Talent
Po raz kolejny dochodzę do wniosku że Osobistej do szczęścia potrzeba widowni. Dużej, hałaśliwej wiernopoddańczej. Takiej co by jej talent wielbiła, i wyrażała to burzą oklasków i kwiatami sypiącymi sie pod stopy. Sam talent to już insza jakby powiedział taki jeden co go znam inszość.
- Tadammmmmmmm! - Osobista uwielbiała wielkie wejścia. Nawet jeśli tylko wchodziła w skromne progi mojego domostwa.
- No - zareagowałam chyba absolutnie nie zgodnie z jej przypuszczeniami.
- Byłam na zakupach i jestem zmęczona - utalentowana uświadomiła nie tyle świat co mnie i zakręciwszy ostatniego pirueta klapnęła na sofie dokładnie obok mnie. Zupełnie jakby w domu nie było innych mebli o mniejszym zaludnieniu na metr kwadratowy. Przesunęłam się nieco bo tłoku, zwłaszcza jak siedzę i cierpię nie lubię.
- Dzisiaj?
- Wczoraj, ale zmęczona jestem nadal. I kawy bym się napiła - Osobista jęknęła i dla zmiękczenia przeciwnika zdjęła balerinki (rozmiar niestety nie mój) i zaczęła masować obolałe stopy.
- To se zrób - zezwoliłam łaskawie i zamknęłam oczy.
Osobista chwilę pofukała, pomruczała coś o bezwzględnym braku dobrych manier i zaniku pradawnych szlacheckich obyczajów z których nasza ojczyzna bądź co bądź słynęła. Z uwagi na totalny brak reakcji, rada, a raczej bardzo mało jeśli w ogóle rada poczłapała do kuchni. Boso. Bo to prawie lato przecież. Nawet motylek boso lata. Pewnie dlatego żeby nie robić hałasu i nie przysparzać mi dodatkowego bólu.
Motylki to mają wyczucie. Nie to co Ona!
- Ty też chcesz?! - wydarła się gdzieś z czeluści kuchni.
- Tak! - ryknęłam resztkami sił. Znacznie ciszej już dodałam - Spokoju...
Że niby pragnę go jak kania dżdżu. I bardziej niż kawy nawet. W obliczu wizyty wulkanu energii musiałam pragnienia odłożyć na bok i z wdzięcznością przyjąć z rąk Osobistej świeżo zaparzonego kopniaka w płynie.
- Zakupy są strasznie, ale to okropnie, wyczerpujące. Niemniej ... - Osobista zawiesiła głos niemal melodramatycznie co miała zwiastować kolejny wybuch euforii - Warto było! Nieprawdaż?
- Prawdaż - przytaknęłam. Dla świętego spokoju. Tylko i wyłącznie. Nigdy nie rozumiałam pasji Osobistej polegającej na grzebaniu w stertach ciuchów pochodzenia podobno zagranicznego aczkolwiek jak podają źródła dobrze poinformowane nie jest to normą. Zwykle z takiej wyprawy wracała obładowana niczym wielbłąd i cieszyła się jak dziecko nie mogąc się jednocześnie nadziwić jakie to perełki ludzie wyrzucają. Nie to żeby od razu wszystkie ale patrząc na, niektóre z owych klejnotów wcale się nie dziwiłam, że znalazły się tam skąd je Osobista przytargała.
- No bo zobacz! - zakupoholiczka wstała z wdziękiem i nie bacząc na fakt że mało co nie rozlała kawy na świeżutko wyprany dywan ponownie zakręciła pirueta. Miała na sobie coś kształtu bliżej nieokreślonego, w identycznym kolorze - bliżej nieokreślonym. Szata rozdziawiała się tam gdzie nie powinna i zakrywała szczelnie to co ewentualnie można pokazać światu bez obawy że dozna szoku.
- Można to nosić tak, albo tak, albo tak. Znaczy się góra do dołu, dół do góry albo zupełnie inaczej czyli tak - Osobista sprawnie manewrowała górą i dołem. Nie zmieniało to faktu, że to coś dalej nie miało kształtu ani koloru. Poza tym czułam się jakbym miała jakieś deja vu; po naszemu deżawi. Gdzieś już coś takiego widziałam. To znaczy te manewry góra dół i odwrotnie. Tylko gdzie... Olśnienie przyszło wraz z kolejnym łykiem kawy.
To nie było żadne deżawi. Żaden Czterdziestolatek trzydzieści lat później. Żadna Madzia Karwowska. Przede mną, niczym nimfa odziana w ścierkę do podłogi hasała ni mniej ni więcej tylko obdarzona niebywałym talentem do kupowania czegokolwiek Osobista.
- Tadammmmmmmm! - Osobista uwielbiała wielkie wejścia. Nawet jeśli tylko wchodziła w skromne progi mojego domostwa.
- No - zareagowałam chyba absolutnie nie zgodnie z jej przypuszczeniami.
- Byłam na zakupach i jestem zmęczona - utalentowana uświadomiła nie tyle świat co mnie i zakręciwszy ostatniego pirueta klapnęła na sofie dokładnie obok mnie. Zupełnie jakby w domu nie było innych mebli o mniejszym zaludnieniu na metr kwadratowy. Przesunęłam się nieco bo tłoku, zwłaszcza jak siedzę i cierpię nie lubię.
- Dzisiaj?
- Wczoraj, ale zmęczona jestem nadal. I kawy bym się napiła - Osobista jęknęła i dla zmiękczenia przeciwnika zdjęła balerinki (rozmiar niestety nie mój) i zaczęła masować obolałe stopy.
- To se zrób - zezwoliłam łaskawie i zamknęłam oczy.
Osobista chwilę pofukała, pomruczała coś o bezwzględnym braku dobrych manier i zaniku pradawnych szlacheckich obyczajów z których nasza ojczyzna bądź co bądź słynęła. Z uwagi na totalny brak reakcji, rada, a raczej bardzo mało jeśli w ogóle rada poczłapała do kuchni. Boso. Bo to prawie lato przecież. Nawet motylek boso lata. Pewnie dlatego żeby nie robić hałasu i nie przysparzać mi dodatkowego bólu.
Motylki to mają wyczucie. Nie to co Ona!
- Ty też chcesz?! - wydarła się gdzieś z czeluści kuchni.
- Tak! - ryknęłam resztkami sił. Znacznie ciszej już dodałam - Spokoju...
Że niby pragnę go jak kania dżdżu. I bardziej niż kawy nawet. W obliczu wizyty wulkanu energii musiałam pragnienia odłożyć na bok i z wdzięcznością przyjąć z rąk Osobistej świeżo zaparzonego kopniaka w płynie.
- Zakupy są strasznie, ale to okropnie, wyczerpujące. Niemniej ... - Osobista zawiesiła głos niemal melodramatycznie co miała zwiastować kolejny wybuch euforii - Warto było! Nieprawdaż?
- Prawdaż - przytaknęłam. Dla świętego spokoju. Tylko i wyłącznie. Nigdy nie rozumiałam pasji Osobistej polegającej na grzebaniu w stertach ciuchów pochodzenia podobno zagranicznego aczkolwiek jak podają źródła dobrze poinformowane nie jest to normą. Zwykle z takiej wyprawy wracała obładowana niczym wielbłąd i cieszyła się jak dziecko nie mogąc się jednocześnie nadziwić jakie to perełki ludzie wyrzucają. Nie to żeby od razu wszystkie ale patrząc na, niektóre z owych klejnotów wcale się nie dziwiłam, że znalazły się tam skąd je Osobista przytargała.
- No bo zobacz! - zakupoholiczka wstała z wdziękiem i nie bacząc na fakt że mało co nie rozlała kawy na świeżutko wyprany dywan ponownie zakręciła pirueta. Miała na sobie coś kształtu bliżej nieokreślonego, w identycznym kolorze - bliżej nieokreślonym. Szata rozdziawiała się tam gdzie nie powinna i zakrywała szczelnie to co ewentualnie można pokazać światu bez obawy że dozna szoku.
- Można to nosić tak, albo tak, albo tak. Znaczy się góra do dołu, dół do góry albo zupełnie inaczej czyli tak - Osobista sprawnie manewrowała górą i dołem. Nie zmieniało to faktu, że to coś dalej nie miało kształtu ani koloru. Poza tym czułam się jakbym miała jakieś deja vu; po naszemu deżawi. Gdzieś już coś takiego widziałam. To znaczy te manewry góra dół i odwrotnie. Tylko gdzie... Olśnienie przyszło wraz z kolejnym łykiem kawy.
To nie było żadne deżawi. Żaden Czterdziestolatek trzydzieści lat później. Żadna Madzia Karwowska. Przede mną, niczym nimfa odziana w ścierkę do podłogi hasała ni mniej ni więcej tylko obdarzona niebywałym talentem do kupowania czegokolwiek Osobista.
:))))) dokładnie przy zdaniu dół do góry, góra do dołu pomyślałam o Karwowskiej, którą oczywiście wielbię.
OdpowiedzUsuńWytłumaczcie biednej, chowanej bez tv babie kontekst Madzi... :)
UsuńNo to tak; Madzia to żona Stefka, matka Marka i Jagody, sąsiadka Karola i współpracownica Gajnego;)
UsuńI.Bo @
UsuńA widziałaś wczoraj jak mówiła "Mam tą w dupię"?:D
W teatrze. Widziałam......"A Marcel, to ten kolega co Marysi laptoka naprawiał" :)))
Usuńi po którym z wymienionych szorowała w górę i w dół?
Usuńno tak, ładnym we wszystkim ładnie :P
OdpowiedzUsuńNiektórzy to mają dobrze...;)
Usuńaż sobie westchnęłam
Usuńniestety, talent do wszystkiego jest potrzebny, nawet do tych rzeczy, które większości z nas wydają się banalnie proste. Pozory mylą.
OdpowiedzUsuńTylko ciekawe, że niektórzy mają tych talentów nadmiar a na takiej mnie przykładowo ktoś zaoszczędził;)
UsuńByś nie była taka skromna! ;)
UsuńGdy to czytam, na myśl przychodzi mi Świat wg Bundych: wersalka na środku pokoju, na wersalce Peggy, drzwi do chałupy otwarte, wpada Marcy, "tadaaaaam"...
OdpowiedzUsuńAle to tylko takie spontaniczne skojarzenie :)
Zaczynam żałować że nie oglądałam;)
UsuńNie żałuj, to coś w stylu kiepskich :)
Usuńnaprawdę trzeba mieć talent, żeby znaleźć coś konkretnego w tych stosach... wiem coś o tym, z własnego doświadczenia :)
OdpowiedzUsuńJasne. Tyle, że czasami można przynieść do domu potworka;)
Usuńno, szczególnie jak się nawzajem z rąk wyrywa :)
UsuńMadzię wielbię pasjami, chociaż momentami wolałabym przypominać "osobę towarzyszącą" z tego odcinka a Osobista to chyba moja bratnia dusza ,bo na moich półkach można znaleźć takie ściery:)
OdpowiedzUsuńTy to jesteś raczej Kobieta Pracująca; żadnej pracy się nie boisz;)
UsuńKupiłam kiedyś takie coś:) Tylko dlatego, żeby koleżankom pokazywać i się napawać widokiem ich osłupienia oraz obserwować jak się męczą dedukując co to i jak to się nosi. O ile mnie pamięć nie myli moje coś to była sukienka. Jak się okazało.:)
OdpowiedzUsuńMiałaś szczęście. Niektóre cosie to nawet ciężko określić czym są;)
UsuńUśmiałam się serdecznie;-)
OdpowiedzUsuńwszystkim do szczęścia potrzeba widowni. Niektórym dorosłym też. A już zdecydowanie dzieciakom. Moim na pewno, żadnej zabawy nie miały jeśli zakazywałam im chwalić się nowościami. Zakupy z "ciuchlandu", muszą być pokazane inaczej zabawy by nie było!!!!! Następnym razem wybierz się na łowy i pochwal. Ciekawy tekst zapewniony.......
OdpowiedzUsuńWszystko to prawda; widownia ważna rzecz. A jak podnosi samoocenę!;)
UsuńA ja Cie serdecznie podziwiam, sama mam wyraznie za malo empatii do takich scen;)
OdpowiedzUsuńJakoś ci nie wierzę. Kto jak kto ale ty jesteś jedną wielką empatią:)
UsuńNiespotykanie spokojna Zołza jesteś - tak filmowo skomentuję :)
OdpowiedzUsuńPozory mylą;)
UsuńNa południu Polski przebywa klon Osobistej!
OdpowiedzUsuńu mnie w domu też! Ma 9 i pół lat i ostatnio ozdobiła kask do jazdy na rowerze błękitną apaszką. Oczywiście musieliśmy podziwiać, no bo po co niby to wszystko? ; ))
UsuńJA tam Osobistą rozumiem, choć aż takiego TALENTU nie mam ;P
OdpowiedzUsuńNie każdemu po równo talenta rozdzielono;)
UsuńA może to była ścierka firmowa? Nie zauwazyłaś metki?
OdpowiedzUsuń