Listy do Julii

"A gdyby -  to dwa kompletnie neutralne słowa, które będąc w parze, mogą dręczyć nas do końca życia..."

Komedie romantyczne rządzą się swoimi prawami. Po pierwsze, co nie ulega wątpliwości, muszą być romantyczne. Po drugie, zawsze jest jakiś on i ona, których scenarzyści wikłają w sytuacje nie tyle dziwne co mocno naciągane. Po trzecie, ma być śmiesznie. Przydałoby się też po czwarte; oryginalnie i nieprzewidywanie.
Jakie są "Listy do Julii"?
Punkt pierwszy dotyczący romantyzmu spełnia normy w dwustu a nawet trzystu procentach. Trudno o bardziej sprzyjającą scenerię niż Włochy, Weronę i najsłynniejszy balkon świata. Rzecz albowiem dzieje się, przynajmniej na początku w mieście najsłynniejszych szekspirowskich kochanków. Potem oczyma kamery przenosimy się tam gdzie pachnie bazylią, oliwą, pomidorami i najlepszym winem.


 Ich pięcioro... czyli Galimatias z którego oczywiście musi coś wyniknąć.

Ona- Sophi, jeszcze nie odkryta i niedoceniona gwiazda amerykańskiego dziennikarstwa. On - Victor kucharz, pretendujący do miana najlepszego w Nowym Yorku. Wszystko byłoby cacy gdyby tych dwoje nie wpadło na genialny pomysł udania się w podróż przedślubną. Niestety scenarzysta chciał inaczej. Zaraz po przybyciu do Werony okazało się, że ich pojęcie wspólnie spędzanego urlopu jest skrajnie różne. I dobrze! Gdyby nie to, akcja nie mogłaby się rozwijać.
Podczas gdy Victor ugania się za winem i nowymi przepisami, Sophi zaprzyjaźnia się z kobietami będącymi sekretarkami szekspirowskiej Julii. Zaraz pojawia się inna Ona, Cler - której list do Juli cudem odnalazł się po 50-ciu latach.Trzecia jest angielką, kobietą z przeszłością, po przejściach i ... przystojnym wnukiem Chalim, który nic a nic nie cieszy się z tego, że babka postanowiła odnaleźć szczenięcą miłość. Wręcz przeciwnie. Ma za złe jej i tej całej zmanierowanej amerykance, której się zachciało bawić w orędowniczkę miłości wiecznej i romantycznej.

A dalej już wiadomo.
..
Wspólna podróż po bajecznie urokliwej Italii zbliża. Początkowa niechęć, a nawet wrogość przeradza się w romantyczne uczucie któremu na przeszkodzie stoi ocean dzielący Europę od Ameryki i niejaki Viktor.
Komedia romantyczna rządzi się jednak swoimi prawami i wszytko musi się skończyć happy endem. Cler odnajduje Lorenzo. Sophi i Charliemu tez scenarzysta zgotował równie radosne zakończenie. Wszyscy zapewne żyli długo i szczęśliwie i nigdy nie zabrakło im doskonałego włoskiego wina..

Kwintesencją filmu jest zdanie z listu Jaki Sophi w przypływie weny napisała w imieniu Julii do Cler;
"A gdyby -  to dwa kompletnie neutralne słowa, które będąc w parze, mogą dręczyć nas do końca życia..."Gdyby... Sophi nie napisała, Cler nie przyjechała... No właśnie!


Gdyby nie krajobrazy niezwykłej urody, film można by uznać za zupełnie przeciętny. Bez ochów, achów i palpitacji serca. A aspekt komediowy w zasadzie nie istnieje.
Niemniej obejrzeć warto. Mimo, że z góry wiadomo co będzie dalej.
***
reżyseria:Gary Winick
scenariusz:Jose Rivera,Tim Sullivan
premiera: 11 czerwca 2010 (Polska) 25 kwietnia 2010 (Świat)
produkcja:USA
gatunek:Dramat, Komedia rom.

Komentarze

  1. Filmu nie widziałam, więc się będę wymądrzać, ale Weronę kilkanaście razy i mogę tam wracać i wracać, miasto pokryte marmurem rosso, w czasie deszczu nie ma piękniejszego widoku... mmm

    OdpowiedzUsuń
  2. Widziałam w ubiegłym roku go widziałam, przyjemny, przewidywalny, wszystko ok:)

    OdpowiedzUsuń
  3. A! niekoniecznie trzeb by ło iśc do kina na niego:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Margo...
    Ech... Jak ja ci zazdroszczę...

    OdpowiedzUsuń
  5. Beata...
    A ja byłam w kinie. Domowym;D

    OdpowiedzUsuń
  6. nie lubie romantycznych komedii:) ale ta widzialam wlasnie ze wzgledu na te widoczki:))
    troche tego bylo,co pozwolilo mi przelknac ta wlasnie przewidywalna reszte....
    jedyne co chyba bylo fajne,to przeslanie,ze milosc nigdy nie umiera i nawet po 50 latach moze sie spelnic w postaci -"i slubuje Ci" ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. ostatnio tylko komedie romantyczne oglądam

    OdpowiedzUsuń
  8. W Weronie byłem, nawet jakiś wścibski fotograf uwiecznił me umizgi do kamiennego biustu Julii :)
    A film? Włoska sceneria niewątpliwie jest jego sporym atutem :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Emocje...
    A ja lubię. I co z tego ze z reguły są przewidywalne (ta znacznie bardziej). Widoczki rekompensują :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Emma...
    Próbowałam obejrzeć coś "ambitnego" i przypłaciłam to bezsenna nocą ;D

    OdpowiedzUsuń
  11. Voluś...
    Zaiste przecudnej urody musiał być ów biust skoro przedłożyłeś go nad naturale atuty gorących Włoszek;D

    OdpowiedzUsuń
  12. Więc się NIE będę* - to przez katar tak zjadam... Tam zazdroszczę, trzeba się zapakować i wypuścić na długi weekend. O 22 wyjeżdżamy i śniadanie jemy nad Gardą a stamtąd do Werony to już tylko myk... Dwa dni to maks jaki tam nam potrzeba :) Może nam się jakiś romantyzm przyplącze... :P

    OdpowiedzUsuń
  13. Romantycznie i wiosennie? Hmm..nie pamiętam kiedy ostatnio jakiś romantyczny obraz oglądałam:) A gdyby - też mnie czasami męczy, staram się go nie dopuszczać do głosu.

    OdpowiedzUsuń
  14. a ja tez oglądałam... i nie wstydzę się przyznać ze uwielbiam romansidła takie... lubię ta aktorkę, a i tez piękne widoczki, piękna pogoda....i trochę pięknego młodego męskiego ciała tez dla oczu było... milo po całym dniu stresu w pracy zasiąść i pooglądać coś lżejszego dla umysłu...

    OdpowiedzUsuń
  15. Oj Werona. BYłam, nawet pod balkonem ;) Och, jak me serce zatęskniło za Italią.

    OdpowiedzUsuń
  16. Filmu nie widziałam, ale lubię takie lekkie, łatwe i przyjemne opowieści. A jeśli jeszcze jako bonus są piękne krajobrazy, to cud-miód! Bardzo przy czymś takim odpoczywam :)

    OdpowiedzUsuń
  17. a mi czasu braknie i ostatnio mało co oglądam :(
    ale do Werony też bym chciała.. :)

    OdpowiedzUsuń
  18. do Werony bym chciała...

    na razie film!

    OdpowiedzUsuń
  19. Margo...
    Ty kusisz, a ja jak zwykle uziemiona;D

    OdpowiedzUsuń
  20. Pieprzu...
    Bo "a gdyby" ciocia miała wąsy to by wujkiem była. Lepiej tego nie rozpamiętywać:)

    OdpowiedzUsuń
  21. Marzenka...
    Bo to przecież nic takiego, że człowiek po pracy chce odpocząć przy czymś lekkim, łatwym i przyjemnym:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Butterfly...
    Margo jedzie. Zabieraj się z nią:)

    OdpowiedzUsuń
  23. Antares...
    Ja też! Odpoczywam, odpływam, nie myślę...;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Euforka...
    Takie filmy to między zmywaniem a prasowaniem mozna oglądac :D

    OdpowiedzUsuń
  25. Mijka...
    Film jako substytut? Też można:D

    OdpowiedzUsuń
  26. A mi się ten film podobał. Śliczne widoki, piękna historia, moje ulubione "gdybanie" i przesłanie, że warto ryzykować, by później nie żałować. OK, banalne ale jednak coś było w tym filmie... Poza tym czasem dobrze obejrzeć takie nieskomplikowane romantyczne opowieści. Bo czymże by było nasze życie bez odrobiny banalnego romantyzmu? ;)
    Pozdrawiam
    Verita

    OdpowiedzUsuń
  27. Wybacz ale ja jestem głupia!!! Pomyliłam się w podaniu swojej witrynki:/ Miało być:
    www.kobiecatorebka.wordpress.com
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  28. Jeszcze nie widziałam, ale widzę, że to film lekki niczym mgiełka :) W sam raz na wolne popołudnie lub przedpołudnie!
    Szkoda, że takich mam ostatnio zbyt mało :)
    Dzięki za recenzję, miłego tygodnia!

    OdpowiedzUsuń
  29. mam na tapecie, i się zabieram, więc zapewne niedługo skonsultuję moje wnioski z Twoimi, masz racje wiele jest filmów, które tak naprawdę trzyma miejsce w którym są kręcone, bo tego się nie da spieprzyć;-) sama wczoraj oglądałam jaśka fasole, film sama Wiesz ale urokliwe francuskie miasteczka, prowincja mrrrr, w sobotę zaliczyłam nowość Allena, niestety miejsc urokliwych nie było, obsada rewelacja, ale nic to nie dało, jak dla mnie PORAŻKA... Pozdrawiam filmowo;-)

    OdpowiedzUsuń
  30. Hmm, jak dla mnie film jak film... Pogodny, romantyczny, optymistyczny, ale momentami nudnawy i łatwy do przewidzenia. No ale ogląda się szybko i przyjemnie :)

    OdpowiedzUsuń
  31. hm.. no i nie wiem, bo w sumie chyba nie lubię romansideł...

    OdpowiedzUsuń
  32. Verita...
    No właśnie, czasami warto zaryzykować:)
    A linki oba as aktywne:)

    OdpowiedzUsuń
  33. Iw...
    lekki, łatwy i przyjemny. Trochę nijaki ale w przyzwoitym stylu:)

    OdpowiedzUsuń
  34. Jazz...
    Czyli nazwisko, nawet to największe, nie jest gwarantem jakości:)

    OdpowiedzUsuń
  35. Weranda pełna słońca...
    Dokładnie tak:)

    OdpowiedzUsuń
  36. Pomylone gary...
    A ja lubię. Może nie tak, że na śniadanie, obiad i kolacje, ale od czasu do czasu mam na romansidło smaka:D

    OdpowiedzUsuń
  37. polecam "Pod słońcem Toskanii" a na później "Ukryte pragnienia" równie ciekawe widoczki :) jak i fabuła.

    OdpowiedzUsuń
  38. Nasza TV na pewno zrobiłaby z tego wzruszający serial między jakąś plebanią a rozlewiskiem ;)

    OdpowiedzUsuń
  39. Mysza...
    Pod słońcem Toskanii mam i chyba sobie dziś wieczorem zafunduję seansik:)

    OdpowiedzUsuń
  40. Magenta...
    to i tak pól biedy w porównaniu z taką np. "Majką":D

    OdpowiedzUsuń
  41. I jak Toskania ?? Obejrzałaś ??

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz