Towarzystwo
Nadworny przyszedł, a raczej wtargnął niczym zaokienny wiatr. Wizyta była oczywiście z gatunku nagłych i niespodziewanych, toteż absolutnie nie przejęłam się chaosem wszechobecnym, odkurzaczem na środku kuchni i brakiem czegokolwiek do kawy. Cukru do szafy też nie schowałam.
Gość, jak już wspomniałam niespodziewany aczkolwiek zawsze mile widziany, zaczął od nietaktu.
Z miejsca zbezcześcił świeżo umytą podłogę. Na szczęście tylko w przedpokoju więc uszło mu gadem. Bardziej bowiem od zmaltretowanej podłogi interesowało mnie towarzystwo z którym się tak uroczo wtarabanił. A towarzystwo było długie, chude i niezidentyfikowane.
- Co to? - zapytałam bez zbędnych ceregieli.
- Któro? - Nadworny zdawał się rżnąć głupa i udawać przed całym światem, że od zawsze przechadza się w towarzystwie długiego, chudego i niezidentyfikowanego.
- Buro. I mówi się które - poprawiłam automatycznie aczkolwiek nie bez nuty złośliwości.
- W takim razie odpowiada się bure - Nadworny nie miał zamiaru ułatwiać. Wręcz przeciwnie.
Nie mając nadziei na rychłe rozwikłanie zagadki z długim, chudym i niezidentyfikowanym w roli głównej zaprosiłam gościa na salony.
- Czego? - zwyczajowe w takich sytuacjach uprzejmości na Nadwornym nie robiły wrażenia. Doskonale umiał wczuć się w klimat i zanim skonkretyzowałam pytanie powiedział tak jak; głośno, wyraźnie, konkretnie i bez idiotycznego krygowanie się, że niby mam sobie nie robić kłopotu;
- Kawy.
Zamówienie zrealizowałam niemal natychmiast. Długie, chude i niezidentyfikowane stało sobie oparte o fotel i prawie że się ze mnie śmiało. Bezczelne!
- Józka znasz? - zapytał Nadworny ale chyba nie był ciekawy odpowiedzi.
- Tyle o ile - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Bo znałam tyle Józków najprzeróżniejszych że ich liczba przechodziła w ilości wręcz przemysłowe. Aż żal, że za znajomości z Józkami tego świata nie dają nagrody.
- No to sobie wyobraź, że właśnie wczoraj przyszedł i zapowiedział, że się nie ruszy dopóki nie dam mu na pół litra.
- Ten Józek? - zapytałam głupawo bo myśli cały czas miałam zajęte bezczelnym towarzystwem opartym o fotel.
Nadworny popatrzył na mnie znad okularów i tonem wielce protekcjonalnym zawołał:
- Halo! Tu Ziemia! Mówi się!
- No przecież słyszę - mruknęłam usiłując sobie jednocześnie przypomnieć o co chodzi z tym Józkiem.
- Bo on, ten Józek znaczy się to zawsze powtarza że woli mieć parkinsona i troche rozlać niż alzheimera i zapomnieć wypić. To taka jego życiowa dewiza.
- Jasne - obserwowanie ubawionego anegdotą Nadwornego jest zajęciem interesującym, ale nie na tyle, żeby odwrócić moją uwagę od długiego, chudego itd.
- Taaaaaaaaaa ... - mój gość wielce szanowny westchnął i przemeldował się bliżej okna.
- A co Józek ma wspólnego z tym? - zapytałam prosto z mostu wskazując paluchem na niezidentyfikowane coś.
- Z tam? Nic. Nie ma wspólnego. Po prostu znalazłem w domu i pomyślałem że ci się przyda.
- A co to? - zwykle nie bywam tak podejrzliwa, ale tym razem tajemniczość Nadwornego wzmogła czujność. Wszak musze wiedzieć z czym mam do czynienia zanim umieszcze na stałe pod własnym dachem.
- Kalka techniczna. Nówka sztuka. Chyba nawet tuby nie otwierałem nigdy - wyjaśnił wreszcie istotę i przyczynę towarzyszącego mu długiego chudego i ... a nie, już zidentyfikowanego - Przyda się?
- Pewnie tak...
Mam cały strych przydasiów. Niech więc jeszcze i to...
Gość, jak już wspomniałam niespodziewany aczkolwiek zawsze mile widziany, zaczął od nietaktu.
Z miejsca zbezcześcił świeżo umytą podłogę. Na szczęście tylko w przedpokoju więc uszło mu gadem. Bardziej bowiem od zmaltretowanej podłogi interesowało mnie towarzystwo z którym się tak uroczo wtarabanił. A towarzystwo było długie, chude i niezidentyfikowane.
- Co to? - zapytałam bez zbędnych ceregieli.
- Któro? - Nadworny zdawał się rżnąć głupa i udawać przed całym światem, że od zawsze przechadza się w towarzystwie długiego, chudego i niezidentyfikowanego.
- Buro. I mówi się które - poprawiłam automatycznie aczkolwiek nie bez nuty złośliwości.
- W takim razie odpowiada się bure - Nadworny nie miał zamiaru ułatwiać. Wręcz przeciwnie.
Nie mając nadziei na rychłe rozwikłanie zagadki z długim, chudym i niezidentyfikowanym w roli głównej zaprosiłam gościa na salony.
- Czego? - zwyczajowe w takich sytuacjach uprzejmości na Nadwornym nie robiły wrażenia. Doskonale umiał wczuć się w klimat i zanim skonkretyzowałam pytanie powiedział tak jak; głośno, wyraźnie, konkretnie i bez idiotycznego krygowanie się, że niby mam sobie nie robić kłopotu;
- Kawy.
Zamówienie zrealizowałam niemal natychmiast. Długie, chude i niezidentyfikowane stało sobie oparte o fotel i prawie że się ze mnie śmiało. Bezczelne!
- Józka znasz? - zapytał Nadworny ale chyba nie był ciekawy odpowiedzi.
- Tyle o ile - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Bo znałam tyle Józków najprzeróżniejszych że ich liczba przechodziła w ilości wręcz przemysłowe. Aż żal, że za znajomości z Józkami tego świata nie dają nagrody.
- No to sobie wyobraź, że właśnie wczoraj przyszedł i zapowiedział, że się nie ruszy dopóki nie dam mu na pół litra.
- Ten Józek? - zapytałam głupawo bo myśli cały czas miałam zajęte bezczelnym towarzystwem opartym o fotel.
Nadworny popatrzył na mnie znad okularów i tonem wielce protekcjonalnym zawołał:
- Halo! Tu Ziemia! Mówi się!
- No przecież słyszę - mruknęłam usiłując sobie jednocześnie przypomnieć o co chodzi z tym Józkiem.
- Bo on, ten Józek znaczy się to zawsze powtarza że woli mieć parkinsona i troche rozlać niż alzheimera i zapomnieć wypić. To taka jego życiowa dewiza.
- Jasne - obserwowanie ubawionego anegdotą Nadwornego jest zajęciem interesującym, ale nie na tyle, żeby odwrócić moją uwagę od długiego, chudego itd.
- Taaaaaaaaaa ... - mój gość wielce szanowny westchnął i przemeldował się bliżej okna.
- A co Józek ma wspólnego z tym? - zapytałam prosto z mostu wskazując paluchem na niezidentyfikowane coś.
- Z tam? Nic. Nie ma wspólnego. Po prostu znalazłem w domu i pomyślałem że ci się przyda.
- A co to? - zwykle nie bywam tak podejrzliwa, ale tym razem tajemniczość Nadwornego wzmogła czujność. Wszak musze wiedzieć z czym mam do czynienia zanim umieszcze na stałe pod własnym dachem.
- Kalka techniczna. Nówka sztuka. Chyba nawet tuby nie otwierałem nigdy - wyjaśnił wreszcie istotę i przyczynę towarzyszącego mu długiego chudego i ... a nie, już zidentyfikowanego - Przyda się?
- Pewnie tak...
Mam cały strych przydasiów. Niech więc jeszcze i to...
Mocny strop masz pod tym strychem?:)... u mnie takie "przydasie" rozmieszczane są przez kolejnych członków rodziny po całym domu... i w przeróżnych miejscach... czasami udaje mi się je eliminować... bo ktoś musi na tym czuwać:))... pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo... to teraz możesz sobie np. zaprojektować elektrownię atomową :)
OdpowiedzUsuń:-)))
OdpowiedzUsuńZa pomocą różnych dłut i szczypiec można zmajstrować nawet antenę to telewizora! :)))
OdpowiedzUsuńTo miał być cytat z reklamy (tej ze "Słodowym"), a propos zapełnionego strychu :)
OdpowiedzUsuńdobra jesteś, bo ja bym pod swój dach nie przyjęła przydasia:) Strych mam minimalistycznie zapełniony, bo mam nawyk wywalania, a nie zbierania. Niestety, często tego żałuję;(
OdpowiedzUsuńo kalka się nada.psoko!!!
OdpowiedzUsuńFajnie piszesz, Nivejko.Będę wracać, co by sobie wyostrzyć zmysł postrzegania i język w bardzo miłej atmosferze gadalnej.Serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJak prawi, ze sie przyda, to pewnikiem wie co prawi:))
OdpowiedzUsuńBo to nigdy nie wiadomo... Ale ja bym nie brała!
OdpowiedzUsuńNivejko, jeśli zbędne Ci są te "przydasie", to dlaczego nie powiesz wprost, że ich nie potrzebujesz??? No inna rzecz, jeśli kiedyś mogą Ci się na cos przydać...:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Frytka...
OdpowiedzUsuńMocny! jeszcze nie trzeszczy;)
Robię zdjęcia...
OdpowiedzUsuńBedę pakowac kanapki do pracy.
Iw...
OdpowiedzUsuńA za pomocą kalki można zrobi... osłonkę do antenki;)
Iva...
OdpowiedzUsuńBo mnie się naprawdę różne rzeczy przydają;)
Mijka...
OdpowiedzUsuńChcesz trochę?;)
Dobrochna...
OdpowiedzUsuńMiło mi. Zapraszam:)
Star...
OdpowiedzUsuńPewnie kiedyś się nauczę metody pergaminowej. Będzie jak znalazł;D
Zgaga...
OdpowiedzUsuńMiejsca ci u mnie dostatek. Zmieści się jedno chude i długie;D
Basia...
OdpowiedzUsuńpewnie że się przyda. Nie wiem tyko jeszcze kiedy i na co:D
Kocham Twój styl pisania ;)
OdpowiedzUsuńŻe też mi nikt kalki technicznej nie przynosi :/ a przydałaby się musowo!
OdpowiedzUsuńNo to teraz możesz kalkować i mieć wszystkiego podwójnie. Albo jeszcze więcej! ;)
OdpowiedzUsuńDobry moment na puszczenie wodzy fantazji :)
OdpowiedzUsuńRotek...
OdpowiedzUsuńCzyli taki zwyczajny?
Dzięki:)
Margo...
OdpowiedzUsuńJak kiedyś w końcu i nareszcie się wybierzesz to ci dam;)
Beatta...
OdpowiedzUsuńPodwójna to by się wypłata przydała;)
Oczywiście, że niezwyczajny, bo wręcz wyjątkowy. Po prostu chciałoby się czytać Twoje wpisy, nawet gdybyś pisała o największych banałach :)
OdpowiedzUsuń