Kasa

Pan konserwator powierzchni wystających, od wszystkiego co tylko się zbuntuje ma posturę kija od szczotki. Nie jest szczupły. Jest po prostu chudy ze wszystkimi tego faktu konsekwencjami. Drobniutkie nadgarstki wieńczą kościste paluchy wiecznie upaprane wszelkimi dostępnymi w pakamerze kolorami farb. Chudą twarz okalają mizerne włosięta. Czasami mam wrażenie, że co dzień dorabia nową dziurkę w brązowym skórzanym pasku do spodni. Gdyby tak mocniej dmuchnąć i dla lepszego efektu dołożyć wcale niekoniecznie mocne tupnięcie lewą nóżką to pewnie by się przewrócił. Albo przynajmniej zachwiał, mizerota jedna.
Pan konserwator apetyt ma wilczy, je za dwóch. Co rano taszczy z pobliskiego sieciowego marketu torbę typu reklamowa. Pół chleba i pęto kiełbasy znika za pierwszym zasiadem. Drugą połową zapasów rozprawia się mniej więcej się po godzinie. Nie ma dziwne, że ciągle odczuwa skutki inflacji...

- Dzieńdoberek - pan Stach konserwator zaświergotał radośnie, zamknął drzwi i zatarł chude łapki.
- Dzień dobry - mruknęłam znacznie mniej entuzjastycznie i wsadziłam w nos w tabele, zestawienia i inne takie papierkowe historie których od czasu objęcia ministerialnej teki przez obecną (nie)miłościwie nam panująca panią minister jest jeszcze więcej.
- Co tam słychać? - zapytał absolutnie niezniechęcony.
- Wszystko w porządku - postanowiłam się poznęcać. Zołzy tak mają. czasami jestem pokojowo nastawiona i od razu przechodzę do sedna. Ale nie dziś!
- Aaaaaaa... - przytaknął i rozejrzał się ciekawie. A nóż widelec, łyżka się trafi i jakiś podstępnie wystający gwóźdź albo inna równie niebezpieczna przeszkoda na drodze do mojego szczęścia się trafi - O! Okienko się nie domyka.
- Sama otworzyłam - prawie szczeknęłam bo mi się znowu w kolumnach nie zgadzało - Trzeba wietrzyć, panie Stasiu...
- No tak, ale ja już zamknę może, bo się pani przeziębi i... - sprytnie wskoczył na krzesełko, z niego wdrapał się na parapet i zaczął majstrować przy wiecznie zacinającej się klamce.
- No! - zeskoczył i dumnie wypiął cherlawą pierś. Niepotrzebnie bo orderów nie przewidywałam.
- Dzięki - pisnęłam zza monitora. Bo co prawda to prawda, zimno się trochę zrobiło. Przez te cyferki wirujące w oczach nie zauważyłam dreszczy deszczu.
- Co to ja chciałem powiedzieć... - pan Stachu zaczął starą jak świat śpiewkę. Znam jej wszystkie zwrotki i możliwe warianty. Wściekła na  papierki, cyferki i kolumny nie pomogłam,  czekam aż sam powie czego. A właściwie ile...
- Nie miałaby pani dyszki pożyczyć? - zapytał w końcu.
- Dyszki, mówi pan... - grzebanie w torbie celem zlokalizowania portfela trwało dłużej niż zwykle. I tym razem nie było to celowe. Najpierw musiałam namierzyć torbę.
- No. W piątek oddam, razem z resztą. To razem by było 50 - Pan Staś zastygł w oczekiwaniu. Cierpliwie, bez przestępowania z nogi na nogę  czekał aż; zlokalizuję, wygrzebie, sprawdzę i ewentualnie pożyczę.
- Mam tylko 20 - machnęłam chudzielcowi przed nosem szeleszczącym banknotem - Rozmieni pan?
- A nie dałoby rady 20? To razem będzie 60! - złapał papierek i tyle go widzieli. To ostatnie wrzeszczał już z korytarza. Z bezpiecznej odległości... off- line.

Odda. Zawsze oddaje. To taka nasza wspólna kasa zpomogowo-pożyczkowa. On dobiera sukcesywnie, co tydzień (mniej więcej) a oddaje akurat wtedy jak mój portfel zaczyna  świecić pustkami. Pełna symbioza dzięki której oboje zawsze mamy na chleb. I kiełbasę.

Źródło zdjęcia: http://www.okazje.info.pl/okazja/inne/skarbonka-kasa-pancerna.html

Komentarze

  1. Witaj Beatko,
    fajnie, że mnie znalazłaś i mnie również było miło Cię poznać.
    Pozdrawiam ciepło i lecę dodać Twój adres na moim blogu...:)))
    czarnawrona - Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Basia...
    Szukajcie a znajdziecie.
    Buziaki:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przynajmniej oddaje i się nie trzeba prosić o swoje własne pieniądze.Miałam takiego koleżkę z pracy co to jeszcze nie oddał tych "drobnych" co mu były niezbędne by przeżyć pracowniczy dzionek:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny ten Pan Stasiu. Prawdziwy Konserwator:)
    Oczami wyobraźni normalnie go widziałam:)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dawno temu, gdy wpłata na konto bankowe dokonana na poczcie szła do banku obok ponad tydzień (z tego słynęła poczta) moja koleżanka, która cierpiała na pewną uciążliwą przypadłość - pieniądze nie imały się jej - stworzyła swój indywidualny oscylator finansowy. Polegał on na tym, że wypłacała na poczcie pieniądze z konta, których de facto nie miała, biegła natychmiast do banku obok wpłacała je na poczet długu (nowa wypłata obciążała konto dopiero za ok. tydzień). Trochę zawiłe, ale naprawdę wtedy nie było pozbawione to sensu;)) Do dziś twierdzi, że cyfryzacja wiele dobrego popsuła;))

    OdpowiedzUsuń
  6. Mamy podobnie w pracy, trza sobie pomagać;)

    podobało mi się...dreszczy deszczu..jak u Staffa, normalnie:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wciąż są na świecie dobrzy ludzie... I dlatego świat nadal ma sens.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nika...
    Solidna firma! Nie ma to tamto;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Iva...
    Wierzę. Kiedyś to na pewno miało sens. A teraz ... nawet z poczty przelew idzie 2 dni:D

    OdpowiedzUsuń
  10. Robię zdjęcia...
    Racja. Pan Stach to dobry człowiek:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Robię zdjęcia...
    Ja? Ja jestem zołza. Zapomniałeś?:D

    OdpowiedzUsuń
  12. Zołzy to anioły... tylko bardziej kolorowe :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Dzięki tej swoistej formie symbiozy masz gratis w postaci szybszego zapewne niż koleżanki i koledzy usuwania drobnych awaryjek. Nasz Janeczek (mężczyzna postawny, góral na niziny przeflancowany) tylko mnie nie wiedzieć czemu darzył estymą szczególną i naprawiał na bieżąco. Reszta musiała, po kilku lub kilkunastu monitach ustnych, grozić donosem do dyrekcji...

    OdpowiedzUsuń
  14. Robię zdjecia...
    A masz coś na potwierdzenie tej tezy?:D

    OdpowiedzUsuń
  15. Zgaga...
    Oczywiscie że wszystko i zawsze mam zreperowane poza kolejnościa;)
    Jak symbioza to pełna;D

    OdpowiedzUsuń
  16. Jazz...
    Chetnie poznam twojego. Napisz o nim:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak nic bidak ma tasiemca na utrzymaniu, nie dziwota, że wszystko z portfela wyjada :-)

    OdpowiedzUsuń
  18. nie wiem czy to da się opisać;-)

    OdpowiedzUsuń
  19. Fajny taki własny pan Stach. :)Okienko mię się nie domyka:)

    OdpowiedzUsuń
  20. Aaaa.. przypomniało mi się, że u mojej koleżanki w zakładzie też był taki Stach. Czy ten Twój ma taki długi paznokieć u najmniejszego palca do wkręcania śrub i grzebania w uchu?

    OdpowiedzUsuń
  21. Stach... to tylko Biografia Miłosza tyle kosztuje, więc się nie przejmuj :P

    OdpowiedzUsuń
  22. Ooo CzarnaWpieprzu - u mnie w pracy był taki Stach z pazurem, zawsze miał problem z bezpieczeństwem pracy :P

    OdpowiedzUsuń
  23. Jazz...
    Każdy Stach zasługuje na opisanie. Dasz radę:)

    OdpowiedzUsuń
  24. Pieprzu...
    Oprócz farb we wszystkich oferowanych przez magazyn kolorach niczego nie zauważyłam. Niemniej sprawdzę;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Margo...
    Stach jest wart tych pieniędzy;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz