Para mieszana (11)

Mieszkanie Tomka, było najoględniej mówiąc, smutne. Rośliny doniczkowe, które mama hodowała uschły. Jeszcze jak żyła, zaczęły chorować. Można powiedzieć, że umarły razem z nią.
Jedyne co było tam kolorowe, to telewizor. Sprzęt, który wypełniał pustkę i robił za towarzystwo. Nie ważne co, ważne że gadające głowy poruszały się, a z ich ust, wydobywały się jakieś dźwięki. Widmo samotności wisiało nad Tomkiem, za każdym razem, kiedy wracał do pustego mieszkania i nikt, oprócz ludzików zza szklanej szybki, nic nie mówił.
Teraz, jest Jacuńska. Ona i jej dziwna chęć spisania historii swojego życia. I te jej opowieści. Niesamowite życie miała ta kobieta…
Dziś zamiast telewizora, najpierw włączył komputer.
Nowy folder. Dokument tekstowy. Nazwa… jak to nazwać? Biografia? Na początek może być. Zawsze można to potem zmienić. W punktach zapisał to, co usłyszał od sąsiadki. Zawsze tak robił. Potem rozwijał te punkty. I wychodziła opowieść. Teraz też wyjdzie. Bo życie tej kobiety było, twuuu, jest warte uwiecznienia.

***
- Proszę na mnie nie patrzeć! Słyszy pani! Nie życzę sobie!– Malwina krzyczała tak głośno, że pewnie było ją słychać na sąsiedniej ulicy.  Ewa, która była bezpośrednim sprawcą tej awantury, bo miała czelność spojrzeć w stronę rozhisteryzowanej nastolatki, stała i nie wiedziała co zrobić.
Sytuacja trochę ją przeraziła. Ona nie patrzyła na Malwinę, tylko na stolik, przy którym dziewczyna siedziała.
- Co się stało? Córeczko? – Jużyk wpadł do salonu jak przysłowiowa burza. Jedno spojrzenie na plączącą córkę. Drugie, równie szybkie na  być może i bezradną ale i  niestarająca się jej uspokoić Ewę. W jego ocenie sytuacja wyglądała jednoznacznie. Obca baba znęca się psychicznie nad ukochaną córeczką. Innej opcji nie brał pod uwagę.
- Co pani jej zrobiła? – zapytał oskarżycielskim tonem
- Nic.
- To dlaczego ona płacze?
Z oczu Malwiny płynęły najprawdziwsze, wielkie łzy i spływały na różową bluzeczkę z wizerunkiem Kiti.
- Nie wiem – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- Tatoooo… bo ona się ze mnie śmiała. Wzrokiem się śmiała! - dziewczyna spojrzała na Ewę z nienawiścią – Ona chce mi ciebie zabrać. Pozwolisz jej?
No i zaczęło się. Jużyk rzucił się córce na pomoc, tulił , głaskał i szeptał na uszko, zaklęcia dozgonnej ojcowskiej miłości. Skutek był odwrotny do zamierzonego. Im bardziej on starał się ją uspokoić, tym głośniej mała płakała i zawodziła.

Wspomnienia wróciły. Przed oczami, w roli rozhisteryzowanej nastolatki stanęła , nie Malwina tylko ona sama. Właśnie taka, identyczna, była kilkanaście lat temu. Też siedziała wtedy na wózku inwalidzkim. Wszędzie dopatrywała się spisku i tego, że ktoś się z niej naśmiewa. Mama zawsze jej ulegała. Gdyby nie twarda i konsekwentna postawa ojca, pewnie nie było by jej dziś w tym miejscu… Byłaby zgorzkniałą kobietą na wózku, która oczekuje współczucia i żąda.
Właściwie to od wypadku, do czasu, kiedy ponownie stanęła na własnych nogach, jej życie było jednym wielkim żądaniem. Przecież, to jej się należało! To ona była pokrzywdzona.
I wszyscy mieli tańczyć w rytm wypłakiwanego przez nią walczyka.
Ojciec przestał tańczyć, kiedy po rozmowie z lekarzem okazało się, że tak naprawdę, to fizycznie wszystko jest w porządku, i że ta niemożność chodzenia, to jakaś psychiczna blokada. Wtedy zaczął ją zmuszać.
- Chcesz ciasteczko? To sobie weź.
- Przecież wiesz że nie mogę.
- Możesz, tylko ci się nie chce.
Długo trwało zanim się przełamała, wstała i po prostu zaczęła chodzić, wracając tym samym do świata żywych.

- Mogę panią na chwilę poprosić? Do mojego gabinetu. – Jużyk nie czekając na odpowiedź, poszedł przodem. Był wyraźnie wściekły. Mała jędza triumfowała.
- Co jej właściwie jest? – zapytała, nie czekając na oskarżenia
- Jest chora. Nie widzi pani?
- Wie pan , że w takiej sytuacji, to chora jest cała rodzina. Pan jako starszy i mądrzejszy, nie powinien jej ulegać. Nie widzi pan, że ona gra? Że terroryzuje wszystkich swoją chorobą?
- Co też pani wymyśla! – Jużyk był wyraźnie oburzony – Jest chora. Nikt z własnej woli nie siedziałby na wózku. I czy się to pani podoba, czy nie proszę, aby pani była dla niej wyrozumiała. Ona cierpi.
- Zapewne. Nie mam zamiaru tego kwestionować. Pan też cierpi.
- A co pani może o tym wiedzieć? – powiedział i odwrócił się w stronę okna, dając tym sygnał do zakończenia rozmowy.
- Wiem. I to więcej niż się panu może wydawać. Ona jest wierną kopią mnie. Ja też myślałam, że wszystko mi się należy tylko dlatego, że byłam na tyle głupia, że wlazłam na drzewo. I spadłam.
- To nie głupota to niefrasobliwość - Jużyk wystąpił w obronie chyba bardziej córki niż Ewy.
- Nie. W wieku 12 lat chyba powinnam mieć świadomość że ręce to nie skrzydła.
Wyszła cicho zamykając za sobą drzwi. Jużyk został sam. Ziarno prawdy zostało zasiane.


CeDeeN...

Komentarze

  1. No to koniec.Szykuj się. Jadę do Ciebie!!!
    :)))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Tkaitka...
    Elu! Biegnę robić ciasto! Biorąc pod uwagę odległość będziesz za jakieś 2 godziny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja się z każdym fragmentem bardziej wciągam. I te cedeeny :D. W takich miejscach, że ciekawość rośnie ;). Nie mogę się kolejnej części doczekać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha, i znów iskra napięcia na koniec
    :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No! Bo już myślałam, że zarzuciłaś na bliżej nieokreśloną przyszłość :)

    OdpowiedzUsuń
  6. zacieram raczki na dalszy ciag .tylko szkoda ze tak malo..

    OdpowiedzUsuń
  7. no, no ciekawie się rozwija:)

    OdpowiedzUsuń
  8. To nie na ciasto! Wytrząsnąć z Ciebie resztę Pary mieszanej..Pod jeszcze nie wiem jaką groźbą karalną - jak będzie mus.
    I miałaś już za dużo czasu na wymyślanie.
    Mam wrażenie, że tracisz czytających - jest mało komentarzy.Do roboty!:)))Na ciasto szkoda czasu.Dwie minuty w ustach, całe życie w biodrach.Kawałek czekolady i 3 daktyle.

    OdpowiedzUsuń
  9. Elu, zapewniam, że ciągle coś dłubie przy parze. Bywa że napisze kilka stron dziennie następnego ledwie kila linijek. Wszystko jednak musi swoje odleżeć, nabrać mocy, dojrzeć... a i tak w ostatnim momencie coś poprawiam:)
    A na ciasto mimo wszystko zapraszam:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mało co - ale coś o tym wiem.Nawet z zasięgu blogerskiego światka - jednego dnia można pisać do woli komentarze, a innego - ani w ząb.Czasem planuje to, i to i tamto napisać w poście, a jak przychodzi do pisania - te ważne myśli już uleciały, nie ma właściwego nastroju, nie ma wcale pisania.A moją powieść "piszę" w myślach już parę lat.Dobre, jako terapia na depresję.

    OdpowiedzUsuń
  11. Zapachniało ,,Tajemniczym ogrodem''... Lubię pana JUżyka!

    OdpowiedzUsuń
  12. No dobra ,jestem spokojna ,głęboko oddycham ,jestem oazą spokoju.Tylko dlaczego to jest takie krutkie!!!!Jestem oazą spokoju, wdech ,wydech,wdech ,wydech.Jesli ty sama tego ,jak skończysz,nie wyślesz do jakiegos wydawcy to obiecuje że zrobie to za ciebie.O marnowaniu talentu wcale nie bede sie wypowiadać.Błagam o szybki ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  13. chyba zgubiłam jakis odcinek, ale czytam:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Wprawdzie nie komentuję, bo miałam ostatnio zaległości, ale teraz czytam, czytam, czytam... :)))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

O złamanej nodze

Sprawa się rypła

Bluszcz