej, albo że muszą pilnie podlać kwiatki w mieszkaniu ciotecznej babci staruszki.
Dokładnie dwanaście lat, trzy miesiące i pięć dni temu, Zyta uznała, że historie desperackie ma za sobą. Przyszła pora na siedzenie na tyłku. Nudne to nudne, ale skoro ma przedłużyć życie to dlaczego nie spróbować?
Wszyscy myśleli, że jest zimną suką. Nic dziwnego. Takie stwarzała pozory. Właśnie tak chciała, żeby ją postrzegali. Jako zimną, niedostępną i wyrachowaną. Bez odrobiny poczucia humoru.
Szare, stonowane uniformy, które nosiła do biura zawsze się sprawdzały. Jak się do tego dodało ulizaną, gładką fryzurę, okulary i zaciśnięte w linijkę usta; obraz kobiety zimnej był pełen. Małomówność i służbowy ton głosu miały gwarantować niedostępność.
Nabierali się wszyscy bez wyjątku. Nawet podejrzliwy Wiktor uwierzył, że jego nowa sekretarka jest tylko i wyłącznie fachową siłą roboczą, która bez zbędnych ceregieli robi to co do niej należy, nie zadaje pytań, nie obraża się za byle co i nie kręci tyłkiem tylko dlatego żeby wzmocnić swoja pozycje w firmie. Zyta wyraźnie różniła się od panienek przysyłanych z biura pośrednictwa któremu zlecał znalezienie pracownika; posada dziewczyny szefa jej nie interesowała.
Wiktor wrócił dziś z urlopu. Wypoczęty, wypachniony, uśmiechnięty. Z zapałem rzucił się na stertę przygotowanych do podpisania dokumentów.
- Kawy! - rzucił do telefonu i szybko się rozłączył.
Zyta włączyła ekspres. Do olbrzymiej filiżanki wsypała dwie czubate łyżeczki cukru i nalała dokładnie pół szklanki podgrzanego i spienionego za pomocą śmiesznej ubijaczki mleka. Życzenie szefa nie było święte, ale skoro płacił, i to całkiem nieźle, to miał prawo wymagać. A wymagał właśnie takiej, a nie innej kawy. Pierwszego dnia zademonstrował i oczekiwał, że jego codzienna dawka kofeiny będzie przyrządzana właśnie w taki sposób.
- A pani? - zapytał kiedy sekretarka zjawiła się z tacą - Kiedy pani chce mieć urlop? Musimy to jakoś, rozsądnie zaplanować.
Jeśli nawet Zyta była zaskoczona tym pytaniem to nie zdradziła tego żadnym, nawet mimowolnym gestem czy spojrzeniem. Umiała doskonale panować nad emocjami. Od kilku dni nosiła się z zamiarem poproszenia szefa o kilka dni urlopu. Układała sobie w myślach możliwe scenariusze. Nie przewidziała tylko, że Wiktor tak jej ułatwi sprawę.
- Nie musi pani podejmować decyzji już teraz. Proszę się zastanowić, skonsultować z narzeczonym czy z kim tam pani chce - mruknął znad sterty papierów.
- Jeśli to możliwe to chciałabym od następnego poniedziałku. Tydzień? - Zyta wyrecytowała chłodnym i opanowanym głosem.
Wiktor był równie dobrym aktorem co jego sekretarka. Najmniejszym grymasem twarzy nie zdradził ze zdziwiła go jej decyzja brania urlopu w lutym. Może była do niego bardziej podobna niż myślał? I też nie lubiła cieplej wódki i spoconych facetów? A może była amatorką sportów zimowych? Zresztą co go to może obchodzić? Prywatne życie pracowników, o ile nie kolidowało z wypełnianiem obowiązków służbowych nie interesowało go wcale. Bardzo możliwe że wyglądałaby to inaczej gdyby sekretarka nie była taką blaszaną lalą.
- Postaram się niczego przez ten czas nie schrzanić - Wiktor popatrzył z nad okularów. Tym samym sprawa urlopu została załatwiona.Szybko i bez zbędnych pytań których Zyta za wszelka cenę starała się uniknąć. Na szczęście szef nie był wścibski. Albo po prostu szanował jej prywatność.
W domu z zimnej profesjonalistki zmieniała się w kocicę. Ciepłą, przytulną i kobiecą. Za podwójnymi drzwiami wynajętego mieszkania mogła i musiała być sobą...
Ten dzień nie był wcale taki jak zwykle. Z jednej strony to dobrze, bo rutyna zabija wszystko. Sprawia, że spontaniczność z wielkiej staje się dużą, potem małą, a w rezultacie zanika. A z drugiej? To proste; brak bodźców zewnętrznych powodujących tak zwany wkurw przedłuża życie o kila sekund. Sekunda do sekundy i już mamy minutę. A potem godzinę, dobę, tydzień miesiąc. I tak dalej. Zyta uznała że warto. Ostatecznie to za darmo można tylko w mordę dostać. Godziny życia nikt, ot tak sobie nie podaruje. Nawet te cwaniaczki co twierdzą że mają dość, nie oddadzą. W ostatniej chwili stwierdzą, że te 60 minut jest im niezbędnie potrzebne na załatwienie sprawy w spółdzielni mieszkaniowej, albo że muszą pilnie podlać kwiatki w mieszkaniu ciotecznej babci staruszki.
Dokładnie dwanaście lat, trzy miesiące i pięć dni temu, Zyta uznała, że historie desperackie ma za sobą. Przyszła pora na siedzenie na tyłku. Nudne to nudne, ale skoro ma przedłużyć życie to dlaczego nie spróbować?
Wszyscy myśleli, że jest zimną suką. Nic dziwnego. Takie stwarzała pozory. Właśnie tak chciała, żeby ją postrzegali. Jako zimną, niedostępną i wyrachowaną. Bez odrobiny poczucia humoru.
Szare, stonowane uniformy, które nosiła do biura zawsze się sprawdzały. Jak się do tego dodało ulizaną, gładką fryzurę, okulary i zaciśnięte w linijkę usta; obraz kobiety zimnej był pełen. Małomówność i służbowy ton głosu miały gwarantować niedostępność.
Nabierali się wszyscy bez wyjątku. Nawet podejrzliwy Wiktor uwierzył, że jego nowa sekretarka jest tylko i wyłącznie fachową siłą roboczą, która bez zbędnych ceregieli robi to co do niej należy, nie zadaje pytań, nie obraża się za byle co i nie kręci tyłkiem tylko dlatego żeby wzmocnić swoja pozycje w firmie. Zyta wyraźnie różniła się od panienek przysyłanych z biura pośrednictwa któremu zlecał znalezienie pracownika; posada dziewczyny szefa jej nie interesowała.
Wiktor wrócił dziś z urlopu. Wypoczęty, wypachniony, uśmiechnięty. Z zapałem rzucił się na stertę przygotowanych do podpisania dokumentów.
- Kawy! - rzucił do telefonu i szybko się rozłączył.
Zyta włączyła ekspres. Do olbrzymiej filiżanki wsypała dwie czubate łyżeczki cukru i nalała dokładnie pół szklanki podgrzanego i spienionego za pomocą śmiesznej ubijaczki mleka. Życzenie szefa nie było święte, ale skoro płacił, i to całkiem nieźle, to miał prawo wymagać. A wymagał właśnie takiej, a nie innej kawy. Pierwszego dnia zademonstrował i oczekiwał, że jego codzienna dawka kofeiny będzie przyrządzana właśnie w taki sposób.
- A pani? - zapytał kiedy sekretarka zjawiła się z tacą - Kiedy pani chce mieć urlop? Musimy to jakoś, rozsądnie zaplanować.
Jeśli nawet Zyta była zaskoczona tym pytaniem to nie zdradziła tego żadnym, nawet mimowolnym gestem czy spojrzeniem. Umiała doskonale panować nad emocjami. Od kilku dni nosiła się z zamiarem poproszenia szefa o kilka dni urlopu. Układała sobie w myślach możliwe scenariusze. Nie przewidziała tylko, że Wiktor tak jej ułatwi sprawę.
- Nie musi pani podejmować decyzji już teraz. Proszę się zastanowić, skonsultować z narzeczonym czy z kim tam pani chce - mruknął znad sterty papierów.
- Jeśli to możliwe to chciałabym od następnego poniedziałku. Tydzień? - Zyta wyrecytowała chłodnym i opanowanym głosem.
Wiktor był równie dobrym aktorem co jego sekretarka. Najmniejszym grymasem twarzy nie zdradził ze zdziwiła go jej decyzja brania urlopu w lutym. Może była do niego bardziej podobna niż myślał? I też nie lubiła cieplej wódki i spoconych facetów? A może była amatorką sportów zimowych? Zresztą co go to może obchodzić? Prywatne życie pracowników, o ile nie kolidowało z wypełnianiem obowiązków służbowych nie interesowało go wcale. Bardzo możliwe że wyglądałaby to inaczej gdyby sekretarka nie była taką blaszaną lalą.
- Postaram się niczego przez ten czas nie schrzanić - Wiktor popatrzył z nad okularów. Tym samym sprawa urlopu została załatwiona.Szybko i bez zbędnych pytań których Zyta za wszelka cenę starała się uniknąć. Na szczęście szef nie był wścibski. Albo po prostu szanował jej prywatność.
W domu z zimnej profesjonalistki zmieniała się w kocicę. Ciepłą, przytulną i kobiecą. Za podwójnymi drzwiami wynajętego mieszkania mogła i musiała być sobą...
CeDeeN...
i co? i co? chce dalej;-)
OdpowiedzUsuńjak zwykle kończysz, gdy chcemy WIĘCEJ!
OdpowiedzUsuńCzyżby Zyta dorównywała Wiktorowi w jego upodobaniach urlopowych? :)
OdpowiedzUsuńusta zaciśnięte w linijkę, niebieskie paznokcie i wino sączone przy jednoczesnym machaniu nogą i już wiadomo z grubsza, z kim mamy do czynienia. bardzo podoba mi się właśnie taki sposób pisania o ludziach...
OdpowiedzUsuńJazz...
OdpowiedzUsuńJutro. Może;)
OLQA...
OdpowiedzUsuńNo bo właśnie kończę...;) Jak skończę to dam:D
Voluś...
OdpowiedzUsuńNo w pewnym sensie:D
Piotr...
OdpowiedzUsuńZaciśnięte w pracy, macha w domu:D
Lubię to! czekam na cdn.
OdpowiedzUsuńDobrze idzie!
OdpowiedzUsuńChcę więcej!
Zyta mnie intryguje;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńwrrr nie lubię kiedy tak robisz ;-)
OdpowiedzUsuńwidzi mi się, że coś się wydarzy. Cierpliwie poczekam:) A swoją drogą taka umiejętność przywdziewania różnych 'ja' jest niezwykle cenna.
OdpowiedzUsuńtydzień na zapłodnienie in vitro? za krótko...
OdpowiedzUsuńCo zrobi Zyta ? Każdy pyta, ja też :-)
OdpowiedzUsuńMalinconia...
OdpowiedzUsuńDzięki:D
Mufka...
OdpowiedzUsuńTaaaa jest! Psze pana:D
Magda...
OdpowiedzUsuńKurczę, no! Mnie też :D
Małgośka...
OdpowiedzUsuńSorry, ale nie mogę obiecać że więcej nie będę :D
Iva...
OdpowiedzUsuńCenna, ale i niebezpieczna. łatwo popaść w paranoje :D
Beata...
OdpowiedzUsuńCiekawe skojarzenia.. ale nie to nie to :D
Madmargot...
OdpowiedzUsuńPowiem ci, że tak do końca to sama nie wiem co Zycie strzeli do głowy :D
Rewelacja! :) Rozumiem jak najbardziej, że mogła być sobą - ale intryguje mnie dla czego musiała. Skąd ten mus? Proszę o jeszcze :)
OdpowiedzUsuńwiem, czytałem dokładnie:)
OdpowiedzUsuńNo dobrze... Poczekam.... Chociaż mnie zżera :)
OdpowiedzUsuńA co miała machać przed byle kim?...
OdpowiedzUsuńWow! To ci Zyta dopiero. Z drugiej strony każdy z nas jest Zytą w pracy, a w domu posiada drugie oblicze.Czasem lepsze, czasem gorsze, a czasem kompletnie zaskakujące:) Czekamy na cdn!
OdpowiedzUsuńNiech nastąpi :)
OdpowiedzUsuńI znowu przerwa w ciekawym momencie :P.
OdpowiedzUsuńicoicoicoico dalej???? napisz jakąś książkę, wreszcie będzie coś porządnego do czytania. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo prawda. Każdy czlowiek ma po prostu wiele ról, ktore wypelnia.
OdpowiedzUsuńW drodze...
OdpowiedzUsuńCzasmi trezba i chceć i móc. Dobrze jak idzie to w parze:)
Piotr...
OdpowiedzUsuńNie wątpię:)
Anovi...
OdpowiedzUsuńCiekawość jest bardzo zdrowa. Trzyma przy życiu:D
Zgaga...
OdpowiedzUsuńPewnie.Trzeba się szanowac :D
Pieprzu...
OdpowiedzUsuńJednym słowem Zyta drezmie w kazdym z nas. Bez względu na płeć :D
Magenta...
OdpowiedzUsuńKiedyś nastąpi. Mam nadzieje ;D
Wiedźma...
OdpowiedzUsuńPrzerywanie to moja specjalnośc. Równie dobrze możemy uznać, że to robie najlepiej :D
Ania...
OdpowiedzUsuńNo właśnie się zastanawiam co;)
Butterfly...
OdpowiedzUsuńSzkoda, że każda z tych ról wymaga innej maski:)
równie często jest na odwrót: przyjazna i ciepła osóbka wracając do domu robi się zimna.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam dzisiejszego, ale póki pamiętam podaję : basiamalk@poczta.onet.pl. Bardzo chcę móc nadal bywać u Ciebie!
OdpowiedzUsuńho, ho dostałam na mikołajki złoty kluczyk:)
OdpowiedzUsuńTen rodzaj przemiany mi się podoba. Lubie w miejscu pracy kompetentne osoby, opanowane, a nie ćwierkające wróble. Dom to azyl, tu można zawsze być sobą.Czekam na c.d.
OdpowiedzUsuń:) wspaniale, dziękuję. Wczorajsze imieniny sypią miłymi prezentami.Czekam na c.d story tak, jak wszyscy. Jest intrygująco.
OdpowiedzUsuńach, to już przedwczorajsze, nie jestem Misią...
OdpowiedzUsuńBeem...
OdpowiedzUsuńW takim razie, spóźnione imieninowe, najserdeczniejsze życzenia:)
Emma...
OdpowiedzUsuńNa nic nie ma reguły. A już na pewno na ludzkie zachowania:)
Beata...
OdpowiedzUsuńSezam jeszcze otwarty, ale kto wie...;)
Anabell...
OdpowiedzUsuńCzasami nawet trzeba ... być sobą :)
Nivejko, czyta się świetnie! Lecę do drugiej części :)
OdpowiedzUsuń