Nowa (cz.3)
Wciąganie brzucha na niewiele mu się zdało. Podobnie z włosami. Resztką, która pozostała mu na tyle głowy próbował zatuszować braki nad czołem.
- Dzień dobry - zdziwienie widokiem sąsiadki rozbudziło Renatę na dobre. Nowa stała sobie swobodnie w jej mieszkaniu, porządnie ubrana, uczesana i z makijażem jakby dopiero wyszła z salonu piękności. Patrząc na nią Renata pomyślała o niesprawiedliwości dziejowej. To nie było w porządku że niektórzy, w tym przypadku niektóre wyglądają rano jak z żurnala wycięte i na dodatek mają tego świadomość. Mimo szlafroka niepierwszej nowości i mocno zmierzwionej niespokojnym snem fryzury, Renata dumnie podniosła głowę i niezwykle uprzejmie poprosiła gościa o zajęcie miejsca w miękkim fotelu.
- Na chwilę przepraszam - powiedziała do wytwornie siedzącej Nowej - Ogarnę się trochę. Nie spodziewałam się gościa tak wcześnie.
- Wcześnie? Już 11.30. Najwyższa pora na kawę - przymilnie odpowiedziała Nowa i zakładając nogę na nogę uśmiechnęła się do gospodarzy, którzy z nieskrywanym zdziwieniem spojrzeli na wiszący na ścianie niemodny zegar z kukułką. Od bardzo dawna nie zdarzyło im się spać tak długo.
Renata nie potrzebowała jakoś szczególnie dużo czasu na poranne zabiegi higieniczno - upiększające. Zdjęła szlafrok, a piżamę zamieniła na domowe dżinsy i miękką bluzę. W niespełna 7 minut później pojawiła się w stołowym pokoju wlokąc za sobą dyskretny zapach dobrych perfum. Takich z górnej półki. Perfumy były jej słabością. Renata mogła, o ile naturalnie chciała odmówić sobie nowej kiecki, doskonale obywała się bez szminki i lakieru do paznokci ale perfumy po prostu musiała mieć.
- Oczywiście napije się pani kawy? - Renata bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Oczywiście. Z cukrem i ze śmietanką poproszę - Nowa uśmiechnęła się. Jeszcze zaspany i mocno zdziwiony głos Renaty Frąckowiak odwrócił uwagę Nowej od sąsiada. Stała na progu odmieniona. Uczesana i w ubraniu bardziej przypominała kobietę z która wczoraj rozmawiała na klatce schodowej. Miejsce piżamy i sfatygowanego szlafroka zajęły domowe dżinsy i miękka bawełniana bluza.
- Pozwoli pani, że się oddalę - Frąckowiak ukłonił się dwornie nowo poznanej sąsiadce skoro tylko jego małżonka wróciła z tacą na której stały kawowe szklanki i resztki wczorajszego rocznicowego ciasta.
- Pewnie zastanawia się pani co mnie do niej sprowadza - Nowa zagaiła - Otóż, jestem jak już pani wie wdową. ja się tu nie prosiłam. Sytuacja zmusiła, że tak powiem do przeprowadzki. A że nikogo tu nie znam to pomyślałam, że może pani, to może państwo - poprawiła się na widok wchodzącego sąsiada - jakoś mi pomogą. Musze się jakoś w tej sytuacji odnaleźć. A państwo tacy mili...
Mile połechtany Frąckowiak natychmiast zapewnił atrakcyjną wdówkę, że oczywiści, nie ma sprawy, dla niego to małe piwo i tym podobne. Renata nie mówiła nic.
***
Kolejne dni mijały niepostrzeżenie, a Nowa , od jakiegoś czasu po prostu Basia, na dobre wprowadziła się nie tylko do bloku ale i do mieszkania Frąckowiaków. Wpadała z wizytami mniej lub bardziej zapowiedzianymi. Zawsze pod pozorem. A to cukru pożyczyć, a to o coś się dowiedzieć, albo po prostu poprosić Tomasza o przysługę
- Ty to masz dobrze Renatko - paplała uroczo machając rzęsami - Masz chłopa pod ręką i jak nagle trzeba jakiś gwóźdź w ścianę wbić, albo kran naprawić nie musisz niczyjej łaski prosić.
- Jasne - Frąckowiakowa przytakiwała. bardziej dla świętego spokoju niż z przekonania.
Sielanka dobrosąsiedzka trwała w najlepsze, a przyjaźń między mieszkańcami lokalu numer 7 i 12 kwitła zadając kłam obiegowym opiniom że ludzie nie potrafią bezinteresownie pomagać.
- Tomasz - zdyszana Renata wpadła niczym burza do mieszkania Barbary, wdowy po świętym. Jej od trzydziestu z małą górką mąż został w trybie pilnym wezwany przez pokrzywdzoną przez los sąsiadkę w celu dokonania naprawy węża od pralki. I niechby tam sobie naprawiał choćby do północy gdyby nie konieczność w postaci telefonu od rodzonej siostry. Już miała powiedzieć z czym przychodzi a raczej przybiega, ale sytuacja zastana skutecznie odebrała jej zdolność mówienia.
Tomasz oczywiście nie reperował cieknącego węża. Jeśli już to raczej zajmował się naprawą ego sąsiadki pozbawionej męskiej adoracji.
Renata, która mimo, że wcale nie starała się zachowywać cicho nie została przez zajęte sobą gołąbki zauważona wycofała się. Szczęściem zdolność myślenia, mimo doznanego odkryciem szoku pozostała.
W głowie Renaty powstawał plan. Nie tyle perfidny co przewrotny. Cała ta w pewnym sensie przykra sytuacja jawiła jej się jako szansa, której absolutnie nie może zmarnować. Była niczym ślepa i głucha. Nie o nic pytała, nie robiła wyrzutów, nie obraziła się nagle. Po prostu czekała na odpowiedni moment.
Romans tym czasem kwitł w najlepsze, a kochankowie, pewni swojego sprytu stawali się coraz bardziej zuchwali w poczynaniach. Co poniektórzy sąsiedzi czując pismo nosem już nawet szeptali po kątach.
Godzina "z" jak zemsta wybiła dwunastego listopada - w dniu kiedy imieniny obchodzą; Renata i Witold. Solenizantka jak zwykle przygotowała skromny poczęstunek dla dzieci. Ze zbolałą miną i oczyma opuchniętymi od płaczu czekała na ich przybycie.
- Co się stało mamo? - Jędrek zareagował zgodnie z przewidywaniami matki.
Dopiero po kilku próbach i naleganiach ze strony zaniepokojonej trzódki wyjawiła co ją gnębi. Ze szczegółami opowiedziała bardzo zdziwionym dzieciakom co w trawie piszczy.
- To prawda tato? - Marta zapytała surowo.
- To nie tak jak myślisz córeczko. Ja tylko... - zaczerwieniony po czubek łysiny Tomasz plątał się w zeznaniach.
- 98 % przyłapanych na gorącym uczynku tak mówi - Marta była bezlitosna. Odwróciła się w stronę własnego (nie)męża i znacząco zapytała - Adam?
- Oczywiście - odpowiedział zagadnięty z uśmiechem radości.
- I puścisz drania z torbami? - nie musiała się upewniać. Po prostu chciała to dać ojcu do zrozumienia. Tak, żeby świadomość nieuniknionego bardziej bolała.
- Ma się rozumieć!
***
Adam dotrzymał słowa. Nienadaremno ludzie mówili, że to najlepszy adwokat od rozwodów w ich mieście. Tomasz został z niczym i gdyby nie wdowa po świętym która to bardziej z obawy, że ją ludzie jeszcze bardziej na języki wezmą niż z przekonania , przygarnęła pechowego casanowę pod swój dach.
I pomyśleć, że wszystkim wyszło to na dobre. No prawie wszystkim...
Nowa przestała być samotną damą w czerni. Tomasz nie musi już biegać na każde jej gwizdnięcie na górę z ciężką walizką na narzędzia. A Renata? Po kilku tygodniach beztroski, żeby się nie zanudzić kupiła psa. Małego, wrednego i szalenie wymagającego. Dopiero po fakcie zdała sobie sprawę z faktu, że ona po prostu lubi się kimś opiekować...
K O N I E C
Zdjęcie z sieci (niestety nie znam źródła)
- Dzień dobry - zdziwienie widokiem sąsiadki rozbudziło Renatę na dobre. Nowa stała sobie swobodnie w jej mieszkaniu, porządnie ubrana, uczesana i z makijażem jakby dopiero wyszła z salonu piękności. Patrząc na nią Renata pomyślała o niesprawiedliwości dziejowej. To nie było w porządku że niektórzy, w tym przypadku niektóre wyglądają rano jak z żurnala wycięte i na dodatek mają tego świadomość. Mimo szlafroka niepierwszej nowości i mocno zmierzwionej niespokojnym snem fryzury, Renata dumnie podniosła głowę i niezwykle uprzejmie poprosiła gościa o zajęcie miejsca w miękkim fotelu.
- Na chwilę przepraszam - powiedziała do wytwornie siedzącej Nowej - Ogarnę się trochę. Nie spodziewałam się gościa tak wcześnie.
- Wcześnie? Już 11.30. Najwyższa pora na kawę - przymilnie odpowiedziała Nowa i zakładając nogę na nogę uśmiechnęła się do gospodarzy, którzy z nieskrywanym zdziwieniem spojrzeli na wiszący na ścianie niemodny zegar z kukułką. Od bardzo dawna nie zdarzyło im się spać tak długo.
Renata nie potrzebowała jakoś szczególnie dużo czasu na poranne zabiegi higieniczno - upiększające. Zdjęła szlafrok, a piżamę zamieniła na domowe dżinsy i miękką bluzę. W niespełna 7 minut później pojawiła się w stołowym pokoju wlokąc za sobą dyskretny zapach dobrych perfum. Takich z górnej półki. Perfumy były jej słabością. Renata mogła, o ile naturalnie chciała odmówić sobie nowej kiecki, doskonale obywała się bez szminki i lakieru do paznokci ale perfumy po prostu musiała mieć.
- Oczywiście napije się pani kawy? - Renata bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Oczywiście. Z cukrem i ze śmietanką poproszę - Nowa uśmiechnęła się. Jeszcze zaspany i mocno zdziwiony głos Renaty Frąckowiak odwrócił uwagę Nowej od sąsiada. Stała na progu odmieniona. Uczesana i w ubraniu bardziej przypominała kobietę z która wczoraj rozmawiała na klatce schodowej. Miejsce piżamy i sfatygowanego szlafroka zajęły domowe dżinsy i miękka bawełniana bluza.
- Pozwoli pani, że się oddalę - Frąckowiak ukłonił się dwornie nowo poznanej sąsiadce skoro tylko jego małżonka wróciła z tacą na której stały kawowe szklanki i resztki wczorajszego rocznicowego ciasta.
- Pewnie zastanawia się pani co mnie do niej sprowadza - Nowa zagaiła - Otóż, jestem jak już pani wie wdową. ja się tu nie prosiłam. Sytuacja zmusiła, że tak powiem do przeprowadzki. A że nikogo tu nie znam to pomyślałam, że może pani, to może państwo - poprawiła się na widok wchodzącego sąsiada - jakoś mi pomogą. Musze się jakoś w tej sytuacji odnaleźć. A państwo tacy mili...
Mile połechtany Frąckowiak natychmiast zapewnił atrakcyjną wdówkę, że oczywiści, nie ma sprawy, dla niego to małe piwo i tym podobne. Renata nie mówiła nic.
***
Kolejne dni mijały niepostrzeżenie, a Nowa , od jakiegoś czasu po prostu Basia, na dobre wprowadziła się nie tylko do bloku ale i do mieszkania Frąckowiaków. Wpadała z wizytami mniej lub bardziej zapowiedzianymi. Zawsze pod pozorem. A to cukru pożyczyć, a to o coś się dowiedzieć, albo po prostu poprosić Tomasza o przysługę
- Ty to masz dobrze Renatko - paplała uroczo machając rzęsami - Masz chłopa pod ręką i jak nagle trzeba jakiś gwóźdź w ścianę wbić, albo kran naprawić nie musisz niczyjej łaski prosić.
- Jasne - Frąckowiakowa przytakiwała. bardziej dla świętego spokoju niż z przekonania.
Sielanka dobrosąsiedzka trwała w najlepsze, a przyjaźń między mieszkańcami lokalu numer 7 i 12 kwitła zadając kłam obiegowym opiniom że ludzie nie potrafią bezinteresownie pomagać.
- Tomasz - zdyszana Renata wpadła niczym burza do mieszkania Barbary, wdowy po świętym. Jej od trzydziestu z małą górką mąż został w trybie pilnym wezwany przez pokrzywdzoną przez los sąsiadkę w celu dokonania naprawy węża od pralki. I niechby tam sobie naprawiał choćby do północy gdyby nie konieczność w postaci telefonu od rodzonej siostry. Już miała powiedzieć z czym przychodzi a raczej przybiega, ale sytuacja zastana skutecznie odebrała jej zdolność mówienia.
Tomasz oczywiście nie reperował cieknącego węża. Jeśli już to raczej zajmował się naprawą ego sąsiadki pozbawionej męskiej adoracji.
Renata, która mimo, że wcale nie starała się zachowywać cicho nie została przez zajęte sobą gołąbki zauważona wycofała się. Szczęściem zdolność myślenia, mimo doznanego odkryciem szoku pozostała.
W głowie Renaty powstawał plan. Nie tyle perfidny co przewrotny. Cała ta w pewnym sensie przykra sytuacja jawiła jej się jako szansa, której absolutnie nie może zmarnować. Była niczym ślepa i głucha. Nie o nic pytała, nie robiła wyrzutów, nie obraziła się nagle. Po prostu czekała na odpowiedni moment.
Romans tym czasem kwitł w najlepsze, a kochankowie, pewni swojego sprytu stawali się coraz bardziej zuchwali w poczynaniach. Co poniektórzy sąsiedzi czując pismo nosem już nawet szeptali po kątach.
Godzina "z" jak zemsta wybiła dwunastego listopada - w dniu kiedy imieniny obchodzą; Renata i Witold. Solenizantka jak zwykle przygotowała skromny poczęstunek dla dzieci. Ze zbolałą miną i oczyma opuchniętymi od płaczu czekała na ich przybycie.
- Co się stało mamo? - Jędrek zareagował zgodnie z przewidywaniami matki.
Dopiero po kilku próbach i naleganiach ze strony zaniepokojonej trzódki wyjawiła co ją gnębi. Ze szczegółami opowiedziała bardzo zdziwionym dzieciakom co w trawie piszczy.
- To prawda tato? - Marta zapytała surowo.
- To nie tak jak myślisz córeczko. Ja tylko... - zaczerwieniony po czubek łysiny Tomasz plątał się w zeznaniach.
- 98 % przyłapanych na gorącym uczynku tak mówi - Marta była bezlitosna. Odwróciła się w stronę własnego (nie)męża i znacząco zapytała - Adam?
- Oczywiście - odpowiedział zagadnięty z uśmiechem radości.
- I puścisz drania z torbami? - nie musiała się upewniać. Po prostu chciała to dać ojcu do zrozumienia. Tak, żeby świadomość nieuniknionego bardziej bolała.
- Ma się rozumieć!
***
Adam dotrzymał słowa. Nienadaremno ludzie mówili, że to najlepszy adwokat od rozwodów w ich mieście. Tomasz został z niczym i gdyby nie wdowa po świętym która to bardziej z obawy, że ją ludzie jeszcze bardziej na języki wezmą niż z przekonania , przygarnęła pechowego casanowę pod swój dach.
I pomyśleć, że wszystkim wyszło to na dobre. No prawie wszystkim...
Nowa przestała być samotną damą w czerni. Tomasz nie musi już biegać na każde jej gwizdnięcie na górę z ciężką walizką na narzędzia. A Renata? Po kilku tygodniach beztroski, żeby się nie zanudzić kupiła psa. Małego, wrednego i szalenie wymagającego. Dopiero po fakcie zdała sobie sprawę z faktu, że ona po prostu lubi się kimś opiekować...
K O N I E C
Zdjęcie z sieci (niestety nie znam źródła)
Ot, życie:)) I wszyscy byli poniekąd usatysfakcjonowani:)
OdpowiedzUsuńno tak....
OdpowiedzUsuńale piesek na pewno nie pójdzie naprawiać węża:)
i jeszcze mógłby być ciąg dalszy:)
OdpowiedzUsuńhehheh, ale że co? sznucera sobie kupiła? :)
OdpowiedzUsuńi dobrze im tak!:) a swoją drogą zacznę uważać na "nowe"
OdpowiedzUsuńPieprzu...
OdpowiedzUsuńPoniekąd;D
Mijka...
OdpowiedzUsuńNiby tak, ale i nie pogadasz z nim... po ludzku. Nie mówiąc już o tym, że się nie ma z kim tak porządnie, od serca pokłócić;)
Trzydziestolatka...
OdpowiedzUsuńZ obawy przed precedensem wolę nie ryzykować cedeenów;)
Chwilka...
OdpowiedzUsuńTo znaczy że twoja Mała Pierdoła jest upierdliwa?:D
OLQA...
OdpowiedzUsuńPomijając fakt że wszystko oprócz "wdowy po świętym" jest zmyślone to ostrożności nigdy za wiele;D
No cóż, w wielu przypadkach pies jest lepszy niż mąż.Nawet upierdliwy pies. Ma tę niewątpliwą zaletę, że nie zmieni nagle, z własnej woli, właściciela.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Ciekawe, że zwykle zaczyna sie chrznić w małżeństwie od awarii sprzętu agd, własnego lub po sąsiedzku ;)
OdpowiedzUsuńPotrafisz pisać i to już COŚ, nie kłam że najlepiej robisz NIC, to moja domena ;))
Westchnęłam sobie...
OdpowiedzUsuńno chyba,że to taki jak nasz...się kłóci po psiemu co prawda,ale intensywnie!!!
OdpowiedzUsuńto zresztą facet jest...hmm...jak na faceta bardzo rozumny...
przypadki ludzkim życiem rządzą... Nie wiadomo kiedy jeden taki wszystko zmieni w postępie przyczynowo-skutkowym.
OdpowiedzUsuńBywa... Gorzej u mnie, bo mam nawet wdowe w sasiedztwie, ale ona sobie radzi placac silom fachowym. Niegrozna jakas... ;)
OdpowiedzUsuńi fajnie"))
OdpowiedzUsuńJak zawsze czytam z przyjemnością:) znalazłam jedną literówkę, ale nie podam żeby nie było, że się czepiam:)
OdpowiedzUsuńdzisiaj przechodzi samą siebie, chyba przez ten wiatr ;)
OdpowiedzUsuńAnabell...
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony to tylko pies...
Magda...
OdpowiedzUsuńPewnie inaczej by było gdyby można było w każdej chwili iść i kupić nowe:(
Margo...
OdpowiedzUsuńAż tak źle?
Mijka...
OdpowiedzUsuńFacet to tez człowiek. I podobnie jak kobieta ma prawo do błędów:)
Iva...
OdpowiedzUsuńCałe zycie to przypadek:)
Star...
OdpowiedzUsuńWczoraj widziałam reklamę "męża do wynajęcia";)
El...
OdpowiedzUsuńPunkt widzenia jak zwykle zależy od punktu siedzenia:)
Beata...
OdpowiedzUsuńTrudno. Będę szukać sama;)
Chwilka...
OdpowiedzUsuńMoja śpi. I nawet na siku nie ma ochoty wyskoczyć;)
Pies, to pies, że tak filozoficznie zacznę i juz nie dokończę, hihi.
OdpowiedzUsuńWdowa po świętym mnie zauroczyła :)
OdpowiedzUsuńBella...
OdpowiedzUsuńKot to kot, a słoń to słoń... filozofia jest prosta;D
Scenki...
OdpowiedzUsuńNo... tez zrobiła na mnie wrażenie;D
Tym razem byłam cfana :D Poczekałam na wszystko i przecytałam cięgiem :)
OdpowiedzUsuńDobre, jak zawsze :)
No i co??? No i HAPPY END.Wbrew pozorom tragedii nie było.Poczciwa kobiecina odsapnie na stare lata, a podstarzały Casanova wpadł po uszy w guano:)
OdpowiedzUsuńAnovi...
OdpowiedzUsuńBoszzzzzzzzzz... że też ci się chciało tak długo czytać;D
Nika...
OdpowiedzUsuńNo tak. Niby tak:)
ech te baby...czarne wdowy i nie tylko...
OdpowiedzUsuń