Randka



Dom spał snem sprawiedliwego. Należało mu się. Po całym dniu biegania, stukania i bezustannych wrzasków cisza jest bezcenna. Otulona błękitnym szlafroczkiem Zołza zasiadła przed komputerem. To był jej czas na buszowanie po odmętach sieci. Przeglądarka automatycznie otworzyła najczęściej używane internetowe ścieżki.
- Marta odpowiedziała na pytania dotyczące użytkownika Zołza - przeczytała wiadomość doręczoną przez wirtualnego listonosza.
Na fajsie pojawiła się ostatnio durnowata aplikacja z równie idiotycznymi pytaniami.
Mniejsza o nią. O to czy głupia czy jak zwykle. Jedno pytanie w niej zawarte ; Czy ona poszłaby na randkę po to, by zrobić komuś przyjemność? - otworzyło zakurzoną szufladkę ze wspomnieniami.  Są takie dni i wydarzenia, które nie wiedzieć czemu zapadaj w pamięć.Wiją sobie w niej gniazdko i przypominają się w najmniej oczekiwanym momencie...

Działo się to w czasach kiedy to pewna Jowita szokowała nie tylko trudnym do wymówienia nazwiskiem (kiedyś język, dziś klawiaturę sobie można na nim połamać) Miondlikowska , ale i absolutnie odjechaną asymetryczną fryzurą.  Przedziwnym zbiegiem niekorzystnych okoliczności Zołza zszokowana nie była. Nic a nic. Na głowie miała coś mniej więcej podobnego. Z tą tylko różnica, że jej fryzura była dziełem absolutnego przypadku. A raczej braku rozwagi. Po raz pierwszy pokazała się światu z szokiem na głowie  na kilka tygodni przed tym jak fryz Jowity ujrzała cała wpatrzona w szklany ekran widownia,  pierwszej krajowej telenoweli "W labiryncie".
Zołza cała była zbudowana z wad. Nawet jeśli to nie była prawda, to lubiła tak o sobie myśleć.
- Ideały są takie nudne i przewidywalne - mawiała.
Największą wadą była punktualność. Ale nie taka normalna. Niejadowita i Ta jej była wręcz irytująca.  Raz tylko się spóźniła, ale to właściwie się nie liczyło, bo akurat była jakaś awaria. Stały wszystkie tramwaje i spóźnili się wszyscy. Po za tym, zawsze i wszędzie przychodziła na czas.

Zołza swoim zwyczajem nie miała najmniejszego zamiaru się pogrążać i przyznawać, że bałagan na głowie jest przypadkowy. Wręcz przeciwnie. Wszyscy myśleli, że efekt jest jak najbardziej zamierzony, a ona sama wielce z niego zadowolona.
Rozgrzane lipcowym słońcem powietrze niemal parzyło w nozdrza. Nawet najmniejszy wietrzyk nie burzył grzywki prosto od fryzjera niezdary. Światła na Marszałkowskiej wreszcie się zmieniły. Poirytowani kierowcy niechętnie zatrzymali auta co skwapliwie wykorzystała stojąca w palącym słońcu piechota, która leniwie sunęła na drugą stronę ulicy.  Oczywiście nie cała. Stołeczne elegantki skakały niczym pchełki. Wysokie obcasy ich lakierowanych szpilek z bazaru grzęzły w czarnej mazi.
- Jakie to szczęście, że mam "czeszki" - pomyślała widząc jedną z pchełek usiłująca wydobyć uwięzionego  w asfalcie buta. Wyglądało to bardzo groteskowo. Mało kto miał ochotę na pomaganie kobiecie w potrzebie. Kierowcy patrzyli z jeszcze większym poirytowaniem. Tak długo jak zawalidroga nie usunie się z traktu nie będą mogli ruszyć. Któryś nawet zatrąbił sobie w akcie bezsilności. Dźwięk klaksonu zmobilizował jakiegoś leciwego dżentelmena do udzielenia damie pierwszej pomocy. Ulice przekroczyli na trzech nogach. But co prawda został wydobyty z odmętów smoły ale ulepiony obcasik jasno wskazywał na to, że niestety czeka go zasłużoną emerytura w bucianym raju na pawlaczu. O ile będzie miał szczęście i nie trafi do pobliskiego kosza.
Upał był tak wielki, że człowiek zastanawiał się czy podnieść rękę. Każdy ruch groził spoceniem się. Zołza czem prędzej czmychnęła w poszukiwaniu cienia. Jako taki dawały Domy Towarowe Centrum. Kolorowy tłum przemieszczał się w różnych kierunkach. Zołza nawet nie próbowała zrozumieć gdzie i poco ci wszyscy ludzie tak się śpieszą. Ot po prostu stała i czekała. Umówiła się  z Martą, kumpelą z roku.. Miały iść na 16 do kina, ale wcześniej tamta chciał jeszcze zobaczyć jakieś spodnie czy inną sukienkę.
- Jasna dupa - mruknęła patrząc niecierpliwie  na zegarek - Trzy minuty spóźnienia.
Zarówno dupa jak i jasna wcale nie odnosiło się do kumpeli. Ot tak po prostu,  dla dodania sobie animuszu.  Zołza doskonale wiedziała, że  ludzie spóźnienia mają we krwi. Poza tym, ktoś kto nigdy nie mieszkał w Warszawie nie jest w stanie zrozumieć niektórych spraw. Takich jak chociażby przetransportowanie się z Mokotowa na Pragę w godzinach szczytu.
Rozejrzała się w poszukiwaniu wolnego miejsca. Ławek w Pasażu Śródmiejskim było sporo. Niestety wszystkie zajęte. Olbrzymie budynki stołecznych pedetów wabiły cieniem.
- Trudno. Będę tu stała aż zakwitnę - powiedziała potrząsając asymetryczną grzywką - Ale prędzej zwiędnę!
- Przepraszam... - najpierw usłyszała, a dopiero potem zobaczyła młodego człowieka, płci zdecydowanie męskiej, w wieku mniej więcej równym. Mężczyzna, dość przystojny brunet z nieco przydługą grzywą, ubrany był w najzwyklejszą białą koszulkę produkcji zaprzyjaźniaj republiki chińskiej i  spodnie marki teksasy udające markowe dżinsy. Na nosie miał okulary, co sygnalizowało, że oto mamy do czynienia z intelektualistą. Dodatkowym faktem o tym świadczącym była przeźroczysta reklamówka w której taszczył kilogram cukru, bułkę paryską, puszkę zawierającą najprawdopodobniej produkt wędlinopodobny, serek topiony tylżycki i kilka książek  starannie obłożonych szarym papierem. Najpewniej z biblioteki wydziałowej, bo widać też było kawałek rewersu.
- Tak? - Zołza niezwykle uprzejmie zapytała nieznajomego, który najwyraźniej oprócz krótkowzroczności cierpiał też na chroniczną nieśmiałość. Na przemian czerwienił się bladł.
- Nie poszłabyś ze mną na kawę ? - zapytał na wdechu.
- Ależ oczywiście że nie! - Zołza odpowiedziała zupełnie odruchowo, zgodnie z zasadami wpajanymi przez  matkę - rodzicielkę, że się z nieznajomymi na ulicy nie rozmawia, nie chodzi na randki ani nie przyjmuje prezentów typu cukierek. Jedyne na co można, a nawet należy odpowiedzieć to jak zapytają która godzina, albo jak dojechać na Ursynów.  Kawa z nieznajomym była absolutnie zakazana.
- Rozumiem - odpowiedział zawstydzony i zniknął z pola widzenia nadal nieco zaskoczonej propozycją Zołzy tak szybko na ile pozwalał kłębiący się w pasażu  tłum.
- No? Co masz taką minę jakbyś ducha zobaczyła? - cudem spóźniona zaledwie kwadrans kumpela zapytała Zołzę która wzrokiem i myślami krążyła za intelektualistą w chińskiej koszulce.
- A nic. Opowiem ci po drodze - Zołza niedbale machnęła ręką. Marta nie mogła wyjść z podziwu, że jej się upiekło. W normalnych warunkach czekała ją przemowa jeden do jednego. Minuta tyrady za każde 60 sekund spóźnienia.
***
- No i jak? - panna studentka Marta, rozchyliła kotary  ciasnej przebieralni i z gracją okręciła się dookoła własnej, mocno zgrabnej osi, prezentując  najnowszy krzyk mody krajowego przemysłu odzieżowego.
- Nieźle - Zołza odpowiedziała zgodnie z prawdą. W jej ustach to był komplement najwyższej klasy. Nieźle równało się bardzo dobrze. Zresztą Marcie we wszystkim było dobrze. Nawet w fartuchu woźnej wyglądała rewelacyjnie.
- Dobra. To biorę! - krzyknęła z za kotary - A swoją drogą to szkoda.
- Czego?
- No że nie poszłaś na tę kawę. Tak sobie myślę, że to musiało go wiele kosztować.
- Ta kawa? - upał najwyraźniej odbierał Zołzie zdolność logicznego myślenia.
- To że się odważył zapytać. Drugi raz może się nie zdecydować...

Dziś Zołza też tak myśli. I nawet trochę żałuje.

PeeS. Jestem niezwykle fotogeniczna. Świadczy o tym powyższe zdjęcie.  A źródło jest TUTAJ!

Komentarze

  1. Chciałoby się napisać: wspomnień czar. Uroczo, "autoironicznie" sentymentalne.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też znalazłbym ze 2-3 takie sytuacje w swoim życiu. Jednej to nawet długo żałowałem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Są takie momenty, które na wiele lat zapadają w pamięć. Może wszystko ułożyłoby się zupełnie inaczej po tej kawie :)))
    Ale miejmy nadzieję, że ten młodzieniec zdobył się na odwagę jeszcze co najmniej raz w życiu i nie spędził reszty swoich dni na wspomnieniu tego "kosza" :)
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jolu...
    Moja mama zawsze powtarza, ze najwazniejsze to mieć dystans do samego siebie:)
    I dziękuje w imieniu zdjęcia i jego autora:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Voluś...
    Nie czas na żałowanie róż jak las płonie. Na nowe (sytuacje) trzeba się otworzyć;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Iw...
    Też mam taką nadzieje, że ów Przystojniak "wyrósł" ze swojej nieśmiałości:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Pod wpływem tego tekstu przypomniało mi się kilka zabawnych scenek ;).
    Swoją drogą ciekawe jakby Wam upłynęło spotkanie jakbyś się zgodziła. Czasem dobrze mieć takie niezrealizowane zagadki ;).

    OdpowiedzUsuń
  8. No widzisz, Zołzo jedna? Potem młodzieńcy gorzknieją przez zołzy :))) Ja bym mu chyba jednak powiedziała, że z największą przyjemnością, alem umówiona ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam nadzieje, ze jednak się odważył jeszcze raz :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiedźma...
    Z jednej strony dobrze, a z drugiej, gdybanie co by było gdyby do niczego dobrego nie prowadzi:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Magenta...
    A bo mnie zaskoczył;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Aga_xy...
    Miejmy nadzieję, że się przełamał. A tak w ogóle to może mi się tylko wydawało że nieśmiały? :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Czasem się takich chwil żałuje, ale bywa, że złośliwy los daje pozorną drugą szansę - i wtedy okazuje się, że nie było czego żałować :))))

    OdpowiedzUsuń
  14. Heh Zołzuś skąd ja to znam. Tyle, że mój się wrócił z zapisanym swoim numerem telefonu... gdybym a nóż zmieniła zdanie.
    I nie zadzwoniłam do dziś, no !

    OdpowiedzUsuń
  15. Magdalena...
    Jeśli czegoś w tym przypadku żałuję to tylko i wyłącznie że odpowiedziałam tak a nie jakoś delikatniej:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ivon...
    Może to i lepiej. Cieszmy się tym co mammy. Są ludzie którzy nam zazdroszczą:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Aha, dobrze, że zmieniłaś to zdjęcie, tamto ma w sobie tyle energii, że zawsze patrząc na nie się muszę uśmiechnąć! :))

    OdpowiedzUsuń
  18. Noo... chłopakowi miło nie było... Albo jakiś zakład przegrał i tyle... ;-) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  19. Chyba zawsze żałujemy tego,czego nie zrobiłyśmy. To bardzo kobieca cecha.:)))

    OdpowiedzUsuń
  20. żal mi go- ja bym się chyba umówiła, albo chociaż przedstawiła go koleżance:)

    OdpowiedzUsuń
  21. Iw...
    Mnie też się podoba. Mimo, że mam na nim strasznie zołzowatą minę :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Agieszka...
    No o tym nie pomyslałąm. To mógł być zakład...;D

    OdpowiedzUsuń
  23. Anabell...
    Widocznie jestem bardzie kobieca niż mi się wydaje:)

    OdpowiedzUsuń
  24. OLQA...
    Trudno. Przegapiłam szansę :D

    OdpowiedzUsuń
  25. Tak bidaka pryncypialnie potraktowałaś... Mam nadzieję, że traumą nie przypłacił.

    OdpowiedzUsuń
  26. To prawda, co mówią, że lepiej grzeszyć i żałować, niż żałować, że się nie grzeszyło...;)

    A zdjęcia to w tej fryzurze nie masz???

    OdpowiedzUsuń
  27. kurcze, ale fajne wspomnienia:) troche moich tez sie otworzyło przede mną..

    OdpowiedzUsuń
  28. Zgaga...
    Żywię taka samą nadzieję:)

    OdpowiedzUsuń
  29. Ida...
    Nie. To jest zdjęcie soute;)

    OdpowiedzUsuń
  30. El...
    Nigdy nie wiadomo co wywoła takie wspomnienia:)

    OdpowiedzUsuń
  31. Och, a jeśli to był mężczyzna życia? (a przynajmniej jeden z mężczyzn życia) ?
    ;)

    OdpowiedzUsuń
  32. Fire.women...
    W ręku jeszcze powinien być badylek;)

    OdpowiedzUsuń
  33. Scenki...
    Jeśli już to jeden z mężczyzn ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz