Kontrola
Jestem niemal pewna, że Zofia w prostej linii pochodzi od rzymskich Furii. Wyrysowanie drzewa genealogicznego rodu Cylupów z Cybulina poczta Kurowo Wielkie byłoby wyzwaniem niebagatelnym. Wszak dokopanie się do mitycznych przodków Zofii to mordercza robota...
Wzorem mitologicznych krewnych po kądzieli, Zofia wdarła się niczym burza. Wyglądała groźnie. Zmarszczone czoło, zaciśnięte usta, zwichrzona misterna konstrukcja na głowie i rozchylone poły czerwonego płaszcza nie wróżyły niczego dobrego.
- Co się gapisz? - zapytała zaczepnie.
- Ja? - zapytałam idiotycznie ale na wszelki wypadek rozejrzałam się czujnie w poszukiwaniu osób trzecich w tym przypadku niepożądanych.
- No a kto? - wysyczała wściekle robiąc kolejną rundkę wokół regału z nowościami.
Stare przysłowie pszczół mówi, żeby nie drażnić lawa. Zamilkłam więc przezornie. Lwica natomiast nadal przemierzała niezbyt rozległą przestrzeń tupiąc przy tym złowrogo obcasami.
- Kontrolę miałam - wypaliła wściekle. I pomaszerowała w stronę zachmurzonego okna.
No! To wyjaśnia w zasadzie wszystko. Kontrola wszak najwyższą formą zaufania przełożonego względem podwładnego. Jest.
- I co? - zapytałam z pewna taką , chyba niepotrzebną nieśmiałością. Przecież przyszła żeby się wygadać. O, pardonsik; wykrzyczeć.
- To, że zmoczyłam. Se wyobrażasz? Ja! Zmoczyłam! - ryczała.
Nie chciałam jej martwić więc się nie odzywałam, ale to akurat byłam sobie w stanie wyobrazić. I to bardzo łatwo. Nawet bez potrzeby uruchamiania wyobraźni podsycanej czerwonym wytrawnym.
- No ale jak? - zapytałam zachowawczo. Życie mi jeszcze miłe.
- A tak, że źle rozliczyłam faktury - powiedziała nieco spokojniej. nadal jednak kontynuowała wycieczkę krajoznawcza po miejscu moje pracy. Była na wysokości mojego biurka kiedy zapytała;
- Pamiętasz ten festyn? Ten który moja firma robiła w czerwcu?
- No jak przez mgłę - odpowiedziałam
- A widzisz! - krzyknęła triumfalnie - To było tak dawno, że ja też prawie zapomniałam! Ale jak tylko zobaczyłam fakturę to mnie oświeciło. Miała takie śmieszne kolczyki. ładne ale śmieszne - Zocha uśmiechnęła się do biżuteryjnych wspomnień.
- Ta faktura? - rzuciłam absolutnie bezsensownym pytaniem, ale przy pannie Zosi z Cybulina wszyscy dostają poplątania zmysłów.
- Nie. ta babka co mi ją, to znaczy fakturę wystawiła - powiedziała patrząc z politowaniem - Dobrze się czujesz?
- Oczywiście - zapewniłam szybko. Chyba uwierzyła bo cofnęła rękę, która niechybnie miała zamiar sprawdzić czy aby nie gorączkuję.
- Ta faktura była za usługę wyświadczoną. No wiesz najpierw umowa o dzieło a potem faktura. babka robiła takie show z bankami mydlanymi. Pamiętasz?
- No. Ale nie rozumiem o co chodzi. za dużo jej zapłaciliście?
- Nie. To znaczy nie wiem. Bo on, ten kontroler powiedział, że umowa była źle skonstruowana. Że powinniśmy się z babką rozliczać nie za pokaz tylko do baniek. Wypuszczonych...
- Nieeeeee... Wkręcasz mnie - prawie się roześmiałam.
- Nie - Zofia zaprzeczyła twardo i bez cienia uśmiechu - Inny zarzut dotyczył faktury za spraye do malowania włosów. Powinniśmy go rozliczać na...
- Psiki? - zapytałam z niedowierzaniem
- Skąd wiesz? - tym razem to ja zaskoczyłam Zośkę.
Ta Zocha to się chyba z wiśni urwała. Przecież to oczywista oczywistość, że kontroler musi się popisać. On też ma jakichś przełożonych. I jest od tego żeby znaleźć! Dziurę w całym...
Źródło zdjęcia: www.yunphoto.net/pl
Wzorem mitologicznych krewnych po kądzieli, Zofia wdarła się niczym burza. Wyglądała groźnie. Zmarszczone czoło, zaciśnięte usta, zwichrzona misterna konstrukcja na głowie i rozchylone poły czerwonego płaszcza nie wróżyły niczego dobrego.
- Co się gapisz? - zapytała zaczepnie.
- Ja? - zapytałam idiotycznie ale na wszelki wypadek rozejrzałam się czujnie w poszukiwaniu osób trzecich w tym przypadku niepożądanych.
- No a kto? - wysyczała wściekle robiąc kolejną rundkę wokół regału z nowościami.
Stare przysłowie pszczół mówi, żeby nie drażnić lawa. Zamilkłam więc przezornie. Lwica natomiast nadal przemierzała niezbyt rozległą przestrzeń tupiąc przy tym złowrogo obcasami.
- Kontrolę miałam - wypaliła wściekle. I pomaszerowała w stronę zachmurzonego okna.
No! To wyjaśnia w zasadzie wszystko. Kontrola wszak najwyższą formą zaufania przełożonego względem podwładnego. Jest.
- I co? - zapytałam z pewna taką , chyba niepotrzebną nieśmiałością. Przecież przyszła żeby się wygadać. O, pardonsik; wykrzyczeć.
- To, że zmoczyłam. Se wyobrażasz? Ja! Zmoczyłam! - ryczała.
Nie chciałam jej martwić więc się nie odzywałam, ale to akurat byłam sobie w stanie wyobrazić. I to bardzo łatwo. Nawet bez potrzeby uruchamiania wyobraźni podsycanej czerwonym wytrawnym.
- No ale jak? - zapytałam zachowawczo. Życie mi jeszcze miłe.
- A tak, że źle rozliczyłam faktury - powiedziała nieco spokojniej. nadal jednak kontynuowała wycieczkę krajoznawcza po miejscu moje pracy. Była na wysokości mojego biurka kiedy zapytała;
- Pamiętasz ten festyn? Ten który moja firma robiła w czerwcu?
- No jak przez mgłę - odpowiedziałam
- A widzisz! - krzyknęła triumfalnie - To było tak dawno, że ja też prawie zapomniałam! Ale jak tylko zobaczyłam fakturę to mnie oświeciło. Miała takie śmieszne kolczyki. ładne ale śmieszne - Zocha uśmiechnęła się do biżuteryjnych wspomnień.
- Ta faktura? - rzuciłam absolutnie bezsensownym pytaniem, ale przy pannie Zosi z Cybulina wszyscy dostają poplątania zmysłów.
- Nie. ta babka co mi ją, to znaczy fakturę wystawiła - powiedziała patrząc z politowaniem - Dobrze się czujesz?
- Oczywiście - zapewniłam szybko. Chyba uwierzyła bo cofnęła rękę, która niechybnie miała zamiar sprawdzić czy aby nie gorączkuję.
- Ta faktura była za usługę wyświadczoną. No wiesz najpierw umowa o dzieło a potem faktura. babka robiła takie show z bankami mydlanymi. Pamiętasz?
- No. Ale nie rozumiem o co chodzi. za dużo jej zapłaciliście?
- Nie. To znaczy nie wiem. Bo on, ten kontroler powiedział, że umowa była źle skonstruowana. Że powinniśmy się z babką rozliczać nie za pokaz tylko do baniek. Wypuszczonych...
- Nieeeeee... Wkręcasz mnie - prawie się roześmiałam.
- Nie - Zofia zaprzeczyła twardo i bez cienia uśmiechu - Inny zarzut dotyczył faktury za spraye do malowania włosów. Powinniśmy go rozliczać na...
- Psiki? - zapytałam z niedowierzaniem
- Skąd wiesz? - tym razem to ja zaskoczyłam Zośkę.
Ta Zocha to się chyba z wiśni urwała. Przecież to oczywista oczywistość, że kontroler musi się popisać. On też ma jakichś przełożonych. I jest od tego żeby znaleźć! Dziurę w całym...
Źródło zdjęcia: www.yunphoto.net/pl
A papier toaletowy rozlicza na rolki czy listki? :)
OdpowiedzUsuńI to jest własnie praca w księgowości :))))) serio, nawet nie wiesz ile takich "kfiatków" można zebrać! Życie pisze jeszcze lepsze scenariusze, niż psiki czy bańki, które są wszak fikcją literacką :)
OdpowiedzUsuńVoluś...
OdpowiedzUsuńNo tego to akurat nie wiem. Możliwe, że stosują miarę harcerską; obwód w pasie + wzrost podzielony przez rozmiar buta;)
Aga_xy...
OdpowiedzUsuńBardzo możliwe, że są lepsze, ale zapewniam cię że bańki i psiki nie są moim wymysłem. To najprawdziwsza prawda:)
8-) serio?! Takie głąba jeszcze nie spotkałam.
OdpowiedzUsuńcudnie ;)
OdpowiedzUsuńteż uważam, że na psiki jest ok, tylko psik psikowi nierówny
OdpowiedzUsuńa mnie już nic nie zdziwi! wlaściwie to smutne to..
OdpowiedzUsuńHmm, to wtedy kolejny problem, bo trzeba zatrudnić osobę od liczenia tych baniek i pewnie jej też płacić od każdej policzonej bańki ;).
OdpowiedzUsuńAga_xy...
OdpowiedzUsuńSerio serio;) Tez nie mogłam wyjść z podziwu :)
Eulalia...
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Beata...
OdpowiedzUsuńPrawda? Można jeszcze napisać że na pomalowanie jednej głowy zużyto 2 duże psiki żółtej i 4 krótkie czerwonej;)
El...
OdpowiedzUsuńMimo całej groteskowości jednak smutne:)
Wiedźma...
OdpowiedzUsuńO tym pan kontroler nie pomyślał:D
Na pewno gdzieś tam są i jakieś walkirie po kądzieli. Niech je Zofia naśle, to się głupkom psików odechce :))
OdpowiedzUsuńa zużycie mydła tradycyjnego -na obroty, czy ślizgi w wannie?u nas w placówce były już słynne marchewki i 1/3 jajka:)
OdpowiedzUsuńMnie też się zdarzyło zaliczyć niejedną kontrolę, więc wcale się nie dziwię!
OdpowiedzUsuńPewnie chodziło o sławne rozliczenie umów o dzieło, przy którym to dziele jest 50% kosztów uzyskania, a przy umowie zleceniu tylko 20%, czyli Urząd dostaje o 30% mniej podatków.
Najlepiej by było zaprosić na następny festyn panią kontrolerkę celem policzenia baniek i psików, może wtedy złapie, o co się rzecz rozchodzi! :)))
Niech się Zocha uspokoi i podejdzie do tego ze spokojem, nawet z urzędniczkami da się gadać! :)
Boże! Chyba dobrze, że się na tym nie znam... :)))
OdpowiedzUsuńIleż gorzkiej prawdy w tej zmyślance zołzik:) bowiem inwencja biurokratów nie zna granic ni kordonów.:)
OdpowiedzUsuńMagenta...
OdpowiedzUsuńGłupki od psików zawsze będą. Niestety. A jak nie psiki to wymyślą coś innego. Ot tak sobie, żeby się wykazać :)
OLQA...
OdpowiedzUsuńAle o co z tymi marchewkami chodzi? Na ile zostały wyskrobane? :D
Iw...
OdpowiedzUsuńOj gdyby tu chodziło o urząd skarbowy... Nawet sobie nie wyobrażasz jak upierdliwi mogą być kontrolerzy w innych instytucjach:)
Magdalena...
OdpowiedzUsuńJa tez się nie znam. I też się cieszę z tego powodu. Chociaż z drugiej strony nieznajomość nie zwalnia od odpowiedzialności:)
Nika...
OdpowiedzUsuńJa wiem, że to brzmi niewiarygodnie, ale to prawda najprawdziwsza z prawd. Trochę tylko postaci dramatu zmienione;)
A kiedys chcialam w ksiegowosci robic... dobrze,ze sie wycofalam przy wyborze szkoly:)))
OdpowiedzUsuńZaraz mi do głowy przyszło dużo pomysłów na rozliczanie, ale że głównie makabryczne, przemilczę...
OdpowiedzUsuńAnia...
OdpowiedzUsuńKażdy zawód ma blaski i cienie:)
Zgaga...
OdpowiedzUsuńE tam. Podawaj. Lubię ciekawe pomysły;D
Lo matulu, nic nie pojmujam... psiki, pryski, banki... zycie bywa niezwykle skomplikowane:)
OdpowiedzUsuńsamo słowo ,,faktury" wzbudza we mnie nabożny lęk i chęć panicznej ucieczki :-))
OdpowiedzUsuńStardust...
OdpowiedzUsuńRaczej mamy skłonności do komplikowania rzeczy prostych:D
Emma...
OdpowiedzUsuńMam podobnie. Nie cierpię takich rzeczy:)