Para mieszana (6)

- Tak mamo. Nie mamo. Wszystko w porządku. Nie, po prostu jestem zmęczona. Tak, cały dzień mi się zeszło. Wiem, że długo. Mogłam, ale nie chciałam. Tak, zadzwonię jutro. Dobrej nocy - Ewa odłożyła słuchawkę . Wiedziała, że to się na tym nie skończy. Zaraz będzie kolejny telefon i te niekończące się wymówki i pytania. Dlaczego tyle pracujesz? A kim jest zleceniodawca? Tyle razy mówiłam, że powinnaś przejąć po mnie pensjonat, ale ty oczywiście musisz być mądrzejsza. A jak samochód? Jadłaś obiad? Pamiętaj żeby wyrzucić śmieci.
Myśl, żeby wyłączyć telefon odrzuciła natychmiast.. Nie zdobyła się nawet na to, żeby niby zupełnie przypadkowo źle odłożyć słuchawkę. Nie wiadomo jak taka niesubordynacja by się skończyła. Bardzo możliwe, że po godzinie nieodbierania, do drzwi zapukała by ekipa karetki pogotowia, a strażacy zaglądali by przez okno. Mamę stać na wszystko.

Ewa poszła do łazienki. Szybki prysznic powinien pomóc pozbyć się zmęczenia. I zmyje te wszystkie głupie myśli, które dopadły ją przy kawie z Wybawcą.
Myjąc włosy zastanawiała się, czy ma coś w lodówce. Coś, co nadawałoby się do jedzenia. Jakieś pieczywo powinno być w zamrażarce. Tylko głupio trochę, jeść chleb z ketchupem. Albo z musztardą.
Koniecznie, ale to koniecznie, musi zadbać o to, żeby zawsze mieć coś w domu do jedzenia. To nie jest normalne, żeby lodówka świeciła pustkami. Chociaż jakiś serek, masło i pomidor. Padlina za szybko się psuje.
Nigdy nie miała zacięcia do garów. Nigdy też nie była tak szczupła jak teraz. Z pulpecika, jakim była przez okres licealnej i studenckiej kariery zmieniła się w akuratkę. Takiego określenia używali kumple na studiach. Akuratka, to znaczy nie za chuda, nie za gruba, w sam raz.

***
- Panie Tomku, pan otworzy. – Jacuńska dobijała się do drzwi - Tomek, słyszysz? Otwieraj!
- Co się dzieje? Pani Jacuńska, jak się pani odsunie od drzwi, to bardzo chętnie otworzę – odpowiedział wchodząc po wiekowych schodach schodach.
- Ooo… Tu jesteś. Myślałam, że coś się stało – sąsiadka niczym niezrażona wparowała do mieszkania – Interes mam do ciebie.
- Tak od 8 rano?
- Pora tak sama dobra, jak każda inna – sapnęła – Jak będziesz w moim wieku, to zobaczysz, że szkoda czasu na marnowanie go.
- Nie wiem czy dożyję tego wieku.
- Nie jestem aż tak stara. Wy młodzi to sobie myślicie, że ludzie tak długo nie żyją. Zobaczysz, zmienisz zdanie. Mniejsza o to. Bo to widzisz Tomeczku, ten interes co ja do ciebie mam, to on czekać nie może. A gdzie ty właściwie byłeś ? Tak od rana?- zapytała patrząc podejrzliwie.
- No skoro nie może – Tomek gestem wskazał sąsiadce fotel - Z psem byłem.
- Przecież ty nie masz psa - podejrzenia przybrały na sile.
- Tak? – zadrwił.
- Ty się dziecko nie naśmiewaj. Ty lepiej powiedz prawdę.
- No prawda jest taka właśnie, że byłem z psem. Na spacerze – Tomek postanowił się podroczyć.
Powoli poszedł wstawić wodę.
- Kawy? Pani sąsiadko?
- I kawą nie mdlij mi oczu! Co to za pies? Masz rozpuszczalną? - płynnie przeszła od pytań natury psiej do ustalenia rodzaju kawy.
- Mam. A pies tych, spod trójki. On w delegacji, a ona ma skręcona kostkę.
Tomek zajął się parzeniem kawy. Parzenie, to określenie na wyrost. Parzyć to można prawdziwą kawę. Rozpuszczalna to takie siuśki. Ni smaku, ni aromatu. Tyle, że podobno zdrowsza.
- Co to za interes?
- A, no właśnie. Bo ty zdaje się, że dziennikarstwo studiowałeś tak?
- No. Zacząłem. I jak zwykle nie skończyłem.
- Jeszcze nic straconego. Możesz skończyć. Jak zechcesz naturalnie.
- Taaaa…
- Ty się nie śmiej, tylko zastanów. A tymczasem, to ja potrzebuję kogoś, kto mi napisze biografię. I sobie pomyślałam, że może ty. Co?
- Czyją biografię?
- No jak czyją? Moją. Ja tam nie mam do tego głowy wcale. A ty, to i owszem, nieźle sobie radziłeś kiedyś. No i to dziennikarstwo…
- Ale ja…
- Ja zapłacę. Ja nie chcę nic za darmo – Jacuńska zrobiła minę pod tytułem „Jestem honorowa emerytka”.
- Ale ja…
- Ale, ale, powtarzasz się dziecko – powiedziała wstając – Dawaj tę kawę, jak już zrobiłeś. W domu wypiję, bo mi się właśnie serial zaczyna. A ty się zastanów. I mi daj znać.
- Ale, to górale na skale – mruknęła już w drzwiach.
Poszła sobie. Tomek został sam z kawą, myślami o Jacuńskiej, jej biografii i dziwnym przeczuciem, że coś tu nie gra. Albo raczej gra, tak jak chce. I jeszcze mu karze tańczyć walczyka w tym rytmie.
Chociaż, no co mu właściwie szkodzi. I tak nie ma nic lepszego do roboty. Przynajmniej na pierogi, albo inne kopytka zarobi. Na czas pisania, Jacuńska nie da mu z głodu zginąć. To będzie leżało w jej dobrze pojętym interesie. Tomek głodny równa się Tomek zły. A zły, znaczy nienadający się do niczego, a już z całą pewnością do pisania nudnych biografii, z nudnego życia, równie nudnej nauczycielki historii.

No i gdzie on jest? Ta torba jest zdecydowanie za duża. Za dużo w niej przegródek, kieszoneczek, kieszeni i schowków. Przez to właśnie, nic nie można znaleźć. Dzwoni. Wiem, że jest w torbie, ale ona jest zbyt przepastna, żeby cokolwiek szybko znaleźć. Stres robi swoje i utrudnia poszukiwania.
- No co jest? – Ewa odebrała po entym dzwonku.
- Właściwie to nic.
- Anka, nie ściemniaj. Jak tak mówisz, to od razu wiem, że coś jednak jest.
- Coś, to jest zawsze, wiesz?
- Znam teorię . Jeśli o ciebie chodzi, bardziej interesuje mnie praktyka. No mów.
- Tak przez telefon? To już cię nie stać na gest? Żeby mnie na herbatkę zaprosić?
- Ty się sama zapraszasz. Bez ceremonii żadnych. Jak chcesz, to przylatuj.
- Ok.
- Wstawiać wodę?
- No. Pa
Anka jest przyjaciółką Ewy. Od zawsze. Pierwszą kłótnię
o foremkę do piachu w kształcie serduszka, odbyły w wieku lat czterech. I tak im zostało. Kłócą się o byle co i nie mają zamiaru się gniewać. Co najwyżej któraś strzeli focha z gatunku „pięciominutowy” i znowu wszystko gra i tańczy.
Razem przebrnęły przez podstawówkę. W liceum siedziały w jednej ławce. Na studiach ich drogi się rozeszły. Nie dało się dłużej tego ciągnąć. Ewa wyjechała na studia do Szczecina. Mama nalegała.
- Szczecin to duże miasto. I nie jest zbyt daleko. Co tydzień będziesz mogła przyjechać do domu.
Anka studiowała trochę dalej, w Poznaniu. W ich wzajemnych relacjach zmieniło to tyle, że trochę rzadziej się widywały i odrobinę więcej płaciły za telefony.

Dźwięk dzwonka do drzwi zbiegł się z brzęczykiem czajnika, oznajmiającym, ze woda osiągnęła stan wrzenia.
- Właź! Zapomniałaś kluczy? – Ewa zapytała otwierając i nie czekając na odpowiedź pognała do kuchni.
- Zielona? Czy może jakaś owocową chcesz.
- Może być zielona – Anka stałą oparta o framugę. Wyglądała… Właściwie to nie wyglądała. Oczy zapuchnięte. Nieumyte włosy, wisiały splątanymi strąkami wokół bladej twarzy.
Anka nigdy nie była klasyczną pięknością. To znaczy na miss Polonię, szans nie miała. Miała za to śliczne oczy, cudne mocne włosy w naturalnie czarnym kolorze i nienaganną figurę. Zawsze też była zadbana i dobrze, modnie ubrana. To co stało w drzwiach kuchni nie mogło być Anką. To był jakiś człowieczy wrak. Ktoś ją musiał bardzo skrzywdzić.
- Chodź. Siądziemy sobie i wszystko mi opowiesz.
Bez słowa poszły do pokoju, który pełnił funkcję salonu. Ewa uprzątnęła papiery. Właśnie robiła kosztorys dla Jużyka. To może jednak poczekać. Anka jest ważniejsza.
- Mów – powiedziała, kiedy już usiadły w swoich ulubionych pozycjach. Ewa na sofie, Anka na dywanie. Grzały ręce o gorące kubki.
- Nie wiem od czego zacząć.
- Wszystko jedno. Możesz od końca.
Anka w ciszy zbierała myśli.
- Nie sadzisz, że my, to jakieś głupie jesteśmy?
- Kto?
- No my, kobiety. Takie idiotycznie romantyczne. Miłości nam się zachciewa. Facet po prostu ma rozrywkę, a my się durne zaraz zakochujemy.
- Zakochanie gorsze od … chciałam powiedzieć od biegunki. Po trzech dniach nie przechodzi.
- No nie – Anka westchnęła ciężko i zaczęła opowiadać lekko łamiącym się głosem - Poznałam go na takim szkoleniu, pamiętasz? W grudniu przed samymi świętami nam urządzili taką frajdę w redakcji „Dziennikarstwo w Unii Europejskiej”. Każdy pretekst jest dobry żeby się podszkolić. I gdzieś wyjechać. Facet jak facet, nic szczególnego tak na pierwszy rzut oka, ale… No sama wiesz fajnie się z nim gadało. Jeden wieczór, drugi trzeci… A potem klasycznie. Najpierw trudno się rozstać, potem maile, gadulec, skype.
- No, to w czym rzecz? Bo coś nie bardzo rozumiem?
- W tym, że ja jestem bardziej tradycyjna, niż by się komuś mogło wydawać. O tę trzecią chodzi.
- No tak, zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe.
- E… Przesadzasz. Ludziom czasami przydarzają się fajne rzeczy. Wszystkim, tylko nie mnie.
- I co, żona go przyłapała na meilowaiu?
- To nie żona. To partnerka, tak to się teraz nazywa. Wolny związek.
- To chyba nic straconego? No skoro nie żona…
- Ale wpływowa. I pieniężna mocno. I może dużo w lokalnym środowisku. I jest śliczna.
- Poznałaś ją?
- No. To znaczy nie. Wyśledziłam babsko w sieci. Zdjęcie widziałam.
- Pokaż.
Anka wstała. Powlokła się w stronę biurka na którym stał laptop. Chwilę w nim pogrzebała i znalazła.
- Proszzzzzzzzz…
- Śliczna? Ty chyba się na babskiej urodzie nie znasz. Nadęta jest. I tyle. Ile to dziecko ma lat?
- Nadęta?
- No zobacz. Poliki jak u chomika i jeszcze te oczy. Wyłupiaste jakieś. Nie to żebym się naśmiewała, ale trzeba dużo dobrej woli żeby ją nazwać śliczną.
- Tak tylko mówisz. Żeby mnie pocieszyć.
- Chyba się dzisiaj z głupim widziałaś, bo, że na oczy ci padło, to jasne. I jeszcze na dodatek jesteś masochistką. O!
- Co?
- A nie? Po jakiego parasola szukałaś zdjęcia Nadętej?
Jak chcesz, żebym ci powiedziała co masz robić, to proszę bardzo. Ci powiem. Chcesz?
- Chcę - Anka pociągnęła nosem. Wyraźnie walczyła ze łzami.
- Dobra. Primo po pierwsze, natychmiast poturlasz się do łazienki. I zmyjesz z siebie, ten beznadziejny żal do świata, tego Drania i Nadętej. Potem zapomnisz adres strony na której jest zdjęcie babsztyla. Wykasujesz z kontaktów Drania. Potem wymażesz z pamięci i będzie cacy. Nie ma się co …
- Myślisz, że to takie łatwe? Ot, pstryknę palcem i zapominam?
- A ktoś obiecywał, że będzie łatwo? Jeśli tak, to kłamał.
I idź wreszcie do tej łazienki, bo się na ciebie patrzeć nie da.
Anka strzeliła focha, ale posłusznie poszła sobie.
- Na półce jest płyn do aromaterapii. Sobie zrób wodną rozpustę, w pachnącej pianie! – Ewa krzyknęła jeszcze i z zamiarem powrotu do kosztorysu, zasiadła do notatek i laptopa.
Tylko jak tu się skupić na cyferkach i innych bzdetach, jak jakiś Jacek zwany Draniem, tak skrzywdził jej przyjaciółkę. Jedyną jaką kiedykolwiek miała. Naobiecywał, rozkochał i zostawił. Żeby ci tak pietruszka w rosole zwiędła, ty… podrywaczu jeden.
Można by co prawda, obmyślić jakiś plan zemsty, ale po co? Żeby dłużej bolało? Czy dla satysfakcji? Nie warta skórka za wyprawkę, a Drań nawet nie zrozumie pewnie za co oberwał.

CeDeeN...

Komentarze

  1. Bez trzeźwo myślących przyjaciół takie historie byłyby jeszcze o wiele bardziej przykre...

    OdpowiedzUsuń
  2. uch, wątków wiele ale składnie poukładane, akcja się rozwija, ale czemu tak mało?

    OdpowiedzUsuń
  3. Od razu mi się przypomniało przy pierwszym akapicie jak jechałam pociągiem i jedna z pasażerek rozmawiała z mamą przez telefon: Mamo, oddzwonię później, nie mogę teraz rozmawiać. Nie mamo, naprawdę nie mam kłopotów. Tak mamo, wszystko ok. Mamo ja jestem w pracy!! ;).

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdradź proszę czy masz zaplanowaną całość i ile odcinków będzie? Choć mniej więcej? ;) Bo jak coś mi się tak dobrze czyta to nie cierpię w kawałkach ;) Napięcie zdycha, potem znów rośnie - poczekałabym na koniec i hurtem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. I ja znam osóbkę, która w ten sposób kontroluje swoje około czterdziestoletnie dzieci.Czworo około czterdziestoletnich dzieci.Mnie to dziwi i oburza.
    Zdania o zwiędłej pietruszce nigdy nie słyszałam. Co za koloryt!
    Kiedy finał?Jestem zaintrygowana. Mając książkę w ręku już bym trochę podczytała od końca...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ufff, widzę że jednak saga "Para mieszana" zostanie zakończona na otwartym blogu.

    OdpowiedzUsuń
  7. niech zje chleb z masłem i cukrem:)
    i jakiej rasy jest piesek? łyżew?

    OdpowiedzUsuń
  8. O! Dzięki :))) Jakby dłuższe dzisiaj :)))) Chociaż i tak koniec mnie zaskoczył swoim nagłym pojawieniem się :))))

    OdpowiedzUsuń
  9. Odcinków w tej chwili byłoby ze 30 (a może nawet więcej). Mam nadzieję, że Was nie zanudzę :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zanudze??? Kobieto, nie trac czasu, tylko siadaj i klikaj w klawiature:)))

    OdpowiedzUsuń
  11. A czy ciąg dalszy może być trochę większymi literkami? Ja stara jestem i źle widzę :))

    OdpowiedzUsuń
  12. Sorry,oczywiście mam to w Wordzie i tu tak się właśnie po skopiowaniu wyświetla. Postaram się coś z tym zrobić:)

    OdpowiedzUsuń
  13. ....zapraszam po wyróżnienie.....

    OdpowiedzUsuń
  14. Ćwiczę się w cnocie cierpliwości...

    OdpowiedzUsuń
  15. Ehhhh... mnie to nawet telefonu nie trzeba...
    Nie dalej jak dziś siedziałam w fotelu w gościnnym i jedyne co mi się udawało wtrącać w ramach interakcji to mhm, mhm, mhm...nie miałam siły przerywać słowotoku mojej mamy goszczącej u mnie przelotem. I jakoś nie było sensu. Bo i po co skoro nawet nie zostałam zapytana "co u ciebie?". Norma :/ heh..

    OdpowiedzUsuń
  16. Trafiłam przypadkiem i zaczytałam się. Wstecz. wstecz, wstecz... Przyjemne to było bardzo. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  17. A ja - chudzielec-kościotrup - na zdjęciach wychodzę "na chomiczka", hihihi. Ech, wena mnie "ścisła" przez Ciebie;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Kochana jeżeli już masz tej powieści na 30 odcinków i dozujesz mi tutaj raz na parę dni, to to się nazywa dręczenie czytelnika!!!

    OdpowiedzUsuń
  19. aga_xy ma rację, to dręczenie i terror psychiczny;)

    Dziwne, nie? Do lenistwa rzadko kto się przyzna, za to często ludzie przyznają się do nudy;) Dla mnie to słowo nie istnieje, nawet leniąc sie nie jestem znudzona;)

    OdpowiedzUsuń
  20. ja młoda jestem i... też źle widzę ;)
    czekam na dalszy ciąg programu.

    OdpowiedzUsuń
  21. Zapraszam do mnie po nagrode:)

    OdpowiedzUsuń
  22. YvSanLorę-zauroczona czytelniczka31 stycznia 2011 14:44

    zemstą go! zemstą go! Drania jednego, paskudnego!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz