Pamiętnik cz.3

***
- Jak to nie ma! Jeszcze wczoraj tu była! Sam widziałem - Feliks Kuczyński krzyczał  na skulonego w sobie służącego. Pan na Korczewie nie był groźny, nigdy nikomu krzywdy nijakiej nie wyrządził, ale że furiat był z niego to wiedzieli wszyscy.
- Nie wiem jaśnie panie. Przyszedłem tak jak mi pan kazał. Ale księgi szanownego dziadka jaśnie pana, pana Wiktoryna, świeć panie nad jego duszą, nigdzie nie było.
Groźne pokrzykiwania ojca zwabiły dzieci do biblioteki.
- Co się stało tatku? -  nieśmiało zapytała Józia.
Ojciec przyjrzał się im uważnie. Dzieci, które spodziewały się  łajania za to, że przybiegły nieproszone i odzywają się  bez pozwolenia spuściły oczy.  Szczęściem ojciec  za bardzo był przejęty tym czymś co chyba zginęło i czego nigdzie nie było bo zareagował zupełnie inaczej niż się spodziewały.
- Braliście księgę? - zapytał tylko trochę groźnie.
- Tu jest całe mnóstwo ksiąg - powiedziała Felicja która co prawda jeszcze nie umiała czytać, ale słyszała jak rodzice namawiali się, że trzeba by ją już zacząć do poznawania alfabetu przysposabiać -  O którą ci chodzi tatku?

Miała rację. W bibliotece było tyle ksiąg, że chyba nawet tatko ani mama ani nawet tęga pani gospodyni mimo, że co jakiś czas zlecała pannie pokojowej ścieranie kurzu ze wszystkich tomów tego nie wiedziała.
- Tę, co tu na stole leżała - ojciec wskazał na blat dębowego biurka przy którym on jako i wcześniej dziadek Leon, robili rachunki, przeglądali księgi i pisali listy do dzierżawców -  Takiej w skórę oprawionej, co to ją pradziadek Wiktoryn  jeszcze spisywał.
Dzieciaki zgodnie pokręciły głowami. Bo jako żywo nie brali. Co więcej, nie znały nikogo kto by miał śmiałość ją ruszyć. Ojciec zawsze mówił, że ta księga to  skarb rodzinny, że tam są zapisane początki fortuny i świetności  rodu Kuczyńskich herbu Ślepowron.
- Jak mogła zniknąć? No jak? - ojciec  pieklił się. Wszystko ze zmartwienia.
- Mówiłeś o niej komuś ojcze? - zapytał Aleksander stając blisko zmartwionego rodzica. Jak na swoje 10 lat był wysoki, prawie równy z nim, a przy tym chudy jak patyk.
- Tylko panu stolnikowi drochickiemu. Mówiłem, że dziadek mój prowadził bardzo dokładne zapiski. Że zapisywał nie tylko to co się w rzeczypospolitej działo ale i  kto ile mu jest winien i ile na wołach a ile na zbożu zarobił - ojciec odpowiedział ze smutkiem po czym spojrzał na pierworodnego - Nie podejrzewasz chyba synu, że pan podstoli wdrapał się tu po tych schodach i skradł nasz skarb?Toż on stareńki i rady by nie dał.
- Pan Podstoli nie, ale kto wie, może ktoś inny kto słyszał waszą rozmowę?
Ojciec usiadł na stojącym przy biurku krześle i pogłaskał się po brodzie. Zawsze tak robił kiedy myślał. Dla nikogo nie było tajemnicą że w takich razach trzeba było stać, zachowawać się jak najciszej  żeby nie przeszkadzać. Pan Kuczyński w końcu wstał i bez słowa wyszedł z biblioteki.  Służący poszedł za nim. Żal żalem, ale nie mógł sobie pozwolić na to żeby go ludzie na języki wzięli, że szlacheckich obyczajów nie dopełnia, gośćmi się zająć nie potrafi, że ich opuszcza, winem nie częstuje, do jedzenia nie namawia. 
- No co dzieciaki? - Aleksander przybrał pozę starszego - Pomożecie?
- Tylko nie dzieciaki! Kiedyś cię dogonię. I będę tak samo duża jak ty! - pisnęła Józia która za wszelką cenę chciała być już dorosłą, nosić piękne ubrania i tańczyć na balach.
- Głupiaś - lekceważąco stwierdził Aleksander - Zawsze będę od ciebie starszy!
- A w czym ci mamy pomóc? - szybko zapytała Felicja. Mało brakowało a te dwa koguty skoczyły by sobie do gardeł i zamiast poszukiwaniami zaginionej księgi pradziadka musiałaby ich godzić.
- No jak to w czym? Musimy się dowiedzieć kto i dlaczego zabrał księgę! Ojciec bardzo się zmartwił. Pewnie dlatego, że ledwie co zaczął ją czytać. Sam słyszałem jak mówił, że wielce interesujących rzeczy się można z niej dowiedzieć.
Dzieci zgodnie uznały, że pomóc trzeba. Nie może być żeby tatko był zmartwiony, a złodziejaszkowi taki czyn karygodny na sucho uszedł.
- Ja będę dowódcą - Aleksander sam się mianował wodzem.  Felicja nie miała nic przeciwko. Ktoś przecież musi rządzić, a starszy brat nadawał się do tego jak nikt. Nie raz udowodnił w zabawach najróżniejszych że się zna na wielu rzeczach bardziej niż one.
- A dlaczego ty? - zapytała pyskata Józia.
- Bo jestem najstarszy, najmądrzejszy, umiem czytać, pisać i rachować. No i kiedyś będę następcą taty. Muszę się uczyć jak kierować ludźmi.
Józia nie wyglądała na przekonaną, ale łaskawie zgodziła się przejść pod komendę starszego brata.
- Zostajecie tu i szukacie - rozkazał Aleksander - Ja sprawdzę korytarze na górze.
Wyszedł z biblioteki cicho niczym mysz. Felicja  i Józia zaczęły dokładnie przyglądać się wszystkim przedmiotom  i sprzętom  zgromadzonym w bibliotece. Problem w tym, że nie bardzo wiedziały czego szukać.
- Nie widzę niczego co mogłoby jakoś pomóc - Józia mruknęła niezadowolona.
- Ja też - przyznała Felicja - Chyba musimy zrobić to jeszcze raz. Bo może faktycznie jest tak jak mówiła babcia, że diabeł przykrył ogonem i dlatego nie widzimy.
Józia chwilę milczała. Po pucułowatej buzi znać było że intensywnie myśli.
- No to musimy znaleźć tego diabła i przesunąć mu ogon. Tak? -  zapytała w końcu.
- No, mniej więcej - wymijająco odpowiedziała jej siostra. Była o całe 3 lata starsza i znała się już trochę na przysłowiach. Nie miała jednak ochoty na tłumaczenie  o co tak naprawdę chodzi z tym diabłem i jego ogonem - Szukaj. Może jednak coś nam wpadnie w oczy.
Józia nic już nie mówiła tylko wzięła do ręki mosiężny lichtarzyk z łojową świecą i ponownie zaczęła poszukiwania. Chodziła krok w krok za Felicją i bacznie rozglądała się czy nie widać gdzieś tego diabła co przykrywa ogonem wszystko czego się szuka.
- Na korytarzu i na schodach ani śladu - zameldował Aleksander wpadając z impetem do biblioteki - A co u was?
- Nic - Felicja bezradnie rozłożyła ręce.
- Ani śladu diabła - dodała Józia poważnie.
- Jakiego znów diabła? - zapytał Olek wpatrując się w najmłodszą siostrę.
- No wiesz - z lekceważeniem rzuciła Felicja - Diabeł ogonem przykrył.
- Jasne - przytaknął ze zrozumieniem - To musimy go teraz jeszcze raz poszukać.
Teraz już wszyscy troje z wielką uwagą   przeszukiwali wnętrze biblioteki. Dokładnie przyjrzeli się wszystkim krzesłom stołom, podłodze. Byli pewni, że ślad, jeśli jakiś jest musi być właśnie w tym miejscu. Szczególnie starannie przeszukali biurko. Olek to nawet kałamarz podniósł. Nic to jednak nie dało. Tropu nijakiego jak nie było tak nie było.
- Jaki dziwny śnieg - powiedziała Józia która rozsiadła się pod ojcowskim biurkiem. Miała dość szukania.
Felicja i Aleksander natychmiast wczołgali się pod mebel gdzie siedziała siostra.
Śnieg nie był dziwny, pewnie dlatego, że wcale nim nie był.
- To mąka! - wykrzyknęli jednocześnie - Mamy ślad!
- Czy to znaczy że on sobie już poszedł? - poważnie zapytała Józia.
- Kto?- Felicja i Aleksander znowu zapytali chórem.
- No kto, kto? - Józia przedrzeźniała starsze rodzeństwo śmiesznie marszcząc przy tym pucułowatą buzię - Ten diabeł przecie!


                                                                 CeDeeN...

Komentarze

  1. Hm...trop prowadzi do spichlerza? :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. no, no, aż mnie ciarki przeszły!

    OdpowiedzUsuń
  3. Znaczy ukradła młynarzowa - bo mąka i bo diabła nie było, znaczy babę posłał :D
    A podsłuchała będąc na kawce u kucharki...

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie pisane! Nie sądziłam, że ten język mnie zainteresuje, a jednak...:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sądziłam że cokolwiek napisze "tym" językiem:D

      Usuń
  5. Melduję, że zaległe nadrobiłam. Dzieciowy - Niedzieciowy ale dobrze się czytało. Czekam na część następną.

    OdpowiedzUsuń
  6. jednak, trzeba było siedzieć za drzwiami i pilnować :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubię wplatanie w opowieść staropolskich słów lub po prostu rzadko używanych, jak np. nie kontent:)
    A że "dzieciowe" - przypominają mi się trochę "Mikołajki" czytane przez panią Irenę Kwiatkowską w radiowej trójce w pewne wakacje lat 80-tych:)
    Czekam cierpliwie na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za Mikołajkami osobiście nie przepadam. Zdecydowanie wolę opowieści G. Kasdepki:)

      Usuń
  8. Watek fajny, ale, ale, czyżby ktoś księge zjazdł?
    j

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Księga w kruchym cieście... mogło by być niezłe;D

      Usuń
  9. Ja po prostu lubię Ciebie czytać :):)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sprawa się rypła

O złamanej nodze

Bluszcz