Zaczęło się od kółka (2)
- No to kiedy zaczynamy? - zapytał taki jeden nazwijmy go Znajomym, który przybył bynajmniej nie z wizytą kurtuazyjną, i nie przejazdem ale po prostu w celu jak najbardziej rekreacyjnym.
- Co? - odpowiedzieliśmy pytaniem na pytanie. O dziwo zgodnie.
Znajomy wzruszył ramionami jak przystało na beztroskiego luzaka, którym niewątpliwie był, jest i takowym pozostanie na wieki wieków, odstawił kubeczek z , a raczej po kawie i popatrzył jak na ufoludków.
- No budowę - powiedział całkiem serio. Równie na serio oczekiwał odpowiedzi - Mam trochę urlopu, mogę pomóc - dodał ofiarnie.
- Dzięki stary - ozwało się Książątko i podrapało w łysinkę (delikatną) - Problem w tym, że my nie mamy zamiaru niczego budować.
- Bo? - Znajomy zapytał jakby od niechcenia. I z nuta niedowierzania. W głowie mu się jakoś zmieścić nie mogło, że ludzie którzy przeszli cała biurokratyczną machinę z załatwianiem świstków i papierków zrobili to tylko dla tego żeby mieć wodę. Przecież jak się już ma namaszczenie w postaci odpowiedniego papierka z nie mniej odpowiednią pieczątką i podpisem poświadczającym to nic tylko zakasać rękawki i do roboty.
- Bo tak się jakoś niefortunnie złożyło, że nie wygraliśmy w totka - powiedział Książę Małżonek.
- I żadne z nas nie ma w rodzinie Rockefellera - podpowiedziałam z mocno udawanym smutkiem - A i na spadek po żadnej cioci zza oceanu liczyć nie możemy.
- Phi... - Znajomy wydął wargi w geście lekceważenia - Z kasą Rockefellera to każdy głupi potrafi wybudować.
Tu nas miał.Bo my od zawsze ambitni. To taka nasza cecha rodzinna. Miesiąc później na plac budowy podjechała wielka grucha. I tak powstały ławy. Betonowe podwaliny naszego domu. Potem było już z górki; fundamenty, mury, strop, znowu mury i wreszcie dach. Z okazji zawieszenia wiązki zielska na szczycie więźby spiłam się. Najprawdziwszym winem musującym produkcji bułgarskiej.
To był też początek końca. Od tamtej pory cierpię na chroniczny brak wolnego czasu. Zwłaszcza w okresie wakacyjnym...
- Co? - odpowiedzieliśmy pytaniem na pytanie. O dziwo zgodnie.
Znajomy wzruszył ramionami jak przystało na beztroskiego luzaka, którym niewątpliwie był, jest i takowym pozostanie na wieki wieków, odstawił kubeczek z , a raczej po kawie i popatrzył jak na ufoludków.
- No budowę - powiedział całkiem serio. Równie na serio oczekiwał odpowiedzi - Mam trochę urlopu, mogę pomóc - dodał ofiarnie.
- Dzięki stary - ozwało się Książątko i podrapało w łysinkę (delikatną) - Problem w tym, że my nie mamy zamiaru niczego budować.
- Bo? - Znajomy zapytał jakby od niechcenia. I z nuta niedowierzania. W głowie mu się jakoś zmieścić nie mogło, że ludzie którzy przeszli cała biurokratyczną machinę z załatwianiem świstków i papierków zrobili to tylko dla tego żeby mieć wodę. Przecież jak się już ma namaszczenie w postaci odpowiedniego papierka z nie mniej odpowiednią pieczątką i podpisem poświadczającym to nic tylko zakasać rękawki i do roboty.
- Bo tak się jakoś niefortunnie złożyło, że nie wygraliśmy w totka - powiedział Książę Małżonek.
- I żadne z nas nie ma w rodzinie Rockefellera - podpowiedziałam z mocno udawanym smutkiem - A i na spadek po żadnej cioci zza oceanu liczyć nie możemy.
- Phi... - Znajomy wydął wargi w geście lekceważenia - Z kasą Rockefellera to każdy głupi potrafi wybudować.
Tu nas miał.Bo my od zawsze ambitni. To taka nasza cecha rodzinna. Miesiąc później na plac budowy podjechała wielka grucha. I tak powstały ławy. Betonowe podwaliny naszego domu. Potem było już z górki; fundamenty, mury, strop, znowu mury i wreszcie dach. Z okazji zawieszenia wiązki zielska na szczycie więźby spiłam się. Najprawdziwszym winem musującym produkcji bułgarskiej.
To był też początek końca. Od tamtej pory cierpię na chroniczny brak wolnego czasu. Zwłaszcza w okresie wakacyjnym...
CeeDeeN...
:) no to podziw i szacun. przede mną na razie tylko malowanie wynajętego mieszkania, choć "przeszłam" dwie budowy domu rodzinnego w dzieciństwie, więc wiem jak jest i jestem pełna podziwu [z szacunem, mówiłam już?]. i trzymam kikutki :)
OdpowiedzUsuńno tak...zawsze jest co robić:))
OdpowiedzUsuńpodziw i szacun, bo poprzednio myślałam,że jesteś rodowitą "syrenką" a tu taki wyczyn- BUDOWA!dawaj cedeeny:)
OdpowiedzUsuńFajnie! Dlaczego masz mieć lepiej niż inni?
OdpowiedzUsuńCałkiem sporo ludzi przechodzi przez etap zwany "budowa", sporo z nich dobrze na tym wychodzi :)))
OdpowiedzUsuńbo najważniejsze - zacząć!
OdpowiedzUsuńNadim...
OdpowiedzUsuńBudowa to straaaaaaaaaaszne przedsięwzięcie:)
Mijka...
OdpowiedzUsuńJak to mówią; roboty nie przerobisz:D
OLQA...
OdpowiedzUsuńPodlasianka Ci ja...:D
Tkaitka...
OdpowiedzUsuńA mam? Albo miałam lepiej? Chyba wszystko w normie:D
Moja Alis...
OdpowiedzUsuńCo to znaczy "dobrze wychodzi"?
Iva...
OdpowiedzUsuńTaaaa. A potem to już pryszcz. Wystarczy skończyć :D
Czekam na ,,nasz ulubiony ciąg dalszy'', ale nie tylko w kwestii domu, lecz i ,,pary''. Że tak nieśmiało przypomnę!
OdpowiedzUsuńWitaj Nivejko,
OdpowiedzUsuńWpadnę później i w ogóle jak będę mogła zajrzę nadrobić zaległości, a póki co mówię Ci dzień dobry! :)
Am póki co czuję już oddech klientów na karku, więc póki co zmykam!
Zgaga...
OdpowiedzUsuńPisze się, pisze...:)
Iw...
OdpowiedzUsuńTo dzień dobry... póki co:)
Budowa domu może być niezłym stresem. My na szczęście mieliśmy bardzo dobrych wykonawców, więc dom stanął w niecały rok. Rok temu się przeprowadziliśmy i była to najlepsza decyzja w naszym życiu. Muszę się pochwalić, że to ja cisnęłam męża o budowę (myślał o większym mieszkaniu). Inna sprawa, że to on potem doglądał robót :-) Ale w efekcie też podziela moje zdanie o najlepszej decyzji życiowej. Zwłaszcza, gdy ma sie już ogród i mieszka przy lesie :-)
OdpowiedzUsuńNooooooooo :) ale jak już wybudujecie... to będzie dopiero coś... trzeba trochę pocierpieć, żeby odczuć szczęście ;D
OdpowiedzUsuńP.S. Nivjeko ;) cóż za filozoficzny komentarz :) aż strumień moich myśli zatrzymał się na moment... ale rację masz :)
Kiedy tak o tym piszesz, wydaje się, jakby to wszystko trwało parę minut.
OdpowiedzUsuńAle ja wiem, że to nie lada przeprawa!
Powodzenia Wam życzę!!! :)
siedzę sobie wieczorem w przyczepie kempingowej az tu nagle przychodzi wiadomośc, że KTOŚ kocha ludzi z pasją - fajne to było..taka mała chwila..nie-samotnosci..serdeczności 'wakacyjne'..A.
OdpowiedzUsuńhahahahaah bo stan surowy to najtańsze i najszybciej się budujące w całej budowie domu ;).... potem dopiero zaczynają się wydatki i marazm wrażenia, że nic się nie dzieje ;)
OdpowiedzUsuńAch... a ja własnie dostałam po ambicji :D Nie umiem zbudować domu :)))
OdpowiedzUsuńKobiecym_okiem...
OdpowiedzUsuńDobry wykonawca to skarb!
Mała Mi...
OdpowiedzUsuńTo już 4 lata a nadal czuję się jakbym mieszkała na budowie:D
Iw...
OdpowiedzUsuńDzięki. Jak się okazuje, końca nie widać :D
Pchełka...
OdpowiedzUsuńWypoczywaj. Z pasją:)
Chwilka...
OdpowiedzUsuńStan surowy to mały Pikuś;)
Iimajka...
OdpowiedzUsuńA ja umiem. Na przykład z klocków lego mi całkiem fajne wychodzą :D
Bądź dzielna :)
OdpowiedzUsuńBuduj, wykończaj, siej trawkę i sadź zielska. Znajomi i rodzina z bloków musi mieć gdzie grilla zrobić :)
OdpowiedzUsuńKolejna opowiesc z CDNem. No to czytamy:) A co z para mieszna?
OdpowiedzUsuńa potem sie zacznie jak z moim piecem gazowy , zaczął się psuć a w instrukcji napisali : odkłócić palnik , jak Bafi kocham ja sie z nim nie kłóciłam , więc o co kaman ? Na fachowca czekam czwarty dzień. Dzidka
OdpowiedzUsuńScenki...
OdpowiedzUsuńByłam. I nadal jestem :D
Zbyszek...
OdpowiedzUsuńTrafiłeś w sedno:D
Stardust...
OdpowiedzUsuńA bo nie mam czasu:D
Ten brak czasu mój skarbie złoty to ma się i bez budowania domu nad morzem:)Masz za to cel!:)))
OdpowiedzUsuńDzidka...
OdpowiedzUsuńDwa sezony temu, w lipcu, w najgorsze upały paliłam rano w kominku... żeby turysty ciepłą wodę miały. Wszystko za przyczyną pieca i fachowców:D
Pieprzu...
OdpowiedzUsuńczasu to ja nie mam dlatego, że ten dom już stoi:D
aAAA! No to i tak na moim stoi -że czasu zawsze brakuje:)))Jak ja chcę mieszkać nad morzem! Tu jest tak gorąco, że można wyjść ze skóry i stanąć obok!!! Teraz jest 28 stopni i nie ma czym oddychać, ja się pytam dlaczego tu nie ma morza skoro każdego lata mamy tu Hiszpanię, Grecję, a nawet nieco Egiptu??
OdpowiedzUsuńAle to fakt, że już po budowie są kolejne rezczy - ja od jakiegoś misiąca cieszę się ogrodem. Jednak to są wydatki, które warto ponieść. Właśnie siedzę sobie w tym ogrodzie i piszę, słońce świeci, synek obok w wózku się kręci, a internet jako-tako "hula" :-)
OdpowiedzUsuńEch... te bułgarskie wina musujące... aż łza się w oku kręci. Ale najważniejsze, że dom stoi :)
OdpowiedzUsuń