Para mieszana (4)


Najbliższa apteka była bardzo daleko. To nieprawda, ale Tomek zastanawiał się właśnie co powiedzieć Jacuńskiej. Bo tego, że zapyta dlaczego tak długo, to był pewien jak dwa razy dwa.
Po drodze spotkał szwagra. Byłego. Brat Moniki może nie był szczególnie nieszczęśliwy z powodu ich rozstania, ale zawsze im się dobrze gadało. No to poszli sobie do pubu. Na chwilę. Chwila zmieniła się w godzinkę. Pewnie trwałaby dłużej, ale do Marka zadzwoniła żona z zapytaniem uprzejmym, co się dzieje z ziemniakami, które miał kupić na obiad. Na babskie widzimisię nic nie można poradzić. Musieli się rozstać. Wracając do domu Tomek wstąpił jeszcze do marketu. W lodówce miał tylko światło i kilka pierogów od Jacuńskiej. Zakupy musiały być skromne. Bardzo skromne. Dopóki nie znajdzie pracy, musi się ograniczać. W praktyce oznacza to tyle, że kupować należy nie to na co się ma ochotę, a to, na co w portfelu kasy. Kasy malutko, więc wiadomo – dolna półka.
Przez obrotowe drzwi korporacyjnego marketu, Tomek zobaczył dziewczynę wysiadającą z taksówki.

- Niezła laska – pomyślał – Jak moja była żona. Moja żona zawsze będzie żoną Laska. Pod warunkiem, że będę ja miał i że zechce przyjąć moje nazwisko.
Laska, to znaczy dziewczyna, wysiadła z taksówki i stała obok jakiegoś auta. Wyglądała na bezradną . Niezła dziewczyna, niezłe auto.
- Gumę złapała? Czy co? - pomyślał – może jej pomogę. Ostatecznie świat się nie zawali, a i Jacuńska z braku witaminek nie zejdzie jeszcze przez pół godziny.
- Pomóc? – zapytał, stając za plecami dziewczyny.
Ewa podskoczyła. Najnormalniej w świecie ją przestraszył. Stała sobie zamyślona, nad własnym durnym losem, aż tu nagle jakiś typ się wyrywa niczym diabeł z pudełka. Typ nie typ, nikt inny się nie kwapił do pomocy.
- A mógłby pan? Bo widzi pan, ja zupełnie nie wiem co robić.
- Pewnie. To co się stało?
- Zatrzasnęłam kluczyki - w głosie panny nieroztropnej nie było słychać bezradności tylko wściekłość.
Tomek popatrzył na Ewę przenikliwie. Wygląda na niegłupią. Nie przyszło jej do tego farbowanego łba, że trzeba pojechać po zapasowe klucze? Gdzie te baby mają rozum?
- Myślałem, że może jakaś guma, albo mechanika trzeba, a tu wystarczy podjechać do domu i wrócić z zapasowymi kluczami.
- Dzięki, Wujku Dobra Rada. Te marne 150 kilometrów obrócę w mig. No góra w trzy.
- Co trzy? A! Migi? I trzeba było tak od razu - Tomek natychmiast, zanim zdołały się zadomowić w zakamarkach mózgu, odwołał wszystkie myśli o głupich babach i ich rozumie. Postawił torbę z zakupami pod nogami Ewy i metodycznie, z miną znawcy tematu  zaczął oględziny auta.

- Ładny opelek. Co to za kolor? Jakiś dziwny?
- Złoty, podobno. - odpowiedziała. Pytania o kolor nie robiły już na niej wrażenia. Przyzwyczaiła się. Grunt że jej się podobał. Reszcie świata nie musi.
- Wszystkie drzwi zamknięte. Okna niestety też. - Tomek nie miał najlepszych wieści – A może chociaż bagażnik? Otwiera się z kluczyka?
- Tak. Ale zawsze go zamykam. Niestety.
- Jednak sprawdzę. - powiedział i poszedł na tył auta.
- Taaa-daaam! Niech żyje roztargnienie - zawołał i z rozmachem otworzył bagażnik.

Ewa miała dylemat pod wiele mówiącym tytułem "Cieszyć się czy płakać?" Cieszyć się z wyjścia z opresji, czy płakać nad głupotą i roztargnieniem. Własnym. Salomonowym wyjściem wybrała konsternację.
- No, ale jak?
- Co jak? Jak otworzyłem? - Tomek niemal puchł z dumy - Po prostu.
- Aha, po prostu.
- No tak. Mam pokazać krok po kroku? Nacisnąłem guziczek. Tym palcem. Wskazującym - mówiąc wyciągnął w stronę Ewy palucha - Bo wskazujący najlepiej się do tego celu nadaje. No chyba że ktoś woli kciukiem. Albo małym.
- Dobrze, już dobrze. Dziękuję. Mogę się jakoś odwdzięczyć?
- Owszem. Może pani.
Pytanie było z gatunku retorycznych, na które większość ludzi odpowiedziałaby po prostu "nie, nie trzeba" albo "cała przyjemność po mojej stronie". Większość, tylko nie typ – wybawca. On, chce odwdzięczania.
- Co mogę w takim razie dla pana zrobić?
- Wyjąć kluczyki z auta. Zamknąć bagażnik i dać się zaprosić na kawę - mówił i jednocześnie  w myślach przeliczał tę smętną resztkę gotówki, która pozostała w portfelu. Na kawę wystarczy. Oby tylko nie zachciało jej się ciastka, albo czegoś innego.
- Z wielką przyjemnością. Tylko, że to pan, będzie moim gościem - powiedziała z ulgą - Nie, proszę nie odmawiać. Jestem pana dłużniczką. To gdzie idziemy?
- Tu w galerii jest mała kawiarenka.


CeDeeN...

Komentarze

  1. świetne! coś w stylu moich częstych przypadków i zrządzeń losu...;)pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tomek to przynajmniej ma Wskazującego... Niektórzy już nie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. znaczy nieudaczne ciągnie do nieudacznego. brrr już się boję co z tego wyjdzie

    OdpowiedzUsuń
  4. Akcja zaczyna sie rozwijac... to czekamy na wiecej:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, że robi się coraz ciekawiej:) Czekam na cd.:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Tomek pewnie sobie kawę popija, a biedna Pani Jacuńska czeka... PASKUD!


    ps. zacznij pisać książki! Karierę masz zapewnioną :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawe co dalej z tą parą a i dalszy ciąg z facetem od remontu też się nieźle zapowiada ...:)

    OdpowiedzUsuń
  8. czekam na nasz ulubiony ciąg dalszy:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zaczyna się robić coraz ciekawiej :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytam, czytam i coraz bardziej się wciągam! :))

    OdpowiedzUsuń
  11. I ja się wciągnęłam:) Choć jestem z tych, co wolą kciukiem...znaczy - bagażnik kciukiem;)
    Pozdrawiam i czekam na cedeena:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Moje serce wyrywa się ku panu woniejącemu brutalem...

    OdpowiedzUsuń
  13. tylko paluszkiem..no proszę:)))))

    OdpowiedzUsuń
  14. Czy to takie złe lubić zapachy przedwieczne? Ja np. tak mam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz