Pułapka
Agata obudziła się z fatalnym przeczuciem. Nie wiedziała co, bo takich rzeczy się z reguły nie wie, jednak co do tego że coś głupio - wrednego się stanie nie miała żadnych, nawet najmniejszych wątpliwości.
To mogło być wszystko; od zepsucia się całkiem nowej pralki począwszy na zdechłej myszy pod drzwiami skończywszy. Pralka normalne, jako rzecz mechaniczna miała prawo się psuć i właściwie to nawet lepiej żeby robiła to teraz, póki na gwarancji. Gorzej z myszami. Sąsiedzi uparli się, że skoro mają kota to i obowiązek łapania wszystkich gryzoni w całym bloku też na nich spada. Tylko do żarcia dla leniwca jakoś nikt się nie chciał dołożyć.
Przeciągając się spojrzała w okno. Słońce świeciło prosto w twarz, zachęcało do wstania z łóżka i zadawało kłam złym przeczuciom. Co się może stać, skoro natura zadbała o taką niemalże filmową scenerię!
- Co ma wisieć nie utonie, a gdybanie na nic się nie zda - mruknęła sama do siebie starając się jednocześnie strącić z siebie resztki przyklejonego do rzęs snu.
- Co tam mruczysz kobieto?- zapytał leżący obok mężczyzna udomowiony i badawczo otworzył jedno oko. To mniej zaklejone śpiochami. Słońce na niego nie podziałało. Stwierdziwszy, że świt jeszcze blady, pośpiesznie, żeby się nie rozbudzić zanadto przymknął drożne oko i naciągnął kołdrę na głowę.
- Że pora wstawać mruczę - odpowiedziała. I wstała. Taka już była, że nie rzucała słów na wiatr. W progu zawahała się. Kuchnia czy łazienka? Kawa czy siku? Prysznic? W zasadzie była już zdecydowana, że najpierw szybko, jak błyskawica pobiegnie do kuchni i nastawi ekspres, potem hop-aj siup i już będzie w łazience. Zanim woda w przedpotopowym ekspresie osiągnie stan wrzenia i leniwie przeleje się przez papierowy filtr, ona zdąży doprowadzić się do stanu jako takiej używalności.
- Se wstawaj - sennie wymamrotał Kuba i wtulając się w poduszkę dodał - Ja mam urlop.
- I kupę roboty do zrobienia też masz - odpowiedziała tonem obronno zaczepnym - A na wypadek gdyby ci umknęło to przypominam, że ja też mam urlop!
Nie odpowiedział. Spod kołdry dochodziło tylko miarowe posapywanie, nieomylny znak, że powrócił do krainy snu, a to z kolei znaczyło, że rozmowa zakończona. Nawet nie było sensu się obrażać. Strzelanie fochów ma sens jeśli adresat widzi, ewentualnie w inny sposób jest w stanie odczuć że coś jest na rzeczy. Kuba miał sen twardy. Armata by go nie dobudziła a co dopiero jakiś foch.
Czując nerwowy ucisk na pęcherz powlokła się do łazienki. Kawa musiała poczekać.
***
Kilkanaście tygodni później, siedząc w kawiarni w towarzystwie nieco ponurej ale podobno niezwykle skutecznej kobiety, wybitnej specjalistki od spraw nie tyle trudnych co beznadziejnych, Agata usiłowała sobie przypomnieć jak to było. To raczej nie była kłótnia. Przynajmniej nie w tradycyjnym sensie. Ona coś powiedziała, on jej odpowiedział, a ona nie pozostała dłużna. I tyle. Kto by przypuszczał, że wyniknie z tego taka afera? Nikt.
- Każdy szczegół może być przydatny - kobieta mówiła przeglądając jednocześnie stertę papierów które przyniosła ze sobą - Proszę mówić - ponaglała.
- Kiedy ja nie wiem co... - Agata odpowiedziała niepewnie i przyjrzała się dokładniej siedzącej naprzeciwko kobiecie. Adwokatka wyglądała na kobietę sukcesu. Doskonale skrojona marynarka w kolorze ciemnej stali, z lekko połyskującymi refleksami. Skromna aczkolwiek niezwykle gustowna koszula dobrana kolorem do reszty stroju. Były jeszcze buty. Absolutnie niesamowite. Piękna, krwista czerwień uzbrojona w wysoki, bardzo wysoki obcas.
- Nie pomaga mi pani - prawniczka zdjęła okulary i w końcu oderwała się od papierów - Jeśli mam coś zrobić musi mi pani dać jakiś punkt zaczepienia. Cokolwiek. Rozumie pani?
Agata pokiwała głową ze zrozumieniem. Rozumiała, tylko w tej chwili absolutnie nic nie przychodziło jej do głowy. Nic. Pustka. Zero. jedyne co miała w głowie to obraz tych czerwonych szpilek, bezlitośnie depczących bose stopy Kuby.
- Może jednak...?
- Trzy dni po tym jak sama zaczęłam w końcu malować ściany spakował walizkę i zabrał kota. A jak zapytałam dlaczego mi to robi to powiedział, że kot jest jego. I że mam sobie kupić pułapkę.
- Kupiła pani? - właścicielka czerwonych szpilek nie wyglądała na szczególnie zdziwioną. No może trochę. Szybko jednak przykryła jednak jakiekolwiek oznaki maską profesjonalisty. Nie takie rzeczy już w swojej karierze widziała i słyszała. Ze wszystkiego umiała wycisnąć coś co było kluczowe dla sprawy. Rzeczy niemożliwe załatwiała niemalże od ręki, tylko na cuda trzeba było kilka dni poczekać.
Ten kot spadł jej jak z nieba. Wreszcie pojawiło się coś co ruszy z miejsca tę pozornie beznadziejna sprawę. Błysk triumfu zagościł na jej profesjonalnej twarzy.
- Nie. U nas nie ma myszy. A kot... on faktycznie był jego. Mnie nawet nieszczególnie lubił.
To mogło być wszystko; od zepsucia się całkiem nowej pralki począwszy na zdechłej myszy pod drzwiami skończywszy. Pralka normalne, jako rzecz mechaniczna miała prawo się psuć i właściwie to nawet lepiej żeby robiła to teraz, póki na gwarancji. Gorzej z myszami. Sąsiedzi uparli się, że skoro mają kota to i obowiązek łapania wszystkich gryzoni w całym bloku też na nich spada. Tylko do żarcia dla leniwca jakoś nikt się nie chciał dołożyć.
Przeciągając się spojrzała w okno. Słońce świeciło prosto w twarz, zachęcało do wstania z łóżka i zadawało kłam złym przeczuciom. Co się może stać, skoro natura zadbała o taką niemalże filmową scenerię!
- Co ma wisieć nie utonie, a gdybanie na nic się nie zda - mruknęła sama do siebie starając się jednocześnie strącić z siebie resztki przyklejonego do rzęs snu.
- Co tam mruczysz kobieto?- zapytał leżący obok mężczyzna udomowiony i badawczo otworzył jedno oko. To mniej zaklejone śpiochami. Słońce na niego nie podziałało. Stwierdziwszy, że świt jeszcze blady, pośpiesznie, żeby się nie rozbudzić zanadto przymknął drożne oko i naciągnął kołdrę na głowę.
- Że pora wstawać mruczę - odpowiedziała. I wstała. Taka już była, że nie rzucała słów na wiatr. W progu zawahała się. Kuchnia czy łazienka? Kawa czy siku? Prysznic? W zasadzie była już zdecydowana, że najpierw szybko, jak błyskawica pobiegnie do kuchni i nastawi ekspres, potem hop-aj siup i już będzie w łazience. Zanim woda w przedpotopowym ekspresie osiągnie stan wrzenia i leniwie przeleje się przez papierowy filtr, ona zdąży doprowadzić się do stanu jako takiej używalności.
- Se wstawaj - sennie wymamrotał Kuba i wtulając się w poduszkę dodał - Ja mam urlop.
- I kupę roboty do zrobienia też masz - odpowiedziała tonem obronno zaczepnym - A na wypadek gdyby ci umknęło to przypominam, że ja też mam urlop!
Nie odpowiedział. Spod kołdry dochodziło tylko miarowe posapywanie, nieomylny znak, że powrócił do krainy snu, a to z kolei znaczyło, że rozmowa zakończona. Nawet nie było sensu się obrażać. Strzelanie fochów ma sens jeśli adresat widzi, ewentualnie w inny sposób jest w stanie odczuć że coś jest na rzeczy. Kuba miał sen twardy. Armata by go nie dobudziła a co dopiero jakiś foch.
Czując nerwowy ucisk na pęcherz powlokła się do łazienki. Kawa musiała poczekać.
***
Kilkanaście tygodni później, siedząc w kawiarni w towarzystwie nieco ponurej ale podobno niezwykle skutecznej kobiety, wybitnej specjalistki od spraw nie tyle trudnych co beznadziejnych, Agata usiłowała sobie przypomnieć jak to było. To raczej nie była kłótnia. Przynajmniej nie w tradycyjnym sensie. Ona coś powiedziała, on jej odpowiedział, a ona nie pozostała dłużna. I tyle. Kto by przypuszczał, że wyniknie z tego taka afera? Nikt.
- Każdy szczegół może być przydatny - kobieta mówiła przeglądając jednocześnie stertę papierów które przyniosła ze sobą - Proszę mówić - ponaglała.
- Kiedy ja nie wiem co... - Agata odpowiedziała niepewnie i przyjrzała się dokładniej siedzącej naprzeciwko kobiecie. Adwokatka wyglądała na kobietę sukcesu. Doskonale skrojona marynarka w kolorze ciemnej stali, z lekko połyskującymi refleksami. Skromna aczkolwiek niezwykle gustowna koszula dobrana kolorem do reszty stroju. Były jeszcze buty. Absolutnie niesamowite. Piękna, krwista czerwień uzbrojona w wysoki, bardzo wysoki obcas.
- Nie pomaga mi pani - prawniczka zdjęła okulary i w końcu oderwała się od papierów - Jeśli mam coś zrobić musi mi pani dać jakiś punkt zaczepienia. Cokolwiek. Rozumie pani?
Agata pokiwała głową ze zrozumieniem. Rozumiała, tylko w tej chwili absolutnie nic nie przychodziło jej do głowy. Nic. Pustka. Zero. jedyne co miała w głowie to obraz tych czerwonych szpilek, bezlitośnie depczących bose stopy Kuby.
- Może jednak...?
- Trzy dni po tym jak sama zaczęłam w końcu malować ściany spakował walizkę i zabrał kota. A jak zapytałam dlaczego mi to robi to powiedział, że kot jest jego. I że mam sobie kupić pułapkę.
- Kupiła pani? - właścicielka czerwonych szpilek nie wyglądała na szczególnie zdziwioną. No może trochę. Szybko jednak przykryła jednak jakiekolwiek oznaki maską profesjonalisty. Nie takie rzeczy już w swojej karierze widziała i słyszała. Ze wszystkiego umiała wycisnąć coś co było kluczowe dla sprawy. Rzeczy niemożliwe załatwiała niemalże od ręki, tylko na cuda trzeba było kilka dni poczekać.
Ten kot spadł jej jak z nieba. Wreszcie pojawiło się coś co ruszy z miejsca tę pozornie beznadziejna sprawę. Błysk triumfu zagościł na jej profesjonalnej twarzy.
- Nie. U nas nie ma myszy. A kot... on faktycznie był jego. Mnie nawet nieszczególnie lubił.
czasami, niestety coraz częściej mam to cholerne przeczucie i jestem absolutnie pewna, że to tylko kwestia czasu, aż któreś z nas w końcu pęknie - jak i tego, że to ja zabiorę psa!
OdpowiedzUsuńNie kracz!
Usuńte przeczucia ... a może trzeba było najpierw siku ... no wiesz, efekt motyla ...
OdpowiedzUsuńMyślisz że to dlatego?:D
UsuńNo proszę... a tak pięknie sie zapowiadało: urlop, słońce prosto w twarz.... eh, życie:-/
OdpowiedzUsuńMiłe złego początki;)
UsuńKocur z domu, babie ....no nie wiem :(
OdpowiedzUsuńCiężej?;)
Usuńkocur z domu ... MYSZY harcuja!!!! :-)
OdpowiedzUsuńKorzystaj Agata, a co!
Pozdrawiam
Teoretycznie...:)
UsuńPozdrawiam:)
hmmm jest adwokat, to już coś się na bank wymyśli.. a jak to mówią z dużej chmury mały deszcz, z małej tornado.. buziol;-)
OdpowiedzUsuńBo czasami wystarczy ... pretekst.
UsuńJak ja zaczynam się zamyślać ze wzrokiem wbitym w ściany albo meble, to mąż też ma ochotę uciekać :D Szkoda, że przestawiać już nie ma co ;)
OdpowiedzUsuńBo on już wie, że kombinujesz;D
UsuńOd spraw beznadziejnych to podobno Św. Juda Tadeusz. No i taniej będzie ;)
OdpowiedzUsuńTaniej i "po bożemu";)
UsuńKiedy w takich sprawach nigdy do końca nikt nie wie, właściwie dlaczego się coś kończy. Złożona sprawa - zawsze.
OdpowiedzUsuńA kłótnie zawsze są niby o drobiazgi, a za tym kryją się lata lekceważenia, obojętnienia, wzajemnego szarzenia, cichych lub głośnych oskarżeń itd.
Kot jednak się nie przydał, a raczej nie został wykorzystany...
pozdrowienia!
Czasami lepiej jest wybrać mniejsze zło i zachować szacunek do siebie.
UsuńBo życie właśnie składa sie z drobiazgów :-)
UsuńI zanosi się na to, że takie przypadki coraz częściej będą miały miejsce .Po trzech dniach, trzech tygodniach, trzech latach :(
OdpowiedzUsuńChyba jesteśmy pokoleniem mniej cierpliwym...
Usuńdlatego ja mam dwa psy;)
OdpowiedzUsuńHmmmm... oba są moje;((
Z dużym zainteresowaniem obserwuję od kilku postów zmianę stylu Twojego pisania. Robi się to coraz lepsze, coraz lepiej się czyta!
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam ją czytać w każdym wydaniu :) Wszystkie jej posty to perełki :)
UsuńNie przeczę :) Zaglądam i czytam regularnie, ale coś się zmieniło. Ja nie wiem co, ale zachwycona jestem :)
UsuńRety, ciężka musi być praca adwokata!
OdpowiedzUsuńuwielbiam....poprostu uwielbiam .po przeczytaniu zawsze nasuwa sie jakas refleksja czasem usmiech zagosci na twarzy. czasem lza poplynie policzkiem.
OdpowiedzUsuńto dobry znak. to znak ze czuje,mysle
dziekuje:)