A'dama cz.2
A'dama nieznacznie pociągnęła nosem. Podejrzenia okazały się być słusznymi. Przykry dla zmysłu powonienia zapach, a nazywając rzeczy po imieniu po prostu smród nie pozostawiał złudzeń co do dalszego przebiegu podróży. Podobnie zresztą jak źródło owych przykrych bodźców, które Miauczyńska szybko i niezwykle trafnie zlokalizowała. Był nim ów młody, niegustownie ubrany człowiek.
- A idźże ty stąd, idź, idź - potarzała jak mantrę (w myślach oczywiście) cały czas mając nadzieję, że zadziała. W sensie odmawiana mantra przyniesie zamierzony rezultat. Młody człowiek niestety rozsiadł się wygodnie zupełnie ignorując błagalne spojrzenia i modlitwy szeptane przez prawie nieoddychającą
Miauczyńską.
- Daleko do Szczecina? - zapytała na wdechu wąsacza z gwizdkiem który napatoczył się z okazji kolejnego płota.
- Jeszcze z godzinka - odpowiedział od niechcenia, wychylił się nieco niebezpiecznie przez drzwi i odgwizdał odjazd. A'dama rozejrzała się dookoła. Twarze pozostałych podróżnych były obojętne. Zupełnie jakby skarpeciany fetor był przeznaczony tylko i wyłącznie dla jej nosa. Inna opcja; zajęci sobą, muzyką, książką, widokiem za oknem, myślami, telefonem nie zwracali uwagi na okoliczności w jakich przyszło im jechać. Pomyślała, że to może być niezły sposób. Pogrzebała w torebce i wyciągnąwszy z niej książkę zatopiła się w lekturze. To znaczy chciała. Układające się w ciągi zdań czarne literki zdawały się nie znaczyć nic. czytała nie wiedząc co czyta. Zupełnie jakby nieprzyjemny zapach rozuchwalił się na dobre i zapaskudził w sumie nie najgorszy tekst najnowszej powieści czołowej babskiej literatki.
- Dość tego - mruknęła pod nosem nieco wojowniczo i zatrzasnęła książkę.Skoro nie pomogła mantra ani błagalne spojrzenia musi załatwić sprawę po męsku. W tym samym czasie dresiarz rozejrzał się dookoła, wstał i ulotnił się zabierając ze sobą marketową reklamówkę i źródło zgniło-sfermentowanego fetoru.
- Uffffffff - westchnienie ulgi wyrwało się wcale nie niechcący z piersi Miałczyńskiej. I chyba nie tylko jej. Pozostali pasażerowie też jakby zaczęli w pełni korzystać z możliwości swoich płuc. Zniknięcie dresiarza z pola widzenia i powonienia zapewne poprawiło spirometrię kilkudziesięciu osób.
Ledwie A;dama zaczęła się przyzwyczajać do jako takiego komfortu, metaliczny głos obwieścił kolejny płot szumnie zwany stacją. Po krótkiej chwili bezruchu ciężka maszyna ruszyła zupełnie tak jak opisywał to wiele lat temu Tuwim; ospale, najpierw powoli a potem do taktu. Mniej więcej.
Chociaż może i taktownie się kołysał. Znacznie mniej taktu miała za to pewien osobnik płci babskiej, który wtargnął do przedziału, stanął i rozglądał się małymi oczkami dookoła. Szukał łupu. Miauczyńska starała się być niewidoczna, a jeśli ta sztuczka by się z powodu braku czapki niewidki nie udała to przynajmniej nieatrakcyjna, odpychająca czy wręcz ohydna. Nic z tego. Mimo usiłowań padła ofiarą baby.
- Bo ja proszę pani mam chorobę tę no... no jak to się nazywa? - zagaiła
- Lokomocyjną? - Miauczyńska podpowiedziała bynajmniej nie uprzejmie.
- Nie! - babsztyl zaprotestował - jakąś wodną. nie rzeczna, nie jeziorna...
- Morska? - A'dama powoli zaczynała tracić cierpliwość.
- O właśnie! Morską! Taką mam chorobę. Dziwną co nie? czemu morska? Na lądzie i w pociągu? - trajkotała.
Miauczyńską też to zdziwiło. Sama cierpiała na tę przypadłość ale w autobusie. Pociąg był bezpieczny. Tak samo jak auto, pod warunkiem, że siedziała z przodu, nie czytała i nie spoglądała nawet na mapę.
- I dlatego muszę siedzieć przodem. Najlepiej by było przy oknie o trudno jakoś muszę z tym żyć, co nie proszę pani. A w ogóle to posiąg lepszy od autobusu. Jest. Co nie? Jak już się siedzenie znudzi to można wstać i się przejść. Siku zrobić, jak się chce. A zawsze się chce. Prawda?
Adama przytaknęła lekko. Z reguły nie korzystała z publicznych. teraz jednak pod wpływem paplaniny współpasażerki zaczęła odczuwać na razie lekki ale jednak, ucisk na pęcherz. Zerknęła na zegarek.
Mater dei! Jeszcze co najmniej 45 minut! Do stacji. A potem jeszcze szukanie odpowiedniego kibelka. Od czego jednak siła sugesti. Wystarczy skierować myśli na inne nomen-omen tory. I rozmowę też. A może lepiej w ogóle pomilczeć? Odwrócić głowę do okna i udać, że krajobraz za szybą jest fascynujący, nie ma sobie równych. Albo liczyć mijane słupy, że niby na zlecenie GUS-u. Marzenie...
Zniecierpliwiony przedłużającą się ciszą babsztyl zakręcił się na siedzeniu, otworzył torebkę, wyciągnął z niej foliowy worek, po szeleścił i wydobył na światło dzienne jakąś szmatkę.
- Ładna - stwierdził - Prawda?
Pytanie było z gatunku retorycznych. Babsztyl zapewne nie przyjąłby do wiadomości krytyki. On już stwierdził i domagał się jedynie formalnego potwierdzenia na szczęście tylko w formie ustnej.
- ładna. taka...
- Malinowa! - dokończyła - Jeszcze nigdy nie miałam malinowej apaszki. Aż tu nagle trach. Idę, wisi, kupuję. 15 zł, a od razu lepiej się czuję. A pani? - zapytała mierząc Miauczyńskią od stóp do czubka rudej głowy.
- Co ja? - dyskomfort lustracyjny był spory.
- Nic. Tak sobie patrzę - odpowiedziała z zastanowieniem.
Miuczyńska przezornie zamilkła.
- ładną ma pani kurtkę - babsztyl znowu przemówił - Mam taką samą. I to wcale nie była tania kurtka. Nie jakieś tam marne 100 złotych, tylko 120! Prawda? Tylko, że moja jest mniej zniszczona. Bo ja mam dwie, jedną czarną jak panina, a druga taka beżową, kawa z mlekiem, kojarzy pani?
- Mniej więcej.
- No właśnie... A po co ja właściwie ją oszczędzam? Stara i głupia jestem. Prawda? - tym rem pytanie nie było retoryczna. Babsztyl zawiesił się w oczekiwaniu na odpowiedź
- Prawda - A'dama odpowiedziała szybciej niż zdążyła przemyśleć. Szybko dodane - Eeee tam... załagodziło sprawę. Babsztyl nadal pozostawał w gotowości do rozmowy.
- A ta bransoletka to chyba srebro co? Od razu widać że szlachetne, nie jakieś byleco. I walizkę ma pani ładną.Niby taka mała a pojemna. Nie za stara pani trochę na czerwone spodnie? No ja przepraszam, nie chciałam urazić ale to do razu widać, że pani nie osiemnastka. Co już pani wysiada? Nie trzeba, jeszcze ze dwie minuty a w Dąbiu to proszę pani on z 20 minut albo i lepiej stoi to jeszcze sobie zdążymy pogadać...
Przesiadka w Dąbiu była niczym zbawienie. Cały przedział wolny. Prawie. Mężczyzna zapatrzony w okno się nie liczył. A'dama pomyślała, że już na pierwszy rzut oka widać, że nie wygląda na gadułę. I miała rację. Mimo usilnych prób zagadania nie odzywał się tylko półsłówkami.; tak, nie, nie wiem, może, uhm... Oganiał się niczym koń od natrętnej muchy.
PeeS. Przepraszam ale; turyści, sezon, ogórki...
- A idźże ty stąd, idź, idź - potarzała jak mantrę (w myślach oczywiście) cały czas mając nadzieję, że zadziała. W sensie odmawiana mantra przyniesie zamierzony rezultat. Młody człowiek niestety rozsiadł się wygodnie zupełnie ignorując błagalne spojrzenia i modlitwy szeptane przez prawie nieoddychającą
Miauczyńską.
- Daleko do Szczecina? - zapytała na wdechu wąsacza z gwizdkiem który napatoczył się z okazji kolejnego płota.
- Jeszcze z godzinka - odpowiedział od niechcenia, wychylił się nieco niebezpiecznie przez drzwi i odgwizdał odjazd. A'dama rozejrzała się dookoła. Twarze pozostałych podróżnych były obojętne. Zupełnie jakby skarpeciany fetor był przeznaczony tylko i wyłącznie dla jej nosa. Inna opcja; zajęci sobą, muzyką, książką, widokiem za oknem, myślami, telefonem nie zwracali uwagi na okoliczności w jakich przyszło im jechać. Pomyślała, że to może być niezły sposób. Pogrzebała w torebce i wyciągnąwszy z niej książkę zatopiła się w lekturze. To znaczy chciała. Układające się w ciągi zdań czarne literki zdawały się nie znaczyć nic. czytała nie wiedząc co czyta. Zupełnie jakby nieprzyjemny zapach rozuchwalił się na dobre i zapaskudził w sumie nie najgorszy tekst najnowszej powieści czołowej babskiej literatki.
- Dość tego - mruknęła pod nosem nieco wojowniczo i zatrzasnęła książkę.Skoro nie pomogła mantra ani błagalne spojrzenia musi załatwić sprawę po męsku. W tym samym czasie dresiarz rozejrzał się dookoła, wstał i ulotnił się zabierając ze sobą marketową reklamówkę i źródło zgniło-sfermentowanego fetoru.
- Uffffffff - westchnienie ulgi wyrwało się wcale nie niechcący z piersi Miałczyńskiej. I chyba nie tylko jej. Pozostali pasażerowie też jakby zaczęli w pełni korzystać z możliwości swoich płuc. Zniknięcie dresiarza z pola widzenia i powonienia zapewne poprawiło spirometrię kilkudziesięciu osób.
Ledwie A;dama zaczęła się przyzwyczajać do jako takiego komfortu, metaliczny głos obwieścił kolejny płot szumnie zwany stacją. Po krótkiej chwili bezruchu ciężka maszyna ruszyła zupełnie tak jak opisywał to wiele lat temu Tuwim; ospale, najpierw powoli a potem do taktu. Mniej więcej.
Chociaż może i taktownie się kołysał. Znacznie mniej taktu miała za to pewien osobnik płci babskiej, który wtargnął do przedziału, stanął i rozglądał się małymi oczkami dookoła. Szukał łupu. Miauczyńska starała się być niewidoczna, a jeśli ta sztuczka by się z powodu braku czapki niewidki nie udała to przynajmniej nieatrakcyjna, odpychająca czy wręcz ohydna. Nic z tego. Mimo usiłowań padła ofiarą baby.
- Bo ja proszę pani mam chorobę tę no... no jak to się nazywa? - zagaiła
- Lokomocyjną? - Miauczyńska podpowiedziała bynajmniej nie uprzejmie.
- Nie! - babsztyl zaprotestował - jakąś wodną. nie rzeczna, nie jeziorna...
- Morska? - A'dama powoli zaczynała tracić cierpliwość.
- O właśnie! Morską! Taką mam chorobę. Dziwną co nie? czemu morska? Na lądzie i w pociągu? - trajkotała.
Miauczyńską też to zdziwiło. Sama cierpiała na tę przypadłość ale w autobusie. Pociąg był bezpieczny. Tak samo jak auto, pod warunkiem, że siedziała z przodu, nie czytała i nie spoglądała nawet na mapę.
- I dlatego muszę siedzieć przodem. Najlepiej by było przy oknie o trudno jakoś muszę z tym żyć, co nie proszę pani. A w ogóle to posiąg lepszy od autobusu. Jest. Co nie? Jak już się siedzenie znudzi to można wstać i się przejść. Siku zrobić, jak się chce. A zawsze się chce. Prawda?
Adama przytaknęła lekko. Z reguły nie korzystała z publicznych. teraz jednak pod wpływem paplaniny współpasażerki zaczęła odczuwać na razie lekki ale jednak, ucisk na pęcherz. Zerknęła na zegarek.
Mater dei! Jeszcze co najmniej 45 minut! Do stacji. A potem jeszcze szukanie odpowiedniego kibelka. Od czego jednak siła sugesti. Wystarczy skierować myśli na inne nomen-omen tory. I rozmowę też. A może lepiej w ogóle pomilczeć? Odwrócić głowę do okna i udać, że krajobraz za szybą jest fascynujący, nie ma sobie równych. Albo liczyć mijane słupy, że niby na zlecenie GUS-u. Marzenie...
Zniecierpliwiony przedłużającą się ciszą babsztyl zakręcił się na siedzeniu, otworzył torebkę, wyciągnął z niej foliowy worek, po szeleścił i wydobył na światło dzienne jakąś szmatkę.
- Ładna - stwierdził - Prawda?
Pytanie było z gatunku retorycznych. Babsztyl zapewne nie przyjąłby do wiadomości krytyki. On już stwierdził i domagał się jedynie formalnego potwierdzenia na szczęście tylko w formie ustnej.
- ładna. taka...
- Malinowa! - dokończyła - Jeszcze nigdy nie miałam malinowej apaszki. Aż tu nagle trach. Idę, wisi, kupuję. 15 zł, a od razu lepiej się czuję. A pani? - zapytała mierząc Miauczyńskią od stóp do czubka rudej głowy.
- Co ja? - dyskomfort lustracyjny był spory.
- Nic. Tak sobie patrzę - odpowiedziała z zastanowieniem.
Miuczyńska przezornie zamilkła.
- ładną ma pani kurtkę - babsztyl znowu przemówił - Mam taką samą. I to wcale nie była tania kurtka. Nie jakieś tam marne 100 złotych, tylko 120! Prawda? Tylko, że moja jest mniej zniszczona. Bo ja mam dwie, jedną czarną jak panina, a druga taka beżową, kawa z mlekiem, kojarzy pani?
- Mniej więcej.
- No właśnie... A po co ja właściwie ją oszczędzam? Stara i głupia jestem. Prawda? - tym rem pytanie nie było retoryczna. Babsztyl zawiesił się w oczekiwaniu na odpowiedź
- Prawda - A'dama odpowiedziała szybciej niż zdążyła przemyśleć. Szybko dodane - Eeee tam... załagodziło sprawę. Babsztyl nadal pozostawał w gotowości do rozmowy.
- A ta bransoletka to chyba srebro co? Od razu widać że szlachetne, nie jakieś byleco. I walizkę ma pani ładną.Niby taka mała a pojemna. Nie za stara pani trochę na czerwone spodnie? No ja przepraszam, nie chciałam urazić ale to do razu widać, że pani nie osiemnastka. Co już pani wysiada? Nie trzeba, jeszcze ze dwie minuty a w Dąbiu to proszę pani on z 20 minut albo i lepiej stoi to jeszcze sobie zdążymy pogadać...
Przesiadka w Dąbiu była niczym zbawienie. Cały przedział wolny. Prawie. Mężczyzna zapatrzony w okno się nie liczył. A'dama pomyślała, że już na pierwszy rzut oka widać, że nie wygląda na gadułę. I miała rację. Mimo usilnych prób zagadania nie odzywał się tylko półsłówkami.; tak, nie, nie wiem, może, uhm... Oganiał się niczym koń od natrętnej muchy.
PeeS. Przepraszam ale; turyści, sezon, ogórki...
No i proszę, pomimo wszystko budują się relacje międzyludzkie. A to jest wartością samą w sobie.
OdpowiedzUsuńJa też lubię pogadać,co zarzucają mi własne dzieci. Straszę je, że mam to po ojcu,a więc to niebezpiecznie dziedziczne. Staram się być jednak bardziej delikatny w ocenach. Staram się w ogóle nie oceniać. Pozdrawiam
Relacje międzyludzkie budują się niezależnie od naszych chęci:)
UsuńTak, ogórki to dobra wymówka, zatkać usta można ogórkami, chociaż zapachu nie zmienią...
OdpowiedzUsuńMam świeżutkie małosolne. Reflektujesz?
UsuńBoję się czytać dalej, jakoś ta Miauczyńska niepokojąco przypomina mi... siebie samą! Mam nadzieję, że posiada też jakieś miłe cechy ; ))
OdpowiedzUsuńMyślę, że posiada, chociaż z gruntu jest Zołzą;)
UsuńJuż zapomniałam jak się jezdzi pociągami. Ostatni raz jechałam pociągiem w 2003 roku.
OdpowiedzUsuńA to o tych ogórkach , turystach itp, to zamiast ":c.d.n"???
Miłego,;)
Ja też ostatnio tylko autem tyłek wożę;)
UsuńNo tak tak może wyglądać każda podroż i ta na wakacje też, o chroń nas Panie od śmierdzacych skarpet
OdpowiedzUsuńj
Precz ze śmierdzącymi skarpetami!
UsuńOj,jakbym moją teściową słyszała;/
OdpowiedzUsuńAle w senie że Miauczyńska czy jej towarzyszka?;)
UsuńTowarzyszka niestety:( ciekawa,aż wstyd.
Usuńna smród, zwłaszcza skarpetowy, jedyna rada - opuścić towarzystwo,bo ani myśli o maciejce, ani super romansidło etc., nie dadzą z mu rady.
OdpowiedzUsuńGadulstwo chyba jednak nie jest gorsze o smrodu, ale bywa nie do zniesienia. Jest wiele gaduł, które szukają ofiary.
Pięknie to napisałaś:)
Tylko czy Miauczyńska wygląda na ofiarę? Hmmmm...;)
UsuńDzięki Ivo:)
Po zaliczeniu takich i podobnych okoliczności podróży- można poczuć radość wysiadania
OdpowiedzUsuńna peronie obojętnie jakim.Serdecznie pozdrawiam.
Na tyle, na ile znam Miauczyńską, a znam dobrze, odczuła wręcz ulgę;D
UsuńNajgorsze, że w takich wypadkach nie umiem zwiewać. Zamieniam się w słuch, i nawet nie wiem czy na przesiadke miałabym siłę. Słowo ludzkie ma taka moc!Zapach, a raczej fetor za to działa na mnie pobudzająco, uciekam w popłochu:)))
OdpowiedzUsuńNo właśnie ja też... Niby taka wyszczekana a jak przyjdzie co do czego to siedzę i słucham;D
UsuńNajeździłam się pociągami okropnie dużo- nic o związane z PKP nie jest mi obce :) Świetna znajomość realiów "))
OdpowiedzUsuńJednorazowa podróż po kilkunastu latach nie korzystania z PKP to jeszcze nie znajomość, ale...;)
UsuńW środkach komunikacji miejskiej też niejedno można wywęszyć!
OdpowiedzUsuńZapewne. Na szczęście nie jestem skazana;)
UsuńBardzo lubie tutejsze pociagi, zarowno te na dalsze trasy jak i codzienne metro zwane subwayem. Moim zdaniem jest jakis urok w pociagach:))
OdpowiedzUsuńPewnie masz rację. I do pewnego stopnia uległam nawet temu urokowi... Skończył sie z chwilą wejścia do toalety:D
UsuńKocham podróże koleją. Niestety na prowincji ich malutko. Hihihhihihi, z panią Miauczyńską czasami mogę się utożsamić :p
OdpowiedzUsuńJa Martku tez z prowincji;)
UsuńJa też z prowincji. Przynajmniej kiedyś, ale nie zapomniałam:) A podobno nos jest organem który się najszybciej przystosowuje. Ściema! Kiedy przyszło nam nocować obok gigantycznych zakładów rybnych, to smród podpsutych ryb nie dał nam spać całą noc. Dopiero kiedy wiatr zmienił kierunek, mogliśmy zasnąć. I wcale nie trzeba mieć nadwrażliwego nosa, żeby przeżywać tortury... Pozdrówka
UsuńMój pies wytarzał się wczoraj w jakimś świństwie. Dwa razy ja kąpałam. Przyzwyczajenie się do smrodu jest więc również w moim przypadku niemożliwe;)
Usuńcałe szczęście,że nie muszę już pociągami jeździć:)))ale Starsza i Mauż a i owszem..narzekają głównie na zamknięte okna..teraz w upał..masakra..
OdpowiedzUsuńo węchu, nad wyraz wrażliwym, nic nie rzeknę,bo ..całe szczęście,że głównie samochodem i rowerem się poruszam!!!
Mnie też jeżdżenie pociągami nie pociąga. Czasami jednak dla dobra sprawy trzeba;)
UsuńW pociągach bywam wyjątkowo nierozmowna, zawsze mam książkę czy laptopa, ale kiedy ktoś ciekawie zagadnie, bywają to najprzyjemniejsze rozmowy z szeregu tych, które się odbywa na co dzień :)
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje, że zagadywany pan też nie będzie miał ochoty rozmawiać, czy się mylę?
pozdrowienia!
iw
Podczas ostatniej podróży przeczytałam aż 2 książki! W normalnych, domowych warunkach, raczej nie znalazłabym na to czasu:)
UsuńNie lubię rozmów w pociagach. nie lubię takich akakujących bab...kilka razy przezyłam. Nasłuchałam się o sąsiadach, których nigdy na oczy nie widzialam...z drugiej strony takie pociagowe dręczneie innych rozmowami może przynieśc ulge temu, kto na codzien nie ma z kim pogadać i z kim sąsiadow obgadać. taki gościu z pociagu jest bezpieczny, nie doniesie nikomu kogo obgadujący obgaduje. można jęzor popuścić:))
OdpowiedzUsuń