Teoria
... mocno spiskowa. Ale czy na pewno?
Wiem, że niektórym wyda się to co najmniej dziwne, niemniej fakt jest faktem; kiedyś byłam mała, piękna i niecałowana.
To było dawno, dawno temu, w czasach kiedy ciocia K. której pełnego imienia obecnie wymawiać nie wypada (chyba ze w kontekście niezbyt, a jeszcze lepiej niepochlebnym) święciła triumfy. Pierwszego dnia maja wszyscy mniej lub bardziej chętnie maszerowali w pochodzie. Można było nieść szturmówkę, machać kwiatkiem z bibuły w kierunku vipowskiej trybuny albo po prostu iść z miną pod tytułem "przyszedłem bo muszę, inaczej polecą mi po sprawowaniu albo pozbawią talonu na rower marki Wigry"
Pochód był też okazją do pokazania światu, a zwłaszcza jego męskiej populacji nóżek zasłoniętych jedynie podkolanówkami w kolorze dziewiczej bieli. I tenisówek, względnie ich czeskiej wersji doskonale wybielonych pastę do zębów typu Nivea.
A po pochodzie? Pierwsze tego sezonu lody! Wcześniej niestety ten smakołyk był niedostępny, nieosiągalny i w zasadzie niewskazany ze względów zdrowotnych.
Na ulicach pojawiały się też saturatory. A na ławeczkach parkowali zakochani. Jednym słowem; maj pełną gębą, mimo że dopiero pierwszy jego dzień.
Dziś niestety; lody w najróżniejszych smakach, dostępne cały okrągły rok, saturatory są niehigieniczne, podkolanówki niemodne, a zakochani eksponują swoje uczucia w lutym. Pochody, w dawnym tego słowa znaczeniu nie istnieją.
Dziś pierwszy dzień maja to przede wszystkim wielki poczatek wielkiego triuduum. I otwarcie sezonu grillowego. Nie byłoby w tym nic dziwnego ani zdrożnego gdyby nie fakt że niestety współczesna władza daje ciała. Konkretnie to niewymownej jego cześć. To co się dzieje woła o pomstę do nieba i na kilometr pachnie skandalem. Za czasów zacnej Cioci K. byłoby nie do pomyślenia.
Wtedy wszystko było z góry ustalone, zaplanowane i zamówione. Jeden członek z drugim członkiem ustalili, na plenum zatwierdzili i była. Zawsze niezawodna, prawdziwie majówkowa. Pogoda! Układy z górą wykluczają się samo przez się. Musieli więc to załatwiać w inny sposób. Może samolotami rozpędzali chmury? Albo jakimś chemicznym związkiem? A wiatr łapali w żagle? Nie ważne. Grunt, że ówczesna władza była skuteczna. Robiła wszystko, żeby po pierwsze złośliwości kapryśnej aury nie zakłócały obchodów, a po drugie, żeby obywatel był zadowolony.
A dziś? Pan premier zapomniał, nie zamówił, nie załatwił. Ja rozumiem, że ma ważniejsze sprawy na głowie, ale z drugiej strony obywatel wypoczęty i zadowolony z życia to dobry obywatel. Po prostu. I w kolejnych wyborach lojalnie się odwdzięczy.
W tej sytuacji samoistnie nasuwa się myśl... Ciociu Komuno wróć! Przynajmniej na czas majówki.
Wiem, że niektórym wyda się to co najmniej dziwne, niemniej fakt jest faktem; kiedyś byłam mała, piękna i niecałowana.
To było dawno, dawno temu, w czasach kiedy ciocia K. której pełnego imienia obecnie wymawiać nie wypada (chyba ze w kontekście niezbyt, a jeszcze lepiej niepochlebnym) święciła triumfy. Pierwszego dnia maja wszyscy mniej lub bardziej chętnie maszerowali w pochodzie. Można było nieść szturmówkę, machać kwiatkiem z bibuły w kierunku vipowskiej trybuny albo po prostu iść z miną pod tytułem "przyszedłem bo muszę, inaczej polecą mi po sprawowaniu albo pozbawią talonu na rower marki Wigry"
Pochód był też okazją do pokazania światu, a zwłaszcza jego męskiej populacji nóżek zasłoniętych jedynie podkolanówkami w kolorze dziewiczej bieli. I tenisówek, względnie ich czeskiej wersji doskonale wybielonych pastę do zębów typu Nivea.
A po pochodzie? Pierwsze tego sezonu lody! Wcześniej niestety ten smakołyk był niedostępny, nieosiągalny i w zasadzie niewskazany ze względów zdrowotnych.
Na ulicach pojawiały się też saturatory. A na ławeczkach parkowali zakochani. Jednym słowem; maj pełną gębą, mimo że dopiero pierwszy jego dzień.
Dziś niestety; lody w najróżniejszych smakach, dostępne cały okrągły rok, saturatory są niehigieniczne, podkolanówki niemodne, a zakochani eksponują swoje uczucia w lutym. Pochody, w dawnym tego słowa znaczeniu nie istnieją.
Dziś pierwszy dzień maja to przede wszystkim wielki poczatek wielkiego triuduum. I otwarcie sezonu grillowego. Nie byłoby w tym nic dziwnego ani zdrożnego gdyby nie fakt że niestety współczesna władza daje ciała. Konkretnie to niewymownej jego cześć. To co się dzieje woła o pomstę do nieba i na kilometr pachnie skandalem. Za czasów zacnej Cioci K. byłoby nie do pomyślenia.
Wtedy wszystko było z góry ustalone, zaplanowane i zamówione. Jeden członek z drugim członkiem ustalili, na plenum zatwierdzili i była. Zawsze niezawodna, prawdziwie majówkowa. Pogoda! Układy z górą wykluczają się samo przez się. Musieli więc to załatwiać w inny sposób. Może samolotami rozpędzali chmury? Albo jakimś chemicznym związkiem? A wiatr łapali w żagle? Nie ważne. Grunt, że ówczesna władza była skuteczna. Robiła wszystko, żeby po pierwsze złośliwości kapryśnej aury nie zakłócały obchodów, a po drugie, żeby obywatel był zadowolony.
A dziś? Pan premier zapomniał, nie zamówił, nie załatwił. Ja rozumiem, że ma ważniejsze sprawy na głowie, ale z drugiej strony obywatel wypoczęty i zadowolony z życia to dobry obywatel. Po prostu. I w kolejnych wyborach lojalnie się odwdzięczy.
W tej sytuacji samoistnie nasuwa się myśl... Ciociu Komuno wróć! Przynajmniej na czas majówki.
Robiłam takie kwiaty majowe do machania, a później z kumplami się tymi kwiatami okładaliśmy - majówko wróć :P
OdpowiedzUsuńsaturatory nie higieniczne ? to co ja jako podlotek , będącą właścicielką tego urządzenia bakterie ludziom sprzedawałam ???? sory was wszyscy moi gruzlicy!
OdpowiedzUsuńA ja się zawsze zastanawiałam dlaczego Polska ma dwie flagi - biało-czerwoną i czerwoną :P
OdpowiedzUsuńNo i się te... te... no... gołąbki pokoju z papieru wycinało i lepiło na okna w zerówce :)))
A podkolanówki były super! Nie pamiętem też paskudnej pogody na majówce :D Coś w tym jest
Pamiętam swoje obciskające podkolanówki, ale zamiast saturatorów widzę soczki w woreczkach z rurką.
OdpowiedzUsuńJakie to podobne do naszego 1 maja! Po pochodzie szliśmy z dwoma synami do kawiarni Marago na prawdziwe lody.Dwóch pozostałych jeszcze wtedy nie było na świecie. Mogę narzekać na ustrój ten dawny, ale akurat pochody lubiłam. A zaczynałam je w Białymstoku w szarym harcerskim mundurku.Lubiłam atmosferę zbratania, przynależności do dużej grupy.Dziś tylko komputer i komputer i koleżanki zajęte bawieniem wnuków...
OdpowiedzUsuńWigry3 był moim pierwszym rowerem :)
OdpowiedzUsuńWładzy ludowej się nawet aura słuchała, proste. Jakby nie to by ją wychłostali jak Kserkses bodajże ocean ;)
Dzieki Ci wielkie dobra kobieto za przypomnienie mi o bielonych tenisowkach:))) Pochody i owszem lubilam ale jako gapol gapiacy sie z zewnatrz i tak mi zostalo:) Lubie ogladac, nie lubie maszerowac w szeregu:)) Jestem antyspoleczna;P
OdpowiedzUsuńmimo konsekwencji w pochodach nie brałam udziału. Za to woda z saturatora z sokiem malinowym w 'czyściutkiej' szklance, którą płukano wciskając guziczek - była fantastyczna. I do dzisiaj czuję smak lodów od pana lodziarza w lekarskim kitlu, smak cudownie budyniowy:)
OdpowiedzUsuńja w moich tenisówkach szarżowałam jak Ułanka Naczelnika bo kazali nam wystąpić jednolicie " w kucykach" a moje z włosów po d... przypominały dwa ogony na jednej chabecie:)
OdpowiedzUsuńMargo...
OdpowiedzUsuńTo se ne wrci;)
Dzidka...
OdpowiedzUsuńNo nie przyznawaj się! Bo się zbiegną:D A wiesz że kogo jak kogo, ale ciebie to łatwo w naszej Wsi zidentyfikować;D
Antares...
OdpowiedzUsuńO właśnie... gołąbki z papieru:D
Magda...
OdpowiedzUsuńSoczki bardziej pamiętam z cyrku:)
Tkaitka...
OdpowiedzUsuńCzasy się zmieniają. Niestety:)
Iimajka...
OdpowiedzUsuńByła ustaw, zatwierdzona na plenum to niestety musiało się słuchać... wszystko;D
Stardust...
OdpowiedzUsuńJa jestem stadna. Pochody kojarzyły mi się bardziej ze spotkaniem z kumplami niż politycznym wiecem:D
Iva...
OdpowiedzUsuńLody nakładane łyżką stołową...;D
OLQA...
OdpowiedzUsuńA ja miałam dwa mysie ogonki:D
Pamiętam, że były parówki sprzedawane z samochodu i potańcówki na świeżym powietrzu na które szli moi rodzice. Ja lubiła pochody pierwszomajowe, ale wiesz, ja komuch jestem:)
OdpowiedzUsuńi jeszcze oranżada w woreczkach ze słomką ;)
OdpowiedzUsuńO tenisówki ale i "czeszki" to ja nie pastą a kredą smarowałam, jak mi jakaś cholera depła na śnieżnobiałe obuwie. Pasta to mi zawsze zasychała i odpadał płatami a do szkolnej kredy miałam dostęp ;)
OdpowiedzUsuńJa pamiętam moja panią od plastyki jak co roku malowała jakieś propagandowe tablice oraz molestowała nas wiecznie gołąbkami pokoju, chorągiewkami oraz czym tam jeszcze trzeba było.
Ja miałam koński ogon albo warkocz zwykły tudzież francuz grubości całkiem sporego wazonu. I jeszcze mnię matka mordowała czesaniem korony na głowie, z jakimiś esami floresami tak ciasno, że oczy skośne mi się robiły i głowa wiecznie bolała.
Woda z sokiem malinowym prosto z stautatorka ulicznego... o to pychota była. I lody "domowe" dziwnie przypominające zamrożony budyń oraz takie okrągłe, cieniutkie słodkie blaty waflowe.
Takie łyżką stołową nakładają i dzisiaj tyle, że w Rzymie, w samym centrum miasta:)
OdpowiedzUsuńLody takie solidnie zmrożone, z papierkiem na wierzchu. :))) A pastę trzeba było w buty dobrze wetrzeć, żeby nie odpadła. Kwiaty oczywiście biało-czerwone, klejone klejem biurowym białym. I trzeba było czekać, aż się rodzina do kupy zbierze, bo każdy leciał w innej grupie. :))) A ja mknęłam do domu, żeby posłuchać sprawozdania z kraju bratniego, bo uwielbiałam przemówienie z gromkim "Uraaaaa!" tłumu. Ten ryk tłumu uwielbiałam... To "uraaa!"... :)))) No co, każdy ma swoje dziwactwa. :))))
OdpowiedzUsuńBeata...
OdpowiedzUsuńW sumie to ja tez lubiłam, tyle że z innych powodów:D
Chwilka...
OdpowiedzUsuńTo była oranżada z nazwy. Gazu to to miało jak na lekarstwo;)
Anovi...
OdpowiedzUsuńKreda nie była tak skuteczna. A pastę trzeba było cieniutko wsmarować, a potem nadmiar wykruszyć:D
Iva...
OdpowiedzUsuńAle smak na pewno nie ten sam:D
Magdalena...
OdpowiedzUsuńTransmisje mnie nie rajcowały, ale po pochodzie zawsze były fajne festyny:D
Maszerowałam, a jakże, w tych podkolanówkach! A potem były randki, w Zoo oliwskim najczęściej...
OdpowiedzUsuńA zaraz za trybuną honorową z członkami całe klasy się rozpierzchały, gdzie się da :)
OdpowiedzUsuńNa lody ciut zimno w tym roku, fuj żesz!
Raz mnie ze szkoły wyrzucili, bo wytarłem sobie nos w czerwoną szturmówkę. Toteż nie tęsknię za ciotką. Za wujkiem też nie.
OdpowiedzUsuńZgaga...
OdpowiedzUsuńA my w parku księżnej Aleksandry randkowaliśmy:D
Magenta...
OdpowiedzUsuńNo bo najważniejsze było żeby do trybuny doczłapać. Reszta się nie liczyła:)
Voluś..
OdpowiedzUsuńChyba źle zrozumiałeś dlaczego cię wyrzucili; wszystko było z obawy o delikatna skórę na nosie. Od materiału z którego są szturmówki mogłeś sobie ją zedrzeć! Do końca życia zapamiętasz żeby tego nie robić. To znaczy nie zdzierać;D
Pochody pierwszomajowe to czasy mojej młodości ... fajnie było bo dziewczyny z lekcji zwalniano by ćwiczyć układ pierwszomajowy ...
OdpowiedzUsuńPamiętam te jednolite stroje - podkolanówki, tenisówki,bieluśkie spódniczki i bluzeczki, pamiętam też, że moja szarfa zawsze w kałuży lądowała i przy machaniu węzełki się robiły .... wtedy te węzełki to tragedia była teraz je mile wspominam:)
Ja pochody pamiętam jak przez mgłę:) To chyba jakiś mechanizm wyparcia ze świadomości przykrych przeżyć:) Bo tenisówki czeszki pastowane pastą do zębów pamiętam doskonale:) Ależ one cudnie pachniały miętą:)
OdpowiedzUsuńSaturatory serwowały wodę nazywaną umownie "gruźliczanka"; nie skorzystałam. Natomiast mam do dzisiaj sentyment do podkolanówek :)
OdpowiedzUsuń