Żmijka
Z pamiętnika psa płci babskiej...
Pańcia jest dziwna. Może nie tak dziwna jak dziwny jest ten świat ale jednak. Ciągle wszystkim powtarza, że mają być cicho i jej wrzaskiem nie wnerwiać, a sama dziś urządziła jazdę na co najmniej 1000 decybeli.
Się ludzie zbiegli i podziwiali. A było co...
Na zegarku się nie znam, ale musiało być ciut świt, bo pańcia snuła się po domu w piżamie w serduszka. Wreszcie postanowiła wyprowadzić się na spacer. No to ja za nią; co się będę w domu kisić skoro słońce na tarasie jak to ludzie mówią operuje.
Wyszłyśmy razem; noga w łapę, raz dwa lewa. Pańcia uzbrojona w kubek z kawą i gazetę bardziej z lenistwa niż z konieczności wczorajszą umościła się na ulubionej wiklinowej sofce i bez reszty oddała się lekturze. Pozornie.Prasa chyba była nudna, bo ni stąd ni zowąd zrobiła się wścibska i strasznie się zainteresowała tym co robię. A ja sobie szczekałam. Zwyczajnie, o tak;
- Hau- hau!
- Czego się drzesz? - zapytała z wyrzutem.
- Hau-hau (czyt.; niczego) - odszczeknęłam w odpowiedzi i zamerdałam ogonkiem.
Widocznie, coś nie tak było z intonacją, bo Pańcia zrozumiała opacznie i na nieszczęście moje i bębenków usznych wszystkich w zasięgu co najmniej kilometra przyturlała się do miejsca gdzie sobie spokojnie stałam i obszczekiwałam. Jakieś zjawisko przyrodnicze bliżej mi nie znane.
- Aaaaaaaaaaa! - ryknęła jak syrena alarmowa. Potem nastąpił pisk - taki dźwięk o wysokiej częstotliwości, z gatunku tych co to bardzo niekorzystnie wpływają na system nerwowy słuchających, a i samej pańci chyba też, bo znowu ryknęła i wskoczyła na konewkę.
Kto tylko żyw był wyskoczył w tym co akurat miał na sobie i podziwiał moja osobistą Pańcię chwiejąca się niepewnie na bogu plastik winnej konewce.
- Co? - zapytał Pan kumpla z sąsiedniego podwórka i podrapał się w łysinę.
- Tooooooooo - odpowiedziała drżącym z przestrachu głosem pańcia i wycelowała paluchem w niemrawo ruszające się wspomniane wcześnie zjawisko przyrodnicze.
- Zaskroniec! - wykrzyknął radośnie przypadkowy przechodzień.
- E... nie - taki jeden co ledwie wczoraj wziął i przybył podszedł do zjawiska i oglądał z miną znawcy przedmiotu, po czym stwierdził autorytatywnie - Padalec!
Sąsiad, ten, od kumpla z naprzeciwka nie dał się jednak zwieźć znawcy. Puknął się znacząco w czoło i nie mniej autorytatywnie co poprzednik oświadczył licznie zgromadzonej gawiedzi,że to ni mniej ni więcej tylko;
- Żmija. Zygzakowata.
Zjawisko, zwane żmija i to w dodatku zygzakowatą poruszyło się i zamiast ogonkiem to zamerdało języczkiem. I zwiało.
Pańcia z gracją zeskoczył z konewki i jak gdyby nigdy nic rozkazała;
- Wena! Do domu! Tu są żmije!
- Hau-hau (czytaj; zaraz tam żmije, żmijki ledwie;) - odpowiedziałam ale posłusznie (przecież na władzę nie poradzę) podreptałam za moją dziwną Pańcią, która co jak co ale uwagę to umie na siebie zwrócić.
PeeS. Pacia jest teraz mocno zajęta. I przejęta. Oraz silnie przestraszona. Grzebie w mądrych księgach i sprawdza co to takiego może być... Pewnie ma nadzieję, że żaba;)
Pańcia jest dziwna. Może nie tak dziwna jak dziwny jest ten świat ale jednak. Ciągle wszystkim powtarza, że mają być cicho i jej wrzaskiem nie wnerwiać, a sama dziś urządziła jazdę na co najmniej 1000 decybeli.
Się ludzie zbiegli i podziwiali. A było co...
Na zegarku się nie znam, ale musiało być ciut świt, bo pańcia snuła się po domu w piżamie w serduszka. Wreszcie postanowiła wyprowadzić się na spacer. No to ja za nią; co się będę w domu kisić skoro słońce na tarasie jak to ludzie mówią operuje.
Wyszłyśmy razem; noga w łapę, raz dwa lewa. Pańcia uzbrojona w kubek z kawą i gazetę bardziej z lenistwa niż z konieczności wczorajszą umościła się na ulubionej wiklinowej sofce i bez reszty oddała się lekturze. Pozornie.Prasa chyba była nudna, bo ni stąd ni zowąd zrobiła się wścibska i strasznie się zainteresowała tym co robię. A ja sobie szczekałam. Zwyczajnie, o tak;
- Hau- hau!
- Czego się drzesz? - zapytała z wyrzutem.
- Hau-hau (czyt.; niczego) - odszczeknęłam w odpowiedzi i zamerdałam ogonkiem.
Widocznie, coś nie tak było z intonacją, bo Pańcia zrozumiała opacznie i na nieszczęście moje i bębenków usznych wszystkich w zasięgu co najmniej kilometra przyturlała się do miejsca gdzie sobie spokojnie stałam i obszczekiwałam. Jakieś zjawisko przyrodnicze bliżej mi nie znane.
- Aaaaaaaaaaa! - ryknęła jak syrena alarmowa. Potem nastąpił pisk - taki dźwięk o wysokiej częstotliwości, z gatunku tych co to bardzo niekorzystnie wpływają na system nerwowy słuchających, a i samej pańci chyba też, bo znowu ryknęła i wskoczyła na konewkę.
Kto tylko żyw był wyskoczył w tym co akurat miał na sobie i podziwiał moja osobistą Pańcię chwiejąca się niepewnie na bogu plastik winnej konewce.
- Co? - zapytał Pan kumpla z sąsiedniego podwórka i podrapał się w łysinę.
- Tooooooooo - odpowiedziała drżącym z przestrachu głosem pańcia i wycelowała paluchem w niemrawo ruszające się wspomniane wcześnie zjawisko przyrodnicze.
- Zaskroniec! - wykrzyknął radośnie przypadkowy przechodzień.
- E... nie - taki jeden co ledwie wczoraj wziął i przybył podszedł do zjawiska i oglądał z miną znawcy przedmiotu, po czym stwierdził autorytatywnie - Padalec!
Sąsiad, ten, od kumpla z naprzeciwka nie dał się jednak zwieźć znawcy. Puknął się znacząco w czoło i nie mniej autorytatywnie co poprzednik oświadczył licznie zgromadzonej gawiedzi,że to ni mniej ni więcej tylko;
- Żmija. Zygzakowata.
Zjawisko, zwane żmija i to w dodatku zygzakowatą poruszyło się i zamiast ogonkiem to zamerdało języczkiem. I zwiało.
Pańcia z gracją zeskoczył z konewki i jak gdyby nigdy nic rozkazała;
- Wena! Do domu! Tu są żmije!
- Hau-hau (czytaj; zaraz tam żmije, żmijki ledwie;) - odpowiedziałam ale posłusznie (przecież na władzę nie poradzę) podreptałam za moją dziwną Pańcią, która co jak co ale uwagę to umie na siebie zwrócić.
PeeS. Pacia jest teraz mocno zajęta. I przejęta. Oraz silnie przestraszona. Grzebie w mądrych księgach i sprawdza co to takiego może być... Pewnie ma nadzieję, że żaba;)
Licho wie, co to było, na wszelki wypadek trzeba psa nauczyć,że nie wolno do tego czegoś podchodzić.Zaskroniec ma dośc wyrażne zółte plamy na bokach głowy.A padalec nie jest wężem, jest beznogą jaszczurką i nie ma zygzaków.Ja tam przezornie wszelkie węże omijam z daleka nie zastanawiając się czy to łagodny gatunek czy może opdwrotnie.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Czyste białko, znacznie zdrowsze niż pasionie nie wiadomo czym kurczaki, świnki i inne bawoły :)))
OdpowiedzUsuńehhh pańcia na konewce tez by ciekawo było zobaczyć ;)
OdpowiedzUsuńPańcia robi postępy :P
OdpowiedzUsuńo! torebka:)
OdpowiedzUsuńNieźle! Teraz będzie miała co opowiadać w towarzystwie i może jeszcze jakąś historię dorobi ...:)
OdpowiedzUsuńprzypomniałas mi, że też niedawno miałam bliskie spotkanie z wężem. muszę odszukać to zdjęcie.
OdpowiedzUsuńale zdjęcie zdążyła cyknąć? wg zdjęcia chyba zaskroniec, w kazdym razie ma te plamy za uszami!;-))
OdpowiedzUsuńMożna było złapać i przerobić na maść, ewentualnie złapać i wycisnąć nieco jadu - jak znalazł w trudnych, niespokojnych czasach.Trzecia opcja - zrobić nalewkę:)
OdpowiedzUsuńel - za skroniami chyba:) za uszami mają plamy zauszce.
Z perspektywy psa wszystko, nawet żmija wygląda inaczej :)
OdpowiedzUsuńA ja się na żmijkach nie znam, więc nie będę zgadywać, poczekam co powiedzą uczeńszy ode mnie w piśmie i w żmijkach!
pozdrowienia!
Nie mówi się zauszce tylko zauszniki :)))
OdpowiedzUsuńRadosny post i radosne komentarze!
OdpowiedzUsuńNie ma jak to Wena zasiada za komputerem!
OdpowiedzUsuńTeż bym chciała zobaczyć Pańcię na konewce. :)))
OdpowiedzUsuńO rany... uch... okropieństwo. Chyba jestem niczym Pańcia, bo i mnie takie stwory raczej nie cieszą:(
OdpowiedzUsuńZ perspektywy psa czyta się jednak rewelacyjnie.
Pozdrawiam!
pode mną konewka zrobiłaby tylko psiiiiii i znów stałabym na ziemi- brawo Pańcia!
OdpowiedzUsuńHau hau...Pańcia dzielna! W życiu nie zrobiłabym fotki, siedziałabym już gdzieś szczelnie zamknięta...aż na samą myśl przeszły mi ciary...
OdpowiedzUsuńGad gadem, ale Zołza na konewce? Toż to najczystsza ekwilibrystyka! Może kariera cyrkowa otworem stanęła dzięki stworzonku?
OdpowiedzUsuńAnabell...
OdpowiedzUsuńLicho czyli ja tez nie ma pojęcia co to:D
Ewa...
OdpowiedzUsuńFakt, naturalne, naturalnie karmione:D
Diesel...
OdpowiedzUsuńNo nie wiem,;D
Margo...
OdpowiedzUsuńW sensie siania paniki?:D
Beata...
OdpowiedzUsuńPortfelik zaledwie;D
Diuk...
OdpowiedzUsuńWena nie jest plotkarą!:D
Emma...
OdpowiedzUsuńKurde, łazi toto, pełza właściwie i straszy co nie?;D
El...
OdpowiedzUsuńCo by nie było to stracha napędziło;)
Pieprzu...
OdpowiedzUsuńNastępnym razem złapię. Słowo pioniera. I wyślę ci w słoiku;)
Iw...
OdpowiedzUsuńUczeńszy twierdza że zaskroniec;D
Ewa...
OdpowiedzUsuńA nie nauszniki>:D
Tkaitka...
OdpowiedzUsuńWena to ma wenę...:D
Magdalena...
OdpowiedzUsuńA tam konewki szkoda;D
Lusija...
OdpowiedzUsuńA bo to taki pies jest rewelacyjny;)
Lubię takie paskudy ... ale na zdjęciach.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że konewkę okupowałaś ...
Miłego dnia całego:)
skoro pańcia zdążyła zrobić fotkę to chyba nie było ani tak źle ani tak strasznie jak wionie z notki
OdpowiedzUsuńczytam Twojego posta siedząc na tarasie i stale przywołując moje psy, które uwzięły się żeby mnie pilnować i na byle trzask gałązki reagują głośnym szczekaniem..co oczywiście doprowadza mnie do szału i stale je przywołuję dom porządku.. muszą być bardzo zdziwione, ze przeszkadzam im w ich obowiązkach.. przecież jestem sama w domu więc one się poczuwają.. one się poczuwają czym mnie stale wkurzają:) pozdrawiam cię bardzo ciepło:)
OdpowiedzUsuńzaba,ja stawiam na zabe;)
OdpowiedzUsuńa tak serio,to nie zazdroszcze takiego spotkania....tez bym sie darla:)
Powinnaś chyba wykonać tablicę z ostrzeżeniem: "Uwaga żmije!" Obowiązkowo podkreślić "wężykiem" ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że Weńcia nie zechciała się ze zjawiskiem pobawić :/ Bo jeśli to rzeczywiście nie zaskroniec tylko żmija? Brrrr
OdpowiedzUsuńUch...sam widok węża na zdjęciu przyprawia mnie o ciary. Nie cierpię tego stworzenia, bo nie ma łap ani nóg i samo to pełzanie wydaje mi się obrzydliwe. Ale psina dzielna, nie zlękła się! :-)
OdpowiedzUsuńNiwejko, ok, pasek do torebki:)
OdpowiedzUsuńDanka...
OdpowiedzUsuńja nawet na zdjęciach nie lubię :)
Szpilka...
OdpowiedzUsuńA bo Wena to taki pies z bujną fantazją;D
Tabu...
OdpowiedzUsuńte nasze psiaki to biedne co? Nie wiedzą co mają robić :D
Emocje...
OdpowiedzUsuńStarsna zaba?
Beatta...
OdpowiedzUsuńTaka tablica nie pozwoliłaby mi zapomnieć że to coś może tam być;D
Antares...
OdpowiedzUsuńFakt sakrońcowatości zjawiska został potwierdzony przez znawców. W tym jednego z tytułem biologa:)
Kobiecym okiem...
OdpowiedzUsuńWeterynarz do którego uczęszczam ze swoim zwierzyńcem jest tego samego zdania;D
Beata...
OdpowiedzUsuńA torebka z aligatora... (rozmarzona) :D
bo przecież WIDAĆ, że zaskroniec... a boimy się, my i psi, bo to atawizm taki:-)
OdpowiedzUsuń