Skarby
Ze specjalną dedykacja dla Stardust i jej zapasu jednorazowych majtek..
To było dawno, dawno temu, kiedy byłam, piękna, młoda niecałowana, i mieszkałam w mieście S (dla wtajemniczonych; gród nad Muchawką) w uroczym pudełku z wielkiej płyty, a miałam lat tyle, że można się było do tego przyznać bez obawy, że potomkowie podsuną testament do podpisania.
Mieszkanko – wiadomo ciasne i wcale nie głuche, bo w blokach ściany maja uszy. Ale co mnie to…
W pokoiku na stoliku, stało mleczko, a obok była wersalka zwana skarbcem. W razie „W” wystarczyło powiedzieć magiczne „Wersaleczko otwórz się”, zanurkować i zawsze się coś znalazło… Mebel ów albowiem, oprócz funkcji użytkowej do jakiej został przez producenta stworzona, służyła jeszcze do przechowywania różnych, najróżniejszych różności. Najczęściej były to rzeczy otrzymane w darze, jako prezent zupełnie nie trafiony w gust (niekoniecznie mój, bo skarby zbierałam od całej rodziny) … Były tam też rzeczy kupione cholerawiepoco i cholerawiedlaczego. Z perspektywy czasu oceniam, że nawet wspomniana cholera miałaby problemy z interpretacją moich zakupowych zachowań. Przynajmniej niektórych.
Często dopiero jak przynosiłam do domu „zdobycz” okazywało się, że jedyne miejsce, gdzie można to cudo umieścić to przepastne czeluści wersaleczki.
Kiedy nadchodziło wspomniane „W” wyciągałam „skarby”.
- Nie no co ty! Właśnie od niej dostałam te filiżanki – powiedziała mama , która akurat wybierała się na imieniny koleżanki z pracy. Filiżanki były koszmarnie odpustowe. Złote w złote szlaczki. Ani do użytku, ani do ozdoby. Bardzo możliwe, że też je od kogoś owa koleżanka dostała i żeby nie mieć więcej do czynienie z estetycznym koszmarkiem podała dalej.
- No to może to? – powiedziałam wyciągając obrzydliwie różową koszulę nocną. Całą upstrzoną koronkami, kokardkami i innym jarmarcznym badziewiem.
- Nie. To od Jolki. Ona też będzie.
- A co powiesz na to? Całkiem gustowne co?
- Oszalałaś. Przecież to prezent od ojca. Jakby się dowiedział, że oddałam bluzkę, jedyną jaką mi kupił, to by mnie chyba własnoręczne udusił. I ciebie też - dodała – Za udział w spisku.
- No to ja już nie wiem – bezradnie rozłożyłam ręce.
Zaczęłyśmy po kolei wyciągać na światło dzienne zawartość skarbca; budzik, tygodniowy zapas majtek na tyłek nastolatki z anoreksję, kaseta magnetofonowa z koncertem fortepianowym jakiegoś podrzędnego grajka, kubko-grzałka (chyba turystyczna), słoń z opuszczoną trąbą, obrazek-koszmarek z bursztynów, pudełko z durnostojkami wszelkiej maści, skrzyneczka z jednorazowymi śrubokrętami, breloczek z misiem, pokrowiec na pół litra czystej, turecki sweterek w rąby…
Dziś też mam skarbiec. Wystarczy otworzyć szafę i sięgnąć do wielkiego pudła. Na wierzchu leży wyrzut sumienia; eleganckie czarne pudełeczko ze złotymi napisami, cały czas w ochronnym celofanie. Kupiłam bo okazja się nadarzyła. A przecież nigdy nie wiadomo co się może przydać. Dobrze widoczny plakat kusił, wabił, zachęcał;
No co?! Promocja była! Jedną paczkę dałam sąsiadce. Akurat była w potrzebie. A druga leży. I czeka. Może nie na cholerę, ale na chorobę na pewno. Bo po co mi papierosy skoro nie palę?
PeeS. Autorem fotki jest Voluś - robiący zdjęcia. I co z tego że niewiele ma wspólnego z treścią? Bardzo mi się podoba. I już.
To było dawno, dawno temu, kiedy byłam, piękna, młoda niecałowana, i mieszkałam w mieście S (dla wtajemniczonych; gród nad Muchawką) w uroczym pudełku z wielkiej płyty, a miałam lat tyle, że można się było do tego przyznać bez obawy, że potomkowie podsuną testament do podpisania.
Mieszkanko – wiadomo ciasne i wcale nie głuche, bo w blokach ściany maja uszy. Ale co mnie to…
W pokoiku na stoliku, stało mleczko, a obok była wersalka zwana skarbcem. W razie „W” wystarczyło powiedzieć magiczne „Wersaleczko otwórz się”, zanurkować i zawsze się coś znalazło… Mebel ów albowiem, oprócz funkcji użytkowej do jakiej został przez producenta stworzona, służyła jeszcze do przechowywania różnych, najróżniejszych różności. Najczęściej były to rzeczy otrzymane w darze, jako prezent zupełnie nie trafiony w gust (niekoniecznie mój, bo skarby zbierałam od całej rodziny) … Były tam też rzeczy kupione cholerawiepoco i cholerawiedlaczego. Z perspektywy czasu oceniam, że nawet wspomniana cholera miałaby problemy z interpretacją moich zakupowych zachowań. Przynajmniej niektórych.
Często dopiero jak przynosiłam do domu „zdobycz” okazywało się, że jedyne miejsce, gdzie można to cudo umieścić to przepastne czeluści wersaleczki.
Kiedy nadchodziło wspomniane „W” wyciągałam „skarby”.
- Nie no co ty! Właśnie od niej dostałam te filiżanki – powiedziała mama , która akurat wybierała się na imieniny koleżanki z pracy. Filiżanki były koszmarnie odpustowe. Złote w złote szlaczki. Ani do użytku, ani do ozdoby. Bardzo możliwe, że też je od kogoś owa koleżanka dostała i żeby nie mieć więcej do czynienie z estetycznym koszmarkiem podała dalej.
- No to może to? – powiedziałam wyciągając obrzydliwie różową koszulę nocną. Całą upstrzoną koronkami, kokardkami i innym jarmarcznym badziewiem.
- Nie. To od Jolki. Ona też będzie.
- A co powiesz na to? Całkiem gustowne co?
- Oszalałaś. Przecież to prezent od ojca. Jakby się dowiedział, że oddałam bluzkę, jedyną jaką mi kupił, to by mnie chyba własnoręczne udusił. I ciebie też - dodała – Za udział w spisku.
- No to ja już nie wiem – bezradnie rozłożyłam ręce.
Zaczęłyśmy po kolei wyciągać na światło dzienne zawartość skarbca; budzik, tygodniowy zapas majtek na tyłek nastolatki z anoreksję, kaseta magnetofonowa z koncertem fortepianowym jakiegoś podrzędnego grajka, kubko-grzałka (chyba turystyczna), słoń z opuszczoną trąbą, obrazek-koszmarek z bursztynów, pudełko z durnostojkami wszelkiej maści, skrzyneczka z jednorazowymi śrubokrętami, breloczek z misiem, pokrowiec na pół litra czystej, turecki sweterek w rąby…
Dziś też mam skarbiec. Wystarczy otworzyć szafę i sięgnąć do wielkiego pudła. Na wierzchu leży wyrzut sumienia; eleganckie czarne pudełeczko ze złotymi napisami, cały czas w ochronnym celofanie. Kupiłam bo okazja się nadarzyła. A przecież nigdy nie wiadomo co się może przydać. Dobrze widoczny plakat kusił, wabił, zachęcał;
„ Druga paczka za 50%!”
- To ja poproszę - powiedziałam do uśmiechniętej ekspedientki.
- A które? - mina pani sprzedawczyni świadczyła o zrozumieniu.
- Nie wiem. Może te czarne... - obok zielonego to mój ulubiony kolor.
- A drugie jakie? - zapytała nadal się uśmiechając.
Rozejrzałam się niepewnie. Zielonych nie było. Przynajmniej na promocyjnej półce.
- Miętowe! - przypomniałam sobie nagle, że lubię ten smak.
- To ja poproszę - powiedziałam do uśmiechniętej ekspedientki.
- A które? - mina pani sprzedawczyni świadczyła o zrozumieniu.
- Nie wiem. Może te czarne... - obok zielonego to mój ulubiony kolor.
- A drugie jakie? - zapytała nadal się uśmiechając.
Rozejrzałam się niepewnie. Zielonych nie było. Przynajmniej na promocyjnej półce.
- Miętowe! - przypomniałam sobie nagle, że lubię ten smak.
No co?! Promocja była! Jedną paczkę dałam sąsiadce. Akurat była w potrzebie. A druga leży. I czeka. Może nie na cholerę, ale na chorobę na pewno. Bo po co mi papierosy skoro nie palę?
PeeS. Autorem fotki jest Voluś - robiący zdjęcia. I co z tego że niewiele ma wspólnego z treścią? Bardzo mi się podoba. I już.
haha, jak ja kocham takie zakupy. jedno z najbardziej frustrujacych zjawisk
OdpowiedzUsuńzjadło mi komentarz:(
OdpowiedzUsuńZdjęcie jak najbardziej adekwatne do notki, wszak kolor zielony jest niemal w jego centrum:))
Przypomniałaś mi jak w latach 70. przyleciała do nas siostra mamy z US i w bagażu miała zapas majtek jednorazowych na cały pobyt w Polsce. Dziwiliśmy się okrutnie, że ta Ameryka jest taka zakręcona, a nie taka 'normalna' jak Polska;))
Nawet mi nie przypominaj ile takich prezentów (to pal licho, ludzie, nawet bliscy mają prawo nie znać mojego gustu), ale moich własnoręcznych nabytków mam poupychanych po kątach. Głęboko, żeby nie pchały się w oczy jak namacalny wyrzut sumienia. I najgorsze że się człowiek nie uczy na własnych błędach niestety...
OdpowiedzUsuńPo ślubie mieliśmy taki skarbiec z prezentami od mojej mamy. Generalnie siedziały one w skarbcu, ale gdy zbliżała się wizytacja, trafiały na półkę. Aż któregoś dnia wypierdzieliłem je w kosmos :)
OdpowiedzUsuńNie uwierzycie, ale mam tylko jedną taką rzecz...Wisi na ramiączku pośrodku moich rzeczy i jest widoczna, jak wyrzut sumienia ,nie to zły przykład, ale widoczna jest na bank.Koronkowa niebieska bluzka rozpinana z przodu i nigdy nawet nie przymierzona...Na usprawiedliwienie mam to, że nie bluzki pragnęłam, a chciałam wspomóc właścicielkę lumpeksu, bo tak marnie jej właśnie szło, że nie miała za co kupić sobie papierosów...Pali do dziś, ta moja przyjaciółka...A ja, choć inne rzeczy wyrzucam stosunkowo zdecydowanie - tej jednej bluzki jakoś nie mogę wyrzucić...Może choć przymierzyć?...
OdpowiedzUsuńMama Soni...
OdpowiedzUsuńNo... zawsze potem jest o czym napisać posta:D
Iva...
OdpowiedzUsuńTeż coś! Jednorazowe majtki. Tak jakby ich na proszek do prania nie było stac:D
Mira...
OdpowiedzUsuńA bo to wszystko dlatego ze kiedys nic nie było. I kupowało sie to co akurat było:D
Voluś...
OdpowiedzUsuńMiałam tak z kryształami od teściowej:D
Tkaitka...
OdpowiedzUsuńPrzymierz koniecznie. A potem powieś. Kto wie czy się kiedyś nie przyda:D
Jak to niewiele wspólnego? też zielone ;)
OdpowiedzUsuńMnie najbardziej dręczą prezenty od własnego męża - maskotki (których nigdy nie lubiłam samych w sobie) i (nigdy) nie trafione ubrania :D
Ostatnio próbowałam spławić jedną żabę za pomocą Pysia w kierunku jego ulubionej przedszkolnej koleżanki - nawet koleżanka nie chciała takiej żaby, a mż mi wypomniał :D
Dlatego od jakiegos czasu raczej "podpowiadamy" sobie możliwe prezenty :)
OdpowiedzUsuńhahahah kupuje to "cholerawiepoco" dobre:)
OdpowiedzUsuńzdjecie faktycznie nie ma nic wspolnego z papierosami,ale jest piekne!!:))
ach te promocje.....tez tak mam:)
p.s czy masz ochote napisac dlaczego zolza z pegeeru i dlaczego Nivejka?:)
Tabu zaczela zabawe,czyli cos w stylu podaj dalej:) u mnie info;)
bardzo jestem ciekawa dlaczego Nivejka???:)pozdr!
oj w mojej wersalce panienińskiej w domu rodzinnym też było skarbów, oj było...
OdpowiedzUsuńHahaha, taki skarbiec chyba jest lub byl w kazdym domu:)) U mnie byl do czasu kiedy wreszcie zebralam sie w sobie i oglosilam wszem i wobec, ze NIE przyjmuje zadnych prezentow. Od tej pory mam spokoj... no chyba ze sama kupie jakies "cholerawiepoco":)))
OdpowiedzUsuńA w kwestii tych majtek z ktorymi przyleciala z US ciotka Ivy, to sie domyslam, ze podrozowanie z takimi majtkami ma sens. Zwlaszcza gdy sie wyjezdza gdzies na dluzej, bo nie trzeba ich prac w czasie wakacji i nie trzeba ich kolekcjonowac brudnych w tym samym bagazu z czysta bielizna. Tak sie domyslam, bo nawet slyszalam o tym kilka razy. No i w przypadku majtek to moim zdaniem jest w tym jakis sens:)))
U mnie pełno takich skarbonek ze skarbami, generalnie podzielone na: nietrafiony/niepotrzebny/badziewny prezent od kogoś, nietrafiony/niepotrzebny/badziewny zakup małża, nietrafiony/niepotrzebny/badziewny zakup własnoręcznie poczyniony. I tylko mieszkanie nie chce być z gumy i się powiększyć samoistnie, co by to całe tałatajstwo pomieścić.
OdpowiedzUsuńnaaaaaaprawdęęęęęęęęęeeeeeeeeeee, kupiłas papierosy????????????????
OdpowiedzUsuńnie:(
Iimajka...
OdpowiedzUsuńA może koleżanka Pysia byłaby zainteresowana kapciami w kształcie piesków? Mam akurat na zbyciu?:D
Aga_xy...
OdpowiedzUsuńJa delikatnie sugeruję, naprowadzam, aż w końcu mówię w prost:D
Emocje...
OdpowiedzUsuńPrzez takie promocyjne akcje to towar zbędny zmienia właściciela po prostu.
ad peesa. Przemyślę sprawę . Bo o ile Nivejka wiem dlaczego, zołza również o tyle nad pegeerem muszę się zastanowić:D
Chwilka...
OdpowiedzUsuńA miałaś ruskie perfumy? Albo całą szpulkę gumki do majtek?:D
Stardust...
OdpowiedzUsuńOczywiście że majtki jednorazowe mają sens! Powiem ci nawet że odkąd pojawiły się u nas w sprzedaży sama takie kupuję... na wyjazdy:D
Beti444...
OdpowiedzUsuńA najgorsze ze wstyd to coś czasami puszczać dalej..;D
Beata...
OdpowiedzUsuńSerio. I mam je już 2 lata. A na swoje usprawiedliwienie mam to, że były czarne i w promocji:D
cóż z tego , że kupiłaś papierosy, jesteś zapobiegliwą kobietą przecie. Szkoda że nie mogłaś znalezdz jak byłam w potrzebie
OdpowiedzUsuńDzidka...
OdpowiedzUsuńAle za to znalazłam kasę. A papierosy zniszczę komisyjnie! :D
Jak ja to dobrze znam... :))) Tylko mnie się często tak zdarza, że prezent od nielubianej osoby mi się psuje... :)))))
OdpowiedzUsuń:) kubko - grzałka? Sentymenty:P
OdpowiedzUsuńJeju jakie ja mam braki w blogowym czytaniu. Kiedy ja to zdążę nadrobić.
OdpowiedzUsuńTemat jakże mi bliski poruszasz. A ile ja mam takich wyrzutów wiszących w garderobie. Heh może nadarzy się okazja by je włożyć ;)
a ja ostatnio robię czystki..nosi mnie. mnóstwo ciuchów dla potrzebujących.
OdpowiedzUsuńale..przypomniałam sobie, że tez mam wersalkę.tylko teraz jej nie rusze..:-((
OdpowiedzUsuńMam taki cholerny skarbiec caly garaz.
OdpowiedzUsuńNajgorsze ze to nie tylko prezenty ale tez zakupy wlasne.
Nie zawsze mam sumienie wypieprzyc do kosza, osz!!!!!
Kapcie w kształcie piesków brzmią interesująco :D A nam wczoraj przybyła kolejna żaba-maskotka... co za świat ;)
OdpowiedzUsuńnivejka, ruskich perfum nie, ale gumka by się znalazła - lalka z dzieciństwa i niezjedzone śniadanie ze szkoły od czasu do czasu... ;)
OdpowiedzUsuń;) uroczy zakup ;D może się przydać w nerwowych chwilach bliskich Ci palaczy ;)
OdpowiedzUsuńMagdalena...
OdpowiedzUsuńA to już raczej uprzedzenie jest:D
Margo...
OdpowiedzUsuńtakie straszydełko, ale czasami bywało przydatne:D
Ivon...
OdpowiedzUsuńTe z szafy wyrzucam bezlitosnie:D
El...
OdpowiedzUsuńPrzyjdzie czas i na wersalkę:)
Eliza...
OdpowiedzUsuńNo tak. Ciężko zarobiony grosz ciężko wyrzucić:)
Iimajka...
OdpowiedzUsuńBrzmią. I to wszystko:D
Chwilka...
OdpowiedzUsuńNiezjedzone śniadania suszyłam pod kaloryferem:D
Mała Mi...
OdpowiedzUsuńZniszczyłam. Jako obiecałam :D
Swietnt text! Apropos zdjecia - to pewnie chcialas zutylizowac cos z wersalki i stad brak wyraznego zwiazku z trescia... :)
OdpowiedzUsuńJa podobno jestem totalnym smieciarzem a od utoniecia w nigdy nie wyrzucanych smieciach ratuje mnie malzonka. Nie chodzi o nawyk kupowania "okazji" itp a raczej o niemoznosc pozbywania sie czegokolwiek ale uwierz mi efekt wersalki wystepuje rowniez. :)