Zaczęło się od kółka (3)
Wysłużona holenderka, którą poprzedni właściciele oddali na emeryturę, solidnie dostała w kość. Przez kilka lat trwania budowy robiła za dom. Nie tylko dla nas, ale dla wszystkich którzy poczuli nagłą chęć żeby nas odwiedzić. A trochę tych ludzi było; rodzina dalsza i bliższa, znajomi, znajomi naszych znajomych.
Pomieszkiwali w niej też robotnicy tyrający w pocie czoła przy budowie.
To były czasy! Ledwie skończyłam zmywać po śniadaniu już musiałam zabierać się za przygotowywanie obiadu. A potem kolacja i znowu stosy garów do mycia.
Holenderka pojemna była, że ho-ho! Był tam salon, sypialnia, jadalnia, kuchnia i oczywiście łazienka. Na upartego mogło tam spać nawet osiem osób! Reszta noce spędzała w apartamencie pod brezentem na super wygodnych materacach typu dmuchanego.
- No! Najważniejsze ze jest kibelek na miejscu - powiedział raz taki jeden znajomy znajomych rezydujący w namiocie, którego imienia zapomniałam zapamiętać.
- no jest - mruknęłam wściekle. Budzenie o godzinie bardzo wczesno-porannej w czasie kiedy mogę spać i przekręcać się na drugi bok to zaraz po katowaniu uszu discopolowymi przebojami największa zbrodnia przeciwko mojej osobie. A on wziął i obudził. Za karę więcej nie został zaproszony. I odszedł w zapomnienie jako bezimienny.
***
Bez drzwi, bez stropów i tynków, ale co nam to! Pierwsze pomieszkiwania w domu jako takim miały charakter koczowniczo-tymczasowy nie pozbawiony jednakże pierwiastka zamiłowania do wygód. Z samego rana nad głowami latały nam stada wróbli czy innych ptasząt małogabarytowych. jedne to sobie nawet gniazdko na krokwi uwiły i ani myślały o przeprowadzce! Ze względów różnych, także dla dobra wyżej wymienionych, w stosownym czasie została przeprowadzona przymusowa eksmisja całej ptasiej rodziny na tereny bardziej im przyjazne.
Jedynym pomieszczeniem, które jako tako było wykończone była oczywiście łazienka. Wszak kibelek, rzecz nie tyle święta co bardzo mocno potrzebna, musi być! W drugim koncie dość dużej powierzchniowo łazienki pyszniła się najprawdziwsza w świecie kabina prysznicowa. Nie jakiś tam brodzik i kawałek plastikowej zasłonki, tylko full wypas i kabinka jak się należy! Bez hydro masażu co prawda, ale jednak!
***
- Nie boicie się? - zapytał taki jeden kiedy zwijaliśmy obóz przetrwania i ewakuowaliśmy się po wakacjach na tereny ucywilizowane.
- Czego? - beztrosko zapytał Książę Małżonek.
- No ze was okradną, albo coś.
Popatrzyliśmy na siebie i wzruszyliśmy ramionami.
- Niech kradną. Nie będzie przynajmniej problemu co z tym zrobić.
I tak. Zasłoniliśmy szczelnie kawałek szmaty który wisiał w drzwiach i robił za drzwi wejściowe, pomachaliśmy łapką na do widzenia i zostawiliśmy dobytek na kilka jesienno-zimowych miesięcy.
Niestety żaden amator starych mebli się nie znalazł. Nie zginęła nawet jedna śrubka czy choćby kawałek drewna. Dopiero rok później, jak już były drzwi. Z zamkiem. Ktoś usiłował na tyle usilnie, że mu się udało. Łupem padły narzędzia typu wiertarka, stary, przerdzewiały grill i całkiem nowy, nawet nie otwarty worek z brykietem węgla drzewnego do tegoż grilla.
- A bo ci się drzwi zachciało - powiedziałam do Księciunia siłującego się z zamkiem, który nadawał się jedynie do wymiany - Nie wiesz, że zamknięte bardziej kusi?
- Kiedyś trzeba przecież wstawić - odpowiedział pozornie filozoficznie i poszedł sobie. Kopać dołek pod słupek albo pod coś tam innego.
Kiedyś nastąpiło szybciej niż nam się początkowo wydawało, ale o tym to już innym razem.
czyli, że CeDeeN będzie.
Pomieszkiwali w niej też robotnicy tyrający w pocie czoła przy budowie.
To były czasy! Ledwie skończyłam zmywać po śniadaniu już musiałam zabierać się za przygotowywanie obiadu. A potem kolacja i znowu stosy garów do mycia.
Holenderka pojemna była, że ho-ho! Był tam salon, sypialnia, jadalnia, kuchnia i oczywiście łazienka. Na upartego mogło tam spać nawet osiem osób! Reszta noce spędzała w apartamencie pod brezentem na super wygodnych materacach typu dmuchanego.
- No! Najważniejsze ze jest kibelek na miejscu - powiedział raz taki jeden znajomy znajomych rezydujący w namiocie, którego imienia zapomniałam zapamiętać.
- no jest - mruknęłam wściekle. Budzenie o godzinie bardzo wczesno-porannej w czasie kiedy mogę spać i przekręcać się na drugi bok to zaraz po katowaniu uszu discopolowymi przebojami największa zbrodnia przeciwko mojej osobie. A on wziął i obudził. Za karę więcej nie został zaproszony. I odszedł w zapomnienie jako bezimienny.
***
Bez drzwi, bez stropów i tynków, ale co nam to! Pierwsze pomieszkiwania w domu jako takim miały charakter koczowniczo-tymczasowy nie pozbawiony jednakże pierwiastka zamiłowania do wygód. Z samego rana nad głowami latały nam stada wróbli czy innych ptasząt małogabarytowych. jedne to sobie nawet gniazdko na krokwi uwiły i ani myślały o przeprowadzce! Ze względów różnych, także dla dobra wyżej wymienionych, w stosownym czasie została przeprowadzona przymusowa eksmisja całej ptasiej rodziny na tereny bardziej im przyjazne.
Jedynym pomieszczeniem, które jako tako było wykończone była oczywiście łazienka. Wszak kibelek, rzecz nie tyle święta co bardzo mocno potrzebna, musi być! W drugim koncie dość dużej powierzchniowo łazienki pyszniła się najprawdziwsza w świecie kabina prysznicowa. Nie jakiś tam brodzik i kawałek plastikowej zasłonki, tylko full wypas i kabinka jak się należy! Bez hydro masażu co prawda, ale jednak!
***
- Nie boicie się? - zapytał taki jeden kiedy zwijaliśmy obóz przetrwania i ewakuowaliśmy się po wakacjach na tereny ucywilizowane.
- Czego? - beztrosko zapytał Książę Małżonek.
- No ze was okradną, albo coś.
Popatrzyliśmy na siebie i wzruszyliśmy ramionami.
- Niech kradną. Nie będzie przynajmniej problemu co z tym zrobić.
I tak. Zasłoniliśmy szczelnie kawałek szmaty który wisiał w drzwiach i robił za drzwi wejściowe, pomachaliśmy łapką na do widzenia i zostawiliśmy dobytek na kilka jesienno-zimowych miesięcy.
Niestety żaden amator starych mebli się nie znalazł. Nie zginęła nawet jedna śrubka czy choćby kawałek drewna. Dopiero rok później, jak już były drzwi. Z zamkiem. Ktoś usiłował na tyle usilnie, że mu się udało. Łupem padły narzędzia typu wiertarka, stary, przerdzewiały grill i całkiem nowy, nawet nie otwarty worek z brykietem węgla drzewnego do tegoż grilla.
- A bo ci się drzwi zachciało - powiedziałam do Księciunia siłującego się z zamkiem, który nadawał się jedynie do wymiany - Nie wiesz, że zamknięte bardziej kusi?
- Kiedyś trzeba przecież wstawić - odpowiedział pozornie filozoficznie i poszedł sobie. Kopać dołek pod słupek albo pod coś tam innego.
Kiedyś nastąpiło szybciej niż nam się początkowo wydawało, ale o tym to już innym razem.
czyli, że CeDeeN będzie.
Przeżyłam włamanie do nowego mieszkania... jasny gwint!
OdpowiedzUsuńNas już 2 razy na budowie obrobili łachudry! Nawet słoiki z bigosem "budowlanym" wynieśli razem z własnoręcznie ozdabianą torbą - jak zobaczę torbę na mieście to gebę obiję ;P
OdpowiedzUsuńno ladnie.kiedys znajoma opowiadala ze baraczek zostawila zamkniety nawet kraty w oknach mieli.hahahha i ponoc wlasne dlatych krat zostal obrobiony .zabrali wszytsko a baraczek spalili.nie zycze nikomu.choc to staroc byl i trzeszczal jak diabli a przynajmniej przyjemnosc byla a teraz gole pole namiot worza ze soba i tyle
OdpowiedzUsuńdrzwi wstawić, ale trzymać otworem. To złodziej pomysli, że już poprzednicy wsio wynieśli :D
OdpowiedzUsuńNo piękna ta wasza Holenderka:) A z ta obawą , że okradna, to ....mój ojciec nadzorował kiedys budowę. Facet sobie odpuścił na jakis rok i pozostawił pustostan ...myslał, że nic sie nie stanie. Żule mu pręty podtrzymujące strop wychapali....roboty kupa, ale jak człowiek nie ma innej perspekrywy na piwo, jak zawieźć taczke złomu to i nagle bardzo robotny się staje i llomem zapierdziela jak trzeba. :))
OdpowiedzUsuńJeżeli ta chałupa ze zdjęcia to Wasz nowy Dom, to hohoho! :))
OdpowiedzUsuńWygląda imponująco!
Nie ma to jesk mieszkanie w tzw "stanie przejściowym", można sobie na wiele pozwolić:))
OdpowiedzUsuńMargo...
OdpowiedzUsuńczasami więcej szkody narobią niż ukradną:)
Beatyjeczka...
OdpowiedzUsuńbigos jak bigos, ale torby żal;)
Majowa babcia...
OdpowiedzUsuńEch, szkoda gadać:(
Iimajka...
OdpowiedzUsuńNigdy nie wiadomo co sie komu przyda:D
Ania...
OdpowiedzUsuńI nawet pilnować nie trzeba żeby coś zrobili:D
Iw...
OdpowiedzUsuńnie nowy tylko jedyny:D
Pieprzu...
OdpowiedzUsuńNależy tylko uważać żeby się nie przyzwyczajać;D
W fazie budowlanej mieliśmy notorycznie ,,gości'', po których ślady zostawały w postaci puszek, butelek, petów i... oszczędzę drastycznych szczegółów.
OdpowiedzUsuńpowodzenia w zmaganiach urządzeniowych!. Może by na piwo okolicznym "pilnowaczom" dać, żeby pilnowali jak swego ...
OdpowiedzUsuńA wiesz ze przebywając w Polsce 2004 przez cale 9 miesięcy stara Mazdę nigdy nie zamykałem, Drzwi zatrząsłem i se stała przed Blokowiskiem...
OdpowiedzUsuńKiedyś sąsiad na 6 piętro przybiegł spocony i informował.
Zdziwiony poszedł sobie znowu nazot na dol gdy mu powiedziałem "Wiem ze karizmunia nie zawarto jest"
W takim razie piękny jest! Architektonicznie właśnie taki, jak powinien być i rozkład widać ma bardzo piękny :))
OdpowiedzUsuńI fajny układ okien! Ogólnie bomba!
Dobrze, że macie nowy i wykańczacie - ja mam stary, więc łatam dziury i wymieniam stare na nowe, a sporo jeszcze tego zostało :))
p.s. tych drzwi tym bardziej szkoda, ale teraz już tam mieszkacie i chyba nie ma szans na ich wyrwanie? :)
OdpowiedzUsuńZgaga...
OdpowiedzUsuńTo chyba normalna "praktyka":D
Diuk...
OdpowiedzUsuńNa piwo tez było:D
Diesel...
OdpowiedzUsuńZamknięte bardziej kusi:D
Iw...
OdpowiedzUsuńNo! Mnie się też podoba:)